- Masowe gwałty, dokonywane przez Rosjan na mieszkankach Pomorza, Niemkach i Polkach w równej mierze, są faktem historycznym.
- Wydarzenia te pozostawiły po sobie traumę.
- Trauma ta nigdy nie została „przepracowana”, do dziś stanowi tabu i została przekazana na kolejne pokolenia.
- Na ten temat powstaje film dokumentalny.
Wczoraj wieczorem rosyjskie ministerstwo obrony odtajniło dokumenty dotyczące wkroczenia Armii Czerwonej do Warszawy w dniu 17 stycznia 1945 roku. „Publikacja odtajnionych dokumentów o wyzwoleniu Warszawy z zasobów Centralnego Archiwum Ministerstwa Obrony Rosji to kontynuacja działalności resortu obrony, mającej na celu ochronę i obronę prawdy historycznej, przeciwdziałanie fałszowaniu historii, próbom rewizji rezultatów Wielkiej Wojny Ojczyźnianej i II wojny światowej” – podkreślił resort obrony Rosji. Niniejszym oświadczamy, że nasze publikacje w Magazynie Kaszuby są – w odróżnieniu od publikacji rosyjskich – ochroną i obroną prawdy historycznej. Stalinowska Rosja nie przyniosła nam wyzwolenia, ale terror, objawiający się w ohydny, straszny sposób – jego przejawem było m.in. gwałcenie kobiet na Pomorzu. Taka jest prawda, takie są fakty.
Operacja Pomorska rozpoczęła się 10 lutego 1945 roku. Wzięły w niej udział siły 1 i 2 Frontu Białoruskiego. Ofensywa załamała się, wznowiono ją 24 lutego. Wojska radzieckie zajmowały kolejne pomorskie i kaszubskie miasta i wsie. 8 marca krasnoarmiejcy weszli do Bytowa, i Kościerzyny, 10 marca do Kartuz, do 13 marca Niemcy zostali wyparci w rejon Trójmiasta i Półwyspu Helskiego.
Polki jak Niemki
Wkraczający na te tereny Rosjanie mogli żywić przekonanie, że zajmują obszar III Rzeszy. Bo – formalnie rzecz biorąc, na Pomorzu nie było okupacji, jak w Generalnym Gubernatorstwie. W 1939 roku Adolf Hitler przyłączył Pomorze do Rzeszy. Sołdaci wkraczali więc – jak sami zapewne sądzili, do „Germanii”.
W momencie przechodzenia frontu, gdy jeszcze nie ukonstytuowała się polska administracja, los mieszkających tu Polek nie różnił się od losu Niemek. Sceny, które kojarzymy z Prus Wschodnich (film „Róża” Wojciecha Smarzowskiego) lub z Berlina, rozgrywały się również na Pomorzu.
Mogłem się o tym przekonać wielokrotnie, zajmując się zawodowo realizacją tzw. notacji – wywiadów ze Świadkami Historii, ludźmi, którzy pamiętają II wojnę światową. Z całą odpowiedzialnością i przekonaniem, po wykonaniu kilkudziesięciu takich rozmów, w różnych częściach Kaszub i Pomorza, mogę stwierdzić, że masowe gwałty odcisnęły się głęboko w zbiorowej pamięci i są – z jednej strony, ciągle tematem tabu, z drugiej zaś – niewyartykułowaną traumą, nieleczącą się, niezabliźnioną raną.
Co więcej, trauma ta jest przekazywana z pokolenia na pokolenie, więc myli się ten, kto uważa, że sprawa dotyczy przeszłości. To jak najbardziej aktualny problem. Wciąż nierozwiązany, wciąż okryty milczeniem.
Uderzająca jest masowość tego doświadczenia. Wystarczy wsłuchać się w głos ludzi u schyłku życia – wszyscy to pamiętają. Mówi się o tym w wielu wsiach, wszędzie na Pomorzu krążą podobne do siebie opowieści.
Zobacz relacje Świadków Historii (w materiale znajdują się drastyczne relacje świadków, jest przeznaczony dla widzów dorosłych):
Opowieści
Podobne do siebie, gdyż zawierają kilka, powtarzających się elementów.
Po pierwsze – to opowieści o ukrywaniu, oszpecaniu, przebieraniu, brudzeniu kobiet. Żeby wyglądały jak stare, zniedołężniałe. Albo chore – wieszało się na drzwiach tablicę z napisem: tyfus, która miała odstraszyć polujących na niewolnice czerwonoarmistów.
Po drugie – lazarety. Powstawały w wielu wsiach, nie tylko dla opatrywania rannych żołnierzy. Tam sprowadzano Niemki, Kaszubki, Pomorzanki – bez różnicy. Niektóre przetrzymywano przez dwie, trzy doby. Wychodziły o własnych siłach, bądź potrzebowały pomocy. Niektóre – tych opowieści także jest mnóstwo, już stamtąd nie wracały. Czasem po prostu były mordowane, a w innych przypadkach nie były w stanie znieść tego, co czynili im „wyzwoliciele” przez kilka kolejnych dni. W zasadzie w każdej wsi kaszubskiej w okolicy Kartuz wspomina się tą czy inną kobietę – sąsiadkę, krewną, która od „Ruskich” nie wróciła.
Po trzecie – opowieści te zawierają w sobie wyparcie. Nie zdarza się, żeby któraś z mówiących o tym dzisiaj kobiet, powiedziała: „to ja zostałam zgwałcona”. To zawsze jest sąsiadka, znajoma, siostra… Wszystkie potwierdzają, że do tego dochodziło, żadna jednak nie jest w stanie powiedzieć otwarcie, że doświadczyła tego osobiście. Jako dziennikarz absolutnie to szanuję i przyjmuję do wiadomości. Zastanawiam się tylko, czy seniorka, z która rozmawiam, rzeczywiście mówi o tym, co widziała z ukrycia, czy też… Ale tu spuszczam zasłonę milczenia.
Po czwarte – w tych opowieściach występują też „dobrzy” Rosjanie – najczęściej oficerowie – którzy podejmowali działania przeciwko własnym rodakom dopuszczającym się gwałtów. Znam relacje, w których obecność w domu oficera Armii Czerwonej gwarantowała kobietom bezpieczeństwo. Są też inne, bardzo dramatyczne relacje, jak na oczach cywilów oficer rozstrzeliwał żołnierzy, którzy chwilę wcześniej we trzech zgwałcili mieszkankę Gdyni.
Trauma
Minęło 75 lat od tamtych wydarzeń. Kobiet, które tego doświadczyły, jest coraz mniej, można powiedzieć, że żyją jeszcze ostatnie z nich. Dotychczas były obecne i aktywne, w swoich społecznościach, a także w życiu publicznym. Dziś – o ile jeszcze żyją, są już bardzo zaawansowanymi wiekowo staruszkami.
Dotychczas – być może, publiczne mówienie o tym byłoby dla nich zbyt bolesne. Ten problem, w sposób naturalny, przestaje istnieć.
Sprawa wcale nie dotyczy tylko przeszłości. I tu dochodzę do sedna sprawy.
To problem jak najbardziej aktualny. Jest tak z kilku powodów. Głównie dlatego, że mamy do czynienia z traumą, która nigdy nie została w należyty sposób zdiagnozowana, i nikt nigdy nie podjął trudu jej „przepracowania”. A jest przenoszona na kolejne pokolenia.
Trauma ta ma wiele wymiarów i objawia się w różnoraki sposób. Prawdopodobną skalę problemu – wobec braku danych na ten temat, należy określać poprzez zadawanie pytań.
Po pierwsze – koszty emocjonalne samego gwałtu. Czy kobiety (były ich setki, tysiące, trudno powiedzieć) kiedykolwiek wróciły do stanu emocjonalnego, który moglibyśmy nazwać stabilnym? Czy nie jest tak, że musiały, w milczeniu borykać się z tym problemem przez całe życie?
Po drugie – koszty społeczne w obrębie grona najbliższych. Jak taki stan emocjonalny – mam na myśli wycofanie się z emocjonalności po doświadczeniu traumy, o emocjonalnym „zlodowaceniu” – wpływał na rodziny? Czy nie jest tak, że kolejnymi ofiarami gwałtów były dzieci tych kobiet, którym matki nie były w stanie okazać czułości, miłości? Jaki stosunek do tych zdarzeń mieli mężowie tych kobiet? W relacjach często pojawia się pewien eufemizm, dotyczący zgwałconych dziewczyn. Mówi się, że zostały „zepsute”. Czy i jaki wpływ fakt zgwałcenia miał na relacje małżeńskie? Idźmy dalej – czy nie jest tak, że mamy na Pomorzu setki dzieci pochodzących z tych gwałtów? Niechcianych dzieci? Czego doświadczały w dzieciństwie? Czy zdawały sobie sprawę, z tego, skąd wzięły się na świecie? Czy doświadczały przykrości z tego powodu?
