O nowych, zaskakujących metodach nauczania – czyli o tzw. ocenianiu kształtującym, z dyrektorem Szkoły Podstawowej nr 1 w Kartuzach, Dariuszem Zelewskim, rozmawia Tomasz Słomczyński.
Pamiętam podstawówkę, do której chodziłem w latach osiemdziesiątych. Ocenianie polegało na tym, że nauczyciel brał klasówkę napisaną przez ucznia i szukał błędów. Jak znalazł jeden błąd, uczeń dostawał czwórkę. Dwa błędy – trója. Trzy błędy – dwója. Jak rozumiem, to nie było ocenianie kształtujące?
Zdecydowanie nie. Ja też pamiętam ze swojej szkoły, że nauczyciele koncentrowali się na tym, żeby udowodnić, że uczniowie nie potrafią odpowiedzieć na pytanie czy rozwiązać zadania. Nauczyciele zwykle nie przywiązywali uwagi do tego, co uczniowie zapamiętali z lekcji, jakie umiejętności posiedli – to było mniej istotne. Na jednym ze szkoleń dotyczących oceniania kształtującego jedna z pań, z trzydziestoletnim doświadczeniem, powiedziała, że zawsze wchodziła do klasy, robiła swoje, przedstawiała materiał i zadowolona z dobrze spełnionego obowiązku wychodziła z klasy. Na pytanie, czy ma świadomość ilu uczniów i w jakim stopniu zrozumiało to, co mówiła na lekcji, odpowiedziała, że nigdy nawet się nad tym nie zastanawiała. Wydawało jej się, że jeśli jakaś grupa uczniów nie chce się uczyć – to jest ich problem, nie nauczyciela.
W ocenianiu kształtującym, jak rozumiem, jest inaczej.
Ocenianie kształtujące idzie krok dalej, kładzie nacisk na inne elementy. Na przykład na wyeliminowanie strachu. Uczeń nie ma się bać tego, co dzieje się na lekcji. Jeśli uczeń przestaje się bać, to jest większa szansa, że przyswoi wiedzę, w większym stopniu skorzysta z tego, co dzieje się na lekcji.
Kompletna eliminacja strachu, do zera?
Tak.
Ze swojej szkoły pamiętam, że strach przed dwóją był immanentną cecha nauczania.
Tak, ale to, co staramy się teraz zrobić, to jest wyeliminowanie strachu na rzecz współpracy. To nie jest tak, że ocena negatywna spowoduje, że uczeń będzie się lepiej uczył.
Nie wierzy pan, że jak uczeń dostanie jedynkę, to będzie chciał ją poprawić?
Niech mi pan uwierzy, są uczniowie, dla których nie miało znaczenia, czy to jest piąta, szósta czy ósma ocena niedostateczna. Moim zdaniem również ci uczniowie będą mieli większą motywację do nauki wtedy, gdy będą wiedzieli, po co się uczą. Być może to brzmi idealistycznie, ale wierzę, że jest to możliwe…
Szkoła Podstawowa nr 1 w Kartuzach wprowadza elementy systemu oceniania kształtującego od kilku już lat.
Tak, najpierw wprowadziliśmy system oceniania kształtującego do zachowania. Wcześniej funkcjonował system punktowy. Zrobiłeś coś złego, dostawałeś uwagę. Uwagi były wycenione. Od minus dwa do minus piętnaście, w zależności od tego, co się wydarzyło. Wydawało się, że inaczej nie można, w myśl zasady, że uczeń powinien się bać kary, że jeśli nie będzie miał nad sobą bata, to się nie poprawi. I co robili uczniowie? Wykombinowali, że jak zrobią coś złego, to potem trzeba zrobić coś dobrego np. przynieść do szkoły kilka kwiatków, gry planszowe i dostać za to plusy. Kogoś pobiłem, dostałem minus piętnaście, teraz muszę przynieść dużo kwiatków do szkoły… Ale czy taki uczeń się poprawiał? Nie! Odeszliśmy więc od systemu punktowego na rzecz samooceny i bieżącej oceny ucznia która jest opisowa, i sprowadza się do kwestii: co zrobił źle i jak chce to poprawić. Pojawiały się obawy, że padnie wolontariat i uczniowie ze swojej strony nie będą chcieli nic robić na rzecz szkoły, bo nie będą mieli do tego motywacji.
I co?
Po pół roku okazało się, że aktywność uczniów wzrosła. Działają na rzecz szkoły wiedząc, że nie dostaną za to punktów. Robią to, bo sprawia im to przyjemność.
A jak zrobią coś złego?
To są z tego rozliczani. Rozmawia z nimi wychowawca, wspiera psycholog i pedagog. Zapraszamy również rodziców do szkoły i wspólnie rozwiązujemy konkretny problem.
Ale oceny z zachowania i tak są na świadectwie.
Niestety tak. Bardzo byśmy chcieli, żeby ministerstwo zdjęło z nas ten obowiązek. Jak mam ocenić ucznia – że był bardzo dobry w ciągu roku, czy „tylko” dobry? Wymyśliliśmy, że skoro już musimy to robić, to podsumowujemy co dwa miesiące. Uczeń ocenia swoje zachowanie tymi kryteriami, które są zapisane w rozporządzeniu i w statucie. Robią to też nauczyciele. Pomagają też uwagi w dzienniku elektronicznym. Dzięki temu również rodzice na bieżąco są informowani o tym, co uczeń zrobił złego lub dobrego.
Co dwa miesiące reset?
Nie do końca. Jest podsumowanie, rozliczenie i znowu czysta karta. Jeśli na przykład we wrześniu wydarzyło się coś niedobrego, ale uczeń zrozumiał swój błąd, poprawił się, to ma szansę na ocenę wyższą, jak każdy. Chodzi o to, że za uczniem przez cały rok nie ciągnie się jedno zdarzenie.
W mojej podstawówce, a było to – jak już wspominałem, w latach osiemdziesiątych, mieliśmy braci G. Było ich kilku. Jak najmłodszy był w czwartej klasie, najstarszy już siedział w kryminale. Generalnie wszyscy się bali klanu braci G., łącznie z nauczycielami. Jak któryś zaczynał rozrabiać, to się do szkoły wzywało milicję. Czasy się zmieniły, ale nie powie mi pan, że dziś nie ma takich przypadków. Myślę, że być może są dzieci, które zwyczajnie nie nadają się do tego, żeby je tak łagodnie traktować?
Na pewno wszystkie dzieci zasługują na to, żeby dać im szansę. Do nas także trafiają osoby, które miały lub mają kontakt z wymiarem sprawiedliwości, bo złamały prawo. Naszym zadaniem jest im pomóc, co też czynimy. Współpracujemy z różnymi instytucjami: Poradnią Psychologiczno – Pedagogiczną, Powiatowym Centrum Pomocy Rodzinie, GOPS, sądem rodzinnym, kuratorami. Staramy się nie tylko włączać te osoby do różnych przedsięwzięć, zajęć, ale także stwarzamy warunki do dobrej integracji. Kiedy nie jest to możliwe, a bezpieczeństwo pozostałych uczniów w klasie jest zagrożone, szukamy innych rozwiązań. Zdarzają się sytuacje, w których uczniowie trafiają do Młodzieżowych Ośrodków Socjoterapeutycznych.
Czy ocenianie kształtujące sprawdza się również w przypadku współczesnych braci G.?
Zdecydowanie tak. Ocenianie kształtujące to współpraca uczniów i świadomość tego co robią, i po co. Jeśli znajdzie się u nas taki uczeń G., na początku pewnie będzie patrzył z niechęcią, bo coś od niego się wymaga. Kiedy jednak zauważy, że może o tym wszystkim porozmawiać, to jest duża szansa, że włączy się w to, co dzieje się na lekcji.
