Zielarki. Szeptunki naszych czasów 8

Zielarki. Szeptunki naszych czasów

Kim są szeptunki naszych czasów?

Otaczają nas zewsząd, choć tak często ich nie dostrzegamy. Wcale się przed nami nie kryją, a jednak nie mamy zamiaru po nie sięgać, choć nasze babcie i prababcie robiły to często i z powodzeniem korzystały z ich dobrodziejstw.

Zioła.

Potrafią nas wykarmić, wyleczyć. Sztuka ich pozyskiwania, przygotowywania i spożywania odchodzi w niepamięć.

Zielarki. Szeptunki naszych czasów
Szczawik zajęczy. Fot. Tomasz Słomczyński/Magazyn Kaszuby

Dlatego właśnie Stowarzyszenie Turystyczne Kaszuby wychodzi z wyjątkową inicjatywą – w czerwcu i lipcu organizuje cykl szkoleń zielarskich.

Sięgnij po zioła – warsztaty. Tradycja zielarska we współczesnych zastosowaniach.

W dniach 17-18 czerwca odbędzie się 2-dniowy warsztat zielarski w restauracji Złota Jesień w Kartuzach (ul. Polna 17), prowadząca p. Ruta Kowalska.

W dniu 2 lipca odbędzie się warsztat kosmetyki naturalnej w Kaszubskiej Oazie Zdrowia Wichrowe Wzgórze w Chmielnie (ul. Wichrowe Wzgórze 13), prowadząca p. Krystyna Strońska.

W dniu 4 lipca odbędzie się warsztat lawendowy w Lawendowej Osadzie w Przywidzu (ul. Młyńska 6A, Przywidz), prowadząca: p. Barbara Idczak.

Warsztaty są bezpłatne, decyduje kolejność zgłoszeń (ilość miejsc ograniczona).

Dodatkowe informacje pod nr telefonu 58 736 77 88 (pon. – piąt. 7.30- 15.30) lub poprzez e-maila: asiab@kaszuby.com.pl.

W warsztatach mogą wziąć udział pełnoletni mieszkańcy Szwajcarii Kaszubskiej (Powiat Kartuski i Gmina Przywidz). Na zgłoszenie udziału czekamy do 7 czerwca 2019 r. Zasady rekrutacji i formularze zgłoszeniowe znajdują się na stronie www.kaszubylgd.pl.

Zielarki. Szeptunki naszych czasów 9

***

– Kim sa prowadzące warsztaty?

– Co czeka uczestników podczas warsztatów?

– Jakie konkretne umiejętności zostaną zdobyte?

Przeczytaj reportaż „Zielarki. Szeptunki naszych czasów”.

***

[reportaż]

Zielarki. Szeptunki naszych czasów

Trzy kobiety, tak bardzo współczesne, zupełnie nowoczesne i jakby zwyczajne. A przecież niezwyczajne – pielęgnują tradycje babć, znachorek i akuszerek. Są współczesnymi, wykształconymi i absolutnie profesjonalnymi… Szeptunkami naszych czasów?

Ruta. Kocioł czarownicy

Jestem prawnuczką Józefiny, pracowitej jak pszczoła kobiety, która parała się ziołowym rzemiosłem. W moich żyłach, niczym w kotle czarownicy burzy się zielarska krew – pisze o sobie Ruta Kowalska, która w dniach 17-18 czerwca 2019 roku poprowadzi zielarskie warsztaty w Restauracji Złota Jesień w Kartuzach.

– Podczas warsztatów będziemy poznawać tajniki sztuki ziołoleczniczej oparte na preparatach galenowych – zapowiada pani Ruta, dyplomowany biolog i fitoterapeuta (UMK w Toruniu, Uniwersytet Medyczny im. K. Marcinkowskiego w Poznaniu), która praktykuje zielarstwo od kilkudziesięciu już lat.

Preparaty galenowe swoją nazwę wzięły od niejakiego Galena, właściwie: Claudiusa Galenusa, który zapisał się w historii jako jeden z najważniejszych lekarzy starożytności. Na nich opiera się tradycyjne ziołolecznictwo, tak bardzo różniące się od współczesnej farmacji. Tych różnic jest oczywiście mnóstwo, a dotyczą one również samej filozofii postępowania z naturą.

