"Zamieszkałam na Kaszubach" - Mila z Bułgarii. 1

Cykl: „Zamieszkałam na Kaszubach” – Mila z Bułgarii

Na początku było ciężko. Pomogły mi miejscowe rodziny

Na początku było ciężko. Pomogły mi miejscowe rodziny

Mila Kozerska pochodzi z Bułgarii. Zamieszkała na Kaszubach wiele lat temu. Trudne początki, Tadzio, Józek, ich żony, kaczka na słodko i rozwiązywanie konfliktów.

Ten dom różni się od innych w Baninie. Jest otoczony sosnami, tujami i zielenią. To azyl, czuć komfort odosobnienia i ciszy. To rzadkość w zabudowie wsi, która coraz bardziej przypomina przedmieście.

W drzwiach wejściowych stoi Mila, otulona w ciepły i kolorowy sweter, tuż pod jej nogami biega mały, biszkoptowy szczeniaczek, golden retriever. Przy drzwiach wejściowych wiszą dzwonki wietrzne, a z korytarza widać już mnóstwo książek. Mila prowadzi do gabinetu, stawia na stole ciepłą, zieloną herbatę.

Gospodyni pochodzi z Bułgarii, a dokładnie z Warny, zabytkowego centrum turystycznego.

Jak trafiłaś do Polski?

Mieszkałam blisko Muzeum Władysława Warneńczyka i często widziałam polskich turystów. Jednak przyjechałam do Polski, ponieważ mój tata był kapitanem statku, pływał i był tutaj akurat w stoczni gdańskiej „na remoncie”. Bardzo spodobał mi się Gdańsk. Tu poznałam swoją miłość. Przez rok było burzliwie, aż przekonałam się, że to jest to, i tak tutaj zostałam. Jednak początki były dla mnie trudne.

Co masz na myśli?

Dostałam bardzo duże wsparcie od ludzi. Polacy mają sentyment do Bułgarów. Większość kojarzy Bułgarię z papryką, pomidorami, słonecznym brzegiem i Złotymi Piaskami. Mieszkałam na gdańskim Przymorzu. Często morsowałam, i wówczas poznałam wspaniałych ludzi. Na początku dogadywałam się po rosyjsku, ludzie mówili na mnie „jaskółka”. Jednak nasze mieszkanie było za małe, więc przenieśliśmy się do Banina. W tamtych czasach Banino wyglądało inaczej niż dziś. Było tu mnóstwo otwartej przestrzeni. Zakochaliśmy się w tym miejscu. Ale nie było mi łatwo. Nie znałam języka, dookoła puste pola…  W bardzo trudnym dla mnie momencie pomogła mi tutejsza, kaszubska rodzina państwa Richertów, dwaj bracia Tadzio i Józek, i całe ich liczne rodziny…  Moja pierwsza córka uwielbiała do nich chodzić i bawić się z ich dziećmi, a ja nauczyłam się u nich pić kawę „sypaną”.

To było dla ciebie coś nowego?

Tak, po przyjeździe do Polski szukałam miejsca, w którym można byłoby napić się kawy espresso. W Bułgarii była ona ogólnie dostępna i w niskiej cenie, natomiast w Polsce bardzo droga i w nielicznych miejscach.

Wracając zaś do twoich trudnych, jak mówisz, początków na Kaszubach…

Cieszyłam się, że spędzam czas z ludźmi. Cały czas zwracałam uwagę na pewne różnice w obyczajach. Na przykład w Bułgarii nie mamy zwyczaju do ogrodzenia posesji, jest dom, wokół uprawia się pola, jest ogródek kwiatowy, ganek, miejsce do posiedzenia pod winogronami, które również przywiozłam do mojego polskiego domu. Przywiozłam jeszcze róże, lawendę. Dzięki Jadzi i Uli, żonom Tadzia i Józka, zachowałam równowagę psychiczną. Chodziliśmy zbierać z nimi ziemniaki, karmiliśmy świnki. Poznałam wiele nowych potraw. Naprawdę jestem wdzięczna tym ludziom.

Co sądzisz o sytuacji kobiet na Kaszubach? Czy są zbliżone temperamentem i stylem życia do Bułgarek?