Albo będzie siedział i nic go nie będzie interesowało.
I po raz kolejny ktoś go zapyta, ale nie po to, żeby sprawdzić co on wie, ale po to, żeby dowiedzieć się co na dany temat sądzi. Takie podejście prowokuje do pozytywnego działania.
W mojej podstawówce, jak już otwierało się buzię, to tylko w odpowiedzi na pytania, które miały sprawdzić stan wiedzy. Taki sposób pracy z uczniem, o którym pan mówi, wymaga określonych umiejętności od nauczycieli.
Tak, to jest bardzo trudne. Mam na myśli zmianę mentalności nauczycieli, szczególnie tych, którzy pracują od kilkudziesięciu lat. Muszą zacząć traktować ucznia jak partnera do dyskusji.
Do samych nauczycieli jeszcze wrócimy, teraz jednak chciałbym żeby pan wytłumaczył, na czym w praktyce polega ocenianie kształtujące. Możemy sobie filozofować albo psychologizować, jeśli mówimy o zachowaniu. Ale jeśli chodzi o przedmioty nauczania… Mamy równanie z dwiema niewiadomymi. Albo ktoś je rozwiąże, albo nie. Albo ktoś zna datę bitwy pod Grunwaldem, albo nie. Co tutaj kształtować? Tu się sprawdza wiedzę.
Dokładnie tak. Problem w tym, co ma zrobić nauczyciel. Uczeń nie zna daty bitwy pod Grunwaldem – czyli jedynka, tak?
No tak.
I co ona spowoduje? Że jak dostanie jedynkę, to będzie wiedział?
No… Spowoduje to, że jeśli da mu się szansę poprawy tej jedynki, to nauczy się, za tydzień przyjdzie i poprawi. Tak było w mojej szkole.
Stosując metody oceniania kształtującego, nauczyciel na początku lekcji powie, że będziemy się uczyć o bitwie pod Grunwaldem. Dowiemy się dlaczego była ona taka ważna, i co się wydarzyło. Uczniowie mają na swoich stolikach światła – żółte, czerwone i zielone. Rozmawiamy o tej bitwie. Przychodzi połowa lekcji, data już została wymieniona, powiedziane zostało, dlaczego jest to ważne. Wtedy nauczyciel mówi: „Dajcie mi proszę teraz sygnał światłami. Kto już w tej chwili jest w stanie podać datę?” Załóżmy, że jest 30 proc. światełek zielonych – to ci, którzy wiedzą, 30 proc. żółtych – oznaczają „potrzebuję twojej pomocy”, reszta – to światełka czerwone oznaczające, że uczniowie kompletnie nic nie zrozumieli. Czy nauczyciel może teraz iść dalej z materiałem? Nie.
Ale czy taki nauczyciel przerobi program, jeśli ciągle będzie wracał do najsłabszych uczniów?
Nie do końca tak jest, jak pan mówi. To może potrwać kilka minut zaledwie – uczeń, który już wie, może pomóc uczniowi, który nie zrozumiał. Zwykle to działa, a na pewno działa to lepiej niż ocena.
Dobrze, wierzę, ale w klasach 4 – 6 na koniec roku i tak trzeba wystawić „zwykłą” ocenę na świadectwie.
Tak. Na bieżąco stosujemy ocenianie kształtujące, a na koniec roku wystawiana jest ocena roczna w skali od jeden do sześć. Dlatego w ciągu roku nauczyciel sprawdza wiedzę ucznia stawiając oceny sumujące. Krótko mówiąc ocen sumujących jest zdecydowanie mniej niż dotychczas.
Trochę się pogubiłem. Czy pod mianem „oceny kształtującej” kryje się sposób oceniania ucznia, czy jest to metoda codziennej pracy z uczniem?
