Trening z psami. Morze w tyłek, deszcz na głowę

Trening z psami. Morze w tyłek, deszcz na głowę

Przed nami dziesięć psów, po lewej Bałtyk, po prawej plaża, pod nami… mokro. Na trening z psami wybraliśmy się na Wyspę Sobieszewską

Wyprawa odbędzie się niebawem. Bartek, psy i moja skromna osoba. Trasa mniej więcej z Łeby do Helu. Dwa dni w podróży, z noclegiem na plaży pod namiotem, przy ognisku. Pozwolenie z Urzędu Morskiego już jest, śliczne, podpieczętowane i absolutnie ważne (piszą, że mamy wieźć ze sobą drewno do ogniska). Trzeba tylko na przymrozek poczekać. Tymczasem – czas na mały trening z psami. Coś w rodzaju próby generalnej.

Ruszamy ze Skrzeszewa Żukowskiego. Psy jadą w „kryminale” – tak Bartek w żartach nazywa swoją przyczepkę, z wnętrza której psiaki spoglądają zza krat.

Trening z psami. Morze w tyłek, deszcz na głowę 6
Trening z psami, Wyspa Sobieszewska, październik 2017. Fot. Tomasz Słomczyński/Magazyn Kaszuby

Po drodze

Mówię ja:

– Wiesz, te moje mikrowyprawy to są takie, że człowiek w sumie nie ma czym sie pochwalić. No bo jak to brzmi: w zeszły weekend przeszedłem z Brus do Wdzydz Kiszewskich. To nic, że mogło być mi ciężko, że pogoda mogła być do kitu, że być może szedłem w strugach deszczu, i tak na nikim to nie zrobi wrażenia. Co najwyżej ktoś, stuknie się w głowę (gdy nie będę patrzył) albo powie: „Naprawdę? A wiesz, że ja też tam byłem?”. Także za bardzo człowiek sobie odpowiedniego wizerunku w ten sposób nie zrobi – tak biadoliłem.

Na to Bartek:

– Podobnie u mnie. Gdy opowiadam o wyprawach na Daleką Północ, wszyscy mówią: „łał”. A gdy mówię, że pojeździłem po lesie wokół domu, albo – tak jak dzisiaj, że jedziemy na Wyspę Sobieszewską, to… Sam wiesz. A jazda u nas w deszczu, w lesie, gdzie ciągle są szlabany, asfalty i ogrodzenia, jest sto razy trudniejsza niż w Laponii, gdzie masz biały stół i śmigasz, jak chcesz. A tamtejszy mróz jest o wiele lepszy niż zacinający deszcz przy temperaturze tuż trochę poniżej zera – tłumaczył ze śmiechem Bartek.

I tak to sobie, narzekając na nasz niewymownie ciężki los, przejechaliśmy most w Sobieszewie i dojechaliśmy na miejsce.

Wizg

Jeśli ktoś niezwyczajny jest, to pewnie przerazi się tym, co psy wyprawiają, zanim ruszy zaprzęg. Chodzi o dźwięki, dokładniej rzecz ujmując – dźwięki paszczowe. Wycie, skomlenie, jakieś diabelskie potępieńcze wizgi („wizg” – tak, jest takie słowo, sprawdzałem w poradniku dla krzyżówkowiczów). Nic złego się nie dzieje, to tylko pieski się niecierpliwią, bo chciałyby już ruszać, a tu nie tak od razu, bo trzeba wszystkie podoczepiać.

Zbiera się kilku gapiów przy plaży w Sobieszewie. Robią komórkami zdjęcia, kręcą filmy. Spokojnie można spodziewać się śmigłowca TVN-u, spieszącego z dziennikarską interwencją dotyczącą katowania zwierząt. Tylko, że to tak tylko brzmi – te psie wizgi. Pieski katowane nie są – wręcz przeciwnie, nie mogą się już doczekać, aż będą mogły popracować. To dlatego drą pyski. Naprawdę. Kto nie wierzy, niech pofatyguje się kiedyś na wyścigi psich zaprzęgów i sam się przekona.

A ja dzielnie biorę psy wpół, doczepiam do liny rozplątuję zaplątane. Wszystkiego się uczę. I ruszamy. Psy natychmiast milkną. Pracują w skupieniu.

Przed nami biegnie dziewięć alskan husky i jeden grenland. Wiatr we włosach. Tak można byłoby powiedzieć, gdyby nie to, że włosy już przerzedzone, no i pod czapką.

Orzeźwiająca morska bryza i spienione fale od wózkiem

Piach jest tak grząski, że niema wyboru, trzeba śmigać na granicy plaży i wody morskiej. Kto siedzi w wózku, po chwili doświadcza orzeźwiającego podmycia – i wiadomo której części ciała, nie trzeba pisać ponownie (nazwa jej umieszczona został w tytle niniejszego artykułu).

A potem deszczyk. Chwilę później – deszczysko, na głowę prosto. Nic to, jedziemy.

Przerwa między deszczami, na zrobienie herbaty na kuchence. Herbata jest z imbirem, mokra tylna cześć ciała drętwieje na wietrze złośliwie. Nie ma co zwlekać. Jedziemy.

Bartek wcześniej wspominał o szlabanach w lesie. Co za problem. Można powiedzieć – wystarczy wypiąć linkę z psami, przytrzymać, przeprowadzić wózek, i dalej, jazda. Tak powiedziałby ktoś, kto wychodzi z psem na smyczy, ale nie trzymał na lince 10 psów pociągowych. Jak szarpną, nie ma siły, nie utrzymasz. A więc: po pierwsze – przypinamy psy do najbliższego drzewa (jeden z nas stoi na wózku trzymając hamulce). Po drugie – odpinamy psy – możemy to zrobić, bo teraz są uwiązane do drzewa. Przeprowadzamy wózek. Dopinamy psy, możemy jechać. Proste? Każdy szlaban zajmuje nam mniej więcej kwadrans albo pół godziny. Psy się niecierpliwią, wyją, samochody chcą przejechać, przed nosami psów przebiega kot… Jest super!

Coś w tym jest, coś wyjątkowego i urzekającego

Tak, jest super. Trening z psami się udał, choć można z nas wyżymać wodę. Psy przebiegły z jednego końca Wyspy Sobieszewskiej na drugi, i z powrotem.

Z powrotem, gdy jechaliśmy przez las, stanąłem za kierownicą naszego wózka. Pierwszy raz w życiu – mam nadzieję, że nie ostatni, poprowadziłem zaprzęg… Wykrzykiwanie komend, hamulce, pilnować żeby psy nie przechodziły do galopu, patrzeć, gdzie się kierują, omijać błoto.

Tak, coś w tym jest, coś naprawdę wyjątkowego, urzekającego. Tylko – co to jest? Jeszcze nie wiem, nie potrafię tego nazwać, a tym bardziej opisać w artykule. Pomyślę jeszcze i pewnie po naszej dwudniowej wyprawie będę mógł więcej coś na temat powiedzieć (relacja z wyprawy – oczywiście znajdzie swoje miejsce na łamach Magazynu Kaszuby).

Teraz tylko już czekamy na przymrozki. Żeby piach na plaży nie był taki grząski jak dziś. Żeby nie lało. No i na tyłek trzeba wciągnąć coś nieprzemakalnego.

Trening z psami – dla każdego

PS. To nie jest tak, że dla „zwykłych zjadaczy chleba” przejażdżka psim zaprzęgiem jest dostępna tylko na Alasce i w Norwegii. Bartek Piaseczny zaprasza do siebie do Skrzeszewa.

Więcej na stronie www.eskimoteam.pl.

Szczególnie mile widziane są dorosłe dzieci, u których z biegiem lat nie mija fascynacja powieściami Jacka Londona i Jamesa Oliviera Curwooda.