1

Kaszubskie duchy w gminie Linia. Kto się ich boi? [FELIETON]

Watykan i gmina Linia. Widać podobieństwa

W październiku ubiegłego roku w Watykanie odbywał się Synod dla Amazonii. Zaproszeni rdzenni mieszkańcy Ameryki Południowej w Ogrodach Watykańskich, w obecności papieża Franciszka, odprawili obrzęd przed figurkami przedstawiającymi kobietę w ciąży – bóstwo Ziemi i życia.

Następnie figurki ustawiono w jednym z rzymskich kościołów.

A potem prawicowi aktywiści ukradli z kościoła „pogańskie” figurki. Pod przewodnictwem niejakiego 53-letniego Davida Fabbri z Forli, byłego członka neofaszystowskiej partii Forza Nuova, działacza „Milicji Św. Michała Archanioła” wrzucili wizerunki indiańskich bóstw do Tybru.

Włoska policja szybko odzyskała figury. Papież Franciszek publicznie przeprosił za incydent i zapowiedział, że figury wrócą do kościoła.

I wtedy w mediach na całym świecie rozpoczęła się burzliwa dyskusja. Jej echa docierają również do naszych portali i gazet. Co do zasady: prawicowe media zarzucają Franciszkowi coś w rodzaju herezji, mniej lub bardziej otwarcie ujmując się za tymi, którzy „oczyścili” kościół „z pogaństwa”. Media liberalne podkreślają otwartość Franciszka, chęć dialogu i szacunek dla rdzennej kultury i jej związków z przyrodą.

Sojusznik

Ze strony Watykanu płynie taki oto przekaz: „Chrześcijanin, który wierzy w Maryję, nie będzie twierdził, że jego wiara jest zagrożona z powodu figurki, która, jak twierdzą misjonarze, jest bardzo ważna dla tubylczych katolików w Peru – pisze ks. Mauro Leonardi. – Może się nie podobać, może nawet przeszkadzać, ale jeśli jesteśmy chrześcijanami, w naszych sercach powinno wziąć górę pragnienie komunii i otwarcia” (cyt. za Gazeta Wyborcza).

Prawicowi dziennikarze zaś uderzają w taką strunę, krytykując papieża: „W tym samym czasie, kiedy wspólnoty zielonoświątkowe i ewangelikalne rosną w siłę, katolicyzm latynoamerykański gwałtownie się kurczy. Ludzie odchodzą od Kościoła, który wciąż mówi o teologii wyzwolenia, sprawiedliwości społecznej, Matce Ziemi, zrównoważonym rozwoju, fałszywej świadomości, alienacji, zmianach klimatycznych, ekologii itp. Wolą sekty protestanckie…” (wpolityce.pl).

Jedni katolicy mówią o otwarciu, inni o protestanckich „sektach” i ironicznie, wręcz z pogardą odnoszą się do nauczania Franciszka.

Piszę o tym dlatego, bo nieoczekiwanie, wójt gminy Linia, Bogusława Engelbrecht, zyskała nowego sojusznika z sporze z częścią mieszkańców. Sojusznikiem tym jest papież Franciszek.

Czas się odezwać

W styczniu ukazał się mój reportaż w magazynie Plus Minus, w Rzeczpospolitej, pt. „Szlaban na demona”, w którym opisałem spór o figury kaszubskich duchów, ustawione w poszczególnych miejscowościach na terenie gminy Linia (szlak turystyczny „Poczuj kaszubskiego ducha”). W największym skrócie: część mieszkańców, pod przewodnictwem miejscowego księdza, pisze petycje, w których żąda usunięcia rzeźb. Inna część mieszkańców staje w obronie figur. Zresztą nie tylko mieszkańców. Po publikacji sprawą zainteresował się TVN, felieton na ten temat trafił nawet do „Faktów”, piszą o tym media regionalne (Dziennik Bałtycki), wspominają inne media ogólnopolskie. W internecie pojawiła się petycja przeciwko usunięciu figur, którą – jak na razie, po jednym dniu, podpisało 850 osób. Sprawa nabiera rozgłosu.

Do sporu dołączają środowiska kaszubskie, podkreślając, że usuwanie figur to zamach na tradycję i kulturę tego regionu.

Kolejne osoby pytają mnie o zdanie na ten temat. Pytają również, dlaczego nie zabieram publicznie głosu w sprawie, skoro sam temat wyprowadziłem z gminy i wprowadziłem na ogólnopolskie salony medialne. Dotychczas przyglądałem się rozwojowi sytuacji. Rzeczywiście, czas zabrać głos w tej sprawie.

