Dziś publikujemy trzeci odcinek naszego reporterskiego cyklu: „Pomorze i Kaszuby 1945”. To kolejna wstrząsająca relacja ukazująca, jak naprawdę wyglądało wkroczenie wojsk rosyjskich na Pomorze w 1945 roku, które jeszcze przez wielu nazywane jest „wyzwoleniem”.
Zobacz część 2 cyklu „Pomorze i Kaszuby 1945” – wspomnienia Stanisława Guza – poniżej:
Pomorze i Kaszuby 1945. Cykl reportaży – Część 2. Wspomnienia Stanisława Guza
Zofia Pawłowska urodziła się 14 maja 1923 w Kowalewie Pomorskim, ale całe życie mieszkała w Gdyni. Dziś mieszka w Domu Seniora w Gdańsku i jest bardzo przejęta rozmową. Gdy zawodzi ją pamięć, denerwuje się na siebie, ale zaraz wszystko wraca do normy, obrazy z przeszłości pojawiają się przed oczami z pełną wyrazistością.
Na początku rozmowy nic nie zapowiada jej dramatycznego przebiegu. Można byłoby powiedzieć, że typowe wojenne losy… Aż do momentu, w którym pani Zofia zaczyna wspominać wkroczenie wojsk rosyjskich.
– Do naszego mieszkania wpadła katiusza i eksplodowała. Zawaliło się pierwsze piętro. Mama została lekko zraniona, ojciec stracił słuch, ja straciłam na chwile przytomność, ale nic mi się nie stało. Pamiętam błysk, huk, potem ciemność. Nie mogłam się wygrzebać się spod gruzów, nie miałam dość sił.
– Usłyszałam głosy, ktoś mówił po francusku. Pomogli mi wydostać się z domu, całą naszą rodzinę wyprowadzili do schronu, który znajdował się za naszym domem. znajdującego się za domem schronu.
Skąd wzięli się w Francuzi w Gdyni w tym momencie? Francuscy oficerowie przebywali w pobliskim obozie jenieckim. Gdy Rosjanie byli już o krok, niemiecka załoga obozu się wycofała. Jeńcy mogli opuścić obóz.
Na naszych oczach
– Pamiętam dokładnie, jak weszli do schronu. To byli Ukraińcy, mówili po ukraińsku. Było ich trzech. W tym schronie wzięli za rękę jedną kobietę, i wzięli ją… No nie wiem jak mam to powiedzieć… No, wzięli ją po prostu, jeden po drugim, na naszych oczach. Wszyscy na to patrzyli. Ci Francuzi krzyczeli, że tak nie wolno, ale nie mogli nic zrobić. Po wszystkim ta kobieta była bardzo chora, otoczyli ją wielką troską.
– Potem, gdy już wyszliśmy ze schronu, ci Francuzi odnaleźli oficera rosyjskiego, któremu wszystko opowiedzieli. On chciał potwierdzenia, że to prawda. Pytał świadków, mieliśmy wskazać, który z żołnierzy to zrobił. Chciał mieć również świadka wśród samych Rosjan. Był jeden taki rosyjski żołnierz, wystraszony, niewysoki, drobny. Wszystko widział w tym schronie. On też potwierdził, że doszło do gwałtu, wskazał sprawców. Wtedy rosyjski oficer wyciągnął pistolet i bez chwili zastanowienia palnął w łeb pierwszemu z żołnierzy, którzy gwałcili, powiedział: „następny”, przyprowadzili drugiego, i tak wszystkich trzech rozstrzelał, na naszych oczach, wszystkich… Francuzi znowu protestowali, że tak nie wolno, że powinien odbyć się sąd wojskowy… Ale Rosjanin ich nie słuchał. A nam kazał pochować rozstrzelanych. Potem kopałam im grób.
– A ten żołnierz, który ich wskazał siedział potem obok, trzymał się z dala od reszty żołnierzy rosyjskich. Po wszystkim oni rozdawali nam chleb. Ale jemu nie dali. Siedział głodny. To my ukradkiem go karmiliśmy.
Zły i dobry Rosjanin
– Potem musiałam się ukrywać. Chodzili, szukali kobiet. Bałam się Rosjan, po to nas tak ubierali w szmaty, chamotali, smarowali pastą do butów, że to niby stare kobiety są. Laskę dostałam i chodziłam o lasce, udawałam, bo starych nie chcieli, oni tylko chcieli mieć młode.
– Nasze mieszkanie było zrujnowane, ale do niego wróciliśmy. Pewnego razu jeden Rusek wszedł do nas. Chciał zgwałcić moją siostrę, ojciec wziął ode mnie tą laskę i uderzył go. Żołnierz wymierzył z karabinu do ojca. Na szczęście wpadł do mieszkania drugi żołnierz, krzyknął: „nie strzelaj”, chyba go pchnął, i tamten nie wcelował w ojca, kula poszła bokiem.
– To trwało tydzień, jak się ukrywałam, jak chodzili i gwałcili. Potem się uspokoiło.
W najbliższych dniach na łamach Magazynu Kaszuby ukażą się kolejne wspomnienia świadków tych tragicznych wydarzeń.
***
Projekt dofinansowany ze środków Powiatu Kartuskiego.
Projekt realizowany przez Stowarzyszenie Otwarte Kaszuby.