Kartuzjanka i kartuzki. Jakie będą turystyczne Kartuzy w 2025 roku? 2

Kartuzjanka i kartuzki. Jakie będą turystyczne Kartuzy w 2025 roku?

Turystę sadzamy w ładnym miejscu, dajemy mu się dobrze najeść i napić. Wszystko – w jedyny na świecie i absolutnie unikatowy sposób.

Wczoraj a Magazynie Kaszuby ukazał się felieton wskaujący na konieczność podjęcia pracy nad okresleniem marki turystycznej Kartuz. Mysl ta ma związek – co occzywiste, z dobrą wiadomościa, jaka dotrała do nas w ostatnich dniach, o zbliżającym się rozpocczęciu prac nad oczyszczeniem kartuskich jezior. Wszak za kilka lat będziemy tu mieli kapieliska, plazy kajaki, łdki i rowery wodne – będziemy mieli turystów, których nam dzisiaj brakuje w mieście. Samo miasto zaś zmieni się, to oczywiste. Ad nas zalezy, w jakim kierunku zmiany te będą postępowały.

Czyste jeziora. Historyczna szansa dla Kartuz. Czytaj TUTAJ.

Tymczasem – tak się złożyło, dzięki otrzymanej korespondencji, dowiedziałem się o dwóch praktycznie nieznanych, dawnuch kartuskich „markach”, choć w jednym przypadku należałoby użyć cudzysłowia przy słowie „kartuski”… Co nie zmienia faktu, że takich właśnie odkryć, i idących za nimi debat, rozmów, pomysłów – lepszych czy gorszych, nasze miasto potrzebuje. Chyba że uznamy za wystarczające odwoływanie się do „ogólnokaszubskich” truskawek i tabaki.

Kartuzjanka i goździki.

Warto pogłówkować, czym przyciągnąć turystę. Jak należy sądzić, będzie on zadowolony, gdy posadzimy go w ładnym miejscu, damy mu dobrze zjeść i się suto napić.

Flaszka ascety

Kaszubi – również ci z Kartuz, za kołnierz pewnie nie wylewali. Co więcej – również sami zakonnicy lubili raczyć się trunkami. Co prawda, kartuzi kojarzeni są zazwyczaj z ascetycznym stylem życia, ale… Trudno cokolwiek uogólniać, można jednakże wspomnieć, że przetrwały do czasów dzisiejszych dokumenty wskazujące, że również oni nie gardzili winem, piwem i gorzałką.

Jak pisał na łamach Magazynu Kaszuby historyk Ryszard Leszkowski:

W 1627 r. wizytatorzy z prowincji nadreńskiej upominali braci (z Kartuz – dop. red.), aby zaniechali pijaństwa, zaś po wizytacji przybyłej z prowincji górnoniemieckiej, generał zakonu w 1686 r. upominał przeora Raju Maryi aby piwa i wina nie wydawał ponad ustaloną miarę. Nawet wizytacja za czasów zacnego i uczonego przeora Jerzego Schwengla stwierdziła, że mnisi urządzali libacje, przeciągające się do wieczora, a nawet nocy.

Z zapisów sporządzanych w klasztorze, wynika, że w 1591 r. siedmiu ojców zużyło 30 beczek piwa. Licząc, że beczka pruska mieściła 114, 5 litra, na każdego z mnichów przypadało 1,3 litra dziennie. Ks. P. Czapiewski (regionalista, znawca historii zakonu kartuzów w Kartuzach – dop. red.) nie uważa jednak tej ilości za nadmierną, jako że piwo zastępowało kawę i herbatę. W tym czasie spożycie piwa w Gdańsku było ogromne, m.in. w związku z brakiem w mieście odpowiedniej wody do picia.

Ojcowie z Nadrenii zapewne przyzwyczajeni byli do wina. Nałożyli w 1601 r. na dzierżawcę wsi Czaple obowiązek dostarczania klasztorowi połowy beczki wina kanaryjskiego rocznie, a w 1632 r. zapewnili sobie u karczmarza gdyńskiego całą beczkę wina co roku.

