Warszawiak na Monciaku [FELIETON]

Warszawiak na Monciaku [FELIETON]

Pyta o lokalizację mola, bo tylko to zna, o tym wie, bo tylko to go interesuje, bo tylko to widział na obrazku

Wychowałem się w Sopocie. Pierwszy mój kosmos – mieszkanie, piwnica, strych, podwórko, niewielki ogród. Mieszkałem w kamienicy, w której najpierw wszystko było poniemieckie, obce i pociągające zarazem, ale nie swojskie, nie nasze, nie „polskie”. Potem patrzyłem za dzieciaka na miasto zapyziałe, głęboko osadzone w latach osiemdziesiątych, wspominające świetność „tamtych” festiwali z Marylą Rodowicz i Heleną Vondráčkową , cierpiące z powodu pozamykanych plaż.  W 1989 roku rzucili do sklepów coca-colę w szklanych litrowych butelkach, a ja szedłem do ogólniaka. Z roku na rok miasto nabierało tak zwanego prestiżu. Teraz byliśmy „my” – miejscowi i „oni”, czyli przyjezdni. Sporo alkoholu, trawy, ogniska na plaży. Monciak zwany „streetem”  na czas wakacji uprzejmie udostępnialiśmy turystom. Było fajnie, ale nieopatrznie traciliśmy to miasto, które dotychczas było nasze, choć konsekwentnie przestawało nim być.

Miałem lat trzydzieści, kiedy na dobre wyprowadziłem się z Sopotu.

Podobnie uczyniła zdecydowana większość moich kumpli, sprzedawszy za ciężki pieniądz odziedziczone po rodzicach nieruchomości. Ale często wracam do tego dziwnego, zrewitalizowanego i wycyckanego Sopotu, i już nikogo znajomego nie spotykam na ulicy. Ostatnio przypadkowo znalazłem się nad stawem, który zawsze rozpalał naszą wyobraźnię – był zarośnięty, dziki, z wyspą pośrodku, na którą próbowaliśmy się dostać budując jakieś bieda-tratwy. Pamiętam, jak wyławiali stamtąd napuchniętego topielca. Dzisiaj staw był nieznośnie zadbany, boleśnie zagospodarowany, z siłownią na świeżym powietrzu i zakazem wprowadzania piesków, żeby nie nasrały na ogrodzony teren placu zabaw. A na środku, koło wyspy, stała – absurdalnie i spektakularnie, na pół oswojona czapla, jakby stanowiła dekorację, gotowa do pozowania do zdjęć na fejsa. Symbol nowego Sopotu, jakby poczciwa mewa śmieszka była już zbyt pospolita.

Zwarszawił się Sopot, jest podobno najszybciej wyludniającym się miastem na Pomorzu, choć nieruchomości schodzą tu jak ciepłe bułki, nie wspominając o cenach za metr kwadratowy. Wokół Monciaka poza sezonem mieszkania stoją puste, choć tłum na ulicy gęstnieje. A ja chyba wyglądam na miejscowego, bo raz po raz ktoś pyta mnie o drogę.

Patrzę na tę całą hałastrę i jej nie lubię. Osobiście nie mam nic do tego czy innego przechodnia, turysty, jak zwał, tak zwał. Nie lubię ich wszystkich w kupie, w masie. Głównie dlatego, że przyjeżdżają nie po to żeby się mojego miasta nauczyć, tylko po to żeby je wykorzystać i zaraz potem porzucić na długie tygodnie.

Bo miejsc trzeba się uczyć. Kiedy przed kilku laty wylądowałem na Kaszubach, uderzający był dystans, uprzejmy, ale dystans, z jakim witali mnie miejscowi. Dzisiaj ich rozumiem. Mogli się czuć dokładnie tak samo, jak ja, stojąc na Monciaku. Ot, jeziora mu się spodobały, to przyjechał „z Polski”.

Jestem Polakiem, z krwi, kości i mentalności. Więc  jak przed kilku laty usłyszałem, że ktoś uważa, że jest Kaszubą, nie-Polakiem, to się we mnie gotowało. Nie rozumiałem. Ta lekcja wtedy była jeszcze do odrobienia. Dziś nie robi to na mnie większego wrażenia. Po prostu tak jest, że część Kaszubów nie czuje się Polakami. Nie ma żadnego, najmniejszego znaczenia, czy mi się to podoba czy nie, nikogo to nie interesuje i nie ma sensu tego faktu w żaden sposób oceniać. Tak jest, i już.

Piszę o tym, bo temat stanie się niebawem gorący.

Trwa Narodowy Spis Powszechny. Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie zachęca do podawania podwójnej, polskiej i kaszubskiej (kaszubskiej i polskiej) narodowości. Świetnie, ja też  – jako Polak, zachęcam żeby deklarować tożsamość podwójną. Ale wiem, że na Kaszubach jest wielu takich, co zadeklarują jedyną, kaszubską narodowość. Znam ich, lubię i szanuję. Są spoko.

Potrafię to dzisiaj przyznać, bo tę lekcję już odrobiłem, i nie była ona łatwa. Ale trzeba było to zrobić, żeby nie być jak ten warszawiak na Monciaku, który pyta mnie o lokalizację mola, bo tylko to zna, o tym wie, bo tylko to go interesuje, bo tylko to widział na obrazku.

Tekst został opublikowany w miesięczniku Pomerania w kwietniu 2021 roku.