Rowerowy Rajd na Orientację w Leśniewie. Na pohybel stowarzyszom!

Uczestnik takiego rajdu to osobnik o dziwnej psychice i ponadprzeciętnej wodoodporności

Przyszedł kolejny kwietniowy weekend i kolejne zapowiedzi deszczu. Uczestnik rajdów na orientację cechuje się jednak dość dziwną postawą, czasem wręcz im gorsza aura, tym u niego chęci na testowanie jego „wodoodporności” większe.

Uczestnik Rajdu na Orientację, inaczej: zawodnik – osobnik płci dowolnej, o zawziętym charakterze i zagadkowej psychice, odporny na najgorsze warunki atmosferyczne, któremu niestraszne błoto, pijawki, pęcherze na stopach lub niewygodne siodełko. Pchany niewiadomym pędem w kierunku zwykle całkiem odwrotnym niż niedzielni spacerowicze. Nieodzowne atrybuty: kompas, czołówka, karta startowa (lub bardziej nowoczesna wersja: elektroniczny chip). Czasami gromadnie, czasami indywidualnie skacze po lesie, biega po krzakach, przepycha rower chaszczami, mamrocząc pod nosem coś o stowarzyszach, azymutach, przecinkach i poziomicach. Uwaga! Roznosi chorobę zwaną Simplex Orientulus Ochotitis w większości przypadków silnie zakaźną i nieuleczalną.

fot3
Anna Skuras. Fot. archiwum prywatne

Być może właśnie dlatego zdecydowaliśmy się wziąć udział z moim mężem Sławkiem w kolejnej takiej imprezie. Tym razem padło na Leśniewo i Rowerowy Rajd na Orientację, organizowany przez zapaleńca tej dyscypliny, Damiana Lanca. Podbudowani myślą, że przecież świetnie tamtejsze tereny znamy, wszak zaledwie dwa tygodnie temu byliśmy tam na rowerowym rajdzie do Piaśnicy (relacja z tej imprezy znajduje sięTUTAJ), sądziliśmy, że zwycięstwo mamy w kieszeni… Trzeba było mieć więcej pokory.  Ale po kolei.

Rajd, impreza na Orientację – czyli o co w tym wszystkim biega? Biega o to, żeby dotrzeć w terenie, w określonym czasie, do wszystkich punktów kontrolnych (PK) wyznaczonych na mapie i odpowiednio potwierdzić to przybycie na karcie startowej zespołu. Na chwilę przed startem zawodnicy otrzymują mapę i posługując się nią oraz kompasem, linijką, ewentualnie pisakiem, ołówkiem lub co kto lubi, planują warianty dotarcia do różnych miejsc. Potem to już jak z płatka, po prostu realizuje się ten plan. Jak odnajdą wszystkie punkty w terenie, a przybycie do nich potwierdzą na karcie startowej, pędzą do mety. Tam organizator wpisuje godzinę ich przybycia, a następnie zlicza ilość punktów.

Punkt Kontrolny, PK – i o to właśnie biega! Punkty kontrolne interesują zawodników najbardziej (oprócz obiadu po zawodach). Oznaczone w terenie jako tzw. „lampion” lub po prostu biało-czerwona kartka z symbolem wpisanym w lewym górnym rogu, zwykle umieszczona na drzewie. Do tego perforator, kredka na sznureczku, którą należy spisać kod na kartę startową. Od jakiegoś czasu stosowane są też elektroniczne chipy pozwalające potwierdzić swoje przybycie do punktu.

Piaśnica
www.eko-kapio.pl

Zacznijmy od początku: do wyboru były dwa dystanse: 20 km i 40 km rowerem. Zebraliśmy się w niedzielę 24 kwietnia całkiem nieśpiesznie, bo i start rajdu o ludzkiej porze. Odprawa i starty naszej 40 km trasy rowerowej miały się zacząć o godzinie 12.30, więc nie trzeba się było zrywać z łóżka jak na Harpagan. To już coś! Dojeżdżamy samochodem na miejsce, a tu miła niespodzianka: pobliski sklep otwarty w niedzielę. Lecę po ostatnie zakupy, bo jakoś się nie przygotowaliśmy pod tym kątem. Kilka słodkich zapychaczy na 40 km wystarczy. Biegnąc do sklepu i oddając się rozmyślaniom nad wyższością ciasteczek z czekoladą nad ciasteczkami z otrębami, wpadam prawie na maskę samochodu naszych znajomych i sąsiadów: Ewy i Damiana. Przyjechali na rajd trochę później z racji późniejszego startu ich trasy. Co za szczęście, przynajmniej nie będziemy ze sobą konkurować, co w amoku sportowych zmagań mogłoby narazić na szwank naszą zażyłą znajomość.

Na starcie, wśród uczestników rajdu sporo znanych w tych kręgach twarzy. Są i wyjadacze – golą wszystkie rajdy na orientację. Niektórzy z nich nawet zawody o randze międzynarodowej.

Tutaj wyraźnie trzeba powiedzieć, że – jak miało się wkrótce okazać, trudnością tego konkretnego rajdu nie był sam dystans, a właśnie konieczna duża precyzja w namierzaniu punktów. Na naszej mapie w skali 1:50 000, czyli tzw. „pięćdziesiątce”, 1 milimetr to 50 metrów w terenie – bez linijki ani rusz! A my oczywiście linijki zapomnieliśmy. Na szczęście mój kompas ma z boku podziałkę liniową.

Mapa – co to jest, każdy widzi. Czyżby? Ekstremalne trasy na rajdach na orientację zostają zaopatrzone w mapy niepełne, odwrócone, lustrzane odbicia, mapy z czasów napoleońskich (szczęście, że nie Mieszka I). Inwencja twórcza w dziedzinie utrudniania nawigacji zawodnikom jest wręcz nieograniczona.

Skala mapy – np. 1:100 000, 1:50 000, 1:25 000, im mniejsza ta liczba po dwukropku, tym bardziej buzia nam się cieszy, ponieważ oznacza to większą szczegółowość. A te szczegóły to oczywiście nasze najważniejsze wskazówki, czyli górki, dołki, wąwozy, rzeczki, mostki, przepusty wodne, linie energetyczne, kształty granic lasu, rodzaje lasów, i mnóstwo innych informacji, które z mapy da się odczytać. Dlaczego nie kierujemy się po prostu zaznaczonymi na mapie drogami? Ano, nawigowanie po drogach bywa zgubne – często drogi na mapach z lat 70-tych (mam wrażenie, że to ulubiony okres w dziejach kartografii dla wszystkich organizatorów InO) to w dzisiejszej rzeczywistości mogą być zarośnięte ścieżyny, dzikie chaszcze, pola lub w drugą stronę: fabryki, domy kultury, baseny, jak wyobraźnia urbanizatorów poniesie… Przez tyle lat bardzo wiele mogło się zmienić.

Po sprawdzeniu minuty startowej i odsłuchaniu odprawy w końcu ruszamy.

mapa w mapniku
Nasza mapa. Fot. Anna Skuras.

Pierwsze punkty jak z bicza trzasł, podniesieni na duchu kręcimy dalej. Kolejny punkt i pierwsze zadanie – trzeba odszukać w terenie jakąś strzałkę, która wskaże drogę dojścia do właściwego punktu. Strzałką okazuje się mostek nad rzeczką, pięknie i wystarczająco dobitnie pokazuje, gdzie należy się udać. Bez problemu.

mostek strzałka
Pierwsze „strzałkowe” zadanie. Fot. Anna Skuras

Kilka kolejnych punktów w lesie odnajdujemy, jak nam się zdaje, bezbłędnie, przy jednym z nich pomagając sobie oznaczeniem przedziałów leśnych (to te betonowe słupki, które czasem sterczą w lesie na skrzyżowaniach przecinek). Dalej zadania specjalne w Piaśnicy. I tu trzeba było włączyć myślenie. Trochę nam zajęło, zanim zrozumieliśmy dokładnie, w jaki sposób należy umieścić odpowiedź na karcie startowej. Wybaczcie, drodzy rywale, ale chyba nie tylko nam, bo zastaliśmy tam niebagatelną ilość rowerzystów, nawet wycinaków, startujących na naszej trasie, główkujących równie intensywnie. W końcu znaleźliśmy wszystkie cytaty, policzyliśmy słowa, pogimnastykowaliśmy mózgownice, karta wypełniona, jedziemy dalej.