– Praktykując ziołolecznictwo korzystamy z całej rośliny. Współczesna farmacja poszła w zupełnie innym kierunku – izolowania pojedynczych związków leczniczych z roślin i robienia na ich bazie leków syntetycznych. Warto jednak pamiętać o tym, że cała roślina leczy i takie podejście to właśnie jest kwintesencja ziołolecznictwa.

17 i 18 czerwca melisa, szałwia, przywrotnik i inne skarby z ogrodu pani Ruty przyjadą razem z nią do Kartuz.

– Będę opowiadała i pokazywała, jak przygotowywać preparaty z ziół. W pewnym sensie to jest łatwe i intuicyjne, jednak wymaga również określonej wiedzy. Bardzo ważne jest, żebyśmy wiedzieli w stosunku do jakich ziół jakiego rozpuszczalnika użyć.

To, według pani Ruty, kluczowa kwestia – wiedza, która pozwala na samodzielne przygotowywanie leków z ziół, a informacji tych próżno szukać w większości dostępnych powszechnie poradników.

– Czy użyć tłuszczu, wszak niektóre związki lecznicze rozpuszczają się w tłuszczach, na przykład olejki eteryczne… Czy też zastosować alkohol, czy wodę… Ale to nie jedyna kwestia, która w tym przypadku jest niezmiernie ważna. Kolejną jest – jak i kiedy zbierać zioła, o której porze roku i dnia. I jak je suszyć. Na przykład suszenie w zbyt wysokich temperaturach może pozbawić rośliny walorów leczniczych. O tym wszystkim będziemy rozmawiać.

Rozmowa, podczas której zostanie przekazana konkretna wiedza – to jedno, jednak warsztaty – jak sama nazwa wskazuje, muszą opierać się na praktyce. Tak też będzie w tym przypadku.

– Przygotowywanie ziołowych remediów przypomina gotowanie. Praktyka czyni mistrza. Do sporządzania leków ziołowych przyda nam się to, co znajdziemy we własnej kuchni. Nasi przodkowie – akuszerki, szeptunki, znachorzy nie mieli przecież żadnych laboratoriów, posługiwali się zwyczajnymi garnkami, tłuczkami, ubijjakami. My będziemy postępować podobnie. To bardzo ważne – tak, jak nie uda nam się nauczyć dobrze gotować, studiując tylko książki kucharskie, tak samo nie będziemy potrafili przygotować ziołowych leków, jeśli nie spróbujemy tego zrobić samodzielnie.

Po omówieniu i wprowadzeniu, każdy z uczestników warsztatów będzie robił poszczególne preparaty. Na przykład wyciąg octowy o działaniu przeciwizapalnym, przeciwbakteryjnym i przeciwgrzybiczym, którego można użyć do nasiadówek przy dolegliwościach kobiecych lub jako dodatek do leczniczych kąpieli. Jakie inne leki będą przygotowywane na warsztatach? Wyciąg na winie o działaniu uspokajającym na bazie melisy i szyszek chmielu, przeznaczony do picia, o działaniu nasennym i uspokajającym. Ponadto ziołowe żelki przeciwko przeziębieniom – dla dzieci do celów leczniczych i jako tzw. zdrowa przekąska. Kolejnymi samodzielnie wykonanymi lekami ziołowymi będą kapsułki ziołowe przeciwko niestrawności pobudzające trawienie i pracę wątroby, syrop przeciwkaszlowy, maść przeciwbólowa czy wonne sole do kąpieli.

– Ziołolecznictwo jest tak głęboko osadzone w naszej tradycji, że praktycznie każdy ma jakąś wiedzę na ten temat, gdzieś zasłyszaną, najczęściej od babci – mówi Ruta Kowalska.

Na przykład babka lancetowata. Niby wiadomo, że należy jej używać przy skaleczeniach… Ale jak to robić? Zazwyczaj zamiast niej używamy plastra, i już – sprawa załatwiona.

– Tymczasem w odróżnieniu od plastra, babka lancetowata nie tylko odgradza ranę od środowiska zewnętrznego, ale także leczy – kontunuje pani Ruta. – Odkaża ranę, regeneruje… Niby to wszyscy wiemy, ale tak rzadko ją stosujemy w codziennym użyciu, choć rośnie tuż za naszym progiem. To jeden z przykładów na to, że wokół nas znajduje się wiele roślin, które moglibyśmy stosować, korzystać z dobrodziejstw natury. Jednak nie robimy tego. Wielka szkoda, warto to zmienić. W wielu przypadkach jest to bardzo łatwe, dostępne od zaraz, na wyciągnięcie ręki, do zastosowania przy niewielkiej, odpowiedniej ilości wiedzy, którą chętnie przekażę podczas zbliżających się warsztatów – podsumowuje Ruta Kowalska.

Więcej o Rucie Kowalskiej – CZYTAJ TUTAJ

Krystyna. Życie zadecydowało

Pani Krystyna Strońska stoi po środku swojego bardzo dużego ogrodu w Siennie. Podziwia, jak „zawiązuje się” właśnie lipa, ostatnio też zaczął kwitnąć czarny bez, a arcydzięgiel ma już całkiem duże kwiaty.

– Co jeszcze teraz tu mam? Jest tu trochę chwastów, warzywa, o tu na przykład, rzodkiewka, jasnota, pokrzywa, a tam rumianek, kolendra, mięta, a także to, co zasiałam – szpinak, rukola… Wszystko tu jest – śmieje się pani Krystyna.

Z wykształcenia jest fizjoterapeutką, medycyna zawsze była jej bliska, ale bardziej – medycyna naturalna. Zwrot w kierunku prowadzenia zielarskich szkoleń nie nastąpił gwałtownie i był po części wymuszony okolicznościami życiowymi.

Przez kilkanaście lat pracowała w firmie kosmetycznej – tam nabierała doświadczeń i wiedzy. Przed piętnastu laty jej mąż zachorował, i ten fakt stał się przyczynkiem do przemyśleń – wówczas pojawił się temat zdrowego stylu życia i powrotu do natury.

A potem były problemy z alergią syna.

– Musiałam kupować kremy i ekstrakty nagietkowe, tego schodziło bardzo dużo i kosztowało sporo pieniędzy. Więc zaczęło się od pola nagietka, z niego robiłam pierwsze oleje, potem było większe pole. I tak się zaczęło bliższe spojrzenie na zioła, związanie mojego życia zawodowego z nimi i prowadzenie szkoleń na ten temat. Dzisiaj mamy gospodarstwo, w którym uprawiamy naturalnie warzywa i staramy się żyć zgodnie z cyklem pór roku – opowiada pani Krystyna.

To, o czym naucza, jest bardzo proste. Wystarczy – jak mówi, wyjść z domu. Warsztaty zielarskie i kosmetyczne dla dorosłych prowadzi od trzech lat.

– Namawiam panie żeby wyszły do ogrodu albo na łąkę, wróciły z naręczem ziół, wyciągnęły sprzęty kuchenne i proste produkty spożywcze, których używały nasze babcie, i wzięły się za samodzielne robienie kosmetyków. A taki kosmetyk to nic innego, jak tylko połączenie dwóch, trzech składników. Dzisiaj wielu z nas lubi eleganckie „firmowe” pudełko i zapachy pochodzące ze sztucznych substancji. Jednak, jak się okazuje się, to nie dla każdego jest właściwe, bo są tam przecież konserwanty albo inne substancje, które nam nie służą. Dlatego, wychodząc z założenia że nie trzeba wszystkiego kupować, krok po kroku stworzyłam u siebie cztery propozycje szkoleń kosmetycznych.

Pani Krystyna będzie robić takie kosmetyki z uczestniczkami warsztatów w dniu 2 lipca w Chmielnie.

– Na pewno przywiozę nagietkowy olej, pokażę jak go się robi, bo jest to dość długi proces. Przywiozę różne kwiaty, babkę zwyczajną, koper włoski, nagietek, sól, cukier, miód – mojej roboty, bo mam pszczoły – pani Krystyna rozgląda się wokół, sprawdzając, co jeszcze z ogrodu będzie mogła zabrać do Chmielna. – O, płatki róży się pokazały, to też nazbieram, bławatek już nam rośnie, też go przywiozę. Wezmę wszystko, co będę mogła zapakować ze sobą. I będziemy robić toniki!

Zanim to nastąpi, każda z pań (zdarzają sie panowie na warsztatach u pani Krystyny, ale są w ogromnej mniejszości) opowie o swojej skórze, o tym, jak ją pielęgnuje, o swoich potrzebach, wewnętrznych i zewnętrznych…

– Bo zdrowa skóra to nie tylko to, co sobie na nią położymy, ale też jak jemy. Po tych wskazówkach będę starała się określić, z jakim rodzajem skóry mamy w tym przypadku do czynienia i jaki rodzaj pielęgnacji będzie w danym przypadku potrzebny, co trzeba zrobić, a co można odpuścić. Potem każda z pań przygotuje odpowiednie dla siebie trzy, cztery podstawowe kosmetyki.

Do czego bedą służyć? Na to pytanie pani Krystyna odpowiada podając przykład.

– Zmywanie makijażu – tak zwany zmywacz możemy robić z jakiegoś oleju – bierzemy trochę wody, trochę oleju, wstrząśniemy i już, jest zmywacz do twarzy. Albo toniki – woda różana, tymiankowa… Chociaż nie zawsze jest to wszystko takie łatwe i oczywiste. Gdy mamy do czynienia z delikatną skórą, trzeba użyć jogurtu, a jak na przykład z tłustą, to musimy postępować jeszcze inaczej… Tak czy inaczej, pokażę różne możliwości i każda z pań zrobi sobie produkty, które będzie mogła mieć w swojej toaletce.

Kolejna rzecz, o której będzie mowa na warsztatach – peeling do twarzy i do całego ciała.

– Możemy go robić z fusów od kawy, ale też na przykład z ziarenek malin albo owocu, który zjadamy… Zresztą w wielu przypadkach jest tak, że to, co jemy, możemy wykorzystać do pielęgnacji skóry.

Pani Krystyna wymienia produkty, które powstaną podczas warsztatu – oprócz kremów i toników, będą to:

– Świeca do masażu z wosku, który mam od swoich pszczół, pomadka ochronna do ust… Generalnie chodzi mi o to, żeby przekonać uczestniczki, że można zrobić sobie własny kosmetyk. Na przykład taki jak najstarszy i najprostszy krem świata… Wie pan co to jest? Majonez, czyli oliwa z żółtkiem, tak robiły nasze babcie. Dzisiaj wszyscy zapomnieli że to jest najlepsza maseczka.

Jak zapewnia pani Krystyna, każdy z uczestników otrzyma do domu skrypt, w którym będzie napisane – krok po kroku, jak należy robić w domu kosmetyki.

Więcej o Krystynie Strońskiej – CZYTAJ TUTAJ

Barbara. Lawendowe życie

Osiem lat temu zachodnie krańce Przywidza zapachniały lawendą. Stało się tak za sprawą Barbary i Bartosza Idczak. Pracowali razem w jednej z gdańskich korporacji. Wszystko zaczęło się dość zwyczajnie – któregoś dnia w samochodzie, wracając z pracy, padł pomysł: a może byśmy zaczęli uprawiać lawendę?

Barbara, wychowana w Przywidzu, dostała od rodziców ziemię. W ten sposób powstała „Lawendowa Osada”. Dzisiaj, oprócz gospodarstwa agroturystycznego, znajduje się tutaj 1,5 hektara upraw silnie pachnącej rośliny, w dwudziestu odmianach. Trochę tu jak w Prowansji…

Tu właśnie, 4 lipca 2019 roku odbędą się warsztaty z lawendą w roli głównej.

Barbara i Bartosz Idczak nie mają wątpliwości, że lawenda to roślina ze wszechmiar wyjątkowa, i nie chodzi tu tylko o wygląd, ale też o szereg innych właściwości.