W ten sposób podnosiło się spożycie alkoholu w klasztorze, aż, jak wyżej wspomnieliśmy, interweniować musiał sam generał zakonu.

W połowie XVII w. pokusa stała się jeszcze większa, jako że klasztor założył własną gorzelnię, która dostarczała klasztorowi przez sześć zimowych miesięcy, co tydzień jeden achtelik (1/8 część beczki) wódki. Używano jej dla uodpornienia przed działaniem zimnego piwa, mimo że w 1732 r. na czas zimy ustawiany był w środku refektarza specjalny ogrzewacz do piwa, a w celach pieców nie brakło…

Czy to dowody na pijaństwo kartuzów z Raju Maryi, którym to mianem określano klasztor na Pomorzu, zlokalizowany między dzisiejszym jeziorem Karczemnym i Klasztornym? Raczej nie, zważywszy na wymienione ilości alkoholu spożywane rocznie przez wszystkich zakonników i ich gości. Ale, z drugiej strony – myliłby się ten, kto utrzymywałby, że bracia zawsze żyli jedynie o chlebie i wodzie.

W kolejnych dziesięcioleciach, zakonnicy, już nie tylko zamawiali alkohole, ale także je sami produkowali. Do celów leczniczych, rzecz jasna…

Jak przekonuje Barbara Kąkol, dyrektorka Muzeum Kaszubskiego w Kartuzach, tradycji przygotowywania ziołowych likierów o charakterze leczniczym na Kaszubach w XIX wieku, można upatrywać między innymi w likierze „kartuzja”, produkowanym przez zakon kartuzów.

Do produkcji swoich wyrobów zakonnicy najprawdopodobniej używali szczególnego kwiatu, który dzięki kartuzom właśnie zawdzięcza swoją obecną nazwę: goździk kartuzek. Ale o tym za chwilę…

Kartuzjanka

W artykule „Z tradycji przyrządzania trunków na Kaszubach”,  Barbara Kąkol pisze:

Jednym z bardziej znanych przedsiębiorców w tej branży (produkcja likierów, nalewek – dop. red.) był Alojzy Ruchniewicz, który zasłynął z produkowanych przez własną fabrykę likierów i wódek oraz dumnej postawy patriotycznej. Alojzy Ruchniewicz urodził się 2 września 1867 r. w Kościerzynie. Około 1880 r. zamieszkał na stałe w Grudziądzu. Tutaj zakupił fabrykę od niemieckiego przedsiębiorcy Hermana Hintzera, którą rozbudował o wytłocznię soków. Wprowadził w fabryce najnowsze technologie, zwiększył zatrudnienie i produkcję. Była to, jak zaznaczono na jednej z reklam zakładu, najstarsza „polska fabryka likierów na Pomorzu”. Co znamienne, pomimo pruskiego zaboru pod którym znajdowało się w tamtym okresie Pomorze, wystąpił w 1896 r. na Międzynarodowych Targach w Brukseli, zaś w 1911 r. na wystawie w Kościerzynie. (…)

Zakład Ruchniewicza wyspecjalizował się w produkcji likierów deserowych i zdrowotnych. Z reklam wyrobów wynika, że do polskich specjalności należała między innymi „Kartuzjanka” (czasami występuje pod nazwą „Kartuzyanka”). Należała ona do napojów, które cieszyły się największym zainteresowaniem kupców, nie tylko z terenu Pomorza.

Fabryka zaczęła nieco podupadać po ustanowieniu Państwowego Monopolu Spirytusowego w 1919 r.. Ruchniewicz mimo to prowadził zakład aż do 1939 roku. Po wybuchu II Wojny Światowej był poszukiwany przez Gestapo, czego przyczynę można upatrywać w jego działalności społeczno- patriotycznej. W wyniku zaistniałej sytuacji przedsiębiorca przeniósł się do Krakowa.

