Prezentujemy publikację cyklu reportaży – relacji z wydarzeń, które miały miejsce na Pomorzu i Kaszubach wiosną 1945 roku.
Wkraczający żołnierze Armii Czerwonej nierzadko traktowali Pomorze jak teren etnicznie niemiecki. Przypomnijmy, że w 1939 roku ziemie te zostały włączone do III Rzeszy. Sowieci wprowadzali terror. Dokonywali masowych, zbiorowych gwałtów na miejscowych kobietach.
Okazuje się, że te wydarzenia, utożsamiane najczęściej z traktowaniem przez sowietów ludności niemieckiej, są zbiorowym doświadczeniem również ludności polskiej – mieszkańców Pomorza.
Ostatni świadkowie tamtych wydarzeń co prawda wspominają o tym, co widzieli (wstrząsające relacje), jednak uderzająca jest zmowa milczenia na ten temat, który – do dzisiaj, szczególnie przez kobiety, jest uznawany za tabu. O tym się dotychczas nie mówiło. Jesteśmy przekonani, że na Pomorzu mamy do czynienia z pokoleniową traumą, która do dziś stanowi temat tabu.
Problem gwałtów dotyczył całych rodzin, społeczności, całego pokolenia. Trauma ta ma różne oblicza – to problem chorób wenerycznych, niechcianych ciąż, i dzieci, które się urodziły (dziś to już osoby w podeszłym wieku), masowych aborcji i – a może przede wszystkim, ran emocjonalnych, które miały swoje odbicie w funkcjonowaniu samych kobiet, ich rodzin i całych społeczności.
Nieznana jest skala tych tragicznych zdarzeń, jednak nie ulega wątpliwości, że gwałty były masowe, że doświadczyły ich tysiące Pomorzanek. Wiele z nich zostało w tamtych dniach brutalnie zamordowanych przez żołnierzy Armii Czerwonej.
W kolejnych odcinkach naszego reporterskiego cyklu publikujemy wspomnienia świadków tamtych wydarzeń, a także członków ich rodzin.
***
Część 1. Wspomnienia Benedykta Reszki
Diabły
Z oddali było słychać kanonadę. Wszyscy byli przygotowani, że Ruscy idą. Ale tak szczerze mówiąc, nikt nie mówił „Ruscy”, tylko „bolszewicy”. To słowo oznaczało samo zło. Wszyscy się bali że zostaną rozstrzelani, bolszewik to był człowiek bez wiary, honoru, kultury, to był diabeł – tak ludzie na Kaszubach go sobie wyobrażali.
Przed wkroczeniem Rosjan wszyscy ze wsi pouciekali na wybudowania. My również poszliśmy na wybudowanie, do pana Adamczyka, za wsią. Chcieliśmy, jak wszyscy, być jak najdalej być od Rosjan, sądziliśmy, że na wybudowania Rosjanie nie dojdą. To był błąd, bo doszli i z jeszcze większą swobodą sobie poczynali niż we wsi, gdzie byli oficerowie.
Wybudowanie Adamczyka to była zwyczajna wiejska chałupa, dwa pokoje, kuchnia, korytarz, przedsionek. Schroniło się tutaj ze czterdzieści albo i pięćdziesiąt osób. Ja tam byłem z matką i siostrą. Moja siostra miała tak zwaną angielska chorobę – krzywicę. Miała dwadzieścia lat, ale nie rosła – jej sylwetka była jak u dziecka.
Pierwszych Rosjan, kiedy zbliżali się do domu, zauważył Adamczyk. Zawołał: „Ruskie idą, żegnajcie się!”. Wszyscy uklękli i zaczęli głośno odmawiać pacierz. Wchodzi żołnierz z pepeszą, wysoki Azjata, Mongoł, i głośno pyta: „Germany czy Polaki?” Odpowiadamy, że Polaki.
Cofnął maszynówkę do tyłu i tak się trochę atmosfera rozluźniła. Do chałupy wszedł cały oddział, mogło być ich ze dwunastu. Wtedy ich dowódca mówi, że chcieliby pokuszać. Gospodyni od razu chciała ich ugościć, dobrze wiedziała, jak my wszyscy, co Ruskie robią, chciała ich udobruchać, żeby nam krzywdy nie robili. Szybko wzięła się za smażenie jajecznicy, nakroiła chleba. Adamczyk miał schowane pół litra wódki, jeszcze przedwojennej, wyciągnął i postawił na stole. Myśleliśmy, że wszystko będzie dobrze… Ale co to jest pół litra na dwunastu chłopa? Szybko wypili i zażądali więcej. Miał jeszcze jedną flaszkę, ostatnią, dał im. Wypili, ale to też było niewiele.