Kiedy przyjechałam na Kaszuby w rodzinnych domach mieszkało wiele osób, wielodzietne rodziny, a obok hodowano zwierzęta, co wiązało się z obowiązkami. Ale kobiety były zawsze pięknie ubrane, miały siateczki na włosach. Dbały o ognisko domowe.  W tygodniu były zapracowane, a w niedzielę rozkwitały. Tutaj poznałam rodziny, które miały po sześcioro, siedmioro dzieci. W Bułgarii nie ma wielodzietnych rodzin, maksymalnie troje dzieci, ale rzadko. Podziwiam te kobiety, mimo dzielących nas różnic kulturowych, religijnych. Chociaż nie podoba mi się, że Kościół wchodzi tak bardzo w życie ludzi.

Feminizm po bułgarsku różni się od tego na Kaszubach i w Polsce?

Są pewne różnice, na przykład jeśli chodzi o pracę. Moje wszystkie koleżanki z Bułgarii pracują zawodowo, chociaż jeśli mają malutkie dzieci to poświęcają im czas i pozostają w domu. Natomiast Polki bardzo często pozostawiają malutkie dzieci z nianią albo w żłobku. Myślę, że to ma związek z presją do kariery. Myślę, że czasem trzeba pozwolić mężczyznom być męskimi, ale jednocześnie uważam, że każda kobieta powinna mieć pracę, nie być uzależnioną od mężczyzny. Trzeba w tym wszystkim znaleźć swoją drogą i równowagę.

Jesteś właścicielką „Mila Studio” gdzie prowadzisz zajęcia pilates, body art, masaże. Skończyłaś studia związane z zarządzaniem szpitalem. Uwielbiasz sport.

Po studiach nigdy w zawodzie nie pracowałam. Sport zawsze towarzyszył mi w życiu. Przez jedenaście lat uczęszczałam na zajęcia baletu, uprawiałam sztuki walki, pracowałam jako przewodnik wysokogórski. Przyjeżdżając do Polski byłam bardzo zdziwiona, że jest tak mało fitness clubów. Musiałam szukać miejsc, gdzie mogłabym poćwiczyć i wtedy rozpoczęła się moja przygoda z morsowaniem. Cały czas byłam bardzo aktywna, po urodzeniu dziecka bardzo dużo się szkoliłam i w końcu postanowiłam otworzyć „Studio Mila Pilates”.

A teraz jesteś zafascynowana aromaterapią.

Mam piękny malowany domek w Bułgarii po babci, położony w dolinie, gdzie kiedyś hodowało się róże, lawendę, miętę. Aromaterapia to powrót do dzieciństwa, ale nie tylko. Znam również jej pozytywną moc. Wciąż się tego uczę, w trzech językach… Tak, jak i ziołolecznictwa. Mam dużo książek na ten temat po dziadkach.

Masz ulubione miejsce na Kaszubach?

Mam je przed oczami. To okolice jeziora Białego [koło Sitnej Góry – przyp. red.] . Jeździłam tam rowerem, poznałam dzięki temu dużo ludzi. W tych okolicach są piękne trasy rowerowe.

W 2018 roku zdecydowałaś się kandydować w wyborach samorządowych na radną. Poczułaś, że poznałaś już Kaszubów na tyle, żeby ich reprezentować?

Zaproszono mnie do współpracy… Tak, znam tę społeczność, wiem, jakie są potrzeby, współpracowałam z gronem interesujących ludzi. Zauważyłam, że czasem dochodzi do konfliktów pomiędzy społecznością rdzenną a napływową.

Skąd się biorą?

Społeczność napływowa jest czasem zbyt roszczeniowa.

Chciałabyś być mediatorem w takich sytuacjach?

Tak.  Chciałabym pomóc się porozumieć. Powinniśmy szanować to, co dostaliśmy jako kaszubskie dziedzictwo.

Również kulinarne? Masz swoje ulubione kaszubskie i polskie dania?

Oczywiście! Klasyczna kaczka na słodko. Nigdy wcześniej takiej potrawy nie jadłam. Tak się rozkochałam w tej kaczce, że na święta teraz do mnie przychodzą goście na kaczkę. I jeszcze śledzie w śmietanie z ziemniakami… I polskie zupy!