Spływ kajakowy Wda, Borsk - Odry

Spływ Wdą. Klapek tonie, moc działa

Miłosz kategorycznie odmówił nurkowania w mule w celu znalezienia zguby. Z dyskusji zrobiła się drobna elektrycznie naładowana awanturka…

[tekst: Anna Grzenkowska]

Pomysł narodził się nagle. Prognoza na pierwszy wrześniowy weekend była nieprawdopodobnie dobra. Nieprawdopodobnie, niewiarygodnie i podejrzanie wręcz – czy to możliwe, aby tegoroczne, tak kiepskie, chłodne i mokre lato miało się kończyć tak pięknie? Uwierzyliśmy, że tak; uwierzyliśmy gremialnie, na spływ Wdą zamówiliśmy 10 kajaków!

Spływ kajakowy Wda, Borsk - Odry
Fot. archiwum prywatne

Wielki błękit

Poranek nastał w sobotę przekorny. Było szaro, wilgotno i niezbyt ciepło. O 9.00 opuściliśmy Częstocin, naszą stację pośrednią miedzy Trójmiastem a Borskiem. Niebo wciąż było zaciągnięte, jednolicie i beznadziejnie szare. Kościerzyna – chmury, Olpuch – chmury, Wdzydze Tucholskie – chmury. Przed nami tablica Borsk, już nie patrzymy w niebo, szukamy miejsca, w którym mamy się zatrzymać. Wysiadamy z aut, bierzemy to, co niezbędne, w pośpiechu, trochę nerwowo; obwieszamy się torbami, workami wodoodpornymi i idziemy nad rzekę. Rzeczkę raczej. I wtedy czujemy ciepłe promienie, widzimy rozciągnięty nad nami błękit . Świat się rozjaśnia, ociepla, pięknieje. Jest 10.30.

Panowie sprawnie wodują kajaki, sadowimy się w nich i –ruszamy. Nie na długo wszakże, bo już za parę minut czeka nas przenoska w miejscu, gdzie Wda dzieli się na nurt główny rzeki i kanał Wdy.

Zygzakiem, tyłem, ale do przodu

Czy jesteśmy wprawionymi w bojach wodniakami? Nie! To znaczy znacząca większość z nas – nie. Wiele jest wśród nas debiutantów. Bez obaw płyną w kajaku parami ludzie, którzy nigdy w dłoniach nie trzymali wiosła. I dają radę. Na początku zygzakiem, dziwnym szlakiem od brzegu do brzegu, jakby w pijanym widzie, chwilami kręcą się w miejscu, ale z każdą minutą coraz lepiej trzymają prostą, szybko opanowują arkana sterowania kajakiem.

Spływ kajakowy Wda, Borsk - Odry
Fot. archiwum prywatne

Wda początkowo jest szybka, a nawet – chwilami – rwąca. Trzeba sobie radzić z podwodnymi głazami i przewróconymi, leżącymi w wodzie drzewami. Co chwilę więc słychać ustalenia spływowiczów: bierzemy go prawą! Próbują, ale woda chce inaczej, kajak zatrzymuje się w poprzek nurtu. Ups! Co dalej? Walczą, kręcą się, niektórym zdarza się nawet płynąć tyłem. Ale nie jest groźnie, woda jest bardzo płytka i choć żwawa, krzywdy nie czyni. W przerwach między przeszkodami mamy sporo czasu, aby podziwiać przepiękne okoliczności przyrody. Wda na tym odcinku malowniczo wije się pośród sosnowego boru, łąk, łagodnych wzgórków. Jest cicho i pusto, domostwa są nieliczne i częstokroć w dodatku opuszczone, z rzadka odzywają się świerszcze. Liści nadbrzeżnych roślin nie porusza najlżejszy nawet podmuch. Słońce grzeje. Po prostu sielanka.

W mapę nikt się nie zaopatrzył. Wiemy tylko, że mamy dopłynąć do Wojtala, ale czy daleko to, czy blisko – tego nie wie nikt. Pierwszy postój robimy na rozległej, położonej na wysokim brzegu rzeki, polanie. Rozprostowujemy kości, zjadamy po kanapce. W planie mamy odwiedzenie kamiennych kręgów w Odrach i ognisko z kiełbaskami w charakterze obiadu (pęta kiełbas pieczołowicie schowaliśmy w kajakowych schowkach na wypadek katastrofy rzecznej, czyli wywrotki). Ruszamy przed siebie, w przekonaniu, że długa, daleka droga przed nami. Rzeka jest teraz szersza, leniwsza, na jej dnie falują warkocze długich roślin wodnych. Widoki z wody – rewelacyjne: to piaszczyste zakola, to znów płaskie, żywo zielone łęgi. Od czasu do czasu znów przeszkody, ale co to dla nas!

Miejsce mocy. Elipsa działa

O istnieniu tajemniczych kamiennych kręgów wiemy wszyscy. Można je znaleźć między innymi w Węsiorach i w Odrach. Te w Odrach leżą na brzegu Wdy i to one były punktem na trasie naszej wyprawy. Pojawiły się znienacka – sądziliśmy, że jeszcze ho! ho! szmat drogi do nich, a tymczasem nagle oczom naszym ukazała się tablica z napisem „Rezerwat Kamienne kręgi”. Dobiliśmy do pomostu. Brzeg był tu mulisty i grząski.