Jak się najedli, troszkę wypili, syci, zażądali kobiet.
Niezrozumiała krzywda
Siedziałem na kolanach matki pod ścianą, z jednej strony stał piec, z drugiej siedziała młoda mężatka z dzieckiem na ręku. I jeden Rusek upatrzył sobie tą kobietę. „Chodź tu!” – rozkazał. A ona nie idzie, trzyma się kurczowo mojej matki. On podchodzi, wrzeszczy, „chodź, wstawaj”, a ona nie wstaje, dalej trzyma się mojej matki, on zaczyna nas tłuc pięściami, ją, moją matkę i mnie, który siedzę na kolanach, ale ona dalej się trzyma, więc on wyciąga pistolet, strzela, spada nam na głowę tynk z sufitu, no i wtedy się zaczęło…
Młode kobiety rzucali na podłogę, one krzyczały wniebogłosy i się wyrywały, więc je mocno trzymali, rozciągali nogi, spodnie spuścili, w rękach trzymali swoje… To jest trauma… Ten krzyk kobiet, ten płacz, oni je gwałcą na zmianę… Trauma do dzisiaj. Ja mam dziesięć lat, siedzę pod ścianą, patrzę na to… Czy pan sobie to w ogóle wyobraża?
Rosjanie również wyprowadzali dziewczyny do stodoły. Pamiętam, Łucję, miała wtedy szesnaście lat, jak przyłożyli jej do pleców karabin maszynowy i wyprowadzili do stodoły. Mam przed oczami ten widok do dzisiaj, jak powoli zdejmuje skobel do drzwi stodoły, jak otwiera drzwi, wchodzą do środka. Widząc to, biegnę do mamy i wołam: „Mamo, mamo, Rusek wszedł z nią do stodoły, bo chce ją zabić.” Matka oczywiście zdawała sobie sprawę, co się dzieje. Łucja wróciła potem, cała zapłakana. Potem ukrywała się w sianie. A Ruscy przeszukiwali stodołę i siano widłami nakłuwali. I przebili jej rękę, a ona nawet nie pisnęła.
Czy wiedziałem, co oni robią tym kobietom? Domyślałem się, ale nie wiedziałem, że coś takiego mogło być… Dla mnie to było coś strasznego, przerażającego. Widziałem tą krzywdę, ale nie wiedziałem, że seks, że coś takiego istnieje. Tylko płacz, krzyk, i te… za przeproszeniem – kutasy trzymane w rękach, rozciąganie nóg, płacz kobiet to jest trauma…. Tego się nie da zapomnieć. Tych wspomnień nie mogę się wyzbyć, to pozostało w pamięci na zawsze.
Moją niepełnosprawną siostrę położyli na stole w kuchni, widziałem wszystko przez otwarte drzwi, zaczęli rozciągać nogi, ale w tym momencie jeden – widząc jej niepełnosprawność, powiedział: „nie nada jebać”, i ją zostawili.
W kurniku
W końcu udało mi się w tym zamieszaniu wydostać na zewnątrz. Cały upłakany, w lekkim sweterku i korkach (rodzaj butów- drewniaków), w śniegu, wybiegłem z tego domu. Nieopodal trwała bitwa pancerna pod Katarzynkami. Całe niebo płonęło, nad głowami przelatywały pociski. Zobaczyłem biegnącego Adamczyka, on też mnie dostrzegł. Woła do mnie: „Benek, uciekaj, bo cię zabiją”. Pobiegłem do zagajnika, ukryłem się w jałowcach. Nie wiem, jak długo tam siedziałem. To mogły być dwie, trzy godziny. Tyle czasu Rosjanie gwałcili kobiety w chałupie. Ile kobiet zgwałcili? Wszystkie młodsze, które tam były, myślę, że około dziesięciu. Nie jeden raz, tylko wielokrotnie.
W tym zagajniku płakałem, nie wiedziałem co z moją mamą, myślałem że ją Rosjanie zabili. W końcu odważyłem się podejść do chałupy, z tą myślą, czy mama żyje… Wyszedłem zza stodoły, patrzę – mama, żyje… Ruskie już poszli, w chałupie kobiety upłakane, leżą, jęczą.
Okazało się, że mojej mamy nie zgwałcili, jakoś się wyrwała, uciekła z chałupy, schowała w kurniku.
