We wsi Rąb, koło Pomieczyna, przy rzadko uczęszczanej drodze asfaltowej, znajduje się budynek z czerwonej cegły. Okolica sielska, można tu organizować plenery malarskie dla adeptów sztuki pejzażu.
Na budynku, który zapewne za miesiąc utonie w kwiatach i zieleni, wisi tabliczka: Szkoła Podstawowa w Rąbie. I jeszcze informacja, że znajduje się tu „minimuzeum”.
Wszystko zaczyna się od gry w ping-ponga
Od kiedy nie funkcjonuje tu szkoła, a to już blisko dwadzieścia lat, znajduje się tu świetlica wiejska. Nie taka spod igły, wyremontowana albo wybudowana ze środków Unii Europejskiej. Budynkowi daleko do świetności, ale przecież za to ma duszę. Duszę, którą ucieleśnia niezwykła postać.
Oprócz stołu pingpongowego, w szafkach, na odwiedzających świetlicę czekają gry planszowe. Oraz herbata i kawa, którą poda pani Gabriela Gusman.
Jej rodzina od prawie stu lat zamieszkuje budynek, trzy pokolenia związały się z budynkiem z czerwonej cegły, z tutejszymi dziećmi i ich nauczaniem. Dziadek, ojciec byli szkólnymi. To już niemalże stuletnia tradycja.
Rozbrzmiewający dawniej gwarem budynek dziś tchnie ciszą i wspomnieniami. Rzadko ktoś odwiedza tu panią Gabrielę. Eksponaty w muzeum wypatrują zwiedzających. Zazwyczaj bezskutecznie. Najczęściej przychodzi do nich sama pani Gabriela.
Na piętrze znajdują się dwie sale muzealne, po których oprowadza tutejsza gospodyni. Jakże inne to oprowadzanie niż w muzeach, gdzie słucha się licencjonowanych przewodników albo beznamiętnego głosu w słuchawkach.
Minimuzeum na piętrze
Ekspresja tutejszej przewodniczki robi naprawdę duże wrażenie. – To jest moja pasja, to jest moje życie, to jest moje wszystko – rozkłada ręce wskazując otaczające nas teraz przedmioty. Stara się mówić po polsku, ale ze zdań, jakby klejnoty, wyławiamy kaszubskie wyrażenia.
– Skąd mam eksponaty? Znajduję w lesie, po podwórkach, ale nie wszystkie, czasem ludzie mi przynoszą. Mój tatuś przede wszystkim miał zamiłowanie do takich rzeczy, to jemu ludzie przynosili. Bo kiedyś szkólny to był szkólny! (kasz. nauczyciel) To była ważna postać. Mówili ludzie: panie kierowniku, pan jest taczi dobry szkólny! Chce pan mieć platizer (kasz. żelazko)? chce pan mieć zédżer (kasz. zegar)? Pan jest taki dobry człowiek! Tak było, ludzie przynosili.
– Tatuś, jak umierał, mówił: Gabrysiu pamiętaj, żebyś tego nie wyrzuciła… A ja myślę sobie, co ja z tym wszystkim zrobię? A teraz… Teraz, ja to wszystko… Kocham. One, te moje eksponaty trzymają mnie przy życiu – śmieje się pani Gabriela.
– Nie turyści, tu raczej nie zachodzą. Czasem mnie ktoś odwiedzi. Jeśli ktoś przyjdzie, to będzie jedna osoba, ale konkretna. Na przykład ktoś, kto wydaje książkę, i szuka informacji.
– A ta gofrownica – jeden człowiek ja przyniósł, zupełnie spontanicznie. A ten fotel, niech pan zobaczy, jaki piękny, z wiśniowego drewna! Też przyniósł jeden pan, za parę groszy zostawił, jedynie na piwko chciał, pięć złoty, wyobraża sobie pan?… A to na przykład, to jest kaszubska dënica (misa). Pan redaktor nie wie do czego służyła?
Pan redaktor wie, ale dyskretnie milczy.
– Do mielenia tabaki oczywiście! To oryginał, prawdziwa stara dënica. To się kładło między nogi i mieliło tabakę. To nieodłączny kaszubski atrybut.
Podchdzimy do stołu zarzuconego starymi dokumentami, fotografiami.
– Arbeitsbuch z czasów wojny, tatuś dostał. A to dla mojej mamy tatuś zrobił, tak ją kochał, tak namalował – pani Gabriela inaczej jak „tatuś” o ojcu nie mówi. Przegląda kolejne fotografie, jakieś kwitki… – O, do tego mam wiele sentymentu, pocztówka z Sopotu z lat czterdziestych i bilet wstępu na molo z tego okresu.
Albo świadectwo: Szkoła Powszechna, dwuklasowa w Rębiu, 1923 rok.
W drugiej sali od razu uwagę przykuwa łóżko.
– W osiem osób się tu spało, ośmioro dzieci się mieściło…
– Ale chyba nie naraz….
– Jak to nie naraz! Proszę, o tak się wysuwało! – pani Gabriela pokazuje, jak się rozkładało łóżko, jej łóżko z okresu dzieciństwa.
Kronika i patefon
Kronika szkolna, prowadzona od 1945 roku.
– O, proszę zobaczyć, jaki dziadek miał piękny charakter pisma.
Dnia 3 września 1951 roku. W związku z rozpoczęciem roku szkolnego odbyła się uroczysta akademia przy udziale przedstawicieli partii polit. i społ. oraz społeczeństwa. Część artystyczną wykonała młodzież szkolna. Po części oficjalnej udała się młodzież, jak i publiczność, do jeziora Otalżyno, gdzie urządzono kilka gier i zabaw…
Podczas oglądania kroniki, pisanej ręką dziadka, pani Gabriela się wzrusza. Łezka się w oku kręci.
Patefon. Stał niegdyś w domu pani Gabrieli. Czasem, kiedy robi się ciężko na duszy, gospodyni tego muzeum wchodzi na górę po schodach, zapala świeczkę i słucha starych płyt. Lubi walce Straussa. Mówi, że to jej pomaga w słabszych momentach.
Tablica ścienna z banknotami. To już mało kaszubski eksponat, ale jakże ciekawy. I jeden, ulubiony pani Gabrieli banknot – wizerunek cara na nim, i dokładnie taki sam wizerunek cara na przyklejonym znaczku.
– Dlaczego się mówi, że ktoś jest człowiekiem bezdusznym? Wystarczy na żelazko spojrzeć. Ktoś bez duszy jest po prostu… zimny, jak żelazko bez duszy. Dusza daje ciepło. Żelazku daje ciepło, i tak samo człowiekowi.
– To jest piękny eksponat! Prawda?
Spoglądamy w kierunku, który wskazuje teraz pani Gabriela. Co widzimy? Ścianę przy suficie. Zaciek. Wilgoć maluje swoje obrazy…
Tak, nie ulega wątpliwości, że muzeum wymaga doinwestowania, ratunku… Warte jest tego, bez wątpienia.
Odkrywcy
Dlaczego? – ktoś zapyta. Malutka, prowincjonalna izba regionalna. Po co ładować w nią pieniądze? Co tu ratować?
To miejsce – stara szkoła, „minimuzeum”, ta osoba – pani Gabriela, to wszystko robi ogromne wrażenie. Człowiek czuje się tu nie tyle gościem, co odkrywcą. Jakby odkrywał nieznany dotąd świat. Świat „przeszły kaszubski”, tak mocno pachnący, nasycony autentycznymi wspomnieniami. Świat pani Gabrieli.
***
Rąb, budynek dawnej szkoły, tel.: 586819834 (należy zadzwonić przed wizytą i się umówić).