[Tekst: Ryszard Leszkowski, współpraca: Tomasz Słomczyński]
Haga, Niderlandy, 1881 rok.
– Weź się do roboty, Vincent – powiedział do przyszłego arcymistrza jego starszy kuzyn, Anton, uznany malarz.
– A co mam robić? – zapytał 28-letni van Gogh.
– Namalowałbyś coś. Ja w twoim wieku w Kartuzach malowałem pejzaże.
– Gdzie? – zapytał ten, który miał zostać jednym z najwybitniejszych malarzy w dziejach.
– W Kartuzach. To taka wieś koło Gdańska, w krainie, którą nazywają Kaszubami… Zresztą nieważne. Bierz pędzel, sztalugi i weź się w końcu do roboty, Vincent… Zobaczymy, czy ty w ogóle masz talent.
***
W tej historii kluczową rolę odegrają dwa telefony.
Część pierwsza. Dzwoni nieznajomy z Holandii
Telefon odebrałem na początku kwietnia 2015 roku. Dzwonił mężczyzna. Przedstawił się, ale wyraził życzenie by pozostać anonimowym dla ewentualnych czytelników.
– Przed dwoma tygodniami w antykwariacie w Holandii kupiłem dwa obrazy, które są bodaj najstarszymi pejzażami Kartuz.
Rozmówca poinformował, że jest kolekcjonerem, odwiedzał już antykwariaty od Wiednia po północną Europę.
– Kupiłem „kartuskie” pejzaże malarza holenderskiego, który nazywał się Mauve. Nazywany był malarzem portów. Był kuzynem wielkiego impresjonisty Vincenta van Gogha.
Potem nadszedł mail. Załączone były do niego fotografie dwóch prac: akwareli i grafiki. Na obydwu zobaczyłem kartuską kolegiatę.
Co do tego, że na obydwu pracach widzimy dziewiętnastowieczne Kartuzy, nie ma najmniejszej wątpliwości. Na rewersie jest informacja, że to „villa Mauve Carthaus”. To na pierwszym planie, w perspektywie zaś malarz uwiecznił na swych dziełach widok z kościołem poklasztornym na odległym planie.
Najpierw ustalam podstawowe fakty: szukam potwierdzenia, czy rzeczywiście żył taki malarz, o którym usłyszałem przez telefon, i który podpisał się pod pracami.
Kolekcjonera poinformowano w antykwariacie, że autorem niewielkich pejzaży jest Richard Mauve. Wkrótce okazuje się, że to błędna informacja, którą zasugerował prawdopodobnie podpis malarza na akwareli.
W rzeczywistości nie istniał malarz o tym imieniu i nazwisku. Żył natomiast i tworzył w XIX w. nie Richard, ale Anton Rudolf Mauve.
Analiza podpisu, jak sądzę, pozwala z dużym prawdopodobieństwem odczytać owo domniemane „R” w autografie, jako „A”. Gdyby jednak przyjąć, że to jednak „R”, można założyć, choć to mniej prawdopodobne, iż Holender podpisał się drugim imieniem – Rudolf.
Tak czy inaczej, pozostałe informacje przekazane od kolekcjonera, zgadzały się. Może poza jednym wyjątkiem: rzeczywiście, Van Gogh był członkiem rodziny malarza, z tą poprawką, że nie był kuzynem samego Antona, lecz jego żony.
Sięgam na półkę w swej bibliotece i otwieram encyklopedię malarstwa flamandzkiego i holenderskiego. Czytam: „Mauve, Anton (ur. 1838 w Zaandam- zm. 1888 w Arnhem), malarz holenderski. Ceniony pejzażysta ze szkoły haskiej. W wieku 16 lat rozpoczął naukę u animalisty P.F. van Osa. W 1858 uczył się u W. Verschuura, a następnie wyjechał po raz pierwszy, wraz z P. Gabrielem do Oosterbeek, gdzie poznał G. Bildersa i W. Marisa, z którym się zaprzyjaźnił. W 1871 zamieszkał w Hadze i aktywnie włączył się w tamtejsze życie artystyczne, uczestnicząc m. in. w założeniu holenderskiego towarzystwa akwarelistów (1876). Podobnie jak J. Israels i A. Neuhuys, Mauve pracował w Laren (od 1882), gdzie przeniósł się na stałe w 1885. Delikatnymi dotknięciami pędzla malował mariny, wydmy (Poranna konna przejażdżka na plaży, 1876, Amsterdam), wrzosowiska i sceny z życia wsi (Ogród warzywny, ok. 1885, Rotterdam); znany jest jako malarz zwierząt, początkowo pod wpływem swych nauczycieli malował głównie konie i krowy, później częstym motywem w jego pracach stały się stada owiec (Pastwisko koło Laren, ok. 1887, Amsterdam). Podobnie jak Van Gogh, który był kuzynem jego żony, i który przez kilka miesięcy (1881/o18882) pracował w jego pracowni, interesował się malarstwem francuskim, szczególnie twórczością J. F. Milleta”.
