1

Pomorze i Kaszuby 1945. Cykl reportaży – Część 5. Wspomnienia Grety Reszki

Nikt nigdy o tym nie mówił, nikt nie chciał przyznawać się, że został wykorzystany i poniżony

W kolejnej części reporterskiego cyklu „Pomorze i Kaszuby 1945” publikujemy wspomnienia pani Grety Reszki. Wiosną 1945 roku pani Greta była małym dzieckiem, więc nie może pamiętać, co wówczas się działo. Wszystko co wie, usłyszała od osób, które widziały te zdarzenia na własne oczy.

Zobacz część 4 cyklu “Pomorze i Kaszuby 1945” – wspomnienia Bernarda Borzyszkowskiego – poniżej:

Pomorze i Kaszuby 1945. Cykl reportaży – Część 4. Wspomnienia Bernarda Borzyszkowskiego

Podczas wywiadu, który przeprowadziliśmy w jej domu w Rumi, mówiła powoli, ważyła słowa, zdawała sobie sprawę z ich wagi. I nie chciała ujawniać nawet nazwy wsi, w której działy się te straszne rzeczy. To wszystko jest tak bolesne, nawet dzisiaj. Wszak żyją jeszcze osoby, których to dotyka osobiście. Potomkowie zgwałconej kobiety, jej dzieci, wnuki.

– W 1945 roku miałam pięć lat. Mieszkaliśmy wówczas w Gdyni Cisowej. Ojca zamknęło NKWD na Kamiennej Górze. Nie mieliśmy co jeść, byliśmy w sytuacji krytycznej, więc mama wywiozła mnie do siostry na wieś pod Kartuzami, tam spędziłam rok.

Czarne warkocze

– W 1945 roku kilku Rosja weszło do domu w sąsiedztwie, w którym mieszkała młoda kobieta z czwórką dzieci, miała ok 30 lat, była bardzo ładna, znałam ją dobrze. To była taka elegancka pani, miała tę klasę i elegancję w sobie, mimo że była prostą, wiejską kobietą. Rosjan było kilku, dom był na wybudowaniu przed wioską jeszcze, zostali tam kilka dni. I przez kilka dni ją gwałcili na oczach dzieci… Miała długie czarne warkocze, trzymali ją za te warkocze… A dzieci się temu przyglądały. Niedaleko mieszkała jej rodzina, i kiedy bliscy próbowali się zbliżyć do tego domu, to Rosjanie do nich strzelali.

– Po wojnie, kiedy ona się już dowiedziała, że jest wdową, bo wcześniej nie wiedziała, jej mąż był wśród zaginionych, okazało się, że ona jest w ciąży. Poszła do proboszcza i powiedziała, że chciałaby nie mieć tego dziecka. Ksiądz powiedział, żeby je urodziła, że może mu to dziecko oddać, a on temu dziecku rodzinę znajdzie… Urodziła, oczywiście nikomu nie oddała, wychowała chłopaka na wspaniałego człowieka.

Rusek

Jego też pani Greta znała bardzo dobrze, choć nie wie, czy on jeszcze żyje. Być może tak, i jest to jeden z powodów, dla którego nie chce wymieniać nazwy wsi. To wszystko są rany, które nawet teraz, po tylu latach, jeszcze się nie zabliźniły.

– To wszystko odbiło się głośnym echem wśród wszystkich Kaszubów w okolicy. Najczęściej mówiło się o nim „Rusek”, takie miał przezwisko. To znaczy… Mówiło się tak o nim, ale nie przypominam, żeby ktoś tak mówił w jego obecności, żeby bezpośrednio w ten sposób się do niego zwracał. Zresztą ten człowiek bardzo dobrze zapisał się w pamięci mieszkańców wsi. Nie wiem, czy jeszcze żyje, dawno już tam na miejscu nie byłam. Jego mama – ta zgwałcona kobieta, po tym wszystkim nigdy już nie stanęła na nogi, chorowała na serce. Zmarła dość młodo, dzieci się nią bardzo troskliwie opiekowały.

Siostry

– W 1945 roku ja byłam na wsi pod Kartuzami, ale moje dwie siostry były w Gdyni i ukrywały się pod podłogą. Jedna była już dorosłą kobietą, druga była nastolatką. Jak tylko się cokolwiek działo, deski się podnosiło i tam była wybrana ziemia, i na to się zakładało dywan i w ten sposób one uniknęły… No może niezupełnie… Jednego razu przyszli Rosjanie i zabrali moje siostry do lasu w kierunku Rumi, w stronę Starego Rąbienia, one tam zawsze chodziły na spacery. Siostra prowadziła ich tam, gdzie ojciec będzie wiedział… A ojciec w tym czasie biegł do Chyloni, bo tam była jakaś placówka rosyjskiego wojska, dowództwo jakieś, komendantura. Powiedział im co się stało, a oni w te pędy wzięli ojca do samochodu, pytają ojca gdzie jechać, on im mówi, że pewnie poszli w stronę Starego Rąbienia. Przyjeżdżają na miejsce, wołają głośno po imieniu, i znaleźli…  Kiedy je znaleźli to starsza siostra była w bardzo nieciekawym stanie fizycznym. Rzucali ją na ścięte od wybuchów, zwalone drzewa, bo nie chciała dać się zgwałcić. Jak to zobaczyli ci z dowództwa, na miejscu rozstrzelali tych, którzy zabrali do lasu moje siostry. Nie umiem odpowiedzieć, czy tam w tym lesie, zanim przyjechał mój ojciec z odsieczą, czy w końcu je zgwałcili, czy nie… Nikt nigdy o tym nie mówił. O całym zdarzeniu dowiedziałam się, jak byłam już dorosłą kobietą.

Trauma i milczenie

– Zresztą w innych domach były podobne sytuacje. Ale się o tym nie mówiło. To był wstydliwy temat. Nikt nie chciał się przyznawać, ze został wykorzystany i poniżony. Nigdy, nigdy nie słyszałam, żeby ktoś o tym mówił, nigdy, ani na pogrzebach, chrzcinach, nigdy… Niektórzy ukrywali fakt że ich córki były po wojnie ciężarne. Wywoziło się taką dziewczynę gdzieś do rodziny, żeby urodziła. Smutne to były czasy i trudne…

– Moim zdaniem tamte wydarzenia miały bardzo duży wpływ na życie ludzi, którzy tego doświadczyli. Do tego stopnia że kiedy wybieraliśmy się na wycieczki do ZSRR, słyszałam w rodzinie, co ty się nie boisz do Ruskich jechać? Trauma pozostała w ludziach, w starszych na pewno, jestem pewna, że wszyscy starsi to dobrze pamiętają, może nie chcą nic mówić, bo tu nie ma nic do śmiechu, ale pamiętają.

W najbliższych dniach na łamach Magazynu Kaszuby ukażą się kolejne wspomnienia świadków tych tragicznych wydarzeń.

***

Projekt dofinansowany ze środków Powiatu Kartuskiego.

Projekt realizowany przez Stowarzyszenie Otwarte Kaszuby.