Międzynarodowy Dzień Kobiet to doskonała okazja do wspomnienia o trzech kaszubskich księżniczkach. Choć nie brakuje legend, w których odgrywają one główne role, to przecież kobiety te żyły naprawdę i zapisały się – zarówno w zbiorowej pamięci jako postacie na poły fantastyczne, jak i w zachowanych dokumentach średniowiecznych.
Jak to zwykle bywa – w każdej bajce i baśni jest źdźbło prawdy – tak i w tych trzech przypadkach, legendarne “osiągnięcia” księżniczek zapewne nie wzięły się znikąd – musiały panie być wyjątkowe, skoro pamięć ludu uhonorowała je legendami.
Przypatrując się zarówno dokumentom, jak i przysłuchując fantastycznym opowieściom, staje się jasne, że kaszubskie księżniczki zdecydowanie wyprzedzały swój czas i spoglądają na nas z mroków średniowiecza – dumne, niezależne i silne.
Księżniczka owa miała dwa imiona: Zwinisława i Małgorzata. Była córką Sambora II, księcia lubiszewsko-tczewskiego, brata Świętopełka II Wielkiego.
Świętopełk książę gdański był więc wujkiem Małgośki, a wspomniana wczoraj Damroka i Małgośka były kuzynkami, choć ta pierwsza [najprawdopodobniej] zmarła zanim druga się urodziła.
Czytaj również:
Dodajmy jednak, że stosunki rodzinne nie układały się poprawnie w tym przypadku. Przez całe życie Sambor spiskował i walczył przeciwko swemu potężniejszemu bratu, który pozbawił go wielu przywilejów (to jednak temat na zupełnie inną opowieść).
Matką Zwinisławy – Malgorzaty była księżniczka z Meklemburgii, niejaka Mechtylda. Małgorzata miała więc w sobie krew książąt kaszubskich (pomorskich) i meklemburskich.
Nasza bohaterka przyszła na świat w okolicach roku 1231. W 1248 roku została wydana za Krzysztofa, 30-letniego królewicza duńskiego, który był trzeci w kolejce do korony (miał dwóch starszych braci). Szanse na zostanie królową Danii, w momencie zawierania małżeństwa, były więc nikłe. Dodajmy także, że ówczesna Dania to arena krwawych porachunków, gdzie trup ściele się gęsto, nie przymierzając, jak w „Grze o Tron”.
A sami Duńczycy w siedemnastoletniej księżniczce z Pomorza zapewne jeszcze nie widzą wytrawnego gracza…
Nastoletnia, bezwzględna i energiczna
Dalsze losy kaszubskiej księżniczki na dworze duńskim opisuje Lech Bądkowski [1] .
Kilkunastoletnie księżniczka – królewiczowa, weszła w nowe środowisko, w świat intryg i rozgrywek na skalę znacznie większą od znanej jej dotąd, chociaż zasad i techniki politycznych działań z pewnością miała okazję nauczyć się u ojca. Mimo młodego wieku i utrudnień wynikających ze statusu kobiety, nawet wysoko postawionej, bynajmniej nie zagubiła się ani zadowoliła postawa bierną (…).
Już w cztery lata po ślubie została królową. Życie pary królewskiej w Danii skotłowanej, rozdzieranej walką domową, gdzie królów i biskupów mordowano bez ceregieli, nie było usłane różami. Małgorzata brała udział w zmaganiach. Krzysztof I (mąż Małgorzaty – red.) panował siedem lat (1252-1259) i miał szczęście zejść z tego świata śmiercią naturalną. Pomorzanka na duńskim tronie została wdową w wieku najwyżej 29 lat. (…)
W chwili śmierci Krzysztofa, Eryk (syn Małgorzaty i Krzysztofa, następca tronu – red.) miał zaledwie 10 lat i regencje objęła matka. Sprawowała ją tak gorliwie, że kiedy syn był już bardziej niż dorosły, bo osiągnął trzydziestkę, ożenił się i miał syna, matka w dalszym ciągu wystawiała dokumenty, które on powinien był sygnować. Nie udał się Małgorzacie pierworodny, całe życie cechowało go lenistwo. (…) Małgorzata rozwinęła ogromna energię, a środki stosowała bezwzględne.
Na przykład razem z żyjącym jeszcze wtedy mężem uwięziła arcybiskupa, za co została na nią nałożona klątwa. Potem sama znalazła się w niewoli, gdzie spędziła rok, i została uwolniona rzez księcia brunszwickiego Albrechta, z którym ponoć miała romans. Przez całe życie walczyła o koronację swojego syna a potem wnuka, niejednokrotnie posiłkując się zbrojnymi z Niemiec. I cały czas prowadziła polityczną grę z Watykanem.
A czy pamiętała o swojej kaszubskiej ojczyźnie? Jak najbardziej – tak. Przynajmniej raz, a wiele wskazuje, że częściej, przybywała w odwiedziny do swojego ojca Sambora, wspierając go w jego zmaganiach ze Świętopełkiem.
Łowczyni co koń wyskoczy
Pozostawiając w tym momencie na boku fakty ustalane przez historyków, warto przyjrzeć się legendzie, która w dość jednoznaczny sposób opisuje Małgorzatę. Co ciekawe, legenda ta pochodzi z terenów okalających Łebę, a więc może być wyraźnym sygnałem tego, że Zwinisława-Małgorzata bywała tu dość często, skoro zapisała się w ludowej pamięci.
Otóż, jak powiadali starzy Kaszubi, królowa duńska cechowała się umiłowaniem do męskich rozrywek. Świetnie jeździła konno, uwielbiała polowania, w których aktywnie uczestniczyła ramię w ramię z mężczyznami. Pewnego razu chciała się pochwalić swoimi umiejętnościami strzelania z łuku. Dojrzała drewnianą figurkę i postanowiła wymierzyć do niej z łuku. Nie było to łatwe, gdyż figura stała w oddaleniu, i nie było jasne, kogo przedstawia. Małgorzata, nie zastanawiając się wiele, sięgnęła po strzałę, napięła łuk, a wypuszczona strzała trafiła figurę tam, gdzie w człowieczym ciele znajduje się serce.
Małgorzata spojrzała na towarzyszy polowania triumfalnie, jednak entuzjazm miejscowych był… dość umiarkowany. Wiedzieli oni bowiem, że królowa właśnie ustrzeliła… figurkę Matki Boskiej. Gdy Kaszubi przybyli potem na miejsce, i wśród modłów wyciągnięto z drewna strzałę, popłynęła z „rany” najprawdziwsza krew…
Lech Bądkowski wymienia wszystkie przydomki Małgorzaty, córki Sambora, królowej Danii, które nadawano jej w wielu miejscach – u północnych i południowych brzegów Bałtyku: Dzika łowczyni, Dzika Małgosia, Małgorzata-co-koń-wyskoczy, Czarna Greta (była brunetką lub ubierała się na czarno – tego nie wiemy).
Mężczyznom nie ustępowała
Umarła w 1283 roku, mając około 53 lata, na wygnaniu w Meklemburgii, gdzie wcześniej zakupiła niewielką, ale jak należy sądzić – całkiem wygodną siedzibę.
Impulsywność, odwaga i inteligencja – to cechy kobiety, która niespodziewanie stała się jednym z ważniejszych graczy na politycznej scenie tej części Europy. Los sprawił, że jako kilkunastoletnia dziewczyna znalazła się w samym środku krwawych porachunków. Mogła schylić głowę, spuścić wzrok i uznać, że nie należy mieszać się do „męskich” spraw…
Uczyniła jednak inaczej, zgodnie ze swoim temperamentem, wrodzonym sprytem i umiejętnościami, które nabyła obserwując jako dziecko swojego ojca, księcia Sambora.
O Witosławie, która dzięki swoim dyplomatycznym zdolnościom stała się pomorską gwiazdą XIII-wiecznej polityki – Czytaj jutro w artykule „Roztropna Witosia”.
***
Cytat pochodzi z: Lech Bądkowski, Odwrócona kotwica, Zrzeszenie Kaszubsko-Pomorskie, Gdańsk 1988, s. 153-154.