Zdjęcia i film: archiwum rodzinne
Ochłodzenie miało nastąpić dopiero we wtorek, a tu już niedzielny poranek wita nas pochmurną pogodą. Spoglądamy zawiedzeni na spakowane ręczniki i stroje kąpielowe – w końcu mieliśmy w planie pojechać na plażę do Dębek… Najtrudniej jednak znieść rozczarowanie naszego sześciolatka, który od kilku dni chodzi z nadmuchanym rekinem i planuje wodne szaleństwa. Jedziemy! W końcu te ciemne chmury mogą „wisieć” tylko nad Kartuzami, a nie nad całą kaszubską krainą. Niesie nas zatem misja sprawdzenia rozległości deszczowej aury.
Z nadzieją zostawiamy za sobą pochmurne Kartuzy, potem Grzybno, następnie Przodkowo, Pomieczyno, Szemud, Wejherowo… ani śladu słońca, a samochodowy termometr bezlitośnie wskazuje o 10 stopni niższą temperaturę niż w dniu wczorajszym. Nadzieja na poprawę pogody mija z każdym kilometrem przybliżającym nas do morza. My już wiemy, że z plażingu nici, ale jak to wytłumaczyć przedszkolakowi, któremu ani deszcz, ani wiatr, ani nawet zimna woda nie przeszkadza w wodnych zabawach? Wiedziałam, że zwyczajny powrót do domu będzie katastrofą, więc zaczęłam szybkie studiowanie mapy w poszukiwaniu pobliskich atrakcji, by choć trochę zrekompensować dzieciakom zmianę planów.
Nie musiałam długo szukać. Niewiele zbaczając z naszej trasy, postanowiliśmy pojechać do jednego z atrakcyjniejszych miejsc Kaszub Północnych. Gniewino – to tu znajduje się Centrum Sportowe, w którym podczas UEFA EURO 2012 goszczono drużynę narodową Hiszpanii. Ale przede wszystkim można tu spotkać sympatycznych olbrzymów, którzy niegdyś władali Kaszubami oraz podejrzeć urokliwą okolicę z 44 – metrowej wieży, zaprojektowanej w interesującej formie oka.
Do kompleksu „Kaszubskie Oko” dojechaliśmy na „dwójce”, bo droga tam wiedzie pod całkiem sporą górkę. Nie bez przyczyny miejsce to zostało wybrane również pod budowę górnego zbiornika największej w Polsce elektrowni szczytowo-pompowej Żarnowiec. Można ją podziwiać z wysokości pokonując 212 schodów lub jak kto woli, wjeżdżając na wysokość 36 m windą. Z wieży zobaczyć można także farmę elektrowni wiatrowej (w dzisiejszym dniu robi na nas duże wrażenie, bo wieje, aż głowy urywa), morenowe wzgórza Jeziora Żarnowieckiego, pozostałości po budowie elektrowni jądrowej oraz przy dobrej pogodzie nawet Morze Bałtyckie (my nie mieliśmy tyle szczęścia, ale może to i dobrze, bo co z oczu to i z serca…).
Po zejściu z wieży postanowiliśmy rozejrzeć się po dość sporym, ciekawie zagospodarowanym kompleksie. Dzieciaki, jakby zaprogramowane na zabawę, od razu pobiegły w stronę placu zabaw. Jak się okazało nie takiego wcale zwykłego placu zabaw, bo po pierwsze – stworzonego na wzór statków pirackich, a po drugie – strzeżonego przez dość sporych rozmiarów rodzinę Stolemów. Ależ było zdziwienie naszego najmłodszego członka rodziny (półtorarocznej Hani), że można być takim dużym! Nasz przedszkolak (filip, lat sześć) również zainteresował się olbrzymami, więc wykorzystując jego ciekawość, zanim całkowicie pochłonęła go wspinaczka do „bocianiego gniazda” pirackiego statku, odczytałam legendę o Stolemach z tablicy informacyjnej.
Zanim Kaszubami całkowicie zawładnął człowiek, panami tej krainy były stolemy. Kształtem przypominały ludzi, ale wzrostem przewyższały ich kilkakrotnie. Posiadały też ogromną siłę. Drzewa wyrywały niczym źdźbła trawy. Ciskały wielkimi głazami jak ziarnkami grochu (…).
Któregoś dnia dwa stolemy leżały nad brzegiem morza i odpoczywały w cieniu drzew. Rozprawiały o rozmaitych sprawach, aż wreszcie ich rozmowa zeszła na temat ludzi.
– Jest ich coraz więcej – rzekł starszy.
– Wycinają lasy i zakładają pola – dodał młodszy.
– Wyławiają ryby z jezior, zabierają nam grzyby i orzechy.
– Budują nowe wioski i rozbudowują stare.
– Oj! Niedobrze z nami!
– Niedobrze!
I tak od słowa do słowa uradziły, że trzeba ludzi zniszczyć. Najpierw jednak, by zebrać siły, postanowiły uciąć sobie drzemkę. Całą tę rozmowę słyszał młody, sprytny rybak. Przestraszył się bardzo, ale nie stracił głowy. Cichutko wszedł na sosnę i szyszką rzucił w nos starszego stolema. Ten poderwał się i rzekł do młodego:
– Bez głupich żartów!
– No, co ty, nic przecież nie zrobiłem – tłumaczy się młody.
– Spróbuj jeszcze, a zobaczysz!
