Gdańsk jako miasto proniemieckie, którego władze odwołują się do tradycji Wolnego Miasta z lat trzydziestych ubiegłego wieku, z czasów III Rzeszy? Pojawiły się takie głosy w przestrzeni publicznej. Środowisko naukowe i kulturalne Gdańska, a także wielu mieszkańców zdecydowanie protestuje przeciwko takim opiniom.
Już ponad 2300 osób podpisało petycję –
List protestacyjny przeciwko dyskredytowaniu Gdańska i jego mieszkańców oraz próbie zawłaszczania Westerplatte.
Wśród sygnatariuszy petycji znajduje się wielu przedstawicieli świata nauki, m.in. prof. Cezary Obracht-Prondzyński – Uniwersytet Gdański, prof. Józef Borzyszkowski – Uniwersytet Gdański, prof. Janusz Rachoń – Gdańsk, b. rektor PG, Senator RP VII kadencji, prof. Grzegorz Motyka – ISP PAN Warszawa, prof. Wojciech Tygielski –Uniwersytet Warszawski, prof. Andrzej Leder – IFiS PAN, prof. Łukasz A. Turski – CFT PAN, Warszawa, prof. Jan Kubik – Rutgers, The State University of New Jersey, New Brunswick, dr Mariusz Zajączkowski – ISP PAN / IPN Lublin… i wielu innych.
W petycji czytamy m.in.:
Tymczasem od długiego czasu Gdańsk – zarówno jego mieszkańcy, jak i władze samorządowe oraz osoby publiczne, wywodzące się z miasta, są nieustannie dyskredytowane z tytułu rzekomej fascynacji niemieckością, uległości wobec Niemiec, reprezentowania niemieckich interesów, chęci odbudowy Wolnego Miasta itd. Z tymi zarzutami nieustannie spotykał się śp. prezydent Paweł Adamowicz, ale nic się po jego śmierci nie zmieniło. Wręcz przeciwnie – te same szkalujące wypowiedzi pojawiają się nieustannie, tyle że z jeszcze większą intensywnością.
Wykorzystuje się każdą okazję, aby Gdańsk stygmatyzować przy pomocy „niemieckiego straszaka”, odwołując się do negatywnych stereotypów, uprzedzeń i lęków. Dzieje się tak szczególnie w mediach, związanych z obozem rządowym (nie tylko w mediach społecznościowych, ale także w mediach publicznych czy też w prasie). Nie spotyka się to z negatywną reakcją ze strony aktualnych władz politycznych. A wręcz przeciwnie – parlamentarzyści, członkowie Parlamentu Europejskiego, członkowie rządu czy też samorządowcy biorą w tym aktywny udział. Zarzucanie przy tym fałszowania historii środowiskom opiniotwórczym w Gdańsku i tym, które się Gdańskiem zajmują, ma prowadzić do narzucania własnej, jedynie słusznej i obowiązującej wizji przeszłości miasta, jego tożsamości i dziedzictwa.
Stanowczo przeciwko takim praktykom protestujemy!
Całość tekstu petycji [możliwość elektronicznego podpisania jej i przyłączenia się do protestujących] – CZYTAJ TUTAJ
Rozmowa z autorem petycji, socjologiem, prof. Cezarym Obracht-Prondzyńskim, współautorem książki „Współczesne oblicza tożsamości gdańszczan”.
W książce „Współczesne oblicza tożsamości gdańszczan” jest napisane: O tym, jaką postać przybiera miejska tożsamość, decyduje kilka elementów. Wśród najważniejszych są: przestrzeń, mieszkańcy i narracje dotyczące miasta. Zacznijmy od początku i porozmawiajmy o przestrzeni współczesnego Gdańska, potem o narracjach i na koniec o samych mieszkańcach. Przestrzeń Gdańska. Jak wiemy, jest wielokulturowa, zawiera w sobie elementy niemieckie, polskie, kaszubskie, holenderskie, żydowskie, choć zazwyczaj postrzegana jest jako „poniemiecka”. Jak to się ma do narracji, która dzisiaj płynie z Warszawy?
