Rozmowa z Pawłem Ruszkowskim, pieśniarzem pochodzącym z Kościerzyny, autorem płyty ARS POETICA
Masz dwadzieścia dwa lata i robisz tak zwaną karierę, i to nie lokalną, ale w „mainstreamie”, ogólnopolską…
Wolę określenie „przygoda”. I ta przygoda się bardzo ciekawie rozwija.
Rozumiem, słowo „kariera” może mieć złe konotacje, ale prawda jest taka, że występujesz na ogólnopolskich festiwalach, zdobywasz nagrody, wydałeś płytę. W jakim jesteś miejscu teraz, jeśli chodzi o twoją drogę artystyczną?
Jestem w trakcie pracy nad różnymi projektami, ale przede wszystkim – jestem świeżo po premierze płyty „Ars poetica”, która podsumowuje pierwszy etap moich poszukiwań muzycznych. 12 lutego zagrałem premierowy koncert w rodzinnej Kościerzynie. W ostatnim czasie zdobywałem też dużo doświadczeń związanych z całym przemysłem fonograficznym, bo tę płytę wyprodukowałem i wydałem sam.
Co jest na tej płycie?
Najkrócej mówiąc – przekrój tego, co udało mi się dotąd stworzyć. Spośród kilkudziesięciu różnych szkiców i utworów wybrałem czternaście. Są moje kompozycje do wierszy polskich poetów: Leopolda Staffa, Adama Zagajewskiego, Bolesława Leśmiana, Edwarda Stachury…
I między innymi piosenka – przyznam, że bardzo mi się podoba, pod tytułem: „Kłaniam ci się Kościerzyno”.
Tak, jej słowa napisała Agnieszka Osiecka, co było dla mnie samego ogromnym zaskoczeniem, kiedy się o tym kilka lat temu dowiedziałem.
Nie sądzisz, że gdyby Agnieszka Osiecka napisała piosenkę o, dajmy na to, Bukowinie Tatrzańskiej, to już cała plejada najważniejszych artystów by ją śpiewała?
Ten utwór ma swoją bardzo lokalną historię. Mieszkańcy Kościerzyny poprosili poetkę o napisanie słów piosenki na turniej miast kaszubskich w 1969 roku. I wtedy ją zaśpiewano po raz pierwszy…
A kto ją zaśpiewał?
Zespół Pieśni i Tańca Kościerzyna.
No właśnie. A inne piosenki Osieckiej śpiewała Maryla Rodowicz w Opolu, a za nią cała Polska. Ty zaś, jak sam mówisz, „odkryłeś” tę piosenkę wiele lat po śmierci poetki.
Tak… Jednak jest wiele utworów Agnieszki Osieckiej, które są stosunkowo mało znane w skali ogólnopolskiej, pomimo że są bardzo uniwersalne. A w przypadku piosenki o Kościerzynie – o taką uniwersalność już trudniej… (śmiech). Tekst został napisany w konkretnym celu, w pewnym sensie „na jeden dzień”. Choć oczywiście zapisał się także w późniejszej historii mojego miasta, to chyba z czasem został trochę zapomniany. Do tego stopnia, że kiedy ja tworzyłem swoją muzykę, nie wiedziałem zupełnie, że już jedna wersja istnieje.
https://www.youtube.com/watch?v=ogSSMmms6jc
Do ewentualnych przyczyn pomijania tej i innych piosenek kaszubskich, jeszcze wrócimy. Kolejny projekt muzyczny będzie już po kaszubsku?
„Kamiszczi” – tak się będzie nazywała druga moja płyta. Tym razem już z kwartetem. I rzeczywiście – będzie w „rodnej mowie”.
Śpiewałeś już po kaszubsku?
Tak, kiedy byłem w liceum stworzyłem program ze „skaszubionymi” szlagierami z różnych stron świata.
Skąd znasz język kaszubski?
Ze szkoły właśnie, z liceum, tam się uczyłem literackiego języka kaszubskiego.
W domu mówiło się po kaszubsku?
Rodzina mojej mamy jest z dziada pradziada rodziną kaszubską, jednak kiedy ja już byłem na świecie w domu mówiło się generalnie po polsku, choć oczywiście z pewnymi naleciałościami kaszubskimi, które dostrzega się dopiero w rozmowie z ludźmi z innych części Polski.
Czyli w liceum nauczyłeś się języka kaszubskiego i zafascynowałeś Frankiem Sinatrą?
Tak (śmiech). Choć Sinatra stał mi się jeszcze bliższy, kiedy zacząłem studiować wokalistykę jazzową. Ta przygoda kaszubsko-Sinatrowa jest związana głównie z jednym utworem – z „My Way”. Po raz pierwszy zaśpiewałem go w Lipnicy na Kaszubskim Festiwalu Polskich i Światowych Przebojów. Kaszubski „My Way” osiągnął wtedy swój lokalny sukces. Od tamtego czasu towarzyszy mi bardzo często, śpiewałem go nawet na Przeglądzie Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu z orkiestrą, a ostatnio też z Jan Konop Big Band.
Tak, i te występy można obejrzeć w internecie.
To wykonanie z Wrocławia było dla mnie dosyć świeże, ja tam jeszcze się jeszcze trochę wokalnie szukałem… (śmiech). Teraz już śpiewam to inaczej. Ale wtedy było to pierwsze poważne wyjście z tym utworem poza Kaszuby.