Do słynnych alkoholi powiązanych z regionem Kaszub należała także „esencja żołądkowa kaszubska” oraz likier „kartuzjanka” produkowane przez kartuskiego farmaceutę Bolesława Pińkowskiego.Przejął on kartuską aptekę 3 września 1879 r.. Pińkowski był wybitnym działaczem narodowym i przewodniczącym ogniwa terenowego kartuskiego Towarzystwa Pomocy Naukowej dla Uczącej się Młodzieży Polskiej Prus Zachodnich w 2. połowie XIX wieku. We własnym laboratorium produkował preparaty galenowe (1), prowadząc jednocześnie własne prace eksperymentalne. Pińkowski reklamował esencję jako „najlepszą z dotychczasowych gorzkich wódek i likworów”. Jej właściwości miały wzmocnić żołądek, dodać apetytu i przyspieszyć trawienie. Z popularności trunku wynikała częsta praktyka jego podrabiania, na co Pińkowski uczulał na etykietach wyrobów. Farmaceuta wystawił esencję na Powszechnej Wystawie Krajowej w Krakowie w 1887 r., na której to zyskała dużą aprobatę.

(Ostatni właściciel kartuskiej apteki – dop. red.) Daniel Christ po wojnie pozbawiony majątku, bez jakichkolwiek środków do życia, w lipcu 1945 r. opuścił Polskę. W 1948 r. władze Polski Ludowej podjęły cichą, a potem już otwartą wojnę z sektorem prywatnym.

Stąd w domowym zaciszu, po cichu powstawały mocniejsze trunki. Dzisiaj nalewkarstwo przechodzi swoisty renesans. Współcześnie tworzy się je nie tylko na użytek domowy, handlowy ale też kulturowy. Podtrzymywanie tradycji tworzenia tego rodzaju alkoholi jest widoczne na przykładnie licznych konkursów i festiwali nalewek (m.in. Konkurs Nalewki Domowej w Dziemianach, Festiwal Nalewki Kaszubskiej w Muzeum Kaszubskim w Kartuzach) a także imprez o charakterze lokalnym, regionalnym i ogólnopolskim, na których Kaszubi prezentują swoje trunki.

Goździk kartuzek

O kwiatku tym już wspomnieliśmy. To on miał być wykorzystywany przez mnichów do sporządzania nalewek.

Swoje tulipany mają Maria Kaczyńska i Lech Wałęsa (dobór przykładów dokonany zgodnie z zasadami poprawności politycznej). A Kartuzy mają swojego goździka. Goździk kartuzek to dość skromny, ale z pewnością pełen uroku, fioletowy kwiatek. Doskonale, obok nalewki „Kartuzjanka”, nadający się do promocji naszego miasteczka.

A teraz słów kilka o goździkach. Jakie są – każdy widzi. Co więcej, panie pamiętające czasy słusznie minione, raz lub dwa razy do roku otrzymywały te kwiaty w prezencie od czynników egzekucyjnych (młodsi czytelnicy muszą sprawdzić co autor miał na myśli gdy użył tego pojęcia). Ale tamte czasy już minęły i nie powinniśmy dać się obarczać niepotrzebnymi ciężarami (tym bardziej, że zwyczaj wręczania paniom kwiatów przez przełożonych w pracy wcale nie musi przechodzić do lamusa).

Zresztą kartuzki wcale nie przypominają goździków biało-czerwonych. Są jasnofioletowe.

Goździk kartuzek, Dianthus carthusianorum – „Jasne grona kwiatów nad niskim kopcem trawiastych, prążkowanych, zielonych liści” – czytamy w Wielkiej Księdze Ziół Lesley Bremnes. Jest szeroko stosowany w ogrodnictwie, jako dość spektakularna, wytrzymała, łatwa w pielęgnacji roślina ozdobna. Ważny jest tu wątek ekologiczny – jest to roślina miododajna, więc wprowadzając rabaty z kartuzków zrobilibyśmy prezent okolicznym zapylaczom – pszczołom, trzmielom, i nie tylko, dzięki którym jeszcze jakoś udaje nam się jeszcze przeżyć na tej planecie.