Zacznę od skorygowania – ona nie płynie tylko z Warszawy, wybrzmiewa bardzo mocno w samym Gdańsku. Wprost trzeba powiedzieć, wybrzmiewa w środowiskach politycznych, które próbują przykroić tożsamość gdańską, środowisko kulturowe, do aktualnie pożądanych narracji.
PRZESTRZEŃ
Robię czasami coś takiego, jak trzygodzinny spacer po Śródmieściu, po centrum Gdańska, właśnie po to, by w przestrzeni centrum – Starego, Głównego Miasta, Osieka, Młodego Miasta, pokazywać rzeczy obecne w przestrzeni. One dokumentują bardzo różne tradycje, osoby, grupy, kultury, religie, języki. To jest kilkudziesiąt miejsc, mamy tam kwestie kaszubskie, polskie – bardzo różne polskie, dawniejsze, mniej dawne, polonijne, kresowe, są także wątki ukraińskie, holenderskie, mnóstwo różnych wariantów niemieckich. Również te tragiczne, związane z hitleryzmem. Ale przeciez nie robie tego, jak mówi Kacper Płażyński, po to żeby szczycić się hitlerowskim Wolnym Miastem Gdańskiem, ale po to na przykład, żeby pokazywać ofiary – żydowskie, polskie, ale również niemieckie ofiary hitlerowskiego terroru. Przykładem może być tablica poświęcona Hansowi Wiechmannowi, socjaldemokratycznemu politykowi, który został przez hitlerowców zamordowany w 1937 roku. Tablica poświęcona jego pamięci wisi na jednym z budynków i jest elementem przestrzeni Gdańska, a jest takich śladów naprawdę wiele.
Ale to jest lekcja dla zaawansowanych. Dla turysty, który nie wybierze się z panem na spacer, Gdańsk jest „poniemiecki” – dominował tu język niemiecki, niemiecki żywioł, kultura. Takie są fakty i chyba nie ma sensu im zaprzeczać.
Ja nie mam z tym żadnego problemu. To jest dla mnie oczywiste, chociaż mogę to niuansować…
Czyli?
W kancelarii krzyżackiej był inny niemiecki niż w miejskiej kancelarii, a na ulicach mówiono jeszcze inaczej. W ramach jednego z wielokulturowych spacerów po Gdańsku miałem fragment wiersza, napisanego w dialekcie gdańskim, szedł z nami jeden pan, który był niemieckojęzycznym Mazurem i dałem mu to do przeczytania. Miał straszny kłopot, bo ten tekst bazował na dolnoniemieckim i na holenderskim z elementami kaszubskimi. Taka jest specyfika tego języka, gwary gdańskiej. Gdybyśmy go posłuchali na ulicach Gdańska, to byśmy byli bardzo zdziwieni jak bardzo różni się od literackiego niemieckiego. Ten tygiel gdański funkcjonował tutaj i trzeba dzisiaj podchodzić do tego z dużą dozą rozsądku, pamiętając że ten, który mówił po niemiecku wcale nie musiał być niemieckim nacjonalistą.
NARRACJE
Ale taki jest przekaz – i tu przechodzimy płynnie do drugiego składnika tożsamości, czyli narracji. Narracje funkcjonujące w obiegu medialnym są upraszczane i opierają się na stereotypach. Niemiec równa się Hitler, równa się samo zło. Te wszystkie niuanse, o których pan wspomina interesują wąskie grono odbiorców. A już na pewno nie znajdują swojego wyrazu w przekazie telewizji publicznej.