Kiedy znowu usnęły, rybak rzucił szyszką w nos drugiego stolema. Teraz ten, choć młodszy, rozgniewał się na drugiego, ale szybko dał się udobruchać. Po chwili rybak znowu rzucił w starszego, później jeszcze raz w młodego i rzucał tak długo, aż doszło między nimi do ostrej sprzeczki. Ta zaś bardzo szybko przerodziła się w bójkę.
Nie była to zwykła walka. Starszy nie chciał pozwolić, by pokonał go młokos. Młody miał już dość ustępowania starszemu i uznał, że czas mu pokazać, kto jest silniejszy. Od szarpaniny szybko przeszły stolemy do tarzania się w piachu, w ruch poszły pięści. Następnie olbrzymy zaczęły wyrywać drzewa i walczyć nimi jak maczugami. (…) Spod kaszubskich piachów wojownicy dobywali kawałki skał i rzucali w siebie ze złością. Rzadko jednak trafiali, więc kamienie, mijając ciała olbrzymów, leciały dalej. Do dziś można je znaleźć w najróżniejszych zakątkach Kaszub. Te, które rozbiły się na drobne kawałki, spadły na ziemię jak nasiona. (…)
W końcu olbrzymom zabrakło jednak sił. Legli znów obok siebie, nie mogąc już ruszyć ręką ni nogą. Starszy odezwał się:
– Przyznaj się, dlaczego we mnie rzucałeś szyszkami?
– Przyrzekam ci bracie, że to nie ja – jękną młodszy!
– Ja też w ciebie nie rzucałem – wysapał starszy. – To znaczy, że zrobił to ktoś inny.
Wówczas przyszła im do głowy myśl:
– To musiał być jakiś człowiek! – resztką sił wykrzyknęli prawie jednocześnie. (…) Nim zasnęli na wieki, stary dodał jeszcze:
– Widać, ten mały stwór jest od nas mądrzejszy. Jeśli wszyscy ludzie są tacy, to prędzej czy później ziemia będzie należała do nich.
Po wydarzeniach tych inne stolemy jeszcze długo żyły z ludźmi w zgodzie. Niemniej słowa starego olbrzyma spełniły się. Dzisiaj pozostały po nich jedynie kamienie, które, być może, będą istnieć dłużej niż ludzie …
Fragment książki „Legendy Kaszubskie”, autor Janusz Mamelski, Wydawnictwo REGION
Przy Stolemowej Rodzinie widniał również kamień, na którym była mapa z zaznaczonymi miejscami, gdzie można spotkać jeszcze inne olbrzymy. Podobno w Gniewinie i okolicach zlokalizowanych jest piętnaście figur kaszubskich wielkoludów, więc zabawa w poszukiwaczy zaginionych Stolemów może być przednia. Na terenie kompleksu spotkaliśmy parę sympatycznych „zielarzy”, gotujących uzdrawiającą miksturę oraz głodnych olbrzymów podczas rybnego posiłku. A nieco dalej w miejscowości Nadole w Stolemowej Grocie zjedliśmy kaszubskie plince w towarzystwie „rybaków”.
Kompleks „Kaszubskie Oko” to także miejsce, gdzie można zagrać w mini golfa lub ziemne szachy, przejść park linowy i spotkać się z dinozaurami… Szkoda jednak, że ten atrakcyjny miszmasz odbiegł w kierunku mało kaszubskiej komercji.
Nasza wycieczka nie zakończyła się bynajmniej na zwiedzaniu kompleksu. Udało się nam również zwiedzić bogato wyposażony skansen „Zagroda Gburska i Rybacka z XIX w.” w pobliskim Nadolu, gdzie miałam możliwość wrócić wspomnieniami do dzieciństwa, do kaszubskiego domu mojej babci i opowiedzieć o tym swoim dzieciom. Z rozbawieniem obserwowałam zdziwienie na twarzach, gdy pokazywałam jak kiedyś wyglądała toaleta, pralka czy wózek dziecięcy. W skansenie można również zobaczyć ciekawą ekspozycję pszczelarską, która zawsze pod koniec września jest w centrum uwagi podczas imprezy „Kaszёbsczi Pszczolnik”. A w drugą niedzielę sierpnia organizowany jest „Krancbal”, podczas którego odbywa się jarmark rękodzieła ludowego oraz prezentacje kultury regionalnej.
W Nadolu znajduje się również przystań nad Jeziorem Żarnowieckim, gdzie można wypożyczyć sprzęt wodny do pływania czy też wypłynąć w rejs motorówką. Znajdziemy tam również miejsca do spacerów oraz wędkowania. My niestety nie skorzystaliśmy do końca z uroków tej miejscowości z powodu niesprzyjającej pogody, ale wyjeżdżając już w stronę domu, nieopodal Nadola w Czymanowie, nie odmówiliśmy sobie przyjemności przyjrzenia się bliżej imponującej budowli największej w Polsce elektrowni szczytowo – pompowej Żarnowiec. Te ogromne rury, biegnące wzdłuż wzgórza i chowające się w ziemi, robią niesamowite wrażenie. Warto się tu zatrzymać, zobaczyć i poczytać informacje na temat tego obiektu. Mój mąż z racji elektrycznej pasji i zawodu oraz mój syn z racji dzielenia elektrycznej pasji z ojcem, zostali pochłonięci w elektryczną tematykę, tracąc zupełnie rachubę czasu. Elektryczność wciąga bez reszty.
I tak oto minęła nam zupełnie nieoczekiwanie niedziela. Okazuje się, że Kaszuby są dobre na pogodę oraz na niepogodę, a zmiana planów może być równie energetyczna jak niezapomniane spotkanie z kaszubskim Stolemem.