Wczoraj w Wiadomościach TVP wyemitowano materiał o zbrodni, jakiej dopuścili się Niemcy w podwarszawskim Wawrze w dniu 27 grudnia 1939 roku.
Przypomnijmy – w tym tragicznym dniu, w odwecie za zabicie dwóch niemieckich żołnierzy, rozstrzelano 107 Polaków, Żydów, Rosjan, a także dwóch obywateli USA. Były to przypadkowe osoby – pojmano ich za pomocą łapanki, wprost z ulicy.
Materiał Wiadomości dotyczył faktu, że jak co roku mieszkańcy Wawra czczą pamięć poległych.
Wawer wcale nie był pierwszy
I nie byłoby w tym nic co wymagałoby krytycznego komentarza, gdyby nie jedna przekazana w tym materiale informacja, która zresztą od wielu lat jest bezkrytycznie powtarzana przez wielu dziennikarzy i tzw. ekspertów.
Otóż: zbrodnię niemiecką w Wawrze przedstawiono jako pierwszą masową zbrodnię w okupowanej Polsce, która ukazała Polakom, jaka będzie skala terroru hitlerowskiego w następnych latach.
Ta informacja jest co najmniej nieścisła. Dla Pomorzan może być również irytująca i bolesna.
W grudniu 1939 roku trwały już masowe rozstrzeliwania Polaków w Piaśnicy. Pod koniec grudnia 1939 roku liczbę ofiar można już było liczyć w tysiącach. Zresztą hitlerowcy zabijali nie tylko Polaków – mordowano tam również m.in. niepełnosprawnych i chorych umysłowo Niemców. Przejmującą scenę tego mordu możemy obejrzeć w „Kamerdynerze” Filipa Bajona. Zresztą nie tylko w Piaśnicy trwały masowe rozstrzeliwania Polaków. W wielu pomorskich miejscowościach.
Jakie to ma znaczenie?
Dlaczego o tym piszę? Ktoś mógłby powiedzieć, że nie ma znaczenia, która zbrodnia była „pierwsza”. W zasadzie ktoś taki miałby rację, nie ma to znaczenia. Jednak znaczenie ma – dla tzw. pamięci zbiorowej narodu, obecność w świadomości Polaków faktów historycznych, składających się na martyrologię. To część składowa tego, co nazywamy pamięcią historyczną. A pamięć nie powinna być wybiórcza.
W grudniu miałem okazję uczestniczyć w dyskusji panelowej, wspólnie z prof. Piotrem Madajczykiem i Wojciechem Saramonowiczem, która została zorganizowana w kinie Elektronik w Warszawie, po specjalnym pokazie filmu „Kamerdyner”. Podczas dyskusji na sali było ok. 100-200 osób, jak mniemam – głównie mieszkańców stolicy. Publiczność wyrobiona, pokaz odbywał się w ramach cyklu „Obrazy Historii”, organizowanego przez Instytut Pileckiego i Warszawską Szkołę Filmową. Mówiliśmy o mordzie w Piaśnicy (10-12 tys. zamordowanych) i o tzw. krwawej jesieni na Pomorzu (ok. 40 tys. zamordowanych w okresie od września 1939 do lutego 1940). Zapytałem publiczności czy wiedziała o tych mordach. Na sali zaległa cisza. Podczas dyskusji usłyszeliśmy, że zarówno film Bajona, jak i nasza dyskusja dotyczyła faktów kompletnie nieznanych warszawiakom.
Mam nieodparte wrażenie, że dziennikarz przygotowujący materiał dla Wiadomości TVP również nie wie nic o mordzie w Piaśnicy (być może zostały mu wspomnienia z „Kamerdynera”, to wszystko). Co gorsza – profesjonalny historyk, wypowiadający się w charakterze eksperta, także zdaje się nie mieć pojęcia o tym, co działo się na Pomorzu od pierwszych dni września 1939 roku.
I to właśnie jest problem, nie zaś pierwszeństwo zbrodni – wawerskiej czy piaśnickiej.
Historyk, ekspert Wiadomość TVP: To, co Niemcy zrobili w Wawrze bardzo dobrze pokazuje ich sposób rozprawy z Polakami w trakcie drugiej wojny światowej. Ten pierwszy masowy mord pokazuje, że w trakcie drugiej wojny światowej Niemcy stosowali odpowiedzialność zbiorową i mordowali niewinnych Polaków.
Kogo mordowano na Pomorzu?
Jednak, można by rzec – dziennikarz Wiadomości błędu nie popełnił, bo miał na myśli tylko teren „okupