– Jakiś czas temu dostałam od jednej ze starszych ciotek solniczkę z haftem kaszubskim. W pierwszym odruchu schowałam głęboko do szafki. A potem wyciągnęłam i ustawiłam w kuchni. Teraz jej używam – te słowa usłyszałem ostatnio od naszej redakcyjnej koleżanki.
Koleżanka uznała że w sumie, to solniczka jest ładna. Dlaczego więc miała odruch, o którym wspomniała? Skąd się wziął? Haft kaszubski jest najmocniejszą ikoną Kaszub. Jest rozpoznawalny w całej Polsce, głównie dzięki Cepelii. Nie oznacza to jednak, że kojarzy się dobrze. Znamy go z minionej epoki, kiedy zalegał w kuchennych szafkach, w ilościach hurtowych. Dziś może kojarzyć się „nieświeżo”. Choć – jak widać na podanym powyżej przykładzie, to już się zmienia. Być może zaczął już wracać do łask jako element współczesnych kuchni i innych wnętrz.
Jedna sprawa – to masowe wykorzystywanie go do wzornictwa. Dziś już nie brakuje pomysłów, jak zaadoptować tradycyjne wzory do potrzeb współczesnych. Pojawiają się na przykład trampki z kaszubskimi wzorami albo pościel czy sukienki. Często wzory te są przetworzone, inspirowane jedynie kaszubszczyzną. Choć jest ona w nich wyraźnie obecna. Wielu w tym właśnie upatruje przyszłość tzw. kaszubskiego haftu. Będzie on „dostosowany” do zmieniającego się świata i gustów.
Zupełnie inną sprawą jest żywa tradycja haftowania – według określonego kanonu. Haft kaszubski – w kanonicznej, ustalonej na początku XX wieku przez Teodorę Gulgowską formie, dla wielu mieszkańców tego regionu jest niezwykle ważną częścią tradycji, kultury, a także codziennego życia i pracy.
SKĄD SIĘ WZIĄŁ HAFT NA KASZUBACH? I CZY NA PEWNO JEST ON LUDOWY?
W poniedziałek, 4 lipca, w żukowskiej strażnicy Ochotniczej Straży Pożarnej oficjalnie otwartoXXI Pokonkursową Wystawę Haftu Kaszubskiego Linia 2016. Postanowiłem wybrać się na wystawę, tym bardziej, że – jak zapewniali organizatorzy, na miejscu będzie możliwość rozmowy z którąś z pań hafciarek.
– To ja… – skromnie spuszcza wzrok pani Bernadeta. Stoimy w sali, w której trwają przygotowania do wieczornego seansu filmowego ( w ramach VI Kaszubskiego Festiwalu Filmowego). Wokół, na specjalnych drewnianych ramach rozwieszone są prace nagrodzone w konkursie Haftu Kaszubskiego Linia 2016 – serwety, obrusy, czepce. Na pierwszy rzut oka poszczególne hafty są do siebie podobne. Przy bliższym przyjrzeniu się różnice miedzy nimi staja się oczywiste.
Bernadeta Reglińska od urodzenia mieszka w Żukowie, zaczęła haftować gdy miała 7 lat. To była naturalna konsekwencja tradycji rodzinnej – mama pani Bernadety uczyła się haftu od Zofii i Jadwigi Ptach.
Siostry Ptachówny to dla fascynatów haftu Kaszubskiego postaci legendarne. W głównej mierze dzięki nim na Kaszubach przetrwała tradycja haftowania.
Obecność haftu na Kaszubach zawdzięczamy norbertankom, które w 1212 roku zostały sprowadzone na Pomorze z kujawskiego Strzelna, za sprawą Mściwoja I, księcia gdańsko-pomorskiego, i osiedliły się nieopodal Żukowa. Po najeździe Prusów i zniszczeniu zakonu przeniosły się do wsi Żukowo. Mniszki obok licznych zajęć prowadziły szkołę dla panien ze szlacheckich rodów, córek gdańskich patrycjuszy i bogatego gburstwa. W 1834 roku nastąpiła kasata zakonu w Żukowie. Na tzw. dożywociu pozostało dziesięć mniszek. Wobec braku uczennic pochodzących z bogatych domów postanowiły one nauczać okoliczne chłopki. Ostatnią uczennicą siostry Agnieszki Bojanowskiej była Marianna Okuniewska, która nie haftowała paramentów liturgicznych, lecz ściereczki, ręczniki, serwetki, fartuszki i bluzki. Tę Idee klasztornego haftu przekazała swoim dwóm wnuczkom Jadwidze i Zofii Ptach.
