Karola Kułaga pisze o sobie: Redzianka i była Wejherowianka, Kaszubka jakby nie patrzeć. Podobno jakieś szlaki prowadzą mój ród w stronę Gochów, ale to od strony Matki. Prowadzę bloga (jak wszyscy) i utworzyłam nowy cykl „Kaszuby dla dzieci” w którym wynajduję jakieś kaszubskie miejsca atrakcyjne i przyjazne dzieciom.
P.S. Nie cierpię tabaki. Zawsze pozostaję w konsternacji kiedy na weselu podchodzi do mnie rodowity Kaszub z rogiem i sypie mi na nadgarstek tabakę. Czy to będzie rzutować na moją przyszłość jako Kaszubki?
P.S. Nie cierpię tabaki. Zawsze pozostaję w konsternacji kiedy na weselu podchodzi do mnie rodowity Kaszub z rogiem i sypie mi na nadgarstek tabakę. Czy to będzie rzutować na moją przyszłość jako Kaszubki?
Zajrzeliśmy na bloga i stwierdziliśmy warto go w Magazynie Kaszuby „wyhaczyć z sieci”. Do śledztwa dziennikarskiego przystąpili nasi reporterzy śledczy. Jak ustalili:
Karola Kułaga ma dwójkę dzieci, rysuje pomoce logopedyczne i dydaktyczne, jest trenerem sensoplastyki i od września będzie prowadzić zajęcia sensoplastyczne dla maluchów. Rzadko siedzi w domu z dziećmi (choć dom swój bardzo lubi), stara się poznawać okoliczne miejscowości, kaszubskie wioski i uczestniczyć w rozmaitych wydarzeniach. Fotografuje, rysuje, tworzy zabawki z recyklingu i jest na bieżąco z nowinkami muzycznymi.
To tyle o autorce. Teraz czas na prezentacje tego co niniejszym wyhaczamy – fragmentu bloganamaluj-mi. Zachęcamy do klikania, czytania i oglądania.
Kto ma w domu miłośnika pociągów, kolejek, lokomotyw- ten wie jak ważne jest odwiedzenie miejsca, gdzie wszystkie pożądane obiekty skumulowane są w jednej konkretnej przestrzeni. I tu nie chodzi tylko o podjechanie na dworzec kolejowy i obserwowanie jak pociągi sobie odjeżdżają bez Ciebie. To wcale nie jest atrakcja. U Nas kończy się zawsze lamentem, dramatem rodzinnym. Czemu ten pociąg odjechał, a ja do niego nie wsiadłem?! No, ludzie. Czasami zdarzy się Nam podróż szynobusem do metropolii zwanej Gdynią i wtedy jest co świętować (ja, Matka, że w końcu do wielkiego miasta, a Kwiatu, że w końcu wsiadł do pojazdu, który biernie obserwuje przez okno).
Razu, więc, pewnego kiedy to na jeszcze większą wieś powędrowaliśmy wraz z przyjaciółmi, aby odpocząć (cokolwiek to znaczy kiedy ma się dzieci- tu interpretacja dowolna) trafiliśmy do Parowozowni w Kościerzynie. A, że wiedziałam, iż tego dnia miał miejsce event w postaci Nocy Muzeów, to będą czekać na Nas atrakcje. W tym przypadku atrakcją okazał się darmowy wstęp i jazda… drezyną. Spoko. Kto, co lubi. Każdy pierwszy raz jest ważny i niezapomniany, także jazdę drezyną mam zaliczoną…
Lokomotywy są otwarte dla turystów. Można wejść, dotknąć, pogłaskać, posiedzieć w maszynowni, jako pasażer w wagonach. Wszystko dozwolone. Różnorodność lokomotyw jest szeroka. Od najstarszych do najnowszych. Od najmniejszych do ogromnych (naprawdę ogromnych!).
Czy atrakcja dla najmłodszych?
Jasne. Dwulatek świetnie się tam odnajdzie i będzie wszystko macał. U Nas problem tkwił w lękach i długo trzeba było przekonywać Kwiata, żeby wskoczył do wagonu (ale, wiadomka, dwulatki są nieobliczalne, nie wiadomo jakie danego dnia posiada stany lękowe). Z kolei kolega Kwiata (też dwulatek) od razu wkroczył do akcji. Także sprawa indywidualna.
Czy wziąć ze sobą jedzenie?
Chryste, pewnie! Jedzenia nigdy nie dość! Restauracji żadnej tam nie dostrzegłam, a do pobliskiej wcale nie tak blisko. Zwiedzanie zajmuje jakaś godzinę, także można się zmęczyć i umrzeć z głodu!