To są dwie różne rzeczy. Jeśli spojrzymy z punktu widzenia bardzo wielu różnych ludzi zainteresowanych Gdańskiem – i nie mam tu na myśli tylko akademików, ale ludzi, którzy się interesują historią Gdańska, to owe niuanse mają kolosalne znaczenie. One budują i wzmacniają świadomość mieszkańców – świadomość opartą na niuansowaniu właśnie. I widzimy to w badaniach socjologicznych. Prof. Jarosław Załęcki od wielu lat robi badania, w których pyta respondentów – „czy uważasz, że Gdańsk był polski, niemiecki czy wielokulturowy?”. Widzimy tendencję, w której słabną jednoznaczne deklaracje, że – zdaniem respondentów, był „polski” i „niemiecki”, a rosną tendencje do odpowiedzi, że był „wielokulturowy”.
I to przekonanie o wielokulturowości Gdańska staje się już gdańskim standardem.
Ale panie profesorze, to nie wie pan, że „wielokulturowy” to diabeł jest? To multikulti, LGBT i uchodźcy. To pojęcie, w przekazie medialnym, przynajmniej w niektórych mediach, nie niesie ze sobą żadnych pozytywnych wartości.
Pełna zgoda. No właśnie, chciałem przejść do tego, że czymś zupełnie innym jest narracja polityczno-ideologiczna. Własnie dlatego napisaliśmy nasz list, określiliśmy nasze stanowisko, do którego dołączyło się bardzo wielu ludzi z Polski, i nie tylko z Polski, cały czas się dołączają, jest już ponad 2300 podpisów, z bardzo wieloma komentarzami, bardzo jednoznacznymi komentarzami. To jest reakcja na próbę narzucenia jednoznacznie rozstrzygających i przesądzających ocen w stosunku do przeszłości.
Dlaczego osoby związane z obecną władzą chcą przedstawić Gdańsk jako miasto jakoś szczególnie proniemieckie?
Im przecież nie chodzi o to, żeby powiedzieć, że Wolne Miasto Gdańsk to było takie, czy inne. Chodzi o to, żeby użyć tego jako cepa, politycznego i ideologicznego cepa do bieżącej walki, sporu politycznego, światopoglądowego czy ideologicznego. I właśnie takie działanie wzbudza we mnie głęboki niesmak i głęboki sprzeciw.
Nie zgadzam się, żeby na podstawie jednorazowej, fatalnej niezgrabnej wypowiedzi wiceprezydenta Gdańska Piotra Grzelaka budować opowieść o tym, że oto w Gdańsku rewitalizuje się, hołubi się niemieckość i hitlerowskie Wolne Miasto Gdańsk.
To jest pierwsza część tej tezy, przeciwko której protestuję. To jest absurd. Żadne takie rzeczy się nie dzieją. Chodzę po ulicach tego miasta i nie spotykam takich, którzy nagle zaczynaliby uczyć się języka niemieckiego…
A druga część lansowanej tezy?
No właśnie kluczowa jest druga – pierwsza ma przygotować pole do zaprezentowania drugiej części, która brzmi mniej więcej tak, że: oto tym samym deprecjonuje się, zapomina się o tradycjach polskich, i że zapomina się o ofiarach polskich czy żydowskich hitlerowskiego terroru z okresu dwudziestolecia wojennego. I o ile pierwsza część tezy – że hołubi się niemieckość, jest absurdalna i wkurzająca, to druga – że zapominamy o polskich ofiarach, jest po prostu tak niesprawiedliwa i tak oburzająca, że we mnie również, jako w osobie ze środowiska kaszubsko-pomorskiego, wywołuje zasadniczy sprzeciw, by nie uzyć mocniejszych słów. To jest okropne.
Polityka…
Ten cep ideologiczny, którym w ten sposób bije się na lewo i prawo, jest bardzo poręczny politycznie.
Ja na to patrzę z perspektywy środowiska kaszubsko-pomorskiego…Przecież my nieustannie mówimy, pielęgnujemy pamięć o tych ofiarach, o polonii gdańskiej, o ludziach z kaszubskiego kręgu… Zeszły rok ogłosiliśmy rokiem Franciszka Kręckiego. Odpytałbym jednego, drugiego polityka, którzy dzisiaj tak głośno krzyczą, czy wiedzą, kim był Franciszek Kręcki (gdański działacz kaszubski i polonijny, zamordowany w 1940 roku w Stutthofie – red.). Ciekawe, czy by wiedzieli. Sądzę, jestem niemal pewien, że mieliby wielki kłopot z odpowiedzią na to pytanie. I to Paweł Adamowicz odsłaniał kolejne tablice działaczy polonijnych w Wolnym mieście Gdańsku, pomnik kindertransportów, i tak dalej… Tych przykładów można podawać mnóstwo!
