Bielickowo. Muzeum pana Czesława. 16

Bielickowo. Muzeum pana Czesława

Muzeum zachwyca rozmachem. Największe wrażenie robi jednak jego założyciel – pan Czesław, człowiek o wielu talentach.

Mijamy tablicę: Bielickowo. Muzeum prywatne, pewnie coś w rodzaju izby pamięci. Pomyśleliśmy: wpadniemy na godzinkę, pogadamy, zrobimy zdjęcia, nakręcimy kilka ujęć, polecimy dalej.

I to był nasz błąd. Żeby obejrzeć zbiory pana Czesława Bielickiego, żeby wysłuchać jego opowieści, poznać go, przekonać się, jak wyjątkowym jest człowiekiem – na to wszystko na pewno nie wystarczy godzina. Można tu spędzić pół dnia, albo i więcej. Można odbyć podróż w czasie, a posłużą ku temu maszyny parowe, auta, motocykle, albo: kajdany więzienne, patefon czy westfalka.

Cóż było robić? Trzeba było wygospodarować znacznie więcej czasu.

 

Bielickowo. Muzeum pana Czesława. 29
Bielickowo. Muzeum „Kaszubska Zagroda”. Fot. Tomasz Słomczyński

Auta, którymi (prawie) jeździli: Al Capone, Louis de Fùnes, Elvis Presley

Zaczyna się wszystko dość spektakularnie. Wchodzimy do dużej szopy – rodzaju zbudowanego z drewna hangaru, w którym stoi kilkanaście aut.

Opowiada pan Czesław Bielicki:

Fiat 125 p jest specjalnie wzmocniony, bo brał udział w wyścigu Monte Carlo. Dalej stoi żuk, polonez, warszawa, syrena, a to jest mój najstarszy samochód,  Ford T, to jest 1923 rok, ja jestem jego trzecim właścicielem, oryginalny lakier, drewniane szprychy. A tu obok jest ford A, on jest opalony, do lakierowania, a na szybie widać jeszcze ślad po kuli, sprowadziłem go z Ameryki, z Minnesoty. Nie wiadomo, kto do kogo i dlaczego strzelał… To są lata dwudzieste w Ameryce, może sam Al Capone nim jeździł…?

Pan Czesław zakłada cylinder, bo nie wypada do takiego auta wsiadać bez stosownego nakrycia głowy, próbuje odpalić Forda T, ale się nie udaje, bo akumulator jest za słaby, choć właściciel zapewnia, że auto jest na chodzie i niekiedy wypożycza je młodym parom do ślubu. Za to włącza kierunkowskazy, to takie machające szczebelki. No i klakson, również oryginalny, wciąż działa, od prawie stu lat. Brzmi  jak donośne kwiczenie świni.

Idziemy dalej, mijamy kolejne auta:

Citroen, jakim jeździł Louis de Finnes w jednym z filmów z siostrami zakonnymi. A ten fiat prawdopodobnie wystąpi niedługo w TVN Turbo, wezmą i go wyremontują, zostanie odnowiony, za darmo, i wróci tu nazad, do mnie… a ten cadillac…  jeździł takim Elvis Presley.

Za komuny trzeba było sobie radzić

W tym samym pomieszczeniu jedna ściana – aż po sufit, zajęta jest przez sprzęty gospodarskie sprzed dziesiątek lat.

Ta brona ma 160 lat. Ciągnięta była przez konia. Zwróćcie uwagę, że cała jest z drewna, a pleciona jest korzeniami… I przetrwała, i ciągle jest mocna.

Za czasów komunistycznych, jak nie było prądu, także nie było agregatów, jakoś trzeba było sobie radzić. Z mlekiem nie można było czekać, bo mogło się popsuć, więc tym urządzeniem, przerobionym z motoru, mleko przepompowywało się z beczki do samochodu.

Pytamy skąd pan Czesław ma te wszystkie eksponaty.

Z różnych źródeł, od rodziny, rolników, którzy już tego nie potrzebują, niekiedy udaje mi się dostać za darmo, ale zazwyczaj kupuję.

Idziemy dalej, przechodzimy przez dużą salę weselną, która czeka na gości, wchodzimy na poddasze żeby obejrzeć sprzęty domowe pamiętające czasy przedwojenne, czasy PRL-u…

 

Pralka nie całkiem automatyczna i milicyjna „emzeta”

– A to coś okrągłe, srebrne, to co to jest?

Pralka prawie automatyczna. Tu się wrzucało ubrania, nalewało wody, sypało proszek, zamykało się, jest korbka, trzeba było kręcić, i już, jak w pralce.

Mijamy kasy sklepowe, maszyny do pisania, magnetofony, adapter, projektor filmowy… Pan Czesław oprowadza, opowiada.

– Kto zazwyczaj oprowadza gości po pana muzeum?

Ja sam. No, taka wycieczka, to ze trzy godziny trzeba poświęcić.

Kolejne pomieszczenie – kolekcja starych motocykli.

Wszystkie są na chodzie.

