[współpraca Tomasz Słomczyński]
„Gdy zamknę oczy i zacznę myśleć o Krokowej, zawsze pojawiają mi się obrazy w letniej scenerii: przepiękny pałac otoczony fosą, z boku pałacu w parku stoją stare armaty, nie kończący się dywan błękitnych niezapominajek… Wydaje mi się, że pałac ten był najstarszym w całych Prusach Zachodnich. Rodzina von Krockow żyła tu już od bardzo dawnych czasów, od wielu pokoleń”.
Tym sposobem kolejne wersy „Wspomnień” Gerharda Behrenda von Grassa prowadzą mnie na kolejną wyprawę, tym razem do Zamku w Krokowej. Mieszkający w Kłaninie autor „Wspomnień” był sąsiadem mieszkańców krokowskiej posiadłości.
Od warchoła po marszałka
Majątek krokowski, jak słusznie zauważa Gerhard Behrend, znacznie dłużej znajdował się w rękach pruskiego rodu niż ziemie Kłanińskie. Dokumenty potwierdzające istnienie posiadłości w Krokowej pochodzą z XIV wieku, choć odnaleziono falsyfikaty, które rzekomo zostały wydane przez Mściwoja II dla Gniewomira z Krokowej już w roku 1288. Jednak ów Gniewomir nie mógł zostać w nich wspomniany, gdyż żył 100 lat później i wywodził się ze staropomorskiego rodu Mestkowiców. To o nim wspomina się jako o pierwszym właścicielu tych dóbr.
Nawet krótkie wypisy z historii mieszkańców krokowskich posiadłości nie pozostawiają wątpliwości: byli to ludzie obdarzeni temperamentem, nie brakowało wśród nich zarówno warchołów, jak i znaczących postaci swoich czasów.
Na przykład – w 1300 roku biskup włocławski wydaje zezwolenie na budowę kościoła w Krokowej, świątyni niezależnej wobec kościoła Żarnowskiego. Powód? Piotr Krokowski tak przeszkadzał na mszach, że o pomoc w rozwiązaniu tej sytuacji zwróciły się do biskupa panny cysterskie z Żarnowca. Hierarcha pozwolił, żeby szlachcic wybudował sobie własny kościół (i rozrabiał w nim do woli?).
W latach 1375 – 1407 mieszka tu niejaki rycerz Gniewomir „Gneomyrus domicellus Craccouie”. Na kartach historii zapisał się poprzez czyn gwałtowny i niegodny – zabicie swojego sąsiada Michała Kunostowica ze Sławoszyna. Potem przez rok (1381-1382) odprawiał pokutę. Wkrótce miało na niego spaść nieszczęście: podczas wyprawy na Tatarów w 1399 roku (Gniewomir miał wówczas 24 lata) zaginął jego syn. Nie wiadomo, dlaczego młody rycerz zabrał ze sobą dziecko na wojenną wyprawę. Wiadomo natomiast, że wskutek tego zdarzenia Gniewomir się wzbogacił – Krzyżacy wypłacili mu zadośćuczynienie.
Przydomkiem von Krockow zaczęto posługiwać się w XV wieku, gdy ród Mestkowiców w linii męskiej wygasł. To wtedy majątek został przejęty przez Jerzego z Wikrowa, zwanego później Jerzym z Krokowej (von Crockow). Według jednych źródeł – Jerzy otrzymał posiadłość za wierną służbę Zakonowi Krzyżackiemu, według innych – poprzez małżeństwo z Katarzyną, córką wdowy po ostatnim dziedzicu Krokowej.
Kolejny Krokowski, tym razem Hans, kończy marnie. W 1516 roku burmistrz Gdańska Eberhard Ferber wydaje wyrok – szlachcica każe ściąć, a jego głowę wystawić na drągu przed murami miasta. Poszło o zabór dóbr w Salinie.
