Hydroaktywne Sulęczyno

Nie wyobrażam sobie, żeby wywozić dzieci do dziadków za każdym razem, gdy mamie i tacie zachce się wyruszyć na kajaki

Zdjęcia: Patrycja Momot

Pogoda, atmosfera, przyroda – wszystko zagrało się ze sobą idealnie. W minioną sobotę 4 czerwca Hydroaktywni realizowali siódmą już edycję Ogólnopolskich Amatorskich Zawodów Kajakowych w Sulęczynie. O tej imprezie dowiedzieliśmy się zupełnie przypadkowo rok temu. Z rumieńcami na twarzy słuchałam relacji koleżanki, która już od kilku lat rodzinnie bierze udział w zawodach. Nie było innego wyjścia, jak przeczekać rok i poczuć to wszystko na własnej skórze. Tym razem z uwagi na różne losowe wydarzenia nie udało się popłynąć kajakiem, a jedynie zobaczyć na własne oczy, ale i tak było warto!

Jakież zdziwienie nas ogarnęło, gdy na niewielkim brzegu jeziora Węgorzyno, gdzie odbywał się pierwszy etap zawodów, zobaczyliśmy całkiem sporą gromadę dzieciaków. Uff, przynajmniej nasze pociechy będą miały towarzystwo. Okazało się, że Hydroaktywni są przygotowani na totalny najazd aktywnych rodziców z dziećmi.

W momencie, kiedy rodzice brali udział w wodnych zmaganiach, maluchy większe i mniejsze biegały z entuzjazmem od jednego miejsca zabaw do drugiego. Mogły zabawić się w wędkarzy albo zmierzyć się z drugą osobą w zabawie „kto pierwszy przyciągnie statek do portu”. Było też kolorowe malowanie twarzy, z którego korzystała również starszyzna. A jak przystało na imprezę kajakową, dzieciaki mogły spróbować swoich sił, pływając samodzielnie na kajaku w wyodrębnionym to tego miejscu. Większość jednak z nich, w tym i nasze pociechy, brodząc w wodzie szukali małż i raków. I to dopiero był ubaw!

 Szczególna, jedyna w swoim rodzaju atmosfera – do brzegu co chwilę przypływa kajak, z podekscytowaną załogą. Opowiadają o trasie, o zadaniach, które musieli wykonać podczas zawodów. Czuje się tu zdrową rywalizację. Uczestnicy są w różnym wieku (według regulaminu w zawodach mogły startować tylko pełnoletnie osoby lub młodsze, ale w towarzystwie rodziców). Organizatorzy zadbali jednak o młodzież, wytyczając im oddzielne zawody sprinterskie. Czyli każdy tu znajduje coś dla siebie.

– Dla kogo organizujecie Hydroaktywnych? – pytam jednego z współorganizatorów.

– Zawody są kierowane do wszystkich osób, które lubią aktywnie spędzać czas i lubią kajaki. Nie trzeba mieć szczególnych umiejętności kajakarskich, to impreza dla amatorów – odpowiada Piotr Zatoń.

– Jaki jest cel organizowania takiej imprezy?

– Przede wszystkim popularyzacja aktywnego wypoczynku, zdrowego trybu życia poprzez łączenie sportowej rywalizacji z rekreacją i turystyką oraz promowanie miejscowych szlaków wodnych, kajakarstwa oraz walorów sportowych i turystycznych gminy Sulęczyno.

– Kto wpadł na pomysł Hydroaktywnych?

– Tą imprezę organizują ludzie, którzy działają w Fundacji „Aby chciało się chcieć” oraz operator turystyki kajakowej Przystań Kajakowa Kajaki-Słupia.

– To już siódma edycja. Dużo ludzi przyjeżdża na Hydroaktywnych?

– Z roku na rok jest coraz większe zainteresowanie. Nie możemy jednak zagwarantować udziału wszystkim. Ilość miejsc jest ograniczona z uwagi na określoną ilość kajaków, którymi dysponujemy, a jest ich 60.

– Zawody są ogólnopolskie tylko z nazwy czy faktycznie uczestniczą w niej osoby z poza Kaszub?

– Gościmy uczestników z okolic Bydgoszczy, Poznania, Warszawy, Trójmiasta.

Na przybrzeżnym terenie zaczyna się robić coraz gwarniej i ruchliwiej. To zawodnicy przygotowują się do kolejnego etapu zawodów – przepłynięcie części jeziora Węgorzyno, spływ rzeką Słupią i Rynna Sulęczyńska z zadaniami specjalnymi (w sumie ok 4 km). Na tej części zawodnicy muszą mieć kask na głowie, bo czeka ich przeprawa przez istnie górsko – kaszubską rzekę. Słupia to przecież rzeka z prądem.

Z uwagi na to, że zawodnicy będą spływać rzeką, cała impreza przenosi się na przystań kajakową parę kilometrów dalej. Wsiadamy do samochodu i jedziemy do centrum Sulęczyna. Przy urzędzie gminy odstawiamy auto i udajemy się do parku, który biegnie wzdłuż rzeki Słupi – tam właśnie znajduje się słynna Rynna Sulęczyńska, na której odbywa się najbardziej ekscytujący i efektowny etap zawodów. Nie możemy tego przegapić! Kajakarzy jeszcze nie widać, więc pozwalamy sobie na powolny spacer. Jesteśmy zachwyceni tym miejscem – park jest bardzo zadbany, z wieloma uroczymi drewnianymi altanami, gdzie można odpocząć, posilić się. A przede wszystkim poczuć się jak w górach, bo wartki nurt Słupi pozwala odnieść takie wrażenie.

Płyną! Pierwsi kajakarze bez większych przeszkód poradzili sobie z dość krętym, kamienistym korytem i silnym nurtem. W najbardziej ekstremalnych momentach dbają o bezpieczeństwo i pomagają ratownicy. Do tej pory na zawodach nigdy nikomu nic się nie stało. Prędkość rzeki jest niczego sobie, ale niestety niski poziom wody powoduje, że większość zawodników zatrzymuje się na kamieniach. Podobno w tym roku jest najniższy stan wody… Kajakarze jeden za drugim zmagają się z Rynną Sulęczyńską. Jedni bardzo skupieni i skoncentrowani, a drudzy z większym luzem i radością.

Najbardziej emocjonujący odcinek zawodów przepłynęli wszyscy. Zatem znowu wsiadamy do auta i przemieszczamy się już na końcowy etap – metę na przystani kajakowej.

Przystań wita nas zieloną przestrzenią. Z daleka widać dużą wiatę z kajakiem na ścianie, gdzie organizatorzy przygotowują posiłek. Gdzieniegdzie stoją też altany – adaptujemy jedną, by nakarmić naszą dziatwę. Mamy szczęście, bo obok naszej miejscówki jest przygotowany tor kajakowy z różnymi przeszkodami. Ochoczo korzysta z niego młodzieżowa część hydroaktywnej ekipy.

Filip ze wsparciem taty postanawia również spróbować swoich sił. W trakcie dziecięcych zmagań z wodnymi przeszkodami, słyszymy okrzyki radości. To dopływają do mety pierwsi uczestnicy. Wśród niezmiernie szczęśliwych kajakarzy dostrzegam dziewczynę, która płynęła w towarzystwie chłopca. Okazuje się, że to jest Mama Małgosia wraz ze swoim 11- letnim synem Kubą. Gratuluję im ukończenia zawodów.

– Pierwszy raz bierzecie udział w Hydroaktywnych? – pytam.

– Nie, to już jest nasz piąty albo szósty raz. Kuba pierwszy raz w tym roku spłynął Rynną Sulęczyńską – jestem bardzo dumna i szczęśliwa, że daliśmy radę. – odpowiada Mama Kuby, Pani Gosia.

– To stali bywalcy jesteście! Czy oprócz tych zawodów spędzacie czas na kajakach?

– Tak, w sezonie letnim regularnie organizuję z mężem spływy po kaszubskich rzekach. Wciągnęło nas to kajakarstwo kilka lat temu, gdy zupełnie laicko popłynęliśmy ze znajomymi na zorganizowany spływ dla geodetów. Strasznie się nam spodobało, mimo burzy i ulewy, która nam wtedy towarzyszyła.

– Jest Pani tutaj ze swoim synem. Pływacie rodzinnie?

– Tak, mam trzech synów (11 lat, 8 lat i 2 lata). Ze starszymi synami już pływaliśmy, w tym roku chcemy spróbować spłynąć również z najmłodszym.

– Dzieciaki podzielają pasję rodziców? Lubią pływać?

– Fakty mówią same za siebie. Najstarszy syn Kuba w tym roku szczęśliwie uczestniczy w Hydroaktywnych, a na naszych spływach płynie już w „jedynce” (kajak jednoosobowy). Młodszy syn Filip pływa z tatą w „dwójce” (kajak dwuosobowy) i robi to bardzo chętnie. A Staś? – zobaczymy.

– Spływy kajakowe z dzieciakami? Już widzę przerażenie dużej części rodziców! Może jakieś wskazówki jak oswoić temat, jak się do tego zabrać.

– My zaczęliśmy od podpytywania bardziej doświadczonych rodziców w tym temacie. Okazało się, że możemy już zabierać naszego wówczas czteroletniego Kubę. Pomocna okazała się tzw. „dostawka”, czyli trzecie siedzonko, które montuje się po środku dwuosobowego kajaka. Takim sposobem dzieciaczek siedzi sobie bezpiecznie pomiędzy rodzicami. Ponadto zaczęliśmy od krótkich tras, żeby w ogóle zobaczyć, ile to nasze dziecko wytrzyma. No i wybraliśmy mało wymagające, bezpieczne trasy. Jak pływamy z dziećmi, to jesteśmy przygotowani na częstsze przerwy, zatrzymujemy się w fajnych miejscach, robimy ognisko, a jak jest pogoda to sama kąpiel w wodzie jest ogromną frajdą.

– Zawsze pływacie z dziećmi?

– Nie zawsze, choć staramy się je często zabierać ze sobą. Jeśli w ekipie jest więcej dzieci, to też jest fajniej dla wszystkich – dzieciaki mają towarzystwo, motywują siebie nawzajem, spędzają ze sobą czas, a rodzice mają troszkę swobody. Nie zabieramy dzieci, jeśli z góry wiemy, że trasa będzie bardziej wymagająca lub pogoda jest bardzo niestabilna.

– Są jakieś trasy kajakowe przyjazne rodzinom z dziećmi?

– Niewymagające są spływy Wdą, Brdą, Radunią na odcinku Ostrzyce – Trątkownica, pływanie po jeziorach.

– Po co zabieracie dzieciaki ze sobą?

– To świetna okazja, by razem spędzić czas. Nie wyobrażam sobie, żeby za każdym razem, gdy mamie i tacie zachce się wyruszyć na kajaki, wywozić dzieci do dziadków. Oczywiście, to też jest potrzebne i zdrowe dla wszystkich, ale nie po to mam dzieci, żeby „wciskać” je komuś, a sobie fajnie organizować czas. To jest czas, kiedy się poznajemy. W tygodniu, kiedy wszyscy pędzimy, nie ma na to szans. To właśnie na urlopie, w dni wolne, gdy jesteśmy ze sobą 24 godziny na dobę mamy taką możliwość. A spędzanie tego czasu aktywnie dodatkowo szlifuje charaktery.

– Jakieś plany kajakowe?

– Mam nadzieję, że pod koniec czerwca uda się nam zorganizować pierwszy w tym roku spływ. A z kategorii marzeń to chciałabym spłynąć kajakiem zimą w śnieżnej scenerii

– Dlaczego marzeń?

– Bo ze śniegiem jest coraz trudniej…

Małgosia z synem Kubą

Po spłynięciu wszystkich uczestników był czas na wspólny posiłek, rozłożenie namiotów (większość osób nocowało na polu namiotowym), wręczenie nagród i odpoczynek. Były również pokazy ratownictwa wodnego, a wieczorem – ognisko oraz klimatyczny koncert bluesowo – rockowy. Czy warto zatem tu przyjeżdżać? Ja nie mam żadnych wątpliwości – za rok zasilamy grono Hydroaktywnych.