Kaszubskie jeziora – to znak rozpoznawczy naszego regionu. Zazwyczaj chwalimy się tymi największymi – tak zwanym Raduńskim Kółkiem lub Wdzydzkim Krzyżem. Rzeczywiście, te akweny są piękne ale… w trakcie sezonu zbytnio – jak na mój gust, oblegane przez turystów.
Osobiście nie przepadam za wędrówkami wzdłuż ich brzegów w sezonie. Zresztą poruszanie się brzegiem najpopularniejszych jezior kaszubskich bywa mocno problematyczne. Mimo zakazu grodzenia, brzegi są często niedostępne ze względu na stojące płoty. Kolejne działki rekreacyjne, zabudowania, domki letniskowe utrudniają marsz i powodują, że trudno tu znaleźć cichy zakątek.
Dlatego zwracam się ku mniej znanym kaszubskim jeziorom – mniejszym, znajdującym się wśród lasów, gdzie na brzegu można w spokoju zanocować, kładąc się na karimacie, rozwieszając nad głową małe zadaszenie (nie mylić z namiotem – wszak biwakowanie i obozowanie w miejscach do tego niewyznaczonych jest w zabronione w Lasach Państwowych). W ciągu ostatnich kilku lat uzbierało się wspomnień, ulubionych „miejscówek”, gdzie poczuć można rytm natury.
Dziś oddaję do rąk Czytelników mój osobisty przegląd jezior kaszubskich – tych, które niegdyś odwiedziłem i pozostawiły po sobie dobre wspomnienia. Niektóre z nich odwiedzam regularnie. Nie znajdziecie ich (w większości) w przewodnikach turystycznych.
Nie ukrywam, że piszę o tym z duszą na ramieniu. Mam wątpliwości – czy publikując mapy, podając wskazówki dojazdu nie spowoduję, że następnym razem znajdę tam sterty śmieci, połamane drzewa, zastanę parkujące samochody i wrzeszczących biwakowiczów? Mam nadzieję, że tak nie będzie, że moi Czytelnicy – jeśli zapragną skorzystać z moich doświadczeń, będą potrafili zachować się w lesie. Czyż nie? Zresztą… Nie ujawniam miejsc ukrytych, zakazanych, nie ujawniam tajemnic. Te jeziora są, i będą, a kto będzie chciał do nich dotrzeć, ten zapewne nie będzie ze sobą targał zgrzewki piwa, wieży stereo i i grilla. Jakby chciał to zrobić, to i tak by zrobił, bez mojego artykułu.
Do rzeczy więc: oto jak najbardziej subiektywny przegląd miejsc, gdzie wciąż można usłyszeć głosy ptaków, szum wiatru i plusk fal. Do poniższej prezentacji wybrałem takie kaszubskie jeziora, przy których nie słychać ruchliwych szos, zgiełku miasteczek lub wsi, a spotkanie z drugim człowiekiem należy raczej do rzadkości. I nie mam na myśli leśnika czy miejscowego grzybiarza lub wędkarza – bo tych spotykałem wszędzie i nie stanowiło to dla mnie większego problemu, wręcz przeciwnie. Pisząc o niechcianych spotkaniach z drugim człowiekiem raczej myślę o hałaśliwych „masowcach”.
Zaczniemy więc od północy Kaszub – od jeziora Borowo. Kolejne miejsca – urocze jeziora, mogą stanowić przystanki dla wytrwałego wędrowca, który będzie zmierzał na południe. W ten sposób – poznając kaszubskie jeziora, można przemierzyć Kaszuby od Wejherowa do Borów Tucholskich.
Jezioro Borowo
Możemy tu dojechać samochodem (przez Nowy Dwór Wejherowski) lub dojść pieszo. Odległość z Wejherowa: 8,5 km, jeśli wybierzemy trasę pieszą przez las, potrzebna będzie „głowa na karku” i podstawowa umiejętność orientacji w terenie. Możemy też iść czerwonym szlakiem „Wejherowskim” – nie zgubimy się, ale nadłożymy drogi – 13,5 km. Na miejscu, kilkadziesiąt metrów od brzegu jeziora, zastaniemy pole biwakowe. Możemy całkiem legalnie rozbić namiot i rozpalić ognisko w miejscu do tego wyznaczonym. Zdarza się, że spotyka się tu rozwrzeszczane towarzystwo na plaży lub przy ognisku – ale tylko w upalne, słoneczne, letnie dni. Poza sezonem, w tygodniu prawdopodobieństwo takiego niezbyt pożądanego (przynajmniej dla mnie) spotkania jest bliskie zeru.
Jezioro całe jest otoczone lasem – Trójmiejskim Parkiem Krajobrazowym. Ciekawostką jest kolor piasku na dnie i niekiedy wody – to kolor brunatny. Bierze się z faktu, że w pobliżu znajdują się liczne torfowiska, z których (niestety) wypłukiwana jest woda, która ostatecznie trafia do jeziora. Co warto zaznaczyć – nie jest to żadne zanieczyszczenie, spokojnie można w jeziorze zażyć kąpieli.
Pole biwakowe jest położone w lesie, w oddaleniu od drogi asfaltowej, mówiąc krótko – jest bardzo sympatyczne. Zazwyczaj gdy tu nocowałem, byłem na nim jedynym gościem.
Jezioro Okuniewko, Jezioro Lubygość,
Stacja Turystyczna Lubygość
Lasy Mirachowskie, zwane również Puszczą Mirachowską. Najpiękniejsze jesienią. Do miejsca, które polecam, dotrzemy z Mirachowa, kierując się do pobliskiej leśniczówki. Możemy dojechać samochodem lub dojść pieszo szeroką szutrową drogą (3,5 km., miejscami będziemy szli lub jechali po starym, zniszczonym asfalcie).
Obok leśniczówki znajduje się Stacja Turystyczna Lubygość. Można tu legalnie rozbić namiot i rozpalić ognisko, warto jednak wcześniej telefonicznie zapowiedzieć się u leśniczego (Leśnictwo Mirachowo). Przy okazji należy zapytać, czy w danym terminie Stacja nie będzie wynajęta pod jakąś imprezę komercyjną lub kulturalną (latem odbywa się tu Blues w Leśniczówce – wówczas z pewnością spokoju tu nie zaznamy, choć sam koncert także wart jest by na niego przyjechać).
Teren jest duży, znajduje się tu kilka wiat, scena i tzw. domek myśliwski – koła łowieckie czasem również organizują tu swoje imprezy. Jeśli jednak wybierzemy termin poza wszelkimi spędami, na noc najprawdopodobniej zostaniemy sami, zaś w ciągu dnia – o ile będzie ładna pogoda, będą się w pobliżu przechadzać spacerowicze. To jednak mi w tym miejscu nigdy nie przeszkadzało – zawsze wybierałem sobie miejsce gdzieś z boku, gdzie nikt specjalnie się nie kręcił.
W oddaleniu około jednego kilometra znajduje się jezioro Lubygość, zwane również Lubogoszcz. Swoją nazwę zawdzięcza legendzie: kąpała się nago w jeziorze piękna córka starego Miracha, gdzie zastał ją młody przystojny myśliwy, a ona zamiast piszczeć i wyzywać od zboczeńców, przywitała go słowami: „Witam cię mój luby gościu”.
Szczerze mówiąc, zawsze, kiedy odwiedzam to miejsce to tli się we mnie nadzieja na podobne spotkanie. Ale legendy mają to do siebie, że się nie dzieją naprawdę.
Jezioro Lubygość (uwaga – to rezerwat, więc zachowujemy się, jak w rezerwacie) możemy obejść dokoła, wspinając się po drodze na punkt widokowy Szczelina Lechicka, odwiedzając rekonstrukcję bunkra partyzanckiego oraz rzucając okiem na grotę, która powstała na skutek wydobywania żwiru i piasku, jest więc pochodzenia antropogenicznego. Taki spacer, który zacznie się i skończy w Stacji Turystycznej, zajmie nam około 2-3 godzin.
Więcej o tym terenie i trasie spaceru – czytaj TUTAJ
Jednak nie to jezioro jest moim ulubionym w tej okolicy. Faworytem jest jezioro Okuniewko. Większe oczko wodne (lezy już poza rezerwatem, co ma znaczenie, jeśli chciałoby się spędzić u jego brzegu noc pod gwiazdami), całe jakby zatopione jest w lesie. Atmosfera, jaka tu panuje działa jak ładowarka na telefon. Człowiek, po spędzeniu tu godziny lub doby, wraca do domu naładowany taką energią, że niemal świeci w ciemności, a na pewno promienieje uśmiechem. Tym bardziej, że wokół Okuniewka rośnie sporo grzybów – głównie koźlaków, ale zdarzają się również i borowiki.
Jezioro Wielkie
To mocne uderzenie. Piękno i majestat tego maleńkiego (ktoś je nazwał „Wielkim”, chyba dla żartu) jeziora, a zarazem cisza i spokój, jaka tu panuje, poraża i zapiera dech w piersi. Coś tu wisi w powietrzu, tylko trudno powiedzieć, co… Coś niepokojącego i pociągającego zarazem. Znajduje się tutaj rezerwat (w jego obrębie nie nocujemy, nie chodzimy poza wyznaczonymi ścieżkami i szlakami). Jedna z dróżek prowadzi do pomostu na jeziorku, z którego widać… To, co na zdjęciach. Ja na tym pomoście mogę siedzieć godzinami.
Nazwa Kurze Grzędy wzięła się stąd, że kiedyś tu żyły głuszce, jednak zostały wytępione przez ludzi, zlikwidowano ich siedliska, a dzieła zniszczenia dokonały lisy, które wyjadały jaja. W efekcie po tych pięknych ptakach pozostała tylko nazwa rezerwatu.
Trafimy tu idąc piechotą z szosy asfaltowej prowadzącej od leśniczówki w Mirachowie do miejscowości Kamienica Szlachecka. Jeśli zaparkujemy w odpowiednim miejscu, w którym znajduje się tablica informująca o rezerwacie, droga do samego jeziorka nie zajmie nam więcej niż kwadrans. Warto pomyśleć o noclegu gdzieś w pobliżu (powtórzę: poza rezerwatem), żeby jeszcze przed świtem zasiąść wygodnie na pomoście…
Jezioro Wielkie Łąki
Do „grzybka” czyli parkingu leśnego przy szosie Prokowo – Sianowo z charakterystyczną wiatą, możemy dojść z Kartuz czerwonym szlakiem „Kaszubskim” (12 km) lub dojechać samochodem (z Kartuz – 8 km). Ruszamy na południe; wygodna, dość szeroka i pełna uroku droga leśna znajduje się po przeciwnej stronie szosy, prowadzi na południowy zachód. Idziemy mając brzeg jeziora po prawej stronie. Po kilku minutach będziemy mijać położoną tuż przy brzegu drewnianą chatę, która na niektórych mapach jest oznaczona jako „Stacja Turystyczna Majka”. Nie dajmy się zwieść pozorom. Obiekt jest w zarządzie Lasów Państwowych i nie jest udostępniany turystom… Albo inaczej: jest udostępniany, ale tylko wyjątkowym turystom. W lecie ktoś tu wypoczywa, ale tajemnica, według jakiego klucza udostępnia się ten obiekt, jest pilnie strzeżona przez pracowników Nadleśnictwa Kartuzy (a może ich zwierzchników z Gdańska). Tak czy inaczej, szary człowiek nie ma co liczyć na gościnność w tym miejscu. Podobnie nie należy dać się zwieść oznaczeniom na mapach: „pole namiotowe” w tym miejscu. Nic takiego tu nie ma, a rozbicie namiotu i rozpalenie ogniska zapewne mogłoby się wiązać z nieprzyjemnościami ze strony leśników.