Inaczej mają się sprawy z Rajnoldem Krokowskim, który był właścicielem majątku na przełomie XVI i XVII wieku. Ten zapisał się na kartach historii jako mąż stanu, najbardziej znany i najwybitniejszy ze wszystkich Krokowskich. Dość powiedzieć, że walczył przeciwko Moskalom i Turkom, bronił Pucka przed najazdem księcia brunszwickiego, brał udział w wojnach religijnych we Francji (między hugenotami i katolikami), otrzymał tytuł marszałka Francji, był dworzaninem króla francuskiego Henryka II, a także króla polskiego Zygmunta Augusta.
W 1782 odbyła się licytacja – po raz kolejny poprzez brak męskiego potomka ziemie te mogły przejść na własność innego rodu. Jednak tak się nie stało – posiadłość wykupiła w imieniu męża Luiza von Krockow (za 40 650 talarów), która należała do innej linii tej arystokratycznej rodziny. Doprowadziła ona do rozkwitu pałacu i jego okolicy – dzięki niej możemy dziś podziwiać park typu włoskiego rozciągający się w północnej części majątku. Warto też wspomnieć o kościele znajdującym się obok posiadłości von Krockowów. Jego obecny kształt zawdzięczamy Karlowi Gustawowi Adolfowi von Krockow, z którego inicjatywy w 1850 roku zakończono gruntowną przebudowę świątyni.
Inną „kolorową” postacią wśród dawnych właścicieli majątku był z pewnością Albert Kaspar Ewald von Krockow, zwany „szalonym grafem”. Wraz z koniem i psami został pochowany na Pańskim Wzgórzu. Wydaje się, że zwierzęta są mu potrzebne do dziś – zwykł przemierzać noc na ognistym rumaku, z psami u boku, a widuje się go między Krokową, Sławoszynem i Minkowicami.
Trudno oprzeć się wrażeniu, że gospodarze krokowskiego majątku używali w przeszłości dwóch nazwisk. Dla polskich władz byli „Krokowskimi”, dla niemieckich – „von Krockow”. Taki los rodziny, której przyszło trwać przez wieki na pomorskiej ziemi.
Po dwóch stronach frontu
Ostatnim właścicielem majątku – do 1945 roku był Doering von Krockow, który po zakończeniu wojny przedostał się do Berlina.
Tak wspomina swoich sąsiadów Gerhard Behrend:
„Po długich latach kawalerskich poślubił Doering w Krokowej Heddę Below. Podczas moich odwiedzin oboje byli dla mnie bardzo mili. Z Heddą oprócz naszego pokrewieństwa łączyła mnie również przyjaźń, później gdy staliśmy się sąsiadami, także nasze rodziny były ze sobą serdecznie zaprzyjaźnione. W krótkich odstępach czasu urodziło im się trzech synów: Reinhold, Heinrich i Albrecht. Po nich przyszli jeszcze na świat Cila i Ulrich. Także i nas dzieci łączyła zażyła przyjaźń. Pełne wrażeń były nasze wspólne niewielkie polowania w czasie świąt Bożego Narodzenia w Krokowej i w Połchówku. Latem spędzaliśmy wspólnie czas na plaży. W niewielkim lasku na wydmach mogliśmy szybko stwierdzić czy krokowskie dzieci są już przed nami na plaży: świeże łajno hrabiowskich koni zdradzało ich obecność”.
Wróćmy jeszcze na chwilę do czasów drugiej wojny światowej. Myliłby się ten, kto uznawałby von Krockowów za rodzinę jednoznacznie zdeklarowana po stronie niemieckiej.
Ostatni z gospodarzy krokowskiego zamku miał czterech synów. Pierwszy z nich, Reinhold walczył w 1939 roku po stronie polskiej – jako ułan Pułku Strzelców Konnych w Chełmnie. Został wzięty do niewoli, ale uniknął obozu przyznając się do niemieckich korzeni. Dwaj kolejni bracia – Ulrich i Heinrich, walczyli po stronie niemieckiej. Czwarty z braci – Albrecht, uciął sobie duży palec u nogi, dzięki czemu nie został powołany do wojska. Reinhold wrócił po kampanii wrześniowej do domu w Krokowej. W 1943 roku nosił już mundur Wehrmachtu. Dlaczego – czy nagle poczuł obowiązek chwycenia za broń w imię nazistowskich idei? Nic bardziej mylnego.
