Legenda o stolemie i stolemce. W ten sposób powstawały Kaszuby, które dzisiaj znamy
Tekst: Janusz Mamelski
W okolice Sulęczyna zawędrował raz pewien stolem, który szukał sobie żony. Sam mieszkał w lasach mirachowskich, ale tam żadna panna mu się nie spodobała. Słyszał, że ładne stolemki mieszkają na południe od Sierakowic. Był tu zaledwie pół dnia, a spotkał już co najmniej kilka urodziwych dziewcząt.
– No, no, prawdę powiadali – mruczał do siebie. – Niby od przybytku głowa nie boli, ale obawiam się, że czeka mnie niełatwy wybór.
Drugiego dnia nasz stolem zatrzymał się nad jeziorem Mausz. W wodzie pluskała się grupa stolemek. Zobaczyły na brzegu nieznajomego i trochę się przestraszyły, ale wkrótce wróciły do radosnych igraszek. Tylko jedna częściej od innych zerkała w jego stronę. On prędko to zauważył. Zaczął przyglądać się jej dokładniej.
– Ładna. Mocne uda, szerokie biodra. A jakie grube ramiona! – oceniał w myślach jej walory. – Głowa też wielka i silna szyja. Zaczyna mi się podobać. Gruby, donośny głos, szerokie wargi i długi, orli nos. Byłaby dobrą żoną.
Kiedy stolemki wychodziły z wody, ona dyskretnie uśmiechnęła się do niego. W jej ustach zajaśniał równy szereg szarych zębów.
– Piękna! – omal nie wykrzyknął stolem. – To musi być ona. Jest najpiękniejsza spośród wszystkich istot na ziemi.
Biedny stolem nie wiedział, w jakie pakuje się kłopoty. Stolemka znana była w okolicy ze swych kaprysów. Kochało się w niej wielu kawalerów, ale ona gardziła wszystkimi. Najpierw się do nich wdzięczyła, a potem stawiała coraz trudniejsze warunki. W ten sposób zniechęciła do siebie bardzo wielu młodzieńców.
Gdy dziewczęta wchodziły do lasu, stolemka jeszcze raz obróciła się do stolema i uśmiechnęła znacząco. Nasz amant powoli ruszył za nimi. Grupka powoli topniała, co rusz ktoś się od niej odłączał. W końcu i obiekt westchnień stolema skręcił w boczną drogę i dalej kroczył samotnie. Wtedy zamienili ze sobą pierwsze słowa:
– Podobam ci się? – zapytała.
– Nawet.
– Skąd jesteś, pewnie z daleka?
– Z lasów mirachowskich – odparł stolem.
– Czego tu szukasz?
– A tak, się rozglądam. A ty? Daleko mieszkasz?
– Nie, w Parchowskim Borze. Zaraz będziemy na miejscu. Może się u nas zatrzymasz?
– No nie wiem… A czy to wypada?
– Nie przejmuj się. Moi rodzice na pewno się zgodzą.
Rodzina stolemów mieszkała w niewielkiej dolinie, wśród lasów. Ojciec i matka stolemki okazali się bardzo mili i gościnni. Nazajutrz młodzi wybrali się na przechadzkę. Nie uszli jednak daleko, kiedy stolemka powiedziała:
– Muszę już wracać.
– Jak to? – zdziwił się stolem. – Dopiero co wyruszyliśmy?
– Widzę, że zaczynasz traktować mnie jak swoją dziewczynę.
– I co w tym złego? Podobasz mi się. Nie odpowiadam ci? Myślałem, że mnie lubisz.
– Jeszcze nie wiem. Nie myśl, że jestem taka łatwa. Jeśli ci na mnie zależy, to zrób coś dla mnie.
– W porządku, ale co?
– Moi rodzice zawsze chcieli mieć młyn. Zbuduj im młyn tu, gdzie mieszkają.
– Ależ tam nie ma żadnej rzeki! – zdumiał się stolem.
– Wymyśl coś. Jeśli to zrobisz, zostanę twoją dziewczyną.
Stolem najpierw długo myślał, a potem wziął się do roboty. Zaczął kopać koryto dla nowego strumienia. Pracował w znoju kilka tygodni, posuwał się wytrwale w kierunku jeziora Mausz. Poprowadził z niego wodę wprost przed chałupę stolemów. Tak powstała Parchowska Struga, a przy niej Parchowski Młyn.
– Chodź, moja dziewczyno, pójdziemy obejrzeć twój nowy młyn – po skończonej robocie zadowolony rzekł do stolemki.
– Brawo, dzielnie się spisałeś. Chodź, mój chłopaku – powiedziała uradowana stolemka i podała dłoń swemu wybrakowi.
– Twoi rodzice byt mają zapewniony. My będziemy mogli powrócić do mirachowskich lasów- rozmarzył się stolem.
– Hola, hola! Na razie jestem dopiero twoją dziewczyną, ale do żeniaczki jeszcze daleko – studziła zapały młodzieńca stolemka. – Najpierw muszę zostać twoją narzeczoną, ale zanim to się stanie, musisz udowodnić, że naprawdę mnie kochasz.
– Ależ bardzo cię kocham, moja najdroższa! Jak mam ci to udowodnić?
– Usyp dla mnie wyspę na jeziorze. Bardzo lubię przebywać pośród fal.