Moc zaczęła swoje z nami igraszki od wciągnięcia w muł gumowego klapka należącego do Miłosza, przedstawiciela częstocińskiej młodzieży. Klapek zatonął, a Miłosz kategorycznie odmówił nurkowania w mule w celu znalezienia zguby. Rozwinęła się ożywiona dyskusja, przyłączały się do niej kolejne osoby, z dyskusji zrobiła się drobna, ogólna, elektrycznie naładowana awanturka, zakończona przypadkowym rękoczynem (a dodać należy koniecznie, że drugiej tak zgodnej i łagodnie usposobionej grupy ludzi ze świecą szukać). Opamiętanie popchnęło nas w kierunku kasy rezerwatu. Siedział tam uroczy starszy pan kustosz. Ustalenie, ile nas jest, zajęło nam z górą pięć minut (i to powinno było dać nam do myślenia). Opłaciliśmy bilety wstępu; pan kustosz kazał nam się ustawić w półkolu i wygłosił pogadankę na temat kamiennych kręgów oraz wręczył mapkę. Ruszyliśmy zgodnie ze wskazówkami.

Spływ kajakowy Wda, Borsk - Odry
Fot. archiwum prywatne

Kamienne kręgi to miejsce fascynujące. Służyło Gotom do dokładnego określania daty letniego i zimowego przesilenia. Oprócz kręgów są tam liczne kurhany, a w nich szczątki ludzkie sprzed wielu wieków (II – III w. n.e.). Na trasie znajduje się taras widokowy, z którego widać wszystkie kręgi i miejsce ich przecięcia, czyli czakrę, miejsce mocy. O tej porze roku jest tu przepięknie; wnętrza kręgów i wzgórki kurhanów porośnięte są kwitnącym wrzosem.

Niby podchodzimy do takich dziwów z dystansem, niby nikt nie wierzy w magiczne miejsca, ale jednak poszliśmy wszyscy do Elipsy, miejsca jeszcze większej mocy. Promieniowanie jest tu wyjątkowo korzystne dla człowieka, dość powiedzieć, że normalnie wartość owego promieniowania wynosi 6 000 jednostek, a w elipsie – 120 000! Mnie od rana bolała głowa, a po 5 minutach pobytu w elipsie – ból zaczął stopniowo słabnąć, aż ustał zupełnie! No coś w tym musi być… Miejsce mocy ma też bardzo pozytywny wpływ na energię seksualną. Państwo wybaczą, że nie przytoczę pikantnych szczegółów – poprzestanę na lakonicznym stwierdzeniu – jest moc!

Wojtal. Rozpaczliwie i łakomie

W zgodzie, harmonii i przyjaźni wróciliśmy na pomost, ustalając, że zatrzymamy się w najbliższym sprzyjającym miejscu, aby zjeść wreszcie nasze zasoby kiełbasiane. Życie jednakowoż nas zaskoczyło. Rzeka się zdecydowanie poszerzyła, tworząc nawet swego rodzaju zalew i zanim trafiło się nam odpowiednie na ognisko z konsumpcją miejsce, ujrzeliśmy ceglany młyn i coś jakby zaporę i napis „Wojtal”. A więc to już koniec? Tak znienacka? Tak szybko?

Spływ kajakowy Wda, Borsk - Odry
Fot. archiwum prywatne

To rzeczywiście był koniec. Zadzwoniliśmy po pana, żeby ruszył po nas i po kajaki. Byliśmy przeraźliwie głodni (moc mocą, ale czasem trzeba też coś zjeść), niektórzy mokrzy do cna i w dodatku w niekompletnym obuwiu. Przycupnęliśmy wedle pomostu i rzuciliśmy się na jedzenie. Krakersy, sałatka, chleb, sos „słodka cebulka” – wszystko było rozkosznie przepyszne, choć wyglądaliśmy niewątpliwie rozpaczliwie, stłoczeni ciasno wśród tobołków, mokrzy, konsumujący gorączkowo…

Cały spływ zakończył się happy endem; Miłosz dostał nowe klapki z wiejskiego sklepu (nic to, że w rozmiarze 46; lepiej przecież mieć klapki za duże niż za małe, a był to jedyny rozmiar dostępny w Wojtalu). Zostaliśmy przewiezieni busikiem do Borska i wróciliśmy do Częstocina. A kiełbasę spieczoną na ognisku zjedliśmy dopiero wieczorem.

Spływ Wdą to wyśmienity pomysł na wrześniowy weekend. Sezon już się skończył, więc nie ma na wodzie dzikich tłumów, bez trudu można wypożyczyć kajaki, szukając namiarów w internecie. Odległość z Trójmiasta do Borska to ok. 80 km, czyli – do przeżycia na jednodniowy wypad. Odcinek z Borska do Wojtala mierzy ok. 15 km, a więc każdy, nawet niewprawiony kajakarz upora się z nim w parę godzin. A uroda Wdy jest wyjątkowa i niezaprzeczalna, warto, naprawdę warto się nią zachwycić. Relaks cudowny, wypoczynek na wodzie i na świeżym powietrzu dostępny dla każdego.