Słychać je już na parkingu. Wrzawa niesie się po okolicznych łąkach. Krzyczą jeden przez drugiego, są pobudzone. A wszystko dlatego, że Paulina i Zuza płuczą miski, za chwilę będą nakładać karmę. Dla kogoś, kto po raz pierwszy ogląda pobudzone psy zaprzęgowe, może się wydawać, że zaraz rzucą się sobie do gardeł, że tylko linki, do których są przywiązane, powstrzymują je od totalnej awantury.
Nic bardziej mylnego.
Po chwili zapada cisza. Każdy z nich konsumuje łapczywie z nosem w swojej misce.
Trzy razy dziennie po trzy spacery
Jest więc krótka chwila spokoju, można porozmawiać z dwoma dziewczynami, które przyjechały do Przywidza z Poznania. Brały udział w zawodach Pucharu Polski w wyścigach psich zaprzęgów. Ich ekipa nazywa się Shasta Racing Team.
Psów jest dziewięć, z czego cztery pożyczone z gospodarstwa agroturystycznego. A pozostałych pięć?
Paulina: – Mieszkam z nimi w bloku.
Zdziwienie i niedowierzanie: z pięcioma dużymi psami?
Zuza: – Bo to nie jest kwestia ile jest psów, tylko jak są wybiegane.
Psy są szczególne: husky, greyster i mieszanki wyżłów. Takim psiakom nie wystarczy spacerek na siusiu.
Paulina:
– Każdy spacer odbywa się na trzy raty.
Trzy razy dziennie po trzy spacery. Dziewięć spacerów każdego dnia?
– Ranny i popołudniowy spacer to krótka przechadzka wokół budynku żeby się psy załatwiły. Raz dziennie spacer poświęcamy na wybieganie się. To jest trening albo wyjazd na wybieg, gdzie jest zagrodzony teren.
Taki trening to na przykład jazda na rowerze albo na hulajnodze – pies ciągnie, człowiek stara się nad nim nadążyć i specjalnie go nie spowalniać. Żeby tak mogło się dziać, człowiek potrzebuje własnych treningów, kondycyjnych, siłowych.
Ten sport jest bardzo wymagający. Dziewczyny nie potrafią odpowiedzieć, ile czasu dziennie poświęcają psom i własnym treningom.
– Ile się da. – Dodają, że normalnie pracują zawodowo i się uczą.
Teraz, kiedy rozmawiamy, psy już najedzone, uspokoiły się i są cicho. Ale przed chwilą tu był jeden wielki psi sejmik. Jak w tych warunkach mieszka się w bloku?
– Staramy się żeby w domu nie było hałasu, żeby ekscytowały się, szczekały dopiero po wyjściu na zewnątrz, gdy ładujemy je do samochodu.
Ale jest to trudne. Wystarczy, że widzą jak dziewczyny ubierają stroje na rower, niezależnie, czy jadą z nimi, czy same. Wtedy już się zaczyna szczekanie, psi hałas.
Zuza: – Sąsiedzi… no właśnie. Przy trzech psach mieliśmy problem z sąsiadami, ale potem sąsiadki przyszły na kawę, dowiedziały się, czym się zajmujemy, i problem znikł. Myślały, że jakąś hodowlę psów mamy i Bóg wie co robimy. Dzisiaj dopingują nam, i jak wracamy z zawodów, to zawsze pytają, jak było. Można się dogadać, tylko trzeba ludziom wytłumaczyć, o co w tym chodzi…
Nie da się nie wkręcić
W Zielonej Bramie w Przywidzu zawody się już skończyły. Trwały od wczoraj. Troje zawodników posila się zupą w drewnianym budynku organizatora. Opowiadają od czego się wszystko zaczęło.
Agata:
– Kiedyś rodzice kupili mi alaskana malamuta i przyszedł mi do głowy pomysł żeby wystartować z nim na rowerze. Jak zobaczyłam Igora, który jechał na wózku z czterema szalonymi psami, to wiedziałam, że nic innego nie chcę robić. W domu chwyciłam za telefon i umówiłam się na pierwszy trening. I tak już uprawiam ten sport od siedmiu lat.
Magda:
– Ja z kolei lubię dyscypliny mega-ekstremalne, biegi ekstremalne i takie rzeczy trenuję… A jeśli chodzi o canicross (bieganie z psem – red.), to wszystko zaczęło się 10 lat temu. W jakiejś gazecie na temat psów zobaczyłam artykuł o bieganiu z psem. Wtedy interesowałam się psami, myślałam nawet o założeniu o hodowli. Miałam wtedy setera irlandzkiego i parę razy się przebiegłam… W zeszłym roku poznałam Igora, okazało się że mieszkamy blisko siebie, i w ramach moich treningów biegowych od czasu do czasu wpadałam do niego i brałam ze sobą pieski. Tak dla fanu bardziej. I teraz zaproponował mi start w zawodach, no i wystartowałam.
Wtrąca Agnata:
– W ten sport nie da się nie wkręcić, jak się przyjdzie na jeden trening, to ciężko nie przyjść na następne. Naprawdę.
Trzecim zawodnikiem jest Maciek:
– Siedem lat temu mój kolega poszedł do Igora bo chciał schudnąć. Pomyślałem że pójdę z nim – Maciek się śmieje, zdając sobie sprawę, że brzmi to trochę niepoważnie. – Nie, Igor nie jest specjalistą od odchudzania, jest fachowcem od sportów zaprzęgowych, ale kolega akurat miał taki pomysł na schudnięcie… Kolega wkrótce zrezygnował z tego swojego odchudzania, ja zostałem, potem też miałem przerwę, ostatnio wróciłem do treningów. Bo jak ktoś już raz zacznie się w to bawić, to łatwo o tym nie zapomni.
We wszystkich relacjach tych młodych ludzi przewija się jedno imię: Igor, Igor, Igor…
Agata:
– Fajne jest to, że Igor zaraża pasją. Nie jest tak, że się przychodzi na trening, a on w tym czasie robi swój trening, i się izoluje od ludzi… Nie! Jest tak, że jeśli chcesz spróbować – proszę bardzo – masz tu psa, i próbuj. Dopiero jeśli załapiesz bakcyla, kupuj sobie własnego psa i baw się dalej. Jest to bardzo odpowiedzialne. Dzięki temu nie dochodzi do sytuacji, w których ludzie najpierw kupują sobie psa, z którym trzeba pracować, a potem stwierdzają że to nie dla nich. Igor zawsze mówi, że decyzja o pierwszym psie musi być odpowiedzialna. Dlatego najpierw są pierwsze treningi, a nawet start w zawodach z jego psem, dopiero później zachęta: teraz ty możesz robić to samo ze swoim psem.
Psa do garażu nie odstawisz
Czas na wyjaśnienie: kim jest Igor? Igor Tracz jest mistrzem świata w Wyścigach Psich Zaprzęgów. Tu w Przywidzu szefuje ekipie Dolina Noteci Racing Team, w barwach której występują Agata, Magda i Maciej. Mieszka i trenuje w okolicach Postołowa. Igor jest niekwestionowanym autorytetem, kimś w rodzaju guru dla młodych ludzi, którzy opowiadają teraz o „psim” sporcie:
Agata: – Różnica między nami, a kolarzami jest taka, że kolarz może po treningu odstawić rower do garażu, i ma spokój. Psa nie da się odstawić do garażu. Pies chce biegać i wyciąga na dwór, nieważne że pada, mróz, upał, innej opcji nie ma. Tak, to jest coś więcej niż sport. To styl życia. W pierwszej kolejności jest pies. Dopiero później my.