Idziemy więc dalej, dość wygodną, ścieżką możemy okrążyć jezioro. Z początku słyszymy odgłosy szosy, ale jezioro to ma przewężenie (widoczne na załączone mapie), co przy jego południowo-zachodnim brzegu skutecznie tłumi odgłosy szosy znajdującej się po przeciwległej stronie. Tak, przy południowym brzegu – zarośniętym i dzikim, rzeczywiście jest spokój i cisza. Dość intrygująco prezentuje się także wyspa na tym jeziorku. Sam jeszcze jej nie odwiedzałem, wydaje się być w zasięgu dopłynięcia wpław. Jak widać, niektóre przygody jeszcze przede mną…
Obejście jeziora wokół zajmie godzinkę. Wracając, żeby zamknąć „kółko” i dojść do „grzybka”, trzeba będzie ok. 300 metrów iść krętą szosą bez chodnika i pobocza. To dość niebezpieczne i trzeba uważać, miejscowi gnają tu po serpentynach jak szaleni.
Przy szosie znajduje się kapliczka. Na niektórych mapach jest opisana jako „miejsce ucieczki więźnia Marszu Śmierci”. Sprawy jeszcze dokładnie nie wyjaśniałem, ale faktem jest, że trasa tragicznej ewakuacji obozu koncentracyjnego Stutthof, która miała miejsce na przełomie stycznia i lutego 1945 roku, przebiegała przez oddaloną od tego miejsca o ok. 7 km wieś Pomieczyno. Jak wiadomo, wielu więźniów w Pomieczynie zdołało uciec z kolumn marszowych. Czy jeden z nich dotarł tutaj i został w tym miejscu zabity lub zmarł z wycieńczenia? Przyjdzie czas, żeby i na to pytanie znaleźć odpowiedź.
Jezioro Kleszczówko
Byłem w tym miejscu tylko raz, kiedy wędrowałem z Grzybowskiego Młyna do Ostrzyc. Trafiłem tu kierując się strzałkami („bunkier partyzancki”), schodząc z czerwonego Szlaku Kaszubskiego (między Łubianą a Grzybowem). To miejsce mnie tak urzekło, że pozwalam je sobie włączyć do niniejszego przeglądu.
Oprócz uroczego oczka wodnego z pomostem w kształcie litery „T”, stała również tablica informująca, o tym, że znajduje się tu bunkier partyzancki Tajnej Organizacji Wojskowej Gryf Pomorski z okresu II wojny światowej. Znajduje albo raczej…. znajdował. Przeszukałem dość dokładnie teren i nie znalazłem – myślałem, że tak jak w innych miejscach na Kaszubach, natknę się tu na rekonstrukcję drewnianej budowli. Nic z tego. Sama tablica zaś, dwa lata temu była już przegniła i kulawa. Czy jeszcze stoi?
Tak czy inaczej jeziorko (ponoć prywatne), jest niezwykle urokliwe i wspaniale nadaje się do wykorzystania jako miejsce odpoczynku – jak na załączonym obrazku.
Jezioro Wałachy
W zasadzie nie jedno jeziorko, a cały szereg oczek wodnych – począwszy do bagienek, skończywszy na całkiem sporym akwenie noszącym nazwę „Wałachy”. Dotrzemy tu na piechotę niebieskim szlakiem z Wdzydz Kiszewskich (ok. 4 km).
W suchym borze, tak charakterystycznym dla całych Borów Tucholskich, gdzie niepodzielnie króluje sosna, nagle przed naszymi oczami pojawiają się urocze bagienka (kiedyś się mówiło: „uroczyska”, i nie chodzi tu o urodę miejsca tylko o uroki, siły nieczyste – ładne słowo, szkoda że tak rzadko używane).
Na jeziorze Wałachy odrobinę psuje nastrój tablica ostrzegająca, że nie wolno tu łowić ryb, a jezioro jest, najwyraźniej – prywatne.
Poza tym – pięknie. Kto zdecyduje się na nocleg pod chmurką w tym miejscu, niech uważa na Borówca, Maniewida czy Mumocza, wszak te kaszubskie duchy upodobały sobie takie miejsca i mogą w nocy przechadzać się w pobliżu. Nie należy ich niepokoić, wówczas nie powinny wyrządzić krzywdy.
