Dziś publikujemy czwarty odcinek reporterskiego cyklu o wkroczeniu Rosjan na Pomorze w 1945 roku. Kolejna wstrząsająca opowieść, która jak dotąd nigdy publicznie nie została wyartykułowana. A pan Bernard, choć opowiada o strasznych rzeczach, to zachowuje niezwykłą pogodę ducha. Urzekające jest jego poczucie humoru i pozytywny stosunek do rzeczywistości.
Zobacz część 3 cyklu “Pomorze i Kaszuby 1945” – wspomnienia Zofii Pawłowskiej – poniżej:
Pomorze i Kaszuby 1945. Cykl reportaży – Część 3. Wspomnienia Zofii Pawłowskiej
Bernard Borzyszkowski urodził się w 1938 roku w Luboniu k. Bytowa. Nie może więc pamiętać, jak jego rodzina została wysiedlona. Stało się tak, gdyż Niemcy we wsi zakładali poligon. Losy jego rodziny są w pewien sposób typowe dla Pomorza. Oni wysiedleni, jeden wuj został wcielony do Wehrmachtu, drugi walczył w szeregach Tajnej Organizacji Wojskowej „Gryf Pomorski”.
Pomorski los
– Niewiele pamiętam, w domu o wojnie się nie mówiło przy dzieciach. Rodzice się bali, bo za byle co można było iść do więzienia. Ale te groźne sytuacje, które widziałem, w sercu pozostały.
– Było nas w sumie dziesięć osób, rodzice, siedmioro dzieci i niepełnosprawny brat matki. Trafiliśmy do Częstkowa k. Stężycy. Zajęliśmy tam dom po Polakach wysiedlonych do obozu w Potulicach. Dokwaterowano do nas dwóch żołnierzy Wehrmachtu.
– Dobrze wspominam żołnierzy niemieckich. Można powiedzieć że z jednym z nich moja rodzina się zaprzyjaźniła, szczególnie mój młodszy brat. Niemiec brał go często na kolana, bawił się z nim, częstował jedzeniem. Jednak to nie był okres sielanki. Cierpieliśmy głód. Zwykła kromka suchego chleba miała wtedy ogromne znaczenie.
– Była bieda, ale było też w miarę spokojnie. Ten spokój trwał do marca 1945 roku.
To było duże łóżko
– Rosjanie byli bardzo brutalni, wkraczali do mieszkania, o nic nie pytali jakby wszystko było ich własnością. Młode dziewczyny miały szczególny kłopot… Zawsze w strachu… Byli wobec nich bardzo brutalni, szarpali je jak tylko można.
– Jednej nocy ze starszym ode mnie o rok bratem spaliśmy w łóżku (Bernard miał wówczas 7 lat – przyp. aut.). Nagle do pokoju wdarł się żołnierz rosyjski, rzucił na nasze łóżko kobietę. Myśmy siedzieli na poduszkach, podkuliliśmy nogi, a on niżej, obok nas… To było duże łóżko. On… On załatwiał swoje potrzeby. Na początku ona krzyczała: „Mamo, ratuj!”. Ale potem przestała. Na początku patrzyliśmy na to, ale potem już nie chcieliśmy, zakryliśmy się kołdrą. Nie wiedzieliśmy co on robi, byliśmy za mali. Myśleliśmy że ją morduje i baliśmy się, że zaraz po niej zamorduje nas. Ale on jej nie mordował, ona żyła, potem już przestała się ruszać, ale żyła. Trwało to jakiś czas, a potem on skończył i poszedł. To była dziewczyna z tej wsi, z Częstkowa.
– Innym razem trzy dziewczyny wpadły do naszego mieszkania, chciały się ratować, dwie z nich wskoczyły do szafy ubraniowej, i Rosjanie za tymi dziewczynami, wbiegli do naszego domu… Nie patyczkowali się, otwarli szafę, chwycili je za ręce, wywlekli je i załatwiali swoje potrzeby. Tego już my nie widzieli… W drugim pokoju.
– Trzecia dziewczyna schowała się pod kołdrę do mamy w drugim pokoju. Tam leżała moja mama ze świeżo urodzoną córeczką. Tej dziewczyny już nie szukali, zadowolili się tamtymi dwiema.
– Te straszne wspomnienia zostaną we mnie na zawsze. Tego nie da się zapomnieć.
W najbliższych dniach na łamach Magazynu Kaszuby ukażą się kolejne wspomnienia świadków tych tragicznych wydarzeń.
***
Projekt dofinansowany ze środków Powiatu Kartuskiego.
Projekt realizowany przez Stowarzyszenie Otwarte Kaszuby.