Są trzy „psie” dyscypliny, w których w Przywidzu ścigali się zawodnicy: psie zaprzęgi ciągnące wózki, psy towarzyszące ludziom na górskich rowerach i psy towarzyszące biegaczom.
Agata startowała na rowerze, Magda i Maciej biegali z psem.
Agata:
– Bez psa to ja na rowerze nieszczególnie lubię jeździć. Tak, startowałam wczoraj, ale mój pies jest bardzo rozpieszczony… Motywacja u niego kuleje. Po pierwszym kółku stwierdził, że nie, że jemu się nie chce. I musiałam przerwać. Bo jeśli pies decyduje że nie, to koniec biegania.
Wszyscy są zgodni co do jednego: nie ma sensu zmuszać psa. Ale jeśli chodzi o rasy, które startują w wyścigach, to zazwyczaj nie trzeba ich namawiać. To one zmuszają ludzi do biegania. Ten sport różni się od kolarstwa jeszcze tym, że pies pomaga człowiekowi. Laikowi mogłoby się wydawać, że zwierzak będzie przeszkadzał, że będzie się plątał… Nic podobnego. Te psy są wyszkolone, wytrenowane.
Agata:
– To one wybierają drogę, którą jedziemy, to one ścinają zakręty, wybierają najlepszą dla nas trasę i my musimy zrobić tak, żeby jak najmniej im utrudniać robotę. To my musimy dostosować się do psa, a nie on do nas. Możemy mówić „prawo” albo „lewo”, ale dokładny tor jazdy ustala pies.
Podobno profesjonalni, najlepsi na świecie kolarze próbowali przejechać tą samą trasę, którą wcześniej pokonali kolarze z psami. I nie byli w stanie przejechać jej szybciej.
Agata:
– Pies naprawdę daje bardzo dużo, to jest siła, szczególnie kiedy wychodzimy z zakrętów, bez psa musielibyśmy się rozpędzać, a pies wyciąga nas z tych zakrętów i dzięki temu cały czas jest duża prędkość. Tak samo pod górę. Tu różnica jest bardzo wyraźna. Pod tą samą górę podjeżdżam bez psa w dziesięć minut, z psem – w dwie minuty.
Maciej:
– Możesz mi wierzyć, to jest naprawdę szalona prędkość dla biegacza, zwłaszcza po mokrej trasie, tak jak dzisiaj. Pies ciągnie, trzeba naprawdę mocno przebierać nogami, żeby za nim nadążyć.
Magda:
– W bieganiu z psem chodzi o to, żeby w miarę możliwości go nie hamować, chociaż są momenty, że się nie da go nie hamować, na przykład zbiegając z górki. Pies zawsze będzie szybszy od nas, i ciągnie, i są momenty, że tracimy równowagę… A jeśli jest nierówno, bardzo łatwo skręcić kostkę, chociaż skręcenie to jeszcze nic… Można sobie zrobić krzywdę, naprawdę. No i ta współpraca z psem… Jak pierwszy raz biegłam to byłam mega-zdziwiona, że one reagują na komendy: „prawo”, „lewo” i że on od razu wie, gdzie ma biec…
Agata:
– Tak, to są sporty bardzo kontuzyjne, czy się jeździ na rowerze, czy biega, stłuczenia to praktycznie na każdym treningu, a zdarzają się połamane kości. U człowieka, oczywiście. Kontuzja u psa też może się zdarzyć, ale na każdym treningu i na każdych zawodach bardziej dbamy o bezpieczeństwo psa niż nasze własne.
Nim się człowiek obejrzy… ma 13 psów
Rozmowa dobiega końca. Jest jasne, że żeby mieć pełen obraz tego, czym jest ten sport, trzeba porozmawiać z najważniejszą osobą na dzisiejszej imprezie – Igorem Traczem.
Jest zajęty, stoi z mikrofonem i zagrzewa do walki kolarzy, którzy po narciarskim stoku w Przywidzu ścigają się na rowerach, dodajmy – teraz już bez psów.