Emzetka… kawał maszyny to był… Milicja takimi jeździła. To junak… To WSK, rzadko spotykana, wersja sport. A tu WSK 58 rok, pierwsza, którą Świdnik produkował. A ten Simson, kiedy miałem 15 lat ojciec kupił mi go od nauczycielki, jako młody chłopak nim jeździłem…

Maszyny i kajdany. Można i bez prądu

Idziemy dalej, wychodzimy na duży dziedziniec, rozglądamy się. Najpierw uwagę przyciąga maszyna… Co to za maszyna? Maszyna parowa. Pan Czesław odkręcając zawory wprawia ją w ruch. Jest na chodzie, choć została wyprodukowana w dziewiętnastym wieku. Swoją żywotność potwierdzi za chwilę przeciągłym gwizdem i kłębami pary wysyłanymi ku niebu.

Ten silnik parowy pracował w gorzelni… A teraz uwaga, proszę się nie przestraszyć!

Świst, gwizd, tłoki w ruch. Działa!

Kolejne maszyny rolnicze – ciągniki, ale nie tylko. Między innymi – ciągnik samorobny.

Kiedyś, jak nie było ciągników, ludzie robili je sami. A tu jest piec, jak się wody doleje, to chodzi. A ja zrobiłem z tego grilla. Jak na dożynkach z tym byłem, to była kolejka po kiełbasy…

 

A kuźnię postawiłem nową, ale jest na wzór, taka sama jak w Wilczych Błotach. Wiertarki, mniejsze i bardzo duże, gilotyna, a te obręcze, proszę zobaczyć, wszystko łączone w ogniu.

Pan Czesław pokazuje łączenia metalowych obręczy. 

Tu się wszystko robiło bez prądu. I ludzie radzili sobie, potrafili wiele rzeczy zrobić.

Nawet kajdany z kamieniołomów tu są. Na nogi się je zakładało. W starych filmach widać, jak skazańcy w takich chodzili. Zachował się nawet klucz do nich, nawet dziś je można założyć, zdjąć. Tak, ktoś odbywał w nich wyrok.

 

Luksusowa kuchnia i drewniane gwoździe. Wędrująca chata

Kto miał taką westfalkę, to był gość, kiedyś to była nowość, luksus, bo normalnie w domu były blaty. A tu możemy temperaturę regulować, zbiornik jest na ciepłą wodę, no i lepiej ogrzewała całą kuchnię niż normalny blat. Pamiętam w latach osiemdziesiątych takiej się używało.

Przed nami teraz stara kaszubska chata. Stała w Załężu, trzy kilometry stąd. Pan Czesław kupił ją, rozebrał na części i odnowa postawił ją tutaj. Wszystko zajęło około dwóch miesięcy. Belki wymienił tylko na dole, które były przy gruncie – tylko te przegniły

Reszta belek została oryginalna. Trzymały się na drewnianych gwoździach, wystarczyło te gwoździe wyjąć, belki ponumerować i złożyć… Wypełnienie między belkami było gliniane, nie dało się go zachować, teraz jest bardziej nowoczesne. Chata postoi jeszcze długie lata.

Wnętrze chaty, układ pomieszczeń, okien, wszystko zrobiłem tak, jak było oryginalnie.

Wchodząc trzeba się pochylić, belka stropowa jest dość nisko. Pochylić, czyli ukłonić gospodarzom…

Bielickowo. Muzeum pana Czesława. 17
Bielickowo. Muzeum „Kaszubska Zagroda”. Fot. Tomasz Słomczyński

Wiele talentów pana Czesława

A w środku okazuje się, że pan Czesław jest bardzo utalentowany… I wcale nie chodzi o stolarkę i mechanikę, budowanie chat czy remontowanie silników.

 

Pan Czesław

Miał kiedyś żwirownię, sporo ziemi. Jego pasja gromadzenia rzeczy „z duszą”, pokazywania ich innym ludziom, pochłania go dziś niemal całkowicie.

Miał 48 lat, gdy postanowił założyć swoje muzeum.

– Mówi się, że mężczyźni miedzy czterdziestką a pięćdziesiątką zmieniają swoje życie. Niektórzy szukają młodszych od siebie kobiet…

– Możliwe. Ale ja poszedłem w innym kierunku. Założyłem muzeum. Ale to też jest choroba.

– Jest pan uzależniony?

– Jo… Z początku żona krzyczała, bo to grube pieniądze… Kupić maszynę parową… Za osiemdziesiąt tysięcy, albo i sto… To jest tak, że jak człowiek widzi taką rzecz, to musi kupić. To nie jest tak, że sobie poczeka, że kupi kiedy indziej.

Pan Czesław się cieszy, że udało mu się zarazić swoja „chorobą” synów. Już odrestaurowują stare samochody. Będą kontynuować rodzinną tradycję.

Niedosyt

Nie wiadomo, kiedy minęły dwie godziny. Pozostaje niedosyt. Tak jakby zakosztować niezwykłego dania, i wyjść z restauracji pozostawiając na talerzu smakowite kąski.

Pan Czesław żegna się machając przyjaźnie.

Zapraszam ponownie! – woła za nami.

[współpraca: Piotr Emanuel Dorosz]

Bielickowo. Muzeum pana Czesława. 31
Bielickowo. Muzeum „Kaszubska Zagroda”. Fot. Tomasz Słomczyński

Bielickowo. Muzeum prywatne „Kaszubska Zagroda”

Kawle Dolne 7
pomorskie
Przodkowo 83-304

Przed wizytą należy umówić się z panem Czesławem Bielickim – nr telefonu: 601-636-448.