Chmielno. Skansen wirtuoza harmonijki

Chmielno. Skansen wirtuoza harmonijki

Kazimierza zna każdy w kaszubskiej wsi Chmielno. Skansen, który założył, jest wyjątkowy dzięki osobowości swojego gospodarza, jego muzyce i opowieściom.

[współpraca Piotr Emanuel Dorosz]

Zajechaliśmy do domu pana Kazimierza. Pod górę na szczyt jednego z chmieleńskich wzgórz, z którego rozciąga się piękny widok na lasy, jeziora i leżącą w dole wieś zwaną perełką Kaszub.

Kazimierz Gruenholz to postać doskonale znana, nie tylko w Chmielnie. Słynie z wprost wirtuozerskiej gry na harmonijce ustnej. Za chwilę się przekonamy – gdy przykłada instrument do ust, to tak jakby grała nie jedna osoba, a cała orkiestra.

Nie tylko muzyka zajmuje ostatnio pana Kazimierza. Otworzył miniskansen – w niewielkim drewnianym budynku gromadzi eksponaty. Najwięcej jest tu instrumentów muzycznych, ale nie tylko…

Zresztą – po kolei. Wszystko w swoim czasie. Na razie poznajemy Kazimierza oraz Ramonę Bistroń – trzynastolatkę, która pana Kazimierza „zna od zawsze”, traktuje jak rodzinę, i wspólnie z nim muzykuje – na harmonijce ustnej, bazunie i diabelskich skrzypcach (poza tym gra na fortepianie i śpiewa).

 

Kazimierz Gruenholz daje się namówić na opowieść o swoim dzieciństwie i młodości.

Nie jest to wesoła historia…

 

Moja rodzona mama była Niemką. W 1948 roku została wysiedlana do Niemiec. Załadowano ich na pociągi, ale nas, to znaczy mnie i mojego brata bliźniaka – mieliśmy wtedy 6 miesięcy, i jeszcze czworo innych dzieci, odebrano wtedy rodzicom, żebyśmy nie wyjeżdżali, tylko zostali w Polsce. Trafiłem do sierocińca, a potem do rodziny w Redzie, to była biedna rodzina…

O moim ojcu wiem tylko tyle, czego dowiedziałem się później, z relacji innych osób. Ktoś mi mówił, że do sierocińca przyszedł jakiś wojskowy, i mówił, że jestem jego synem. Ja byłem za mały, żeby to pamiętać. Wiem tylko, że miał na spodniach czerwone lampasy. To jedyny ślad, jaki pozostał po moim ojcu, jedyny szczegół, o którym dziś mogę powiedzieć [czerwone lampasy nosili na spodniach oficerowie Armii Czerwonej – przyp. red.] .

Jako dziecko nauczyłem się grać na harmonijce. Z biedy. Co to znaczy? Jak miałem osiem lat, chodziłem z szopką bożonarodzeniową po ludziach, żeby dostać kawałek chleba. Dzieciństwo spędzałem na ulicy. Moi koledzy to byli chuligani. Nie raz trzeba się było bić… Oni w większości wylądowali w więzieniach, ja nigdy w więzieniu nie siedziałem.

Od dziecka musiałem pracować. W polu wybierałem kamienie z piachu, w lesie trzeba było zbierać jagody i grzyby. Lanie groziło, gdy wróciło się bez wypełnionego jagodami pięciolitrowego naczynia.

W wieku ośmiu lat poznałem swojego brata bliźniaka. Nie wiedziałem, że go mam… A gdy miałem trzydzieści lat, spotkałem się w Niemczech z moją rodzoną mamą…

Przydomek „słodki” wziął od tego, że…

Wykształciłem się na cukiernika. Pracowałem w Grand Hotelu, przygotowywałem ciasta dla Fidela Castro i Władysława Gomułki. Nie, nie mogłem ich otruć (śmiech). Dwóch robiło, innych dwóch nas pilnowało. Jakbym ich otruł, zaraz oni by mnie załatwili (śmiech).

Pierwszą cukiernię miałem w Żukowie. Potem wygrałem z księdzem w Chmielnie w karty większa sumę, to za tę kwotę kupiłem cukiernię tutaj, w Chmielnie. Tutaj też byłem dorożkarzem. Rzuciłem palenie, odkładałem – a pracowałem wtedy w Niemczech, po trzy marki codziennie. Uzbierała się suma, za którą kupiłem klacz. Nawet nie wiedziałem, że była źrebna. Wkrótce potem miałem już dwa konie, więc mogłem prowadzić dorożkę.

Zawsze też mocno angażowałem się w sport – zapasy, kajaki, organizowaliśmy spływy, odnosiliśmy sukcesy tu u nas, na Kaszubach.

Muzyka? Tak, muzykowałem przez te wszystkie lata. Jeżdżę z wycieczkami do różnych krajów, przygrywam im. Grałem w Gruzji, Egipcie, na Wieży Eiffla… W różnych miejscach na świecie. Angażowałem się w założenie zespołu Chmielanie, grałem w różnych kapelach. I gram do dzisiaj.

Chmielno. Skansen pana Kazimierza

Teraz opuszczamy gościnny, uroczy dom na wzgórzu i ruszamy przez wieś do miniskansenu. Bo Kazimierz „Słodki” Gruenholz ma jeszcze jedną pasję: kolekcjonerstwo. Ma ponad sto ustnych harmonijek, ale nie tylko te instrumenty zbiera… Niedawno założył miniskansen w Chmielnie. Znajdują się tam rożne instrumenty, a także przedmioty gospodarskie. Szczególnie drogie sercu są te znajdujące się przed drewnianym budynkiem – sprzęty służące niegdyś do pracy na roli. Wysłużone, dziś – po zakonserwowaniu, spoczywają na honorowych miejscach na podwórzu. Kazimierz opowiada, jak za ich pomocą, razem ze swoimi przybranymi rodzicami, pracował w polu.

Kazimierz mówi prostymi słowami, zwyczajnie, bez popadania w patetyczny ton, choć przecież przywołuje dramatyczne momenty ze swojego życia. Warto wsłuchać się w jego opowieść, warto też namówić go, by wziął do ręki harmonijkę, akordeon, bazunę.

Nasza wizyta w jego miniskansenie kończy się wspólnym muzykowaniem (na zdjęciu poniżej – na fujarce gra Piotr Emanuel Dorosz, nasz operator kamery i producent filmów).

 

Chmielno. Skansen wirtuoza harmonijki 16
Chmielno. Skansen Kazimierza Gruenholza. Na zdjęciu Piotr Emanuel Dorosz. Fot Tomasz Słomczyński/Magazyn Kaszuby

***

Miniskansen „U Słodkiego” w Chmielnie

ul. Nad Stawem 30, 83-333 Chmielno, tel.: 692 055 026 (należy umówić się przed wizytą).