Ksiądz się myli

We wrześniu ubiegłego roku odbyła się burzliwa sesja rady gminy. Odczytano na niej słowa oświadczenia ks dr. Sławomira Kozioła, proboszcza z Rozłazina, który piętnował stawianie figur kaszubskich (niechrześcijańskich) w następujący sposób – w imię rzetelności przytaczam list proboszcza w całości:

Nikt nie kwestionuje, z jakich korzeni wyrastamy na Kaszubach i w całej Polsce. Wyrastamy z korzeni pogańskich. Pamięć o tamtych czasach jest potrzebna na zasadzie ciągłości kultury. Miejsce dla tych dawnych, pogańskich pamiątek jest w muzeach, skansenach i ośrodkach etnograficznych. Stawianie ich w przestrzeni publicznej, w miejscach codziennego życia i pracy jest formą bałwochwalstwa i świadomym lub nie, oddawaniem kultu świątkom, bożkom. Jako ludzie, którzy stawiają, również w przestrzeni publicznej krzyże i kapliczki, stajemy się śmieszni i sprawdza się zasada – Panu Bogu świeczka, a diabłu ogarek. Dlaczego Rzymianie i Grecy, mimo że wyrastają ze swoich mitologicznych wierzeń, nie budują współcześnie nowych monumentów pogańskich? Bo przecież jest to ich historia, z której wyrastają, czyż nie tak? Jako proboszcz i duchowny katolicki stanowczo przestrzegam aby zrezygnować ze stawiania nowych figur kaszubskich demonów, które mogą mieć wpływ na codzienność mieszkańców. Świat szatana jest realny i niestety jego działanie widać we współczesnym świecie. Cieszę się że w Osieku moi parafianie to rozumieją i zdecydowali, że nie chcą żadnej pogańskiej rzeźby.

Myli się ksiądz doktor. Nie tylko w Grecji i Rzymie, ale na całym świecie, począwszy od Renesansu (generalnie rzecz biorąc), stawiane są „monumenty” (są tworzone dzieła artystyczne) będące adaptacjami wierzeń „pogańskich”. W Gdańsku stoi Neptun. Nie budowali go żadni „poganie” w X wieku, żadni Rzymianie z I w. p.n.e., ale chrześcijanie, wiele wieków po upadku kultury antycznej. Budowali go zapewne z błogosławieństwem osób duchownych. Obecnie nie sposób „wyłączyć” wpływów kultury Antyku ze współczesności. Sztuka europejska – współczesna, jest tak mocno w niej osadzona, ale nie tylko w niej – także na przykład w wierzeniach celtyckich, nordyckich że… Szkoda strzępić języka, szkoda czasu na uzasadnianie czegoś, co jest oczywiste.

Figury kaszubskich duchów są dziełami sztuki, adaptacjami wierzeń wywodzących się z czasów przedchrześcijańskich. Tak samo „pogańskich”, jak Neptun i setki, tysiące Kupidynów zdobiących barokowe kościoły na całym świecie.

Nie podważać księdza zdania

W całej tej sprawie co innego jest uderzające.

Pod jednym z postów na Facebooku rozgorzała dyskusja między zwolennikami i przeciwnikami figur. Jeden z dyskutantów, jak należy rozumieć, mieszkaniec Gminy Linia i przeciwnik obecności kaszubskich duchów w przestrzeni wsi, pisze w ten sposób (zwraca się do autorki posta, zwolenniczki pozostawienia figur):

…jeżeli twierdzi Pani że jest katolikiem, to czy nie powinna Pani przestrzegać prawa kościoła tym bardziej nie powinna podważać księdza zdania w tej kwestii? Jeżeli ksiądz ewidentnie mówi że jest to niebezpieczne dla naszej wiary, że są to demony (tak jak jest to opisane na tablicach informacyjnych przy każdej z figur) to czy nie powinniśmy się tego wystrzegać? Pisze Pani w swoich postach, że są to figury które nie mają żadnego oddziaływania…., a czy widziała Pani kiedyś figurę szatana, przed którą modlą się ludzie?
Ja też nie widziałem i o to właśnie chodzi szatanowi, żeby był w tym świecie niezauważalny.
Jeżeli uważa się proboszcza parafii Linia oraz parafii Rozłazino za osoby niekompetentne w tej sprawie to można się udać do wyższej instancji np. Biskupa.
(…)
Proszę potraktować moją sugestię jako radę a nie temat do dyskusji.

Przytaczam ten wpis, bo wydaje i mi się reprezentatywny dla części społeczeństwa, zarówno gminy Linia, jak i całej Polski. Pominę to, że jego autor, w ostatnim zdaniu wprost wyraża niechęć do jakiejkolwiek dyskusji. Ja jednak tę dyskusję podejmę.

