Idąc dalej szlakiem zapadłych zamków na Kaszubach trafiamy na trzeci z nich…
Zdjęcia: M.Pouch, P.Momot
Dokładnie rok temu przygotowywałam „atrakcje kaszubskie” dla znajomych z Warszawy, gdy do ręki wpadł mi folder „Kaszuby w jeden dzień”. Niby nic nowego, niby znajome miejsca, aż tu nagle przykuło mój wzrok pewne zdjęcie z platformą widokową. Nie znam tego miejsca, nigdy tam nie byłam, mimo tego że urodziłam się, wychowałam i obecnie mieszkam na Kaszubach… Zaciekawiona zaczęłam dokładniej przeglądać informator i okazało się, że to Zamkowa Góra. Byłam trochę zdziwiona, bo taką samą nazwę nosi góra nad Jeziorem Cichym w Kartuzach, którą dobrze znam, a nie ma na niej żadnej platformy… Szybko się wyjaśniło, że to zbieżność nazw. Na folderze widniał punkt widokowy Zamkowa Góra koło Kamienickiego Młyna. Spodobał mi się tak bardzo, iż postanowiłam w najbliższym czasie wraz z moją rodzinką odnaleźć to magiczne miejsce.
Okazało się, że wcale nie będzie to takie proste. Pierwsze podejście odnalezienia Zamkowej Góry zakończyło się fiaskiem, ponieważ nie starczyło nam czasu na poszukiwania, po tym jak zgubiliśmy się w Mirachowskich Lasach (relacja z wyprawy znajduje się TUTAJ). Ale za to po udanej wycieczce do Diabelskiego Kamienia, ruszyliśmy dalej pełni nadziei na odkrycie nowego miejsce. Dobrze, że mieliśmy duże pokłady entuzjazmu, bo pewnie niejeden turysta straciłby ochotę na szukanie tegoż miejsca. Ale po kolei…
Znad Jeziora Kamiennego, gdzie podziwialiśmy Diabelski Kamień (relację z wycieczki znajdziesz TUTAJ), pojechaliśmy drogą w stronę Mirachowa, a następnie skręciliśmy w kierunku Mirachowskiej Leśniczówki, skąd można wyruszyć nad Jezioro Lubygość. Tamtędy prowadzi przez las całkiem prosta, nieco dziurawa droga do Kamienicy Królewskiej. Jadąc tą drogą dotarliśmy do skrzyżowania: w lewo Leśniczówka Bącka Huta, a w prawo parking leśny, z którego mieliśmy wyruszyć na krótki spacer (tak wynikało z mapy) w poszukiwaniu Zamkowej Góry. Cały czas rozglądaliśmy się za jakimiś znakami informującymi nas o punkcie widokowym, ale niestety… Nie było żadnych. Nawet na parkingu, z którego teoretycznie miała wieść prosta droga do celu, nie było żadnych oznaczeń, żadnych tablic informacyjnych, że tu w pobliżu jest takie piękne miejsce. Mimo pewnych obaw, że znowu zabłądzimy, postanowiliśmy spróbować. Wybraliśmy drogę po lewej stronie, bo wydawało się nam, że najkrócej doprowadzi nas do celu.
Szliśmy, szliśmy i szliśmy, rozglądając się za jakimiś drogowskazami. Niestety żadnych znaków pomocniczych, oprócz mapy, nad którą postanowiliśmy się jednak dłuższej pochylić. Mąż mój, Damian, postanowił ochoczo pójść na azymut i sprawdzić, co znajduje się za sporym pagórkiem, który był przed nami. Wizja wdrapywania się na niego na marne przerażała żeńską i dziecięcą część ekipy, więc każdy z ulgą oczekiwał dzielnego zwiadowcy.
Jest! Fotografia z folderu nie była wymyślona – nieduża drewniana platforma widokowa, z której rozpościera się wspaniała panorama na sześć jezior! Ale zanim do niej dotarliśmy, musieliśmy pokonać kilka niemałych pagórków. Szło się bardzo ciężko. W pewnym momencie zostawiliśmy wózek, bo nie daliśmy rady go już dalej ciągnąć. W tym momencie przypomniałam sobie o Zuzannie, bohaterce legendy, która związana jest z Zamkową Górą. Postanowiłam ją opowiedzieć w ramach zmagań ze stromymi zboczami góry.