Świetnie, że pan to zauważył. Rzeczywiście, nazwa: „ocenianie kształtujące” jest bardzo niefortunna. Tak, to jest metoda pracy. Problem polega na tym, że jesteśmy przyzwyczajeni do ocen w skali liczbowej – od 2 do 5, jak kiedyś było, czy od 1 do 6 – jak jest obecnie.
A przy ocenie kształtującej?
Przy większości zadań uczeń dostaje informację zwrotną. Co zrobiłeś dobrze, co musisz poprawić. Ta informacja trafia także do rodzica.
Być może ja jestem na to za głupi. Żeby nauczyć się tabliczki mnożenia, trzeba poświęcić trochę czasu i wkuć ją na pamięć. Po prostu. Albo się ktoś nauczy, albo nie nauczy. Co tu opisywać?
A dlaczego ten ktoś się nie nauczył?
Bo grał w piłkę na podwórku zamiast się uczyć.
A może wie, ile jest pięć razy pięć? A może powinien usłyszeć od kolegi w klasie, że coś źle mnoży, jak powinien to robić dobrze? Na koniec może usiąść po lekcjach z nauczycielem, rodzicem którzy mu pomogą. Gwarantuję panu, że to przyniesie efekt.
W porządku. Ale na końcu trzeba dokonać oceny sumującej, która znajdzie się na świadectwie. Czyli postawić szóstkę, piątkę, trójkę, i tak dalej. Na jakiej podstawie nauczyciel ją stawia, skoro przez cały semestr wystawiał oceny opisowe?
Fakt, że uczeń, który nie nauczył się od razu tabliczki mnożenia – jak inni, będzie również brany pod uwagę przy ocenie rocznej.
Zwykle w szkole są dzienniki, można wyciągnąć średnią z ocen z klasówek. To jest wymierne. Tymczasem przyjdzie do pana rodzic i zapyta, dlaczego mój syn ma tylko tróję? Co pan mu powie? Nie będzie pan miał – oprócz ocen opisowych, żadnych „twardych argumentów” na to, że akurat zasłużył na tróję, a nie na czwórkę.
Pokażę takiemu rodzicowi zeszyt obserwacji.
To jest płynne. Subiektywne. Jeden nauczyciel może mieć takie spostrzeżenia, drugi – inne. Wydaje mi się, że może być problem z transparentnością kryteriów, według których wystawiane są końcowe oceny.
Bardzo dużo będzie zależeć od nauczyciela. Od jego dokumentowania pracy ucznia.
No właśnie… Ostatni element tej układanki – nauczyciele. Nie powie mi pan, że wszyscy chętnie podejmują się tych zadań.
Powiem panu jak jest… Z nauczycielami jest tak samo, jak z uczniami. Najważniejsze jest to, żeby wiedzieli, po co to robią, że to ma sens. Szkoła nie jest fabryką. Tu nie przychodzi się na określone godziny spędzone przy taśmie produkcyjnej. Ten, kto decyduje się na pracę w szkole, decyduje się również na własny rozwój. To po pierwsze. Po drugie zaś – pokazujemy nauczycielom efekty, że łatwiej pracuje się na lekcji współpracując z uczniami niż przekonując ich, że jest się najmądrzejszym.
Ale ocenianie kształtujące wymaga więcej czasu pracy dla nauczycieli, w stosunku do „klasycznych” metod nauczania?
Zdecydowanie więcej pracy.
Porzućmy więc idealizm. Jestem przekonany, że pan spotyka się z oporem ze strony nauczycieli. Chyba, że w swojej szkole ma pan tylko takich nauczycieli, którzy chcą pracować więcej za te same pieniądze.
Oczywiście, że spotykam się z oporem ze strony niektórych nauczycieli. Opór jest wliczony w zmianę. Wśród nauczycieli są jednak liderzy, którzy stosują z powodzeniem ocenianie kształtujące. Oni zarażają entuzjazmem i od samego początku „rozminowują pola oporu”.