Otóż: można być katolikiem i kwestionować zdanie księdza. Naprawdę, to nie jest grzech. To jest normalna rzecz, spierać się. Katolik nie ma być potulnym baranem, który ślepo wierzy w każde słowo swojego pasterza. Katolik jest członkiem Kościoła, który współtworzy, razem z księdzem. Obok niego, w partnerstwie. Autorytet sutanny musi wynikać z predyspozycji osobowościowych kapłana, a nie z siły instytucji. Autorytetu nie buduje się poprzez zakazywanie i wznoszenie murów, ale poprzez dialog i argumentację. Dotyczy to zarówno księży, jak i wszystkich innych osób działających publicznie. Księża nie są z Księżyca, i – czy się to komuś podoba, czy nie, są ludźmi, jak my wszyscy. Jeśli gadają bzdury, to trzeba im wprost to wytknąć, bez lęku, ale także bez nienawiści i zajadłości. Ot, zwyczajnie, po prostu.

Niepodważanie zdania księdza może mieć tragiczne skutki.

Ostatnio przeczytałem książkę reporterską pt. „27 śmierci Toby’ego Obeda”, autorstwa Joanny Gierak-Onoszko. Wstrząsająca relacja, jak ludzie Kościoła traktowali rdzennych Amerykanów. 150 tys. dzieci odebrano rodzicom. Nie mówimy o zamierzchłych czasach, to działo się w XX wieku. Nie mówimy o końcu świata, tylko o cywilizowanej Kanadzie. Trudno przebrnąć przez opisy tego, czego doświadczały dzieci w internatach prowadzonych przez księży i zakonnice. To był przemysł przemocy, brutalności i zwyrodnienia. „Pogańskie” wierzenia rdzennych mieszkańców traktowano jako zagrożenie dla wiary chrześcijańskiej, i wszystkimi metodami starano się je wyplenić – w imię walki z rzekomym szatanem ukrywającym się w rdzennej kulturze. Jak mogło dojść do tego, że nikt nie stanął w obronie bezbronnych dzieci (mówimy o 150 tys.)? Ano tak, że autorytet osoby duchownej wystarczał by odrzucić jakiekolwiek podejrzenia, że coś może być nie tak. Skoro ksiądz mówił, że wiarę w inuickiego Ducha Opiekuńczego trzeba wyplenić za pomocą bata, gwałtu, rażenia prądem czy zjadania własnych wymiocin, to widać tak musi być. W końcu to ksiądz jest ekspertem od tych spraw.

Kościół ostoją

W Polsce mamy szczególną sytuację. Od końca XVIII wieku Kościół katolicki był ostoją. Ostoją polskości w kraju zajętym przez zaborców. Ostoją kaszubskości na Kaszubach. Ostoją polskości w kraju okupowanym przez hitlerowców i bolszewików. Ostoją niezależności w kraju spętanym komunizmem. I nagle przychodzi 1989 rok. Jak tu dalej być ostoją? Może więc przestać być ostoją, skoro już nie ma po co nią być? Zaraz, zaraz… Przecież dalej można być ostoją! Trzeba tylko znaleźć jakąś „zarazę”, jakiegoś wroga, demona, w którym kryje się szatan. Trzeba wówczas zbudować mur, wdrapać się na niego i stanąć mężnie między flankami, z orężem, by ratować wiernych przed owym wrogiem. By dalej pełnić ważną i szlachetną rolę ostoi, przedmurza, mesjasza narodu. A wróg, przed którym trzeba bronić parafian, zawsze się znajdzie.

Taka postawa jest zauważalna wśród wielu duchownych (na szczęście – nie wszystkich), głoszących kazania w najważniejszych polskich świątyniach, jak i – niekiedy, w wiejskich kościółkach.

Po stronie Franciszka

Nie jest więc spór o kaszubskie duchy niczym nadzwyczajnym, wszak podobny toczy się w samym Watykanie. Kaszubskie demony w gminie Linia to swego rodzaju soczewka, w której widać podział całego Kościoła. Spór ten ma różne odsłony, a w przypadku indiańskich figur, które trafiły do Tybru, mamy dwóch aktorów na scenie. Jeden to włoski neofaszysta, drugim jest papież Franciszek.

Ja staję po stronie Franciszka. Zarówno, jeśli chodzi o indiańską figurę Matki Ziemi, jak i o Borową Ciotkę, Pólnicę, Szemicha, Grzenię, Purtka, Lubiczka…