Dawno temu, na Zamkowej Górze mieszkał rycerz, który zatrudniał służącą imieniem Zuzanna. Wykonywała ona wszelkie prace związane z utrzymaniem zamku. Najcięższą czynnością było jednak noszenie wody z jeziora Junno na szczyt wzgórza. Zuzanna, znużona tą wyczerpującą czynnością, wyrzekła życzenie by zamek, w którym była zmuszona pracować, zniknął. Życzenie zostało spełnione – zamek zapadł się pod ziemię. Na jego miejscu pozostała głęboka dziura, która istniała tam jeszcze przez setki lat. Otworu w ziemi nie można było zasypać, bo, jak opowiadali ludzie, nawet kamień wrzucony do środka bywał wyrzucany z powrotem na powierzchnię. Pod górą ma rzekomo leżeć wojsko, ale nikt nie wie czyje i kiedy owi wojownicy przebudzą się we swego snu. W noc świętojańską Zuzanna ukazuje się w bieli na białym koniu. Aby ją uratować, kawaler musi ją przenieść przez siedem granic. Wówczas ziemia rozstąpi się i ukaże się zamek. Dzisiaj został jedynie otwór, porozrzucane kamienie po fundamentach i ścieżka, która wygląda jak tajemnicza alejka. Teraz porośnięta drzewami, ale jakby stworzona celowo…
Zemsta służącej, której pan na zamku kazał nosić wodę, dziura w ziemi, z której wracają wrzucone do niej przedmioty, śpiące wojska i w końcu – zapadnięte (na skutek czarów lub klątwy) pod ziemią zamki. Te wszystkie motywy baśniowe powtarzają się w różnych legendach dotyczących różnych miejsc na Kaszubach. Motyw dziewczyny czekającej na swojego wybawcę, który przeniesie ją „na drugą stronę” wykorzystał Aleksander Majkowski w „Życiu i przygodach Remusa” – o tym napiszemy wkrótce w kolejnym, ostatnim już odcinku cyklu o kaszubskich zapadłych zamkach. Tymczasem dotychczasowe odcinki cyklu zamieszczamy poniżej w „powiązanych artykułach”.
Po trudach wędrówki nastał jednak upragniony moment wytchnienia – dla takich widoków warto było się namęczyć!
Zamkowa Góra – wzniesienie liczące 229,5 m n.p.m., z którego widać sześć kaszubskich jezior: Białe, Czarne, Junno, Kamienickie, Odnoga oraz Potęgowskie. Było to ulubione miejsce spacerów już przed II wojną światową mieszkańców okolicznych miejscowości (Kamienicy Królewskiej oraz Kamienickiego Młyna).
Kilka lat temu, a dokładnie 25 listopada 2009r., został oficjalnie otwarty w tym miejscu punkt widokowy, dzięki mieszkańcom zrzeszonym w Stowarzyszeniu na Rzecz Rozwoju Sołectwa Kamienica Królewska oraz funduszom Starostwa Powiatu Kartuskiego. Okazuje się, że na górę wiedzie oznakowana trasa z Kamienickiego Młyna – na stromych zboczach zamontowano poręcze, są prowizoryczne schodki, a nawet kilkanaście ławeczek, na których można odpocząć i podziwiać piękne widoki… Szkoda, że żaden drogowskaz nie pokazał nam nawet drogi do Kamienickiego Młyna…W każdym razie warto było się pomęczyć, bo widoki zapierają dech w piersiach!
Droga powrotna niestety wiodła tak samo, ponieważ pozostawiliśmy wózek gdzieś u podnóża góry, a poza tym nasz samochód stał na parkingu leśnym od strony Mirachowa. Nasyceni pięknem widoków, całkiem sprawnie i szybko pokonaliśmy trasę. Na pewno tu wrócimy, ale tym razem od strony Kamienickiego Młyna.
Po powrocie z wycieczki stale myślałam, jak to możliwe, że tak piękne miejsce jest tak mało dostępne dla turystów, tym bardziej, że widnieje na folderze, promującym Kaszuby. Zaczęłam szukać w sieci informacji o Zamkowej Górze i bardzo się zdziwiłam, gdy znalazłam informacje, że na taras widokowy prowadzą łącznie trzy trasy, bardzo dobrze oznakowane, zarówno od strony Mirachowa jak i Kamienickiego Młyna. My niestety nie znaleźliśmy żadnej… Jedynie znakomite umiejętności terenowe mojego męża pozwoliły nam dojść do celu. Druga sprawa, która również nie zgadzała się z ówczesnym stanem rzeczy, to tablica z legendą, która rzekomo miała stać na szczycie góry. Niestety, tego też tam nie znaleźliśmy. Czyżby tak piękne i wyjątkowe miejsce było już nieco zapomniane przez swych wielbicieli.
PS. Za nami słoneczna majówka, którą spędziliśmy bardzo aktywnie na dwóch kółkach, a właściwie na ośmiu! Już niebawem podzielimy się z Wami kolejnymi pomysłami na aktywny rodzinny wypoczynek na Kaszubach – przecież niebawem znowu długi majowy weekend!