– Siostry Ptach były bardzo dokładne, sprawdzały, pilnowały, żeby haft był wykonywany zgodnie z normami, staranny, dokładny, żeby kolorystyka była taka, jaka powinna być. Mama zawsze opowiadała, że żegnała się znakiem krzyża przed wejściem do ich domu, kiedy szła do nich ze swoimi pracami. Wszystkie te nauki przekazała mi.
Pani Bernadeta ukończyła krawiecką szkołę zawodową. I przez trzydzieści lat haftowała dla Cepelii.
– Zarabiałam pół średniej krajowej. Ale emeryturę sobie wyrobiłam. Zarobku na tym wielkiego nie było, choć co miesiąc dostawałam pensję. Ale to wciągało. To była i jest moja pasja.
Dzisiaj pani Bernadeta jest na emeryturze, oczywiście haftuje dalej. Ale też uczy w szkole haftu kaszubskiego – w podstawówce, gimnazjum i liceum.
– Dzieciaki dzisiaj są zainteresowane haftowaniem?
Nie chce się w to wierzyć.
– Tak, dzieci chcą haftować, haftują zarówno chłopcy, jak i dziewczęta. W zeszłym roku na przykład miałam ucznia – chłopca, który sam wyhaftował trzy serwetki. Był strasznie dumny.
W haftowaniu nie zmieniło się nic od czasów prababek. Ta sama technika. Motywy są ustalone, kolorystyka jest ustalona. Ale wizja, jak mówi pani Bernadeta, zawsze pochodzi od twórcy.
– Spróbujmy czytelnikom wytłumaczyć, na czym ta zabawa polega – zachęcam. – Nie można sobie haftować od Sasa do lasa, wszystkiego, co przyjdzie do głowy?
– Nie, nie można. Są ustalone wzory.
– Które wskazują, że… – pokazuję na wiszącą obok serwetkę – że ten kwiatek ma sześc płatków a nie dwanaście. Czy tak?
– Tak. To, co pan pokazuje, to jest wzór szkoły haftu żukowskiego. Są określone motywy kwiatów i kolorystyka. I tych zasad należy się trzymać.
Zasady są zawarte w specjalnych „teczkach”. Są trochę inne dla poszczególnych szkół: żukowskiej, tucholskiej, wdzydzkiej, puckiej, wejherowskiej i słupskiej.
– To gdzie tu miejsce na twórczość?
– Twórczość… Twórczość jest w całej kompozycji. Elementy są ustalone, ale to, jak je ze sobą komponować – to już samemu trzeba wymyślić.
– Jak długo haftuje się obrus?
– Ten obrus haftowałam trzy miesiące. Jest długi na dwa metry dwadzieścia centymetrów, szeroki na półtora metra.
– Pani jest profesjonalistką. Ktoś początkujący haftowałby taki obrus… Trzy lata?
– Początkujący nie haftowałby obrusu. Mógłby zacząć od niewielkiej serwetki.
– Po jakim czasie człowiek dochodzi do wprawy takiej, że może wyhaftować coś, co można położyć na stole?
– Po roku. Te prace, które tu wiszą, zostały wykonane przez uczniów, którzy je haftowali przez dziesiąć miesięcy.
– Dziesięć miesięcy nauki, i proszę, serwetki są.
– Są, a jakże.
– I wstydu nie ma.
– Nie ma.
Żukowo przybrało miano „kolebki haftu kaszubskiego”. Rzeczywiście – z uwagi na historię i Norbertanki, jest to uzasadnione. Co nie oznacza, że dzisiaj haftowanie jest w Żukowie powszechne. Wręcz przeciwnie.
– Ile dzisiaj w Żukowie jest hafciarek?
Pani Bernadeta wylicza poszczególne nazwiska.
– Teraz są cztery panie. W czasach, kiedy prowadziłam zespół, było ich siedemnaście. Moja mama miała w zespole trzydzieści hafciarek.
Nadzieja w młodych ludziach – uczniach, którzy teraz zaczynają haftować. Być może część z nich będzie chciała się temu zajęciu poświęcić. Pani Bernadeta wierzy, że tak się stanie.