Wojenne dziewczyny
Nieopodal było drugie wybudowane – to, do którego biegł Adamczyk, żeby ostrzec ludzi, żeby ukryli kobiety. Więc ten Adamczyk tam dotarł, opowiadał ludziom, co Rosjanie robią, oni mu trochę nie dowierzali, ale znajdujące się tam dziewczyny ukryły się w bunkrze obok. Rosjanie odkryli ten bunkier i je tam znaleźli. Poprowadzili dziewczyny do domu i tam próbowali je zgwałcić. To były dziewczyny z partyzantki, z Gryfa Pomorskiego. Broniły się. Była wśród nich komendantka tego oddziału, miała na imię Maria. Tak się opierała, nie dawała się zgwałcić, że Rosjanie ją tam zastrzelili. Druga, jej siostra, rzuciła się do ucieczki, kiedy wyskakiwała przez okno, Rosjanin strzelił do niej, kula przeleciała nad środkiem głowy, zdarła skórę, i kobieta ta do końca życia nie miała włosów w tym miejscu. Ale uciekła.
Znam też relację trzynastolatki z tego drugiego wybudowania. Miała koleżankę, też w wieku trzynastu lat. Rosjanie rzucili ją na ziemię na podwórku, na kupę gnoju. Trzech ją zgwałciło na oczach matki, która krzyczała, wyrywała się, chciała bronić córki, ale ją mocno trzymali.
Po tym wszystkim kobiety potem przez dwa tygodnie się ukrywały, tyle czasu Rosjanie byli we wsi. Gwałty dalej się zdarzały, ale już sporadycznie.
To nie ja…
Po wielu latach, na jednym spotkaniu, zwyczajnym, towarzyskim, zaczęliśmy rozmawiać o tym, co działo się wtedy, w 1945 roku. To było w domu u jednej ze zgwałconych wówczas kobiet. Mówię, że Rosjanie zgwałcili… A ona do mnie: „Benku, ale Ruskie mnie nie gwałcili!”. Ja mówię: „No ale ja widziałem, jak cię w kuchni trzymali, nogi rozciągali na boki, ja to widziałem”. I zległa cisza, tylko głowę na dół spuściła. Ona nie chciała tego w sobie mieć.
Potem, w następnych latach kobiety rozmawiały o tym między sobą. Pamiętam, że z moją mamą u nas w domu spotykały się na przykład na wspólnym rwaniu pierza. Opowiadały sobie: ta była w ciąży, tamta… We wsi była dyplomowana akuszerka i miała swoje sposoby również i na to, by ciąże usuwać. Słyszałem wszystko, zapamiętałem. Dokładnie wiem, które wtedy pozbyły się ciąży.
Niektóre jednak zdecydowały się urodzić.
Wot swołocz…
Po jakimś czasie wróciliśmy z wybudowania do naszego domu, który znajduje się w samej wsi. Cały dom był splądrowany, zajęty przez Rosjan. Ale tych żołnierzy już się nie baliśmy. Te straszne rzeczy, ten cały terror, to działo się tam, na wybudowaniu, z tymi Azjatami… Ci już byli mniej agresywni, to już byli normalni ludzie.
Tak, potwierdzam, że Rosjanie też byli różni. To było półtora miesiąca później, w domu, matka robiła pranie w kuchni, nagle wchodzi Rosjanin. Mówi częściowo po rosyjsku, częściowo polsku, że jest głodny i prosi o jedzenie. Matka od razu dała mu chleb z masłem, tylko żeby spokój był, on się najadł. I zapytał: „A konia macie?”. Rosjanie w tym czasie pędzili konie, obok po sąsiedzku u jednego gospodarza trzymali ze 200 koni. Matka mu odpowiedziała: „Germany zabrali.” Tak naprawdę to Ruskie nam konie zabrali, żadne Germany, ale co miała powiedzieć… „Wot swołocz, jebut twoju mać!” – powiedział. – Ja wam przyprowadzę konia! Po piętnastu minutach Rosjanin stoi przed drzwiami z koniem.
Po tym wszystkim nigdy Rosjan nie darzyłem sympatią. Do dziś im nie ufam. Ciągle mam przed oczami to, co robili.
W najbliższych dniach na łamach Magazynu Kaszuby ukażą się kolejne wspomnienia świadków tych tragicznych wydarzeń.
***
Projekt dofinansowany ze środków Powiatu Kartuskiego.
Projekt realizowany przez Stowarzyszenie Otwarte Kaszuby.