Dzik na zniknąć z polskich lasów, i stanie się to w najbliższych tygodniach. Myśliwi mają niemal całkowicie zlikwidować ten gatunek w całej Polsce do 30 marca. Jak sami mówią: „w polskich lasach rozpoczęła się rzeź dzików”.
W obronie polskiej świni
„Depopulacja” dzika w Polsce – czyli, inaczej mówiąc: niemal całkowite wystrzelanie tych zwierząt, ma nastąpić na skutek śmiertelnego zagrożenia dla trzody chlewnej w Polsce, jakie niesie ze sobą wirus afrykańskiego pomoru świń (ASF). Dziki, głównie pochodzące zza naszej wschodniej granicy, roznoszą tę chorobę, która pojawiła się już nie tylko na wschodzie kraju, lecz także po zachodniej stronie Wisły. Martwe osobniki znajdywane są pod Warszawą.
W zeszłym roku próbowano różnych środków, między innymi zwiększano odstrzał dzików w województwie podlaskim, były minister środowiska zezwolił nawet na odstrzał tych zwierząt w parkach narodowych – wszystko w imię (rzekomej lub rzeczywistej) walki z ASF.
Zdaniem samorządu rolniczego, dotychczasowe działania myśliwych są jednak nieskuteczne i potrzebne są bardziej radykalne środki. Czyli: wystrzelanie niemal wszystkich dzików w Polsce, i to natychmiastowe wystrzelanie – sezon polowań na te zwierzęta trwa do 20 marca.
Strzelać!
Samorząd zawodowy rolników zwrócił się o to do rządu w zeszłym roku. Został powołany specjalny Zespół Kryzysowy, który w tym roku wydał specjalne rekomendacje. Rekomendacje, decyzją ministra środowiska, stały się obowiązujące dla Lasów Państwowych i Polskiego Związku Łowieckiego. W myśl tych postanowień, myśliwi mają czas do 30 marca, żeby doprowadzić do stanu: 1 dzik na 1000 hektarów. A Lasy Państwowe mają za zadanie odstrzał taki ułatwić, pomóc w jego organizacji.
– Nie pozostaje nam nic innego, jak zastosować się do polecenia naszego bezpośredniego przełożonego, czyli ministra środowiska – na łamach Gazety Wyborczej Trójmiasto tłumaczy Anna Malinowska, rzeczniczka Lasów Państwowych. Podobnie jest z Polskim Związkiem Łowieckim – myśliwi po prostu wykonują w tej mierze polecenia rządu.
Co w praktyce oznacza proporcja: 1 dzik na 1000 hektarów? W jednym z obwodów łowieckich obok Trójmiasta, bogatym w dziki, liczącym 13 tysięcy hektarów, zazwyczaj było ok. 500 sztuk tych zwierząt, z czego mniej więcej połowę myśliwi „pozyskiwali”, a połowę pozostawiali. Tzw. stado podstawowe liczyło więc 200-250 sztuk zwierząt. Teraz muszą wystrzelać wszystkie te dziki, za wyjątkiem… trzynastu sztuk. To obrazuje skalę rozpoczynającego się właśnie w całej Polsce odstrzału.
Myśliwi nie chcą rzezi
Z tego, co udało nam się nieoficjalnie ustalić, zdecydowana większość myśliwych nie chce dokonywać takiej – jak mówią: „rzezi”. Tym bardziej, że obecnie lochy są ciężarne (gody dzików odbywały się w listopadzie i grudniu). Strzelanie do ciężarnych samic jest sprzeczne z ich etyką.
Polski Związek Łowiecki na razie nie zabiera głosu w tej sprawie. Natomiast myśliwi, z którymi rozmawialiśmy, nie chcą ujawniać swoich nazwisk. Sprawa rozbija się o rząd, politykę, poza tym jest kompletnie przykryta medialnym sporem o ustawę Prawo łowieckie, kłótnią z ekologami. Nie przebierają w słowach, mówią: „tymczasem, po cichu właśnie zaczyna się w lasach prawdziwa rzeź”.
Ekolodzy: ogromna wątpliwość
Również ekolodzy bardzo krytycznie wypowiadają się na ten temat – i to w oficjalnych komunikatach. Jak czytamy w Dzisiejszej Gazecie Wyborczej Trójmiasto: – Uważamy, że wystrzelanie niemal całej populacji dzika w Polsce budzi ogromną wątpliwość z punktu widzenia zarządzania populacjami zwierząt. Próba likwidacji niemal całej populacji dzika, jako głównego sposobu na walkę z chorobą pokazuje bezradność polskich służb sanitarno-weterynaryjnych, które nie radzą sobie z systemem kontroli i zabezpieczania hodowli. Przy całej tej bezradności ludzi dzik stał się przysłowiowym kozłem ofiarnym – mówi Katarzyna Karpa-Świderek, rzeczniczka WWF Polska.
***
Korzystałem m.in. z: Tomasz Słomczyński, To prawdziwa rzeź, Gazeta Wyborcza Trójmiasto, 13 lutego 2018.