Ale chyba nie ma sensu ich podawać, bo znowu – mówiąc o tym wszystkim, wychodzimy poza przekaz uproszczony i wkraczamy na lekcje dla zaawansowanych.
Tak, chyba nie ma sensu ich podawać…
To jest walka Dawida z Goliatem, gdzie Dawidem jest intelektualista, który przywołuje nazwiska, fakty i posługuje się statystykami, a Goliatem jest ten, kto formułuje pięciowyrazowy przekaz trafiający do milionów ludzi za pośrednictwem paska informacyjnego u dołu ekranu.
Dlatego też, mając pełną świadomość nierównowagi w przekazie, i mając duży żal do telewizji gdańskiej, czując smutek widząc co się tam dzieje, jak ona przedstawia nasze inicjatywy, sprawy, mimo wszystko pewne rzeczy robimy… Dlatego napisaliśmy ten list, a że tylu ludzie się do niego przyłączyło, to pokazuje, że jest to ważna sprawa dla gdańszczan, i nie tylko dla gdańszczan. Deklaracje poparcia spływają z całej Polski i spoza granic Polski. To są deklaracje poparcia dla pewnego sposobu myślenia o nas jako Polakach i o Polsce.
Jak by go pan scharakteryzował?
Może tak:
Hola, hola, historia Polski i doświadczenia Polaków są bardzo zróżnicowane i nie ma zgody na to, żeby ktoś przychodził i narzucał nam jakąś jednorodną, kompaktową, nacjonalistycznie podlaną narrację, która mówi: tylko to, to i to, i wykorzystywał tą narrację żeby walić nią w głowy tych, którzy mówią: „może nie do końca…”, „może inaczej…”. Niestety, ale Gdańsk jest tylko jednym z przykładów takiego właśnie walenia cepem i narzucania jednorodnej narracji.
W Gdańsku jest to akurat narracja narzucająca nam niemieckie inklinacje, ale w innych miejscach Polski są oczywiście różne inne, tu się wykorzystuje bardzo różne kalki. Innego wyjścia nie mamy, musimy mówić: nie, nie ma zgody, jest inaczej.
MIESZKAŃCY
Gdańsk to narracje, o których mówimy, to przestrzeń, która jest wysycona elementami różnokulturowymi, ale to również mieszkańcy, nawiązując do początku wywiadu – to trzeci element tożsamości. Mieszkańcy, którzy w znakomitej większości przybywali tu w latach czterdziestych, po wojnie, i w latach późniejszych. Gdańszczanie mają swoje mity – Grudnia ’70, Sierpnia ’80. No i jest jeszcze jeden mit, o którym zaraz chciałbym osobno wspomnieć. Ale ludzie ci z niemieckością, w sensie pokrewieństwa, nie mają już nic wspólnego – przybywali z kresów, z centralnej Polski. Czy gdańszczanie wypracowali już swoją nową, gdańską tożsamość?
W książce „Współczesne oblicz tożsamości gdańszczan” pokazujemy, że zdecydowanie tak jest. To pewnie może oznaczać pewien kłopot dla tych, którzy chcieliby, żeby ta tożsamość była nieco inna.
Czyli?
