Historyczna szansa dla Kartuz. Czy ją wykorzystamy? [FELIETON]

Czyste jeziora – historyczna szansa dla Kartuz. Czy ją wykorzystamy? [FELIETON]

Udało się, będziemy mieli w Kartuzach czyste jeziora, kąpieliska, a więc również – turystów. Czy zbudujemy markę turystyczną „Kartuzy”?

Z napisaniem tego tekstu zwlekałem, czekałem na odpowiedni moment. Dotychczas pisało się, że „prawdopodobnie…”, że „wszystko wskazuje na…”. Teraz już – z tego co słyszymy, sprawa jest przesądzona. Skoro jest dotacja, to będzie się działo. Tak należy przewidywać, w to należy wierzyć.

Chodzi o kartuskie jeziora

Gmina Kartuzy uzyskała dotację w wysokości prawie 45 mln złotych na oczyszczenie i rekultywację czterech jezior, które znajdują się w granicach miasteczka zwanego „Stolicą Kaszub”. Kasę wysupłał na ten cel Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej. Koszt całego przedsięwzięcia to ponad 55 mln zł., jednak – jak należy sądzić, to już nie problem, reszta pieniędzy się znajdzie.

I to jest ten moment, w którym trzeba odtrąbić sukces

Sukces naszych władz, samorządu lokalnego. Obiecali w kampanii, że kasę załatwią, i załatwili. Trzeba wyrazić satysfakcję i szczerze pogratulować. Zachęcam do tego również naszą, kartuską opozycję.

Mamy więc czas na otwieranie szampana, ale zaraz po nim przyjdzie refleksja. Skoro za cztery lata (tyle ma trwać realizacja projektu) kartuskie jeziora staną się zdatne do użytkowania dla turystów, to jak mają wyglądać same Kartuzy?

Najgorsze, co można zrobić w tej sytuacji, to wyjść z założenia, że jakoś to będzie, że sprawy same się ułożą, że niewidzialna ręka rynku zadziała w Kartuzach i zaprojektuje miasto „pod turystę”. Bo, że Kartuzy staną się miejscowością atrakcyjną turystycznie, to raczej pewne. Otoczone pięknymi lasami, z czterema połączonymi ze sobą jeziorami. Będzie tu można plażować, kąpać się w wodzie, pływać wpław, żaglówkami, kajakami i rowerami wodnymi. Tak, będą miejscowością z turystycznym potencjałem, którego obecnie, niestety brakuje. Ale czy to jest tożsame ze stwierdzeniem, że będą miejscowością turystyczną? Już niekoniecznie. Potencjał ma to do siebie, że może być wykorzystany lub nie. Sposobów na jego wykorzystanie także jest wiele. I jeśli turysta tu trafi – to jaki turysta i w jakim celu?

Nadchodzi czas – najbliższe cztery lata, żeby zadawać sobie te pytana, szukać odpowiedzi i podejmować właściwe decyzje i działania.

Sen o Kartuzach

Przed rokiem, na łamach Magazynu Kaszuby pisałem o „pięknym śnie”. Napiszę więc o nim raz jeszcze, bo wychodzi na to, że ma on coraz większe szanse by się spełnić.

Rok 2025. W Kartuzach są trzy kąpieliska, nad trzema różnymi jeziorami. W wypożyczalni sprzętu wodnego bierze się kajak czy rower wodny, płynie się kilkukilometrową trasą, po drodze zaś można coś zjeść w jednej z wielu całkiem przyzwoitych i nastrojowych knajpek zlokalizowanych przy brzegu. Nie widać tu bud z kebabami i przyczep campingowych z goframi. Jest zielono, radośnie i sympatycznie. W sumie cisza i spokój, choć czuć, że wakacje w pełni. Gwar rozmów przy kawiarnianych stolikach, letnie przeboje w niewielkich głośnikach, ale także śpiew ptaków i plusk wioseł. Niespieszność przechadzających się nadjeziornymi promenadami. Co ważne – bardzo ważne, wszędzie dominująca „zieloność”. Brak tak zwanej „betonozy”.

Takie widzę Kartuzy za kilka lat.

Kartuzy 2025. Co to za miasto?

To miasto, którego mieszkańcy bogacą się dzięki rozwojowi turystyki. To oczywiste, że tak się stanie, o ile turyści w mieście się pojawią. Z prostych powodów. Pierwszy jest taki, że wzrosną ceny nieruchomości. Wystarczy dzisiaj porównać cenę za metr ziemi w Ostrzycach nad samym jeziorem i w Kartuzach. Tam, gdzie jest potencjał turystyczny, tam jest popyt na nieruchomości. Ale przecież nie tylko o ziemię i lokale tu chodzi. Jedni wynajmują pokoje, inni znajdują dodatkową pracę. Jeszcze inni otwierają sklepiki z pamiątkami lub kawiarnie. Mieszkańcy organizują się by korzystać z ruchu turystycznego – w sensie finansowym, i każdym innym, również towarzyskim, kulturalnym. Bo turysta dla „lokalesa” jest oknem na świat.

To miasto, którego zagospodarowanie przestrzenne jest skonsultowane z mieszkańcami, przemyślane, spójne z wizją tego, czym w istocie Kartuzy mają być. Zasady wytyczone miejscowymi planami są w Kartuzach rygorystycznie przestrzegane, niezależnie od grubości portfela i wszystkich powiązań rodzinno-towarzyskich (do pięciu pokoleń wstecz) potencjalnych miejscowych inwestorów, którzy chcieliby budować jak najbliżej plaży, z widokiem na kolegiatę, bez opamiętania, byle taniej, wyżej i więcej.

To miasto, które ma wyrazistą markę turystyczną. Jest rozpoznawalne na turystycznej mapie Kaszub. Jest pewne własnej wartości, pozbawione kompleksów i świadome własnej wizji. Konsekwentne w jej realizacji. Co to oznacza w praktyce?

Pierwsze pytanie, jakie w tym momencie się nasuwa, brzmi: Czy Kartuzy mają mieć charakter prowincjonalny (urok małych, zadbanych miasteczek, w których czas płynie wolniej), czy też chcą stawać w szranki na przykład ze znacznie większym, głośniejszym i „miejskim” Wejherowem? Czy na skutek inwazji turystów będą tu powstawały kilkupiętrowe hotele, czy też powstanie tu sieć przytulnych kwater, niewielkich, kameralnych pensjonatów? Czy pozwolimy na stawianie domków holenderskich i przyczep kempingowych gdzie popadnie, czy też wprowadzimy odpowiednie przepisy i będziemy pilnować, żeby się tak nie działo? Czy będziemy dzielić działki w pobliżu jezior na 200-metrowe ogródki, żeby powstawały w nich budki z dykty dla mało wymagających turystów? Czy chcemy iść śladem Stężycy z wielką imprezą disco, czy Sulęczyna, z festiwalem jazzowym? Czy znajdziemy inną, swoją drogę?

I tak dalej…

Czas start

Historyczny moment dla Kartuz już nadszedł, jak określono to w lokalnej prasie. Teraz czas wziąć się do roboty.

Animatorzy kultury, biznesu z jednej strony. Planiści, architekci i prawnicy – z drugiej strony. Mieszkańcy zrzeszeni i niezrzeszeni, aktywni i mniej aktywni – z trzeciej, najważniejszej strony. Wreszcie z czwartej strony – władze samorządowe.

Wszyscy powinni teraz usiąść do stołu, zadać sobie pytanie o to, jak mają wyglądać Kartuzy za kilka lat. Nie tylko zadać pytanie, ale również znaleźć odpowiedź. Nie tylko znaleźć odpowiedź, ale także dogadać się co do sposobów, jak tę wspólną wizję zrealizować. W końcu – nie tylko o tym gadać, ale wziąć się do pracy – pisać projekty, pozyskiwać pieniądze, realizować inwestycje.

Za kilka lat Kartuzy zmienią się nie do poznania. Bądźmy na to gotowi. Zróbmy wszystko, żeby zmieniały się tak, jak sami tego chcemy.

Marka turystyczna nie tworzy się sama. Nie powstaje z dnia na dzień. To efekt długiej i ciężkiej, czasami niewdzięcznej pracy wielu ludzi. Wiedzą o tym ci, którym się udało. Na przykład sopocianie, mieszkańcy mojego rodzinnego miasta.

Tymczasem w Kartuzach – czas start…

PS. To nie jest tak, że dotychczas nic nie zrobiono. Są zrealizowane inwestycje, takie jak np. promenady nad jeziorami Karczemnym i Klasztornym Małym, jest zrewitalizowany Rynek i ul. Dworcowa. Jednym się te realizacje podobają, innym mniej… To normalne. Tak czy inaczej, jest jakiś początek, jaskółka zmian, które powinny sukcesywnie następować.