Główkujemy nad zadaniem w Piaśnicy. Fot. Anna Skuras
Główkujemy nad zadaniem w Piaśnicy. Fot. Anna Skuras
PS czyli Punkt Stowarzyszony. Fot. Anna Skuras
PS czyli Punkt Stowarzyszony. Fot. Anna Skuras

Zaczyna padać – to jakieś fatum rajdów rowerowych… Deszcz zamienia się w grad! To ma być kwiecień, ja się pytam? Tym razem zapobiegliwie miałam na sobie odpowiednią kurtkę, więc „wiater” ani deszcz mi nie straszny. Tereny, jak to na Kaszubach, piękne. Ja oddaję się pasji fotografowania moim telefonem z poprzedniej epoki, podczas gdy Sławek głowi się, który z punktów umieszczonych w terenie w odległości 50 m od siebie jest tym właściwym punktem kontrolnym (PK), a który stowarzyszonym (PS). Dzieli je od sobie 50 metrów, czyli właśnie przeklęty milimetr na mapie… Ostatecznie w wyznaczeniu właściwego punktu kierujemy się kształtem linii lasu, ale nie do końca jesteśmy przekonani czy słusznie.

Punkt Stowarzyszony, stowarzysz, PS – mający skutecznie zmylić zawodników niewdzięcznik i paskudnik. Punkt umieszczony w terenie, w niewielkiej odległości od Punktu Kontrolnego, który „udaje” właściwy Punkt Kontrolny, ale nim nie jest. Jeśli zawodnik się nabrać i wpisze kod stowarzysza zamiast właściwego PK w kartę startową, otrzymuje karę. Punkt Stowarzyszony to nie jedyny paskudnik. Na rajdach występują też Punkty Mylne – trochę mniej podstępne od stowarzyszów, ale za to bardziej bolesne w skutkach. W terenie są znacznie bardziej oddalone od właściwego PK niż stowarzysz, więc pomylenie go z PK jest mniej prawdopodobne, ale za to kara punktowa sroższa.

pasja foto
Oddaję się pasji fotografowania moim telefonem z poprzedniej epoki. Fot. Anna Skuras

Następny jest dłuższy odcinek asfaltu, rozkręcamy się do 32 km/h i udaje nam się tę prędkość utrzymać przez dłuższy czas, bo „wiatr w ryj” na szczęście chyba dzisiaj śpi. Teraz czeka nas teren bogaty w wodne przeszkody – rzeczki, kanały, jeziorka, podmokłe łąki. Zaraz, przecież tu na mapie jest piękna droga, powinniśmy bez problemu dojechać nią do naszego kolejnego punktu… Tymczasem wraz z inną drużyną odkrywamy przykrą prawdę – po drodze nie pozostał nawet ślad, jest za to kawał podmokłej łąki, gdzie odległości można by odmierzać raczej krowimi plackami niż licznikiem rowerowym. Jedziemy tą łąką w nadziei, że wyprowadzi nas na punkt, a tymczasem jest coraz głębiej a sama łąka nas coraz bardziej wciąga. W duchu chwalę siebie za założenie grubaśnych opon terenowych, dzięki którym jeszcze jakoś jadę. Sławek na trochę cieńszych oponach nie może się zatrzymywać. Gdyby tak się stało, zostałby niechybnie wessany przez tę łapczywą łąkę. Zużywamy na tę przeprawę trochę sił. Na koniec, zamiast dojechać do większej drogi, dojeżdżamy do starego drewnianego płotu – w lewo rzeczka, w prawo bagno, z tyłu… Wiadomo – łąka.

Nie ma wyjścia – dawaj, przez ten płot. Najpierw Sławek, potem jego rower, potem mój rower i na końcu ja. Przez jakieś górki, dołki, dostrzegamy chłopaków z innej drużyny, którzy mieli zdaje się lepszy pomysł na wytyczenie przełaju. Jadą na tyle szybko, że staje się jasne, iż ich przeprawa przez krowie łąki musiała już dobiec końca, a tym samym pewnie są już na upragnionej szutrówce! Kierując się na mknących rowerzystów szybko docieramy do drogi. Napotkany na niej pan z wózeczkiem (w wózeczku wnuczek), rzeczowo próbuje nas naprowadzić na wyjazd z tej „dziczy” do pobliskiego miasteczka. Za nic nie chce uwierzyć, że my tutaj zostajemy dobrowolnie a dodatkowo, będziemy szukać jakiegoś „punktu”. W jego oczach odmalowuje się sporych rozmiarów znak zapytania.

wodne przeszkody
Teraz czeka nas teren bogaty w wodne przeszkody. Fot. Anna Skuras

Kolejne punkty. To jest, po prostu, jakaś klęska! Klęska z tymi stowarzyszami. Naliczamy ich pięć wokół jednego z punktów kontrolnych. Można przebierać do wyboru, do koloru.

Dla zobrazowania sytuacji: Damian Lanc, organizator i budowniczy tras, jest geografem i geodetą, dla niego mapy i teren nie mają żadnych tajemnic, więc i finezja w wyznaczaniu perfidnych stowarzyszy godna podziwu. No istne wyżyny. Ostatecznie decydujemy się na punkt, który wydaje się najbardziej prawdopodobny ze względu na odległość od większego skrzyżowania, ale wątpliwości i tak co niemiara. Dalej już bez większych niespodzianek, choć oczywiście stowarzyszy nie brakuje, i w końcu meta. Karta startowa trafia do organizatorów, a my w dyskusję z innymi zawodnikami, który to punkt nastręczał najwięcej problemów, które dobrze potwierdzili, a ile nałapali tych „na lipę”. Jeszcze kiełbaska z ogniska z odpowiednią ilością musztardy, pogawędki z resztą startujących i punkt 20.30 ogłoszenie wyników. Okazuje się, że u nas raczej słabo – bo owszem, do wszystkich 20 punktów dobrze dotarliśmy, ale daliśmy się nabrać na usiane lipne punkty aż siedem razy. Czyli, można by rzec: „operacja się udała, pacjent nie przeżył”.

karta dyskusja
Dyskusja. Fot. Anna Skuras

Mimo niezbyt imponującego miejsca w klasyfikacji otrzymujemy nagrodę. Zresztą nie było drużyny, która by czegoś nie otrzymała. Miłe to, zwłaszcza dla dzieciaków. I chwała organizatorom ze to, że przy braku opłaty wpisowej postarali się o tyle fajnych nagród.

Czego nauczyliśmy się na przyszłość? Na pohybel stowarzyszom! I na drugi raz poświęcimy więcej czasu na namierzenie punktów. Następny rajd tej edycji w niedzielę, 21 sierpnia 2016.

Dane z licznika: Ilość przejechanych kilometrów – 53.5 km, Czas jazdy – 3 godziny 10 minut

 

Więcej o rajdzie znajdziesz TUTAJ

 

Wyniki:

Trasa 40 km:

I miejsce – „Skład Fabryczny” – Adam Kot (Gdańsk)

II miejsce – „Malanowski i Borysowski” – Andrzej Wensierski i Dariusz Okoń (Orle, Domatówko)

III miejsce – „Podrozerowerowe.info” – Jacek Nowicki (Gdańsk)

Trasa 20 km:

I miejsce – „Tour de Lessnau” – Joanna Pardus – Turek, Karol Turek, Wiktoria Turek, Jakub Turek, Kajetan Turek, Katarzyna Maliszewska, Tomasz Maliszewski, Marysia Maliszewska (Leśniewo)

II miejsce – „Trzymamy – Tempo” – Klaudia Hawro, Karol Walko, Franciszek Bujak (Reda, Rybno)

III miejsce – „Bursztynowe Smoki Jubinale” – Andrzej Sadowski, Paulina Sadowska, Karol Sadowski (Gdańsk)