Po pierwsze – ta socjogeneza, jak my to mówimy, powojenna była mocno złożona i zróżnicowana. Po wojnie, w różnych okresach czasu przybywali do Gdańska różni ludzie. Rodziły się ich dzieci, następował proces autochtonizacji, ale przecież przybywali do Gdańska z własnymi doświadczeniami, i tak dalej… To jest złożony proces. Po drugie – te zróżnicowania kulturowe nadal są. O ich znaczeniu nie przesądza statystyka, tylko sam fakt ich występowania – że są, są widoczne, że mówi się, że ludzie mają prawa… Najlepszym przykładem na to jest mówienie, że „Gdańsk jest też…” Jest też polski, jest też niemiecki, jest też kaszubski, jest też ukraiński, jest też żydowski, jest też, też, też… Historycznie i współcześnie. Współcześnie też przecież się zmienia na naszych oczach – przyjeżdża tu mnóstwo obcokrajowców, z zachodu, ze wschodu, z północy i południa. To wszystko się dzieje, cały czas. I ci wszyscy mieszkańcy odnajdują się w tym dziedzictwie.
To znaczy, że tamtego Wolnego Miasta Gdańska nie ma, przedwojennego tygla już nie ma, nie ma albo prawie nie ma przedwojennych mieszkańców Gdańska i ich potomków, ale ten duch wielokulturowości, duch wolnościowy przetrwał… Czy tak?
Tu jest bardzo silne genius loci. Kiedy my socjologowie pytamy, czy mieszkańcy są dumni ze swojego miasta, czy się z nim identyfikują – wskaźniki odpowiedzi twierdzących są bardzo wysokie. A co jest najważniejsze? Historia miasta. To jest bardzo ciekawe, że ona jest całościowo traktowana. To pokazuje, że ci, którzy przyszli do Gdańska po wojnie i ich potomkowie, identyfikują się z całym złożonym, skomplikowanym – o tym już mówiliśmy, dziedzictwem Gdańska. Czasem żartobliwie mówię, że gdyby dzisiaj wrócił do nas duch mieszczanina gdańskiego z XIX wieku, byłby bardzo zdziwiony, że ludzie, którzy w ogromnej większości przybyli tu po wojnie, traktują jego dziedzictwo jak własne.
Skąd to się bierze?
Zasada jest taka: jeśli chcemy być gospodarzami tego miejsca, czuć się tutaj u siebie, to musimy wykonać mentalną pracę polegającą na zidentyfikowaniu się z tym, co było wcześniej, z pełną świadomością, że były to również sprawy trudne, tragiczne. Przecież gdyby ich nie było, to nas by tu nie było. Przecież te tragiczne wydarzenia sie wydarzyły, miasto zostało dotknięte….
Hekatombą…
Taką hekatomba, która była materialną hekatombą, ale również społeczną.
Tak, ale historia tworzy się na naszych oczach. I mamy najnowszą z najnowszych historii – mam na myśli śmierć Pawła Adamowicza. Jest to wydarzenie, które ma swój kontekst polityczny, nie da się tego ukryć, zamieść pod dywan.
Nie, nie da się.
I oto gdańszczanie zaczynają budować kolejny mit tożsamościowy – tym razem związany z osobą prezydenta. A to na pewno jest nie w smak obecnej władzy. Co więc zrobić z tymi gdańszczanami, którzy zresztą – co widać przy kolejnych wyborach, nie chcą głosować na „dobrą zmianę”… Co z nimi zrobić? Pozostaje ich zohydzić reszcie Polaków, jako „ukrytą opcję niemiecką”. Skłócić z innymi Polakami.
Między innymi dlatego pojawił się ten nasz list protestacyjny. Te wszystkie polskie miesiące w Gdańsku – Grudnie i Sierpnie, powodowały, że z Gdańskiem władza miała kłopot. I to nie tylko do 1989 roku. Bo różne władze miały z nami, gdańszczanami kłopot, nie tylko prawicowe, lewicowe też. Pamiętam, jaki był opór, gdy przychodziły tu władze spod szyldu SLD. Po 89 roku władze nigdy nie miały tutaj sielanki. Poza tym też musimy mieć świadomość, że jednak gdańszczanie jako społeczność są bardzo zróżnicowani. Jest tu pełne spektrum poglądów, opinii i stanowisk. Ale gdy patrzę na to co się stało, mam na myśli śmierć Pawła Adamowicza, to wydaje mi się że mamy do czynienia z pewnym mitem, ale także z pewnym… przeżyciem społecznym. Symbolem owego przeżycia stanie się Paweł, ale tu nie będzie chodziło tylko o jego osobę. Tu raczej będzie chodziło o pewną wizję, pewien sposób, pewien typ funkcjonowania miasta, którego Paweł był symbolem. To jest kluczowa sprawa.