Mimo to Igor, w przerwach między wykrzykiwaniem różnych śmiesznych komentarzy przez mikrofon, chętnie opowiada kilka słów o sobie i sporcie, jaki uprawia.
– Czy ja jestem guru? Po prostu staram się najlepiej robić to, co robię. Na razie mi wychodzi dość dobrze. Oby jak najdłużej.
Mówi, że wyjątkowe w tym sporcie jest jeszcze to, że ci, którzy go uprawiają, są zarówno trenerami, jak i zawodnikami.
– Musimy mieć bardzo dobrą nić porozumienia z psem. Jesteśmy więc sportowcami, którzy muszą dać z siebie wszystko, i musimy wytrenować psa, który nam pomaga, bo przede wszystkim to pies pomaga człowiekowi, nie odwrotnie.
Igor, rzecz jasna, o psach zaprzęgowych wie wszystko, i swoją wiedzą chętnie się dzieli.
– Psy sportowe są trzy razy bardziej wydolne od ludzi, mam na myśli olimpijczyków, najlepszych sportowców na świecie. Nie ma w ogóle porównania, pies jest znacznie szybszy, bardziej wydolny od człowieka. Oczywiście – jeśli ktoś zabiera psa sprzed telewizora i ma tylko ochotę się pobawić, to pewnie czasami człowiek będzie sprawniejszy od tego psiaka, ale jeśli chodzi o psy, które są wytrenowane, to sprawa ma się zupełnie inaczej. W tym sporcie my tylko ukierunkowujemy ich energię i żywiołowość.
Mówi też o tym, co ważne jest w tym sporcie.
– Trzeba kochać zwierzęta i trzeba być upartym, bo to nie jest sport, w którym przychodzi wszystko od razu. Trzeba być szefem w stadzie, nie można sobie pozwolić żeby psy nam na głowę weszły. Trzeba umieć wykorzystać chęć pracy psów i chęć współpracy z człowiekiem, i ich takie „ADHD”, one są niesamowicie pobudzone i uwielbiają pracować, kochają biegać.
A potem…
– Najpierw ma się jednego psa, a potem już trzy… A parę lat później człowiek nagle się orientuje, że nie mieszka już w mieście, tylko na wsi… Tak to jest – mówi mistrz świata w wyścigach psich zaprzęgów i dodaje: – Był jeden pies – mieszkałem w bloku, były dwa psy – mieszkałem w bloku, były trzy psy…. ciasno. Później już mieszkałem na wsi. Już od 10 lat mieszkam na wsi i mam teraz 13 psów.
***
Igor Tracz serdecznie wszystkich zaprasza na treningi.
– To jest tak mało znany i mało popularny sport w naszym kraju, że z każdych odwiedzin będę się cieszył. Niech ktoś chociaż zobaczy, a jeśli będzie chciał spróbować – też nie ma problemu.
Bliższe informacje o drużynie Dolina Noteci Racing Team znajdziesz TUTAJ
Bliższe informacje o drużynie Shasta Racing Team znajdziesz TUTAJ
Zwycięzcy zawodów Pucharu Polski w wyścigach psich zaprzęgów w Przywidzu w dniach 16-17 kwietnia:
W kategorii D z dwoma psami wygrał:
Sobecki Bartłomiej KSPZ Alaska
W kategorii C z czterema psami wygrał:
Pietrusiak Patryk Wataha Północy
W kategorii B z sześcioma psami wygrał:
Wojtasiak Grzegorz Wataha Północy
Premie górskie, 850 metrów po stoku narciarskim
W kategorii psi zaprzęg wygrał:
Wojtasiak Grzegorz 1:43 Watacha Północy
W kategorii bikejoring wygrał:
Olgierd Tracz 1:19 Dolina Noteci Racing Team
W kategorii canicross wygrał:
Maciej Lis 2:24 Dolina Noteci Racing Team