Przed chwilą powitały powracających z połowu mężów. Tym radośniej, że na dnie wiosłowych i wyposażonych w żagle łodzi, dostrzegły duże ilości dorszy i cert. Ochoczo odbierały od swoich mężczyzn ryby i ładowały do przyniesionych koszy – tak zwanych kip.
Załadowane kipy powodują, że ciała kobiet uginają się pod ciężarem. Taki kosz może ważyć nawet do trzydziestu kilogramów.
Rzeczywiście, kobiety na fotografii pochylone są dość mocno do przodu, kolana mają ugięte, nogi mocno wyciągają do przodu – kroczy się w ten sposób dźwigając spory ciężar.
I właśnie teraz, gdy przechodzą przez plażę, ktoś robi im zdjęcie. Nie dowiemy się, kim był tajemniczy fotograf. Turystą? Kimś, kto dokumentował życie ludności w miejscu, które niebawem zamieni się w duże miasto – Gdynię?
Plaża, do której przybijali rybacy z Gdyni, znajdowała się w miejscu, gdzie w ciągu najbliższych lat zostanie wybudowana ulica Waszyngtona. Kobiety, rzecz jasna, nie mogą o tym wiedzieć, więc nie zaprzątają sobie głowy… Opuściwszy plażę, ruszają energicznie przed siebie. Kierują swoje kroki w kierunku drewnianego krzyża, od którego prowadzi kręta droga do zabudowań wsi Gdynia. Krzyż stoi tam, gdzie późniejsza ul. Derdowskiego połączy się z Placem Kaszubskim. Ale to dopiero za kilka, kilkanaście lat…
Żony rybaków zajęte są rozmową. Rozprawiają o tym, że nie pojadą w najbliższym czasie z połowem na Targ Rybny do Gdańska, choć tak właśnie czyniły jeszcze przed kilkoma miesiącami. Mają z tym pewien problem. Tamtejsi rybacy ostatnio niechętnie patrzą na konkurencję z maleńkiej Gdyni. Powstają na tym tle konflikty.
Tymczasem, pochylone pod ciężkimi kipami kobiece postacie znajduje się już między krytymi strzechą chałupami. Wita ich właściciel karczmy, Augustyn Józef Skwiercz. Niebawem – jeszcze o tym nie wie, stanie się bardzo bogatym człowiekiem. Ziemia należąca do jego rodziny nagle znajdzie się w w centrum miasta… Teraz jednak, nieświadomy ogromnych zmian, które dopiero nadejdą, karczmarz odkupuje od żon rybaków część towaru.
Kobiety, w dobrych nastrojach, idą dalej – mają nadzieję, że ta kręta wiejska droga i tym razem przyniesie im szczęście. Nie mylą się. Kawałek dalej, do swojego sporego, murowanego domu zaprasza tutejszy gospodarz, chętnie zakupuje świeże dorsze. To Józef Tutkowski. Tu gdzie stoi dom, za kilka lat stanie jego kamienica, a miesce to zyska adres: Starowiejska 11.
Tymczasem kipy z minuty na minutę stają się coraz lżejsze. Kolejnym punktem zbytu staje się restauracja Franciszka Grzegowskiego. Tam spotykają też Jana Kamrowskiego. Dla niego, jak zwykle, znajdą się certy, na widok których u gdyńskiego szkólnego zawsze pojawia się uśmiech. Nauczyciel jeszcze nie wie, że wkrótce opuści mury wiejskiej chałupy i przeniesie się do nowo wybudowanej szkoły, że coraz częściej razem z synami i córkami Kaszubów, rybaków z Gdyni i tutejszych gospodarzy, będą uczyły się dzieci inżynierów, kupców, wojskowych…
W ciągu następnej godziny bohaterki naszego opowiadania pozbędą się wszystkich ryb. Zanim pójdą do swoich chałup, wrzucą banknoty i monety do jednej, solidnej, zamykanej na klucz drewnianej skrzynki.
Jest piątek, czyli ostatni dzień pracy rybaka. Jutro nastąpi podział na tak zwane party. W ich łodzi pływa trzech rybaków, więc zysk dzieli się na cztery części. Każda rodzina otrzyma swoją część, czyli part. Ostatni, czwarty part zostanie przeznaczany na remonty. Czasami połowę z niego przekazuje się jako zapomogę dla wdów po rybakach.
Pod wieczór w Gdyni robi się naprawdę zimno. Słabe jeszcze, zachodzące nad zalesionymi wzgórzami, marcowe słońce, niewiele daje ciepła.
Dzisiaj rybacy z Gdyni mogą dłużej posiedzieć w domach przy naftowych lampach, pogawędzić, albo przejść się do karczmy. Jutro sobota, nie wypływają w morze. Z prostej przyczyny – złowione jutro ryby musiałyby być sprzedane w niedzielę, a to przecież niemożliwe. Do poniedziałku mogłyby się zepsuć.
Pracowici Kaszubi poświęcą jutrzejszy dzień na naprawianie sieci, łodzi, sprzętów. Mają chwilę dla siebie. Nad Gdynią zapada zmrok.
Kipy leżą w sieniach chałup, poczekają do przyszłego tygodnia. Kobiety ze zdjęcia mają nadzieję, że znowu im się poszczęści.
Nie wiadomo, kim naprawdę są kobiety ze zdjęcia. Sądząc po tym, że idą po plaży z ciężkimi kipami na plecach, można wyobrazić sobie, że będą zaraz sprzedawać ryby. Być może to kobiety od Dettlaffów, Kreftów, Kassów, Pokrywków, Lostów, Skelników, Tessmerów, Kurrów, Scheibe, Wesserlingów… Nie wiadomo.
Autentyczne są nazwiska wymienione w tekście, realia życia w kaszubskiej wsi Gdyni i topografia terenu oraz sposób podziału zysków z handlu rybami.
***
Może tu mieszkały bohaterki naszego opowiadania? [dzisiejsza ul. Żeromskiego]
***
Suszenie sieci przy gdyńskim brzegu
***
Kobiety czekają na powrót rybaków z morza, początek XX wieku
***
Rybacy przy gdyńskim brzegu
***
Ul. Starowiejska, początek lat dwudziestych
***
Ul. Starowiejska, lata dwudzieste
***
Karczma Józefa Augustyna Skwiercza przy dzisiejszej ul. Starowiejskiej
***
Karczma Józefa Augustyna Skwiercza przy dzisiejszej ul. Starowiejskiej, w głębi widoczny drewniany krzyż
Marcin Scheibe – jego rodzina jest związana z Gdynią przynajmniej od sześciu pokoleń, prawnuk Elżbiety i Jakuba Scheibe – małżeństwa z gdyńskiej ławeczki na Placu Kaszubskim.
Rybacy z Gdyni – Para Kaszubów na ławce
Stanęła na Placu Kaszubskim 30 września 2006 roku. Jej autorem jest rzeźbiarz i malarz Adam Dawczak-Dębicki. Ławeczka przedstawia małżeństwo Elżbietę i Jakuba Scheibe. Jakub wyemigrował do Ameryki, następnie wrócił do Gdyni. Tu – przy Placu Kaszubskim, wybudował kamienicę wg projektu znanego architekta Wiktora Lorenza (budynek stoi do dziś). Jakub zajmował się rybołówstwem, gdy wypływał w morze, w kamienicy, w specjalnie wybudowanej izdebce czekała na niego żona Elżbieta. Z izby roztacza się widok na całą Zatokę Gdańską. Kamienica stoi na wprost ławeczki (siedzący na niej Jakub wskazuje palcem na wybudowany przez siebie dom), nadal mieszkają w niej potomkowie Jakuba Scheibe. Z jego kieszeni wystaje rulon papieru z napisem: „Jakubie, Jeśli na ostatnim piętrze zbudujesz dla mnie pokoik, będę widziała kiedy wracasz z morza – Elżbieta”. Dziś ławka z parą Kaszubów to jeden z symboli tożsamości tego miasta.
***
Polecamy profil na Facebooku, który został założony przez Marcina Scheibe: Gdynia. Plac Kaszubski – Portowa