Po trzecie – aborcje i zdrowie. Jaki jest koszt (moralny, emocjonalny) masowych aborcji, które miały miejsce po przejściu Rosjan? Wiadomo, że wykonywał te aborcje m.in. Szwedzki Czerwony Krzyż, że zakładano ośrodki na Pomorzu, do których kazano się zgłaszać kobietom. A jeśli chodzi o zdrowie, nie tylko aborcje wchodzą tu w grę. Również plaga chorób wenerycznych, które w wielu przypadkach – tak należy sądzić, prowadziły do bezpłodności.
Po szóste – koszty społeczne całych zbiorowości. Jak funkcjonowały społeczności w atmosferze tabu? Cała wieś wiedziała, kogo zgwałcono, a jednak obowiązywał nieformalny zakaz mówienia o tym.
Większość z tych pytań do dzisiaj pozostaje bez odpowiedzi,mimo, że od tamtych wydarzeń inęło już 75 lat. To zadanie dla historyków, dziennikarzy, twórców filmowych. Zadanie bardzo trudne, wymagające delikatności, wrażliwości, ale i odwagi oraz rozsądku, o które dziś tak trudno w przestrzeni medialnej.
Tajemnica, o której się mówi
Traumatyczne doświadczenie kobiet pomorskich rzuciło cień na przyszłe pokolenia – to oczywiste. Tego rodzaju doświadczenie nie mogło pozostać bez wpływu na rzeczywistość – samych zgwałconych, i tą społeczną.
Bardzo często dziś słyszę, podczas realizacji wywiadów: babcia mówiła, że COŚ się stało, ale nikt do końca nie wiedział, co. Albo wiedział ale nie chciał mówić. Tak czy inaczej, całe pokolenie dorastało ze świadomością tego CZEGOŚ.
To nie jest tak, że nikt w przestrzeni publicznej nigdy nie wspominał o terrorze, jaki zapanował za sprawą Armii Czerwonej na Pomorzu wiosną 1945 roku. Wielu ludzi – historyków profesjonalnych albo lokalnych pasjonatów czy historyków-amatorów, wspomina o gwałtach dokonywanych przez żołnierzy rosyjskich. Takie informacje pojawiają się w różnych publikacjach, najczęściej wydawanych lokalnie, w niewielkich nakładach. Jednak informacja o tym, że tak było, jakoś nie przedziera się do tak zwanej „świadomości Polaków”, nie wykracza poza granice lokalności.
Być może dlatego z taką łatwością Rosjanie mogą budować legendę o szlachetnej, nieustraszonej Armii Czerwonej, która niosła powszechne szczęście Europie, uwalniając ją od hitlerowskiego jarzma, przy okazji niedorzecznie obciążając Polaków odpowiedzialnością za wybuch II wojny światowej.
I na koniec jeszcze jedna uwaga. Nie jest moim zamiarem deprecjonować odwagi i poświęcenia żołnierzy Armii Czerwonej, którzy polegli na pomorskiej ziemi w walce z Niemcami. Szanuję pamięć o tych, którzy tu walczyli i ponieśli – często bohaterską, śmierć. To jednak nie ma nic wspólnego z potrzebą opowiadania o tym, jak było naprawdę. Jedna strona medalu nie może zasłaniać drugiej.
W najbliższy poniedziałek, 20 stycznia w Dużym Formacie ukaże się reportaż Tomasza Słomczyńskiego na ten temat, pt. „Blizna po żelazku”. Zapraszamy do lektury.
Przystępujemy do realizacji filmu dokumentalnego na temat gwałtów rosyjskich żołnierzy, jakich dopuszczali się na Pomorzu w 1945 roku. Chcemy również postawić pytania o konsekwencje traumy, która – przekazywana z pokolenia na pokolenie, w pewnym sensie jest odczuwalna do dzisiaj.
Obecnie poszukujemy świadków wkroczenia Armii Czerwonej na Pomorze w 1945 roku. Zbieramy również fundusze na realizację filmu. Zachęcamy do kontaktu osoby prywatne i instytucje, które zechciałyby wesprzeć ten projekt.
Tomasz Słomczyński
tel. 794 263 446