Gdyby posadzić te goździki na przykład na kartuskim Rynku, wypadałoby tuż obok umieścić jakieś tablice informacyjne. A byłoby co na nich pisać…

Jak podaje poświęcony ziołolecznictwu portal panacea.pl, w artykule autorstwa dr hab. inż. Moniki Grzeszczuk oraz mgr inż. Anny Wałejko z Zachodniopomorskiego Uniwersytetu Technologicznego w Szczecinie, goździki – ogólnie, wszystkie, a więc i „nasz”, kartuzek, posiadają swoje silne korzenie w kulturze Europy:

Goździk Dianthus L. zaliczany jest do rodziny goździkowatych Caryophyllaceae. Rodzaj ten obejmuje około 300 gatunków, pochodzących z terenów Eurazji i północnej Afryki. W Polsce rośnie dziko jedenaście z nich, o bardzo dużej zmienności morfologicznej. (…) (w tym również goździk kartuzek, i jest dość rozpowszechniony w stanie dzikim – dop. red.)
Ojczyzną goździka jest obszar basenu Morza Śródziemnego. Grecy i Rzymianie uznawali ten kwiat za boski. Stąd jego nazwa, która pochodzi od greckich słów dios (bóg) i anthos (kwiat), czyli boski kwiat. Grecy składali go w hołdzie ojcu niebios – Zeusowi. Rzymianie określali go mianem flos Jovis – kwiat Jowisza. Goździkami ozdabiano girlandy i wieńce.
Goździk obecny jest też na płótnach o tematyce religijnej. Goździk o pomarszczonych płatkach, przypominający kształtem gwóźdź, jest symbolem Pasji. W dziele Martina Schongauera Madonna wśród róż (1473), obok zamyślonej Matki Bożej, świadomej bolesnej misji małego jeszcze Chrystusa, widać stojącą na platformie donicę z goździkami.

Jak się okazuje, goździki nie służyły jedynie artystom i pięknoduchom. Miały i mają również bardzo praktyczne zastosowania:

Podobnie jak pączki goździkowca, kwiaty goździków bogate są w eugenol, a pozyskiwana z nich czysta esencja perfumeryjna wykorzystywana jest w wielu słynnych perfumach.
W medycynie i w kuchni Dianthus wykorzystywany jest od wielu wieków. Surowcem są świeże i suszone płatki kwiatów goździka Flos Dianthi. W średniowieczu uznawano je za kwiaty miłości, dlatego dodawano je do napojów zaręczających się par.
Płatki goździka o przyjemnym, nieco korzennym smaku, są dodawane do zup, sosów, napojów, nalewek, wina i ponczu. Marynowane w winie są środkiem uspokajającym. (…) Kwiaty goździka mogą być także macerowane w olejach roślinnych i w occie. (…) Płatki kwiatów dodawać można do syropów, sorbetów, kremów, także sałatek, ciast owocowych i kanapek. Kandyzowane płatki goździków są piękną dekoracją słodkich wypieków.

Następnie autorki podają trzy przepisy – na ciasteczka, syrop i sałatkę, wszystkie rzecz jasna z wykorzystaniem goździków.

Kartuzy centrum świata

Powiedzmy sobie jasno i otwarcie: goździk kartuzek nie został wyhodowany w Kartuzach. Nazwa pochodzi raczej od zakonu kartuzów niż od miasteczka w północnej Polsce. Ale… Co to za przeszkoda? Kto nam zabroni zawłaszczyć sobie prawo do promocji kwiatka, który u nas nie powstał co prawda, ale przecież jego nazwa będzie się dzisiaj wszystkim w Polsce kojarzyć z Kartuzami – miasteczkiem na Kaszubach. Zresztą… Czy ktoś dzisiaj da sobie rękę uciąć, że w ogrodzie między jeziorami Karczemnym i Klasztornym nie hodowano fioletowego kwiatu, nazwanego później goździkiem kartuzkiem? Tym bardziej, że – jak należy sądzić, był on składnikiem nalewki produkowanej przez zakonników.

Oczywiście, nikt nikogo nie namawia tutaj do fałszowania historii. Na tablicach informacyjnych, w materiałach promocyjnych musiałaby się pojawiać rzetelna informacja wskazująca na międzynarodowy charakter zakonu i wyhodowanego przez nich kwiatu. Tym lepiej! Bo już po niej mogłaby się pojawić kolejna wiadomość – że w żadnym innym mieście na świecie, tylko w Kartuzach, sadzi się tyle goździka kartuzka, i warto zobaczyć te piękne fioletowe rabaty w przestrzeni miasta, bo nigdzie indziej takiego widoku nie sposób ujrzeć, popijając wyrób lokalny, nalewkę odwołującą się do tradycji dawnych kartuzów, sporządzoną właśnie na bazie kartuzka. Wszystko prawda? Prawda.

Dodać można – zupełnie na marginesie, że w Zamku Sobieskiego w Rzucewie nigdy nie stanęła noga polskiego króla, podobnie zresztą jak sam Dracula, czyli Vlad Palownik nigdy nie zawitał do Zamku Drakuli w Siedmiogrodzie. Cóż, praca marketingowców rządzi się innymi prawami niż historyków…

Myśl o rzeczach wielkich

Można więc sobie wyobrazić nasz kartuski Rynek, który latem 2025 roku tonie w fioletowym kolorze, a między donicami i rabatami stoją stragany, turyści dziwią się, że z tych fioletowych kwiatków można robić takie pyszności, kartuskie gospodynie ze zrozumieniem się uśmiechają, wspominając coś o  Zeusie, Jowiszu, napoju miłości i kartuskich kartuzach. Przy kawiarnianych stolikach raczą się goście nalewaną do kieliszków „Kartuzjanką”, i zastanawiają się, czy dość wyraźnie wyczuwalna jest w niej goździkowa nuta.

„Think Big” – usłyszałem przed kilku laty, kiedy czyniąc prezentację projektu „Magazyn Kaszuby”, chciałem uzyskać pożyczkę od inwestora. Pożyczki nie uzyskałem. Za mało w moich planach było tego, co Anglosasi nazywają właśnie postawą „Think Big”. Magazyn Kaszuby powstał i tak, no i pozostała lekcja, z którą się dzisiaj dzielę: „Think Big”.

***

To tylko jeden z przykładów, wytrząśnięty naprędce z rękawa dzięki nadesłanemu do redakcji tekstowi Barbary Kąkol, dyrektorki Muzeum Kaszubskiego im. Franciszka Tredera w Kartuzach. Choć tekst miał charakter bardziej informaccyjno – historyczny i dotyczył kwestii nieco innej (nosi on tytuł: „Z tradycji przyrządzania trunków na Kaszubach”), posłużył jako inspiracja na temat powyższych dywagacji na temat budowania składowych części marki promocyjnej Kartuz.

Jeśli mamy być przygotowani na najazd hord turystów, to rozmawiajmy – o goździku kartuzku, „Kartuzjance”, i wielu innych pomysłach na to, jakie ma być nasze miasto w nieodległej przyszłości.

***

(1) Preparaty galenowe – termin „leki galenowe” pochodzi od nazwiska Galena, który jako pierwszy zaczął stosować przetwory z roślin, słusznie twierdząc, że działanie medykamentu zależy od jego formy. Dbał wyjątkowo o wysoką jakość leków, które – według własnego pomysłu – sporządzał. Współcześnie pod mianem „preparaty galenowe” rozumie się uzyskane z surowców naturalnych (pochodzenia roślinnego, zwierzęcego lub mineralnego) leki wytworzone według ściśle określonego przepisu [źródło: www.aptekarzpolski.pl] .