– Ma działanie lekko uspokajające, lekko nasenne, ale nie otumaniające, ma działanie również aseptyczne i lekko bakteriobójcze… Ma więc szereg właściwości i jest wykorzystywana jako składnik wielu leków. Robi się z niej także kosmetyki – tłumaczy Barbara Idczak. Jej mąż, Bartosz wspomina o zastosowaniu lawendy w kuchni… Są pasjonatami swojej pracy, to widać. Zdarza się, że mówią z zaangażowaniem, jednocześnie:

– Smak, jaki uzyskujemy zmienia się w zależności od tego, której części rośliny użyjemy do potrawy. Na przykład kwiaty dają inny smak, trzeba je miarkować, bo dają intensywny aromat, płatków używamy więc do potraw na słodko, do macerowania mięsa, a jeśli chodzi o listki, stosujemy je tak jak zioła prowansalskie, lawenda zresztą wchodzi w skład mieszanek zwanych „ziołami prowansalskimi”. I jeszcze syrop z lawendy, do lodów, do naleśników, kawy, herbaty. Do sosów też używamy lawendy…

4 lipca w „Lawendowej Osadzie”, pomiędzy drewnianymi wiejskimi chatami zbiorą się uczestnicy szkolenia. Co bedą robić?

Barbara Idczak:

– Na pewno opowiemy i pokażemy, jak uprawiamy w naszym gospodarstwie 20 odmian lawendy. Każda z tych roślin wygląda trochę inaczej, ma inny wygląd kwiatu, krzaczka. Każdą z nich można stosować w nieco inny sposób. Pokażemy więc, jak ją uprawiamy, suszymy i przetwarzamy.

To będzie tylko wstęp do zasadniczej części zajęć.

– Po tym jak już sobie porozmawiamy o lawendzie, odbędą się warsztaty z wytwarzania hydrolatów i olejków.

Posłuży do tego urządzenie do destylacji zwane alembikiem. Jest to metalowe naczynie, do którego wlewa się wodę i podgrzewa, z niego wychodzi komin przykryty „czapeczką”, tam układa się lawendę, stamtąd też wychodzi rurka, która prowadzi do chłodnicy. Na końcu znajduje się rozdzielacz, dzięki któremu możemy uzyskać hydrolat lawendowy i olejek.

– Hydrolat można stosować jak tonik do oczyszczania czy przemywania twarzy, ma działnie lekko aseptyczne, na problemy z cerą. Znajduje zastosowanie nie tylko w kosmetyce. Stosuje się go w kuchni do aromatyzowania potraw, nasączania tortów lub w innych czynnościach domowych, gospodarskich, chociażby do odświeżania pościeli.

Drugi uzyskany w wyniku destylacji produkt – olejek, jest o wiele bardziej intensywny, można go używać na przykład do wytwarzania kremów, mydeł.

– Podczas warsztatów, na bazie uzyskanego olejku lawendowego i hydrolatów, będziemy wytwarzać naturalne mydła i inne kosmetyki. Są bardzo dobre dla naszej skóry i łatwo je zrobić. Nie musimy wydawać dużych ilości pieniędzy na bardzo wysokiej jakości kremy czy mydła, udowodnimy uczestnikom zajęć, że można je zrobić samodzielnie. Dodam, że będą to produkty wolne od jakichkolwiek konserwantów i sztucznych barwników – mówi Barbara Idczak dodając, że jest szczególnie wyczulona na to, co trafia do żywności i kosmetyków – z racji tego, że z wykształcenia jest doktorem chemii.

Sporządzanie olejku, hydrolatów – do zastosowania w kuchni, kosmetyków i maceratów – czy coś jeszcze wydarzy się na warsztatach?

– Tak – odpowiadają państwo Idczak. – Uczestnicy, gdy już skończą spożywać lawendowy poczęstunek, wytworzą lawendowy peeling, do wykorzystania w domu.

Więcej o Lawendowej Osadzie – CZYTAJ TUTAJ

W szpilkach i gumiakach

Kim są współczesne zielarki? W tłumie niczym szczególnym się nie wyróżniają – noszą eleganckie stroje jak inne kobiety, prowadzą swoje biznesy. Są wykształcone i imponują wiedzą.

Ale jakże często zdejmują ze stóp buty na wysokim obcasie, zakładają kalosze i idą do ogrodu czy na łąkę. Wtedy staje się jasne, że tak samo jak ich prababcie, zdają się widzieć więcej, wiedzieć więcej. Wtedy też – gdy tak pokazują swoje skarby, różne jasnoty, arcydzięgle, tymianki i mięty, okazuje się że w naturalny sposób stają się częścią zielonego świata, który ich zewsząd otacza.