Jezioro Przywłoczno
Ktoś powie, że jezioro jakich pełno w okolicy (2 kilometry od wsi Olpuch, szeroką drogą, najlepiej zapytać miejscowych lub iść z mapą). Być może pełno ich, ale ja akurat w tym roku wybrałem na nocleg to miejsce, i nie żałuję. Kawałek plandeki (tzw. tarp – patrz zdjęcie) nad głową, nad samym brzegiem i cudowny świt. Więcej nie mi do szczęścia trzeba.
Przechodząc widziałem na północnym brzegu coś w rodzaju leśnego pola biwakowego. Jakaś parka paliła ognisko, dojechali tam samochodem, rozbili sobie namiot. Z tego, co się dowiedziałem od miejscowych, rzeczywiście, można tam dojechać samochodem, z paleniem ogniska nie byłbym już taki pewien. Tak czy inaczej, ja wybrałem samotność w olszynie, jak na załączonym zdjęciu.
Miło, bardzo miło wspominam świt nad jezioro Przywłoczno, a sama miejscówka spełnia wszystkie kryteria włączenia do niniejszego przeglądu.
Jezioro Zmarłe
Swoją nazwę zawdzięcza… Wysłuchałem dwóch historii na ten temat. Według pierwszej – w zimie, po tafli zamarzniętego jeziora jechała na saniach młoda para, lód się załamał i młodzi spoczęli na dnie. Według drugiej opowieści – na brzegu był kiedyś cmentarz, ale został zniszczony podczas pierwszej wojny światowej.
Tak czy inaczej, jezioro jest jednym z moich ulubionych na Kaszubach, na świecie i w kosmosie. Znajduje się w sercu Borów Tucholskich i – jak to zwykle bywa na tym terenie, stanowi niezwykle miłą odmianę dla kogoś, kto ma już dosyć sosny, sosny, sosny, sosny…
Tu także kontemplowałem okoliczności przyrody o świcie, jak widać na załączonych zdjęciach. Zresztą… Świt nad takim jeziorem to doświadczenie niemal mistyczne. Człowiek czuje że żyje.
W odległości około jednego kilometra od jeziora znajduje się miejscowość Laska, a w niej pole biwakowe z przystanią kajakową (Zbrzyca). Można tam rozstawiać namioty, palić ognisko. Samo jezioro stamtąd jest na wyciągnięcie ręki, wiec nie ma problemu, żeby być tu już przed świtem, i czekać…
Relację z wyprawy nad jezioro Zmarłe znajdziesz TUTAJ.
Jezioro Bardze Małe i Bardze Duże
Na koniec lądujemy na samym południu Kaszub, w okolicy miejscowości Babilon. Jest tu dużo jezior, ja jednak upodobałem sobie dwa z nich: Bardze Małe i Bardze Duże. Bardze Małe – mniejsze, objęte jest ochroną rezerwatową (nie schodzimy ze ścieżki, zachowujemy się wyjątkowo kulturalnie i dyskretnie). Bardze Duże nadaje się – jak widać, do noclegowania (oczywiście nie do „obozowania” czy „biwakowania”, które – jak wspominałem, w Lasach Państwowych jest zabronione). Jezioro Bardze Małe od wschodniej strony przylega do szosy prowadzącej z Chojnic do Konarzyn, tam też – przy szosie, znajduje się parking leśny. Ja wybrałem zachodni kraniec jeziora, żeby być jak najdalej od szosy. W nocy słyszałem samochody, nawet widziałem światła reflektorów. Jednak nie bardzo mi to przeszkadzało. A gdy otworzyłem oczy, zobaczyłem wschód… Jak na załączonym obrazku. Tak, piszę o świcie nad jeziorem już po raz trzeci w tym artykule. Bo nie mogę się wprost powstrzymać, żeby o nim nie napisać.
Relację z wędrówki z noclegiem nad jeziorem Bardze Małe – znajdziesz TUTAJ.
Na koniec takie oto pytanie: po co chodzić spać do lasu, nad kaszubskie jeziora, jak bezdomny czy jakiś… Nie lepiej sobie pospacerować i przed nocą wrócić do domu? Po co to wszystko?
Na to pytanie bardzo ładnie odpowiada moja żona, Edyta Słomczyńska. Posłuchajcie…