[Maj 2015]
Widać go z powiatówki między Przywidzem a Egiertowem. Wygląda bardzo niepozornie, ot taka zwyczajna kępa drzew na polu. W Roztoce trzeba zjechać z asfaltu, szutrem ze sto metrów, w lewo i zaparkować na łące.
Popegieerowską łąkę tutejszy gospodarz zakupił przed laty, dziś pieczołowicie uprawia na niej zboże. Ale środek omija. Po środku leżą Niemcy. Tak się tu mówi, choć w rzeczywistości są wśród nich Polacy i Kaszubi, mieszańcy. Wolff i Marczinke, Bednareck i Holz. Ot, normalnie, jak to zwykle bywa, jeśli ludzie ze sobą żyją i umierają przez kilkaset lat – wtedy żyjący budują cmentarze swoim umarłym.
Jeśli jednak „swoich żyjących” zabraknie, to umarli pozostają sami i bezbronni. Bo ci, którzy przyjdą na ich miejsce, „swoi” już nie bedą.
***
Wojna nigdy się nie kończy, ona ciągle jest w nas – słyszę przy okazji promocji najnowszej książki Magdaleny Grzebałkowskiej („1945. Wojna i pokój”). Wtedy na myśl przychodzą mi cmentarze, które odkryłem przed rokiem na Kaszubach.
***
Gustaw Kowitz z Klonowa Dolnego potrzebował żelaza do swojej kuźni. Musiał być uparty, bo wszyscy mu mówili, żeby nie jechał. On się Ruskich bać nie będzie. W Pomlewie spotkał Pawła Hellwiga, który miał tu restaurację. Wracał z Gdańska, gdzie zawiózł żonę i dzieci, mniemając że tam będą bezpieczne. Pewnie rozmawiali o ciężkich czasach, które miały nadejść, kiedy pojawili się Rosjanie. Dwa strzały, dwa trupy.
Ida w tym czasie wskakiwała do studni. Myślała że przeżyje, czy też strach przed Rosjanami był silniejszy? Myliła się, nie przeżyła, utonęła. Anna Fenske uciekła. Myślała, że tu, w Klonowie będzie bezpieczna. Była w wysokiej ciązy. Kiedy Rosjanie przetrząsali jej dom, rabowali i gwałcili, ona sama u Gurskich w chlewni rodziła bliźniaki.
W 1945 roku na tutejszych cmentarzach odbywał się pogrzeb za pogrzebem.
Kowitz, Hellwig, Fenske i wielu innych, wszyscy zostali tutaj pochowani. Normalnie, jak ich dziadowie i pradziadowie. A potem – po paru miesiącach, nastąpił koniec świata. Stało się tak, żeby inny świat mógł nadejść, nadjechać w kolejowych transportach ze wschodu.
To, co zostało po tamtym, to już tylko groby. A w zasadzie ich resztki.
***
Cmentarz w Roztoce. Wystarczy przekroczyć linię czasu, przejść przez to, co pozostało z bramy, między dwoma ceglanymi słupami, żeby poczuć, niemal fizycznie, obecność upokorzonych. W niemieckim, ewangelickim lesie widać, jak żywe bierze górę nad umarłym. Mech, krzewy i kilkudziesięcioletnie drzewa rozpychają się między betonowymi płytami, pokrywają zielonym żywiołem to, co odeszło i zdaje się być już nikomu niepotrzebne.
Takich cmentarzy, zaznaczonych na mapie maleńkimi pojedynczymi krzyżykami, jest tu mnóstwo: Roztoka, Czarna Huta, Połęczyno, Majdany, Kamela, Klonowo Dolne, i wiele innych miejscowości.

***
Ostatnio ktoś na wiejskich cmenatrzach zniszczył kilka nagrobków – potłukł płyty nagrobne. Była afera. Pisała prasa, mówili w telewizji. Teraz jakiś ksiądz zaznaczył sprayem zaniedbane nagrobki chcąc w ten sposób przywołać do porządku rodziny zmarłych, żeby zrobiły porządki. Cóż za kontrowersyjne metody! To jest bezczeszczenie pamięci o zmarłych! Sprawę tłukli w TVN-ie cały dzień.
W jednym i drugim przypadku to były, rzecz jasna, „polskie” cmentarze.
A w Połęczynie dwa cmentarze oddziela płot. Po jednej jego stronie – zadbane groby, nowsze i starsze nagrobki, krzyże, znicze, kwiaty. Po drugiej, „niemieckiej” stronie – chwasty, gruz i zarośla. Te same krzyże, tylko że upokorzone. Niezmiennie, od 1945 roku – upokorzone.
„Wojna nie kończy się nigdy.”
A w Klonowie Górnym zamiast grobów – jamy. Wykopane dziury. Ktoś tu czegoś szukał. Kosztowności? Metalu na złom?
Miejscowi mówią, że z roku na rok jest coraz mniej krzyży, coraz mniej tabliczek, wszystko, co metalowe, ginie bezpowrotnie. Rzeczywiście, na cmentarzu w Klonowie, Majdanach pojedyncze zachowane metalowe krzyże. Nie wiadomo już nawet, kto gdzie jest pochowany. Nie ma żadnych dokumentów, wszystko poginęło w 1945 roku. Zostały tylko fragmenty nagrobków, potłuczone kawałki betonu. Albo wykopane w leśnej ściółce dziury w ziemi. Kości walają się po krzakach? Trudno stwierdzić, wszędzie zarośla, gruba warstwa gnijących liści.
***
Pytałem proboszcza, gminnych urzędników. Wszyscy uważają, że to nie ich problem. Bo to nie teren Kościoła, bo to nie groby katolickie tylko ewangelickie, bo to nie teren gminy, bo to nie zabytek, więc nie jest chronione.
Wystarczyłoby wyciąć chwasty, postawić jakąś stabliczkę. Ale to nie należy do „zadań własnych” gminy. To nie jest sprawa Kościoła. Nic się nie da zrobić.
***
Wiejskie „poniemieckie” cmentarze odwiedziłem jesienią, po Wszystkich Świętych. W listopadowej mgle gdzieniegdzie błyskały ognie świeżych zniczy.
A jednak. Jednak ktoś tu czasem przychodzi.
PS. (1) Serdeczne podziękowania dla p. Henryka Elwarta – mieszkańca Przywidza, niestrudzonego badacza historii. Opis przeżyć mieszkających tu Niemców pochodzi z niepublikowanych wspomnień Wandy Meurer, które pan Henryk przetłumaczył na język polski.
PS. (2) Jeden cmentarz – w Kameli, znalazł opiekuna. Jest nim pan Roman Rybakowski. Wysprzątał teren nekropolii, postawił krzyż z napisem: „Ojczyzna to ziemia i groby. Narody, tracąc pamięć, tracą życie”.