Do wojska powołano zarządcę majątku, niejakiego Orła. Człowiek ten miał pięcioro dzieci. Reinhold podjął decyzję, że pójdzie na front zamiast niego. W ten sposób uratował swojego podwładnego od żołnierskiego, być może tragicznego, losu. Reinhold zginął 7 kwietnia 1944 roku w mundurze Wehrmachtu.
Życie dopisało dalszy ciąg tej historii. Okazało się, że nie jest do końca tak, jak przez wiele lat sądzono, że Albrecht uniknął służby w hitlerowskim mundurze. Wyszło na jaw, że owszem, służył w formacji wojskowej – i to nawet w SS. Tylko, że była to kawaleria konna, która – jak przekonywał na łamach prasy Jan Daniluk, nigdy nie brała udziału w walkach, akcjach eksterminacyjnych, nawet nie była skoszarowana, a kawalerzyści zajmowali się działalnością sportową.
Pozostali bracia nie wrócili z frontu. Wojnę przeżył tylko Albrecht – kawalerzysta w mundurze SS, który okaleczył się żeby nie trafić na front.
Powstał z ruin
W 1945 roku pałac przeszedł w posiadanie Skarbu Państwa i w różnych okresach czasu służył jako biura bądź budynki mieszkalne. Był między innymi siedzibą Państwowego Gospodarstwa Rolnego, mieściła się tam też Stacja Hodowli Roślin. W latach 80 zamek zaczął popadać w ruinę.
W innych przypadkach zrujnowane zabytki znajdują nowego właściciela, który – dzięki swoim pieniądzom i determinacji, przywraca im dawny blask. W Krokowej jednak było inaczej – ze względu na to, że osobą, która zamierzała doprowadzić posiadłość do stanu świetności, był dawny właściciel, Niemiec.
W 1990 roku powstała Fundacja „Europejskie Spotkania Kaszubskie Centrum Kultury Krokowa”. W ramach jej działania Albrecht i jego syn Ulrich zaangażowali się w odbudowę krokowskiego zamku.
Jednym z celów organizacji była rewaloryzacja zespołu parkowo-pałacowego w Krokowej, który został przekazany przez Państwo w wieczyste użytkowanie Fundacji, pod warunkiem przeprowadzenia tam remontu w okresie pięciu lat. Większą część udało się sfinansować z pieniędzy uzyskanych od Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej (12,8 mln zł.), dzięki czemu od 1994 roku Zamek funkcjonuje jako hotel i restauracja. Dochody z tej inwestycji przeznaczone są na utrzymanie obiektu oraz dofinansowanie projektów realizowanych przez Fundację. Są to między innymi wystawy malarskie i koncerty. Jednym z trwałych osiągnięć Fundacji jest otwarcie Muzeum Regionalnego w Krokowej znajdującego się między Zamkiem a Kościołem.
Albrecht von Krockow został Honorowym Obywatelem Gminy Krokowa, w wieczyste użytkowanie otrzymał dwa niewielkie apartamenty w odrestaurowanym zamku. Został obywatelem Polski, a jego zasługi dla pojednania polsko-niemieckiego są dziś nie do podważenia.
W komnatach parterowych pałacu znajduje się wystawa poświęcona rodowi von Krockow. Tutaj zainteresowani historią poznają dzieje pruskich arystokratów, zaznajomią się z sylwetkami poszczególnych postaci oraz obejrzą pozostałe po nich pamiątki. Na piętrze natomiast można podziwiać sale z historycznym wyposażeniem. Na uwagę zasługują tu między innymi monumentalne XIX-wieczne piece kaflowe.
Z oryginalnego wyposażenia von Krockowów zachowało się niewiele. Są to jedynie schody wiodące na piętro, pięknie zdobiony sufit (odkryty pod belkami i odrestaurowany) znajdujący się w sali restauracyjnej oraz szafa w lobby. W klatce schodowej można też podziwiać monumentalną płytę nagrobną przeniesioną 10 lat temu z krypty kościelnej do zamku. Została ona ufundowana przez Gniewomira Rajnolda Krockow w 1641 roku i zawiera wizerunki herbów oraz epitafium o następującej treści (w wolnym tłumaczeniu):
Kim jesteś?
Rozważ to człowieku
Ty, który napis mój czytasz od wieków wkrótce i Ty umrzeć musisz także.
Dlatego w wierze przygotuj się, a jakże tak, co by Cię śmierć nie pochwyciła
I duszę na wieczność w nędzy nie spowiła
Zgromadzone historyczne meble oraz pamiątki pozwalają w pewnym stopniu oddać ducha ubiegłych wieków. Jednak mimo że komnaty, które są dostępne dla zwiedzających spełniają doskonale swoją muzealną rolę, nie do końca pozwalają poczuć klimat historycznych murów. Nie jest to żyjące wnętrze – jak zapewne kiedyś bywało, z płonącymi polanami w kominku i unoszącą się atmosferą arystokratycznego domostwa.
Chociaż… Przechadzając się po sali balowej można na ułamek sekundy cofnąć się o 100 lat i zatańczyć walca z którymś z paniczów von Krockow…
Tumult setek rycerzy i znany w świecie filozof
Jednak niedostatki, które czuję we wnętrzu, rekompensuje park otaczający pałac. Mimo że przechadzałam się po nim nie raz, każde kolejne odwiedziny są przyjemnością. Powodów jest kilka. Przede wszystkim jest spory – co w tym wypadku jest dużym atutem. Szereg alejek otoczonych niskim żywopłotem czy rozciągająca się wzdłuż bocznej części zamku aleja filozofów (nazwana na cześć niemieckiego filozofa Joanna Gottlieba Fichtego, który uczył dzieci Luizy von Krockow) pozwalają na spędzenie przynajmniej 30 minut na spacerze. Kolejną zaletą jest otaczająca pałac fosa. Pływa w niej sporo wodnej roślinności co zdecydowanie nie umniejsza jej wartości, a nawet dodaje kolorytu. Pobudza też wyobraźnię – widzę unoszący się kurz i słyszę tumult setek rycerzy próbujących się dostać do niedostępnej twierdzy. Choć nie wiem czy fosa kiedyś miała szanse spełnić swoje właściwości obronne, to pofantazjować nie zaszkodzi.
Zdecydowanie jednak największym atutem parku w Krokowej są jego urocze zakątki. Miejscem idealnym dla zakochanych jest na pewno znajdująca się po prawej stronie, na przeciwko frontowego wejścia do pałacu, niewielka, odosobniona, otoczona roślinnością przestrzeń. Wchodzi się tam przez roślinny łuk, a intymności strzeże mały marmurowy aniołek. Innym miłym zakątkiem jest niewielka polanka tuż przy fosie – trzeba zejść do niej niezbyt pewnymi, drewnianymi schodkami. Znajduje się tam ławka i krótki pomost. Mimo że znajduje się tak niedaleko od uczęszczanych ścieżek stanowi odosobnione, urokliwe miejsce.
To tylko niektóre z atutów tego parku. Znalazłam jeszcze kilka miejsc do których warto zajrzeć. Szczególnie polecam wiosenną wycieczkę, kiedy kwitnące drzewa oraz krzewy róż pogłębiają doznania estetyczne. Choć spacer nawet w niezbyt ciepły jesienny dzień również może sprawić dużo przyjemności.
***
Zwiedzanie Zamku w Krokowej:
Archivum Crocovianum (w części parterowej Zamku) – od godz. 10.00:
Grupy zorganizowane z własnym przewodnikiem – 25,-zł.
Grupy szkolne z własnym przewodnikiem – 20,- zł
Prosimy o wcześniejszą rezerwację (min. 7 dni).
Goście indywidualni – 1,- zł.