Według mnie twoje „My way” było jednym z nielicznych wyjść z językiem kaszubskim poza Kaszuby, mam tu na myśli wielką scenę, znaczącą imprezę artystyczną o znaczeniu ogólnopolskim.
Może tak… Choć na festiwalach folkowych język kaszubski jest obecny. W środowisku muzycznym, w którym ja się obracam – mam tu na myśli trochę niszowe piosenki – zauważam duże zainteresowanie folklorem i folkiem. Wielu współczesnych artystów, wiele zespołów czerpie z tych źródeł. I na niwie kaszubskiej też się to dzieje.
Tak, ale jeśli mówimy o muzyce folkowej, to jest to normalne. Ja jednak mam na myśli coś innego. Przegląd Piosenki Aktorskiej we Wrocławiu, najważniejszy w Polsce dla tego gatunku muzycznego. Pojawiasz się z piosenką po kaszubsku. Dla publiczności to jest taka… ciekawostka. Mam rację?
To na pewno. Graliśmy ten program najpierw we Wrocławiu, a potem jeszcze w Krakowie i rzeczywiście zostało to odebrane (w Krakowie chyba nawet bardziej) jako coś w rodzaju „puszczenia oka” w stronę publiczności, dowcipu kulturowego, ciekawostki właśnie. Wyprzedzę trochę kolejne pytanie, bo być może chcesz też zapytać, jak ja do tego podchodzę…
Owszem, chcę.
Nie traktuję tego tylko jako dowcipu. Oczywiście zdaję sobie sprawę, że kiedy połączy się znany szlagier z tłumaczeniem na kaszubski, to będzie to przez ludzi odebrane w pierwszym momencie humorystycznie. I to też dobrze. Ale ja całe to moje śpiewanie po kaszubsku traktuję serio. Nie w znaczeniu, że poważnie czy podniośle, tylko – serio. W pewnym momencie odkryłem dla siebie język kaszubski jako coś bardzo drogocennego. I połączenie tego z monumentalnym „majłejem” jest dla mnie czymś w rodzaju osobistego hymnu, który przypomina mi o tym, jak czuję swoją tożsamość regionalną.
Rozumiem. Nasuwa mi się takie pytanie: dlaczego góralszczyzna, ze swoją muzyką w szczególności, weszła w mainstream jak w masło, jest to pełnowymiarowa marka takich zespołów jak np. Zakopower czy Bracia Golcowie. Tymczasem śpiewanie po kaszubsku traktuje się jako żart, ciekawostkę? Dlaczego kaszubszczyzna nie może osiągnąć takiego pułapu w kulturowym mainstreamie?
Nie wiem, czy potrafię odpowiedzieć na to pytanie… Być może cały sęk w tym, że ludzie, którzy mogliby ze swoją regionalnością wyjść gdzieś dalej, nie do końca sami są przekonani do wartości tego co mają u siebie. Choć to wciąż chyba nie jest odpowiedź na pytanie, dlaczego Górale są tak dumni ze swojej kultury, że im się to udaje, a u nas bywa z tym czasami ciężej…
Kaszubi też są dumni, ale odnoszę wrażenie, że bardziej we własnym gronie, tymczasem Górale wychodzą „na zewnątrz”.
Ale to się zmienia. Ostatnie lata są, wydaje mi się, przełomowe. Młodzi ludzie biorą sprawy w swoje ręce.
Tacy jak ty?
Staram się. Ale myślę też o mediach – radio, telewizja, media internetowe. Jest szansa na umocnienie regionalnego ducha. Może mamy w tym małe zaległości, ale wierzę, że szybko je nadrobimy.
A czy na swojej drodze artystycznej spotykasz się ze stereotypami dotyczącymi Kaszubów?
Nie spotkałem się nigdy z jakimś bardzo złośliwym czy krzywdzącym myśleniem. Ale stereotypy są. Wiele z nich dotyczy języka kaszubskiego. Ludzie nie są świadomi, jak bardzo specyficzny jest to twór. Myślą, że jest to trochę zniekształcony polski, taki trochę niemiecki. A kiedy ja staram się im coś powiedzieć lub zaśpiewać po kaszubsku, to nagle robią wielkie oczy i stwierdzają, że jest to coś bardzo ciekawego. Inne stereotypy dotyczą samych Kaszubów. Panuje takie przeświadczenie, że są oni bardzo konserwatywni, trudni w kontakcie… Spotkałem się z takimi opiniami, choć były to raczej pojedyncze głosy. Generalnie rzecz biorąc nigdy nie miałem nieprzyjemności w związku z tym, że jestem Kaszubą (śmiech).
Paweł Ruszkowski zapowiada, że jeśli chodzi o projekt „Kamiszczi” (w języku kaszubskim), to nagrania studyjne – być może, uda się zrealizować jeszcze tego lata. Wcześniej mają być dostępne w internecie nagrania studyjne z koncertu, który odbył się w Radiu Gdańsk.
Jeśli natomiast chodzi o płytę ARS POETICA, jest ona do kupienia na stronie: sklep.strefapiosenki.pl
Poniżej Paweł Ruszkowski śpiewa „Zielono mi” – słowa Agnieszka Osiecka, muzyka Jan Ptaszyn Wróblewski. („kaszubsko” robi się od 3 minuty i 30 sekundy nagrania).