I nasz stolem wziął się znowu do roboty. Kopał ziemię i nosił w swej koszuli na środek jeziora, gdzie ją wysypywał. Zadanie nie było łatwe. Fale często zabierały to, co stolem zdołał przynieść. Ale śmiałek nie rezygnował. Stolemka przyglądała się temu z uśmiechem. Inne dziewczyny zazdrościły jej kochanka. Żałowały też młodzieńca, bo wiedziały, jaki los go czeka; gdy sprzykrzy się stolemce, ta odprawi go z kwitkiem. Znalazły się nawet takie, które powiedziały mu o przewrotnym go charakterze stolemki, ale nie chciał im wierzyć.
W końcu wyspa była gotowa. Trwało to prawie dwa miesiące. Czego jednak nie robi się dla miłości? Wkrótce w Parchowskim Młynie odbyły się zaręczyny. Rozochocony stolem próbował uzgodnić datę ślubu.
– Nie mogę ci jeszcze nic powiedzieć. Nie mam pewności, że będziesz mi wierny – wymigiwała się od odpowiedzi stolemka.
– Przecież widzisz, że dla ciebie gotów jestem zrobić wszystko – przekonywał stolem.
– Wszystko? – nie dowierzała dziewczyna.
– Wszystko.
– No to usyp mi jeszcze dwie wyspy na Jeziorze Gowidlińskim.
W pół roku dwie wyspy były gotowe. Ale nasz stolem wyglądał coraz gorzej; schudł, zmizerniał i sposępniał.
– Teraz mi powiesz, kiedy możemy się pobrać?
– Jeszcze nie wiem. Może zrobisz dla mnie coś wyjątkowego?
– Na przykład co? – zapytał narzeczony.
– Nie wiem, wymyśl coś, coś romantycznego.

Na którymś spacerze stolem ni stąd ni zowąd zaczął rzucać kamieniami. Zbierał z okolicy wszystkie głazy i rzucał w kierunku Węsior.
– Co robisz? – pytała stolemka.
– Niespodziankę dla ciebie. Zobaczysz niedługo – odpowiedział stolem i zaprowadził swą wybrankę do Węsior. Tam stolemka ujrzała kamienie, którymi rzucał jej narzeczony, ułożone w kilka kręgów.
– To naszyjnik dla ciebie, moja miła. Chciałaś czegoś wyjątkowego, romantycznego, prawda?
– Jesteś cudowny, to wspaniałe! Dziękuję ci bardzo, najdroższy.
– Teraz za mnie wyjdziesz?
Ale stolemka była już znudzona swym narzeczonym i jego awansami. Jej koleżanki dziwiły się, że chodzi z nim już tak długo, więc miała ochotę już się go pozbyć. Szukała sposobu, żeby go zniechęcić, jakiegoś trudnego zadania, którego by się nie podjął. Powiedziała więc do niego:
– Najpierw zrób coś jeszcze.
– Dla ciebie wszystko, najmilsza.
– Połącz Jezioro Gowidlińskie z Mauszem. Wiesz, jak bardzo kocham wodę. Proszę cię, zrób to dla mnie w prezencie ślubnym.
– Ależ to potrwa dłużej niż rok!
– Czy nie warto pracować dla mnie rok?

I stolem znowu zaczął kopać. Tego stolemka się nie spodziewała. A musicie wiedzieć, że w tamtych czasach Jezioro Gowidlińskie kończyło się koło Borka, w miejscu, gdzie do dziś jest wyraźne zwężenie. Minął miesiąc, potem drugi, a stolem pracował niestrudzenie. Teren między jeziorami dzięki jego pracy stopniowo się obniżał. Wokół Sulęczyna przybywało pagórków usypanych z ziemi wykopanej przez stolema. Stolemka przyglądała się pracy narzeczonego i zastanawiała, jak to się skończy. Minęły następne miesiące, Jezioro Gowidlińskie rozlewało się już prawie do Żakowa. Ale stolem pracował coraz wolniej. Przez następny kwartał wykopał dół, w którym dziś szumią fale jeziora Węgorzyno. Stolemka z przerażeniem obserwowała, jak życie uchodzi z jej kochanka. Stolem zdołał jeszcze wykopać kilka dołów między Sulęczynem a Żakowem i padł wyczerpany, nie dokończywszy zadania.
– Nie mam już sił, najmilsza – szeptał z trudem do narzeczonej. – Pamiętaj o mnie. Znajdź sobie kogoś silniejszego ode mnie, ale pamiętaj, że kochałem cię ponad życie.
Gdy mówił te słowa, w stolemce coś ostatecznie pękło. Zrozpaczona postanowiła za wszelką cenę ratować narzeczonego. Zbierała zioła, parzyła je, sporządzała maści, gotowała specjalne potrawy, opiekowała się nim w dzień i w nocy. Długo trwała walka o życie stolema, w końcu jednak widać było, że zaczyna wracać do sił. Te miesiące do reszty odmieniły charakter pięknej stolemki. Teraz młodzi stanowili piękną, kochającą się parę. Wkrótce się pobrali i zamieszkali w lasach mirachowskich. Często jednak wraz z liczną gromadą dzieci odwiedzali teściów, opalali się na wyspach lub na brzegach jezior.
Legenda pochodzi z książki: