Książka ta pojawiła się kilka miesięcy temu, a dotychczas jakoś nie zagrzmiało o niej na Kaszubach. Wielka szkoda. To jedno z niewielu dzieł we współczesnej literaturze polskiej („nieregionalnej”), które pełnym głosem opowiada o mieszkańcach Kartuz i okolicznych wsi.
Nie znajdziemy tu jednak ani języka kaszubskiego, ani regionalnej martyrologii, bohaterki nie ubierają się w stroje ludowe i nie podkreślają swojej regionalnej tożsamości.
A jednak jest to opowieść kaszubska z krwi i kości, tak bardzo, że nie potrzebuje dodatkowych zdobień.
I – co warto podkreślić, nie jest to biografia działacza, monografia wsi czy popularnonaukowa analiza zwyczajów. To pełnowymiarowa powieść. W księgarni ustawiona na półce opatrzonej podpisem: „literatura piękna”.
„Nieczułość” Martyny Bundy
Osadzona jest w realiach kaszubskiej wsi, położonej gdzieś miedzy Kartuzami, Chmielnem i Staniszewem, dokładnie rzecz biorąc: akcja powieści toczy się głównie w miejscu (wymyślonym) zwanym Dziewczą Górą, choć autorka czasem czyni „wycieczki” np. do Kartuz czy Sopotu.
Już na pierwszych stronach powieści poznajemy trzy siostry: Gertę, Trudę i Ildę, a także ich matkę – Rozelę oraz babkę – Otylię. Martyna Bunda opowiada historię rodziny – głównie trzech sióstr, zaczynającą się w latach trzydziestych XX wieku, kończącą zaś w czasach bliżej nieokreślonych, bliskich współczesności. Zasadnicza część tej opowieści zaczyna się w 1945 roku, od wejścia Rosjan (przejmujący opis tragicznego losu kaszubskich kobiet, i tego, jaki traumatyczny wpływ te przeżycia miały na dalsze losy jednej z głównych bohaterek), kończy gdzieś w latach siedemdziesiątych XX wieku.
Polska Ludowa po kaszubsku
Kobiety prowadzą czytelnika przez czasy Polski Ludowej. Mężczyźni są gdzieś obok, zazwyczaj gdy się pojawiają, zwiastuje to kłopoty. Do wsi docierają echa wydarzeń w Polsce – mamy wątek budowy Gdyni, wojny, opozycji antykomunistycznej, odwilży 1956 roku, Grudnia 70. I zazwyczaj to właśnie mężczyźni są tymi, którzy – nieraz w sposób dramatyczny, doświadczają tego, co dzieje się gdzieś tam, daleko… Gospodynie z Dziewczej Góry mają inne zadanie – trwać, godnie, niezłomnie i uporczywie. Bić świniaki, hodować pawie, ciężko pracować, kochać. Samodzielnie zmagać się z losem, i wspierać się w tym zmaganiu. Choć mowa jest o kobietach raczej słabo wykształconych, oddanych swym mężom (i kochankowi), przejmujących się tym „co ludzie powiedzą”, to przecież powieść tę można nazwać feministyczną.
I trzeba wyraźnie zaznaczyć, że nie historia, nie polityka jest głównym tematem książki. Jest nim przede wszystkim relacja trzech sióstr i ich matki. Relacja wobec siebie nawzajem i wobec tego, co dzieje się wokół – począwszy od wsi, przez najbliższe miasteczko – Kartuzy, Sopot, skończywszy na echach z wielkiego świata, o których już wspomniałem.
Szorstka i gładka w dotyku
Recenzenci zazwyczaj przypisują sobie prawo do ocen. Jak ocenić tę książkę? Można na przykład ją zaliczyć do tych, które powodują u czytelnika, po skończeniu lektury, odczucia ambiwalentne. Nie, nie chodzi tu o to, czy książka była dobra, czy zła. Ambiwalencja uczuć dotyczy czegoś zupełnie innego. Stanu, w jakim ta historia, urwana niespiesznie, jakby usypiała, pozostawia człowieka. Niby fajnie, że taka oto zwyczajna, ale przejmująca w swojej prostocie opowieść, ale to przemijanie… Młode dziewczyny, dojrzałe kobiety, staruszki, emocje, miłość, ból, tyle tego, a przecież wraz z ostatnimi wersami to wszystko jakby kładło się do snu, i zdawało się już nie mieć znaczenia. Jak to nie mieć znaczenia? To po cóż było czytać, zawalić obowiązki w domu i pracy, dopóki lektura nie była skończona? Cała ta wyprawa na Kaszuby w dobie PRL-u, emocje, jakimi czytający obdarza bohaterki, to wszystko po nic? A jak miałoby być inaczej… Ludzie żyją, umierają, i tyle. Tak jest w powieści, bo tak jest w życiu. Chciałoby się jeszcze spędzić jakiś czas z Trudą, Gerta i Ildą, ale ich czas mija.
Trzeba więc zadać inne pytanie: po co właściwie toczą się życiowe opowieści, na kartach książek, na kartach samego życia? Po coś czy po nic? Czy to wszystko, co dzieje się dzisiaj, straci znaczenie jutro, pojutrze?
I taka właśnie ambiwalencja uczuć towarzyszyła mi po przeczytaniu „Nieczułości”. Trudno powiedzieć czy dobrze jest z nią człowiekowi, czy źle. Być może podobna, tak samo niejednoznaczna – refleksja zarazem szorstka i gładka „w dotyku”, towarzyszy każdej dobrze napisanej i ważnej książce.
Nieczułość obnażona
Tak czy inaczej „Nieczułość” – dla wielu Kaszubów i kaszubofilów, to lektura niemalże obowiązkowa. Dlaczego? Bo tytułowa „nieczułość” – jako cecha mieszkańców tej ziemi, często jest postrzegana jako nieufność, postawa zamknięta, nieprzystępność. Martyna Bunda obnaża tę „nieczułość”, zdziera z niej wszystkie sukienki, pokazuje, że kryją się pod nimi gorące serca, jak trzeba – pełne temperamentu i uporu. Kaszubskie serca, rzecz jasna. Szorstkie i gładkie zarazem.
***
Martyna Bunda, „Nieczułość”, Wydawnictwo Literackie, 2018.