To nie chodzi tylko o znaczenie tragedii zamordowania Pawła i o kontekst polityczny, ale też o wszystkie rzeczy, które wydarzyły się przed i po jego zamordowaniu… Szczególnie po. Nieprzebrane tłumy ludzi na ulicach. Gesty solidarności, okazywane Gdańskowi w Polsce i daleko poza Polską, to wszystko było bardzo ważne dla Gdańska. „Takim chcemy być miastem. Taką chcemy być społecznością”. W tych dniach pokazywaliśmy, że taka właśnie jest ta nasza społeczność miejska.
Co z tego pozostanie?
Sam się zastanawiam nad tym, w którą stronę to będzie się teraz kierowało. Bo takich rzeczy nigdy się nie da zadekretować. Pewne mity gasną, umierają, znikają, odchodzą w niepamięć. Inne się rozwijają, przekształcają. Jestem bardzo ciekaw, na ile będzie to ważne dla mieszkańców – samo wydarzenie jakim było morderstwo, sama osoba Pawła Adamowicza, ale też to, co to wydarzenie i Paweł uosabiały. Na ile to będzie ważne i na ile będzie tworzyło pewien typ postawy: „My jesteśmy tacy”. Jestem ciekaw. To jest proces, który właśnie trwa.
Ten proces został uznany na tyle niebezpieczny przez mistrzów propagandy, że uznali, że trzeba teraz wyciągnąć najpotężniejsze działo, i sprawdzone działo. Metoda na dziadka z Wehrmachtu. W Grudniu ’70 roku żołnierzom, którzy jechali do Gdańska strzelać do robotników mówiono, że oto gdańszczanie i Kaszubi wyszli na ulice, bo chcą ponownego przyłączenia Gdańska do RFN. Metoda więc znana od lat. Jeśli ktos wyciąga takie działo, to znaczy, ze uznaje, że zagrożenie ze strony Gdańska jest duże.
Niewątpliwie dla osób, które nie akceptują stylu działania, mentalności, poglądów takich osób jak Paweł Adamowicz, to co sie dzieje teraz, jest problematyczne, i co do tego nie mam wątpliwości. Oczywiście, wyciąga się różne elementy, miedzy innymi niemieckiego straszaka. Tak, to nie jest nic nowego. Przez całe lata osiemdziesiąte i wcześniej, naszemu środowisku, pomorsko-kaszubskiemu zarzucano germanizm, separatyzm i katolicyzm. to była taka triada służąca do charakteryzowania nas. Dzisiaj z katolicyzmu nam nikt nie będzie czynił zarzutu, ale demony filogermanizmu i separatyzmu już się pojawiają. Jak mówi się o projekcie większego usamorządowienia…
OBŁĘD
A ta „podejrzana” idea płynie z Gdańska…
…to już telewizja narodowa pokazuje rozbicie dzielnicowe. I to jeszcze zostaje połączone z jakimś hitleryzmem… No niesamowite. To jest żerowanie na jakiś kalkach, uprzedzeniach. Może mamy słabą pozycję wobec siły mediów publicznych, ale musimy mówić, że nie ma naszej zgody na coś takiego. Nie można się na to godzić. Ile można tego wysłuchiwać! Oglądam Panoramę Gdańską w telewizji publicznej i widzę Czesława Nowaka, który mówi o tendencjach proniemieckich Pawła Adamowicza, a potem jest wywiad z Kacprem Płażyńskim, który się dziwi, że w nieuprawniony sposób odbudowuje się mit wolnego Miasta Gdańska. Przecież to jest jakiś obłęd!