W biografii van Gogha znalazłem taką oto informację: „W ostatnią niedzielę listopada 1881 Van Gogh wyjechał do Hagi, gdzie zatrzymał się u swojego kuzyna, malarza Antona Mauve. Jeszcze w grudniu 1881 pod okiem Mauve namalował swoje dwa pierwsze obrazy olejne: Martwa natura z kapustą i drewniakami oraz Martwa natura w kuflem piwa i owocami.„
Kolejna kwestia do wyjaśnienia: kiedy i po co Anton miałby przyjeżdżać do Kartuz? Na jednej z prac – grafice, widnieje data: 1865. Jak wynika ze zdania, które zanotował malarz obok podpisu, rysował ją w czasie swojej drugiej wizyty w Kartuzach. Wychodzi więc na to, że był tu co najmniej dwukrotnie, najpierw namalował akwarelę, później wykonał grafikę.
A po cóż miałby Anton przyjeżdżać do Kartuz?
Odpowiedź jest, jak się wydaje, prosta. Trzeci kartuski landrat (starosta) nazywał się Gustav Mauve. Najpierw, od 30 maja 1851 roku, był komisarycznym administratorem kartuskiego powiatu, w 1853 r. został landratem (starostą). Gustav Mauve pełnił tę funkcję do 1875 r.
Anton Mauve namalował, i to dwa razy, „dworek” landrata, w którym udzielono mu gościny. Więc po prostu krewniak przyjechał do krewniaka. Byli rodziną.
Kolejne pytanie, jakie stawia sobie w takiej sytuacji historyk, brzmi: gdzie stał dwór landrata?
Z samych prac wynika, że Anton Mauve widział świątynię od jej południowo- wschodniej strony.
Z jakiego miejsca spoglądał na dzisiejszą kolegiatę? Odpowiedź na to pytanie pozwoliłaby zidentyfikować miejsce, gdzie mieszkał landrat, dwór i budynki, które malował holenderski artysta.
Jak się okazuje, nie zachowały się żadne źródłowe informacje o posiadłości landrata Gustava Mauve.
Trzeba kierować się swoistym drogowskazem, zaznaczonym na samej pracy – kościołem poklasztornym.
Zdany więc jestem na wskazówki, jakie można znaleźć, analizując pejzaż.
Na pracach, poza ścianą drzew i krzewów, widać wodę. To może być tylko jezioro Karczemne. Dwór landrata, który uwiecznił A. Mauve, stał nieopodal jeziora. Gdzie?
Nie pozostaje nic innego, jak wybrać się na wycieczkę po podwórkach przy ul Jeziornej. Na jej odcinku, od numeru 18 do numeru 34 brzeg jeziora znajduje się w znacznej odległości od budynków, posadowionych przy samej ulicy. Zagłębiam się w świat garaży, chlewików, nawet budyneczków mieszkalnych i pawilonów usługowych. Na podwórku budynku nr 34 odnajduję, jak mi się zdaje, właściwy kąt, pod jakim widział kolegiatę malarz. Czy na pewno znalazłem TO miejsce? Czy tu stał dwór?
Nie, to nie tu. Popełniłem jeden błąd, o czym miałem się wkrótce przekonać. Anton Mauve stał ze sztalugą dalej od kościoła, w pobliżu wzniesienia przy dzisiejszej ul. Jeziornej. Gdybym wówczas uważniej spojrzał na rekonstrukcję planu Kartuz sprzed 1850 r., może nastąpiłoby „olśnienie”, może też wróciłaby pamięć lat 80. ubiegłego wieku… Ale o tym za chwilę.
Przypatrując się akwareli (została wykonana wcześniej niż grafika) można zadać szereg pytań: dlaczego artysta nie namalował wielu szczegółów, które „powinny” się tam znaleźć? Chodzi na przykład o Kaplicę Najświętszej Panny Marii (tzw Złota Kaplica). Musiał ją przecież dostrzec, skoro pozostałe elementy sylwetki kościoła malował z taką precyzją.
Tym bardziej, że na (późniejszej) grafice Anton Mauve narysował brakującą na akwareli kaplicę – łącznik z nieistniejącym wielkim krużgankiem.
Na akwareli malarz narysował też zakrystię. To zastanawiające – jako, że z perspektywy, która roztaczała się przed artystą, zakrystię powinien zasłaniać jeden z dwóch istniejących wtedy eremów. Eremu na rysunku nie ma, a zakrystia jest tak wąska, że przypomina przyporę.
Ile lat mogło upłynąć między namalowaniem jednego i drugiego obrazu? Biorąc pod uwagę datę rozpoczęcia sprawowania funkcji landtrata przez Gustava Mauve (1853) i datę wykonania drugiej pracy (1865), to mogło być nawet trzynaście lat.
Odkrycie w holenderskim antykwariacie ma – dla historyków badających dzieje Kartuz, wymiar lokalnej sensacji. Na światło dzienne wychodzą nowe, ikonograficzne źródła do dziejów osady i miasta Kartuzy. Pejzaże są tym cenniejsze, że to najstarsze spośród znanych obrazów.
Taka też informacja pojawiła się w „Gazecie Kartuskiej”.
Część druga. Dzwoni mieszkaniec Kartuz
– Wiem, gdzie stał budynek, przedstawiony na obrazach – mówi Henryk Wiczling z Kartuz.
Państwo Wiczlingowie pokazują zdjęcia budynku, wykonane przed kilkudziesięciu laty przez pana Henryka. Nie ma wątpliwości, to ten sam budynek, który uwiecznił Anton Mauve na akwareli i rysunku.
Na jednym ze zdjęć widzimy szczyt budowli – ten sam układ okien i drzwi. Na innym zdjęciu pan Henryk uwiecznił budynek od strony jego części zbudowanej prostopadle do korpusu głównego. Anton Mauve, mimo że obrał sobie do pracy miejsce od strony fasady frontowej, widział także tę część dworu.
Oglądam kolejne zdjęcie – tu część frontowa dworu z oknem. Niewiarygodne, okno takie same (z podziałem na 9 pól), jak na akwareli i rysunku z 1865 r.
Patrząc na fotografie pana Henryka, dostrzegam że malarz wiernie, w każdym szczególe przedstawił budynek ponad 100 lat wcześniej. Dostrzegam, że niewiele się zmieniło, jedynie w miejscu portyku pojawiła się drewniana weranda.
Wreszcie ostatnia fotografia… Wykonując ją pan Henryk kierował obiektyw z dachu budynku na kolegiatę. Nie mógł wiedzieć, że kiedyś w holenderskim antykwariacie odkryte zostaną pejzaże, i że będę próbował je odczytać. Tak czy inaczej – obaj, zarówno pan Henryk na dachu, jak i Anton Mauve przy sztalugach, mieli te sam widok. Krajobraz wprawdzie się zmienił, szata roślinna prezentuje się inaczej, ale prastarą kolegiatę widzieli z tej samej perspektywy.
Państwo Wiczlingowie przez 20 lat mieszkali w dworze, który malował holenderski malarz.
Gdzie to było? Budynek, w którym mieszkał landrat Gustav Mauve znajdował się na wzniesieniu, na posesji przy ul Jeziornej 25, przy dzisiejszym Gimnazjum nr 1.
Część trzecia. Czasy świetności i smutny koniec
Skoro „namierzony” już został budynek, znany jest jego adres, to kropką nad „i” dla historyczno-dziennikarskiego śledztwa będzie przywołanie jego historii. Pouczająca to opowieść. Pokazuje, jak przez wieki odchodzą w zapomnienie i popadają w ruinę przedmioty niegdyś tak cenne dla ludzi.
W publikacji „Nadleśnictwo Kartuzy. Historia i Współczesność”, napisanej przez Elżbietę Gostkowską i Krzysztofa Jażdżewskiego znajdujemy plan zabudowań siedziby Nadleśnictwa Kartuzy przy ul Jeziornej z 1883 r. Wtedy dwór z akwareli i rysunku był więc we władaniu niemieckich leśników.
Autorzy publikują pocztówkę budynku nadleśnictwa z 1916 roku.
Gdy na Pomorze „przyszła” Polska, wprowadzili się tu polscy leśnicy. W przywoływanej publikacji znajdujemy taki oto fragment: „W okresie międzywojennym siedziba nadleśnictwa mieściła się przy ul. Jeziornej 25. Był to otynkowany, dziesięciopokojowy budynek z oszkloną werandą, położony na skarpie, w ładnym ogrodzie z dużą ilością ozdobnych drzew, krzewów i kwiatów.
Po II wojnie światowej w byłej siedzibie nadleśnictwa mieściło się przedszkole.
Gdy w budynku wybuchł pożar, był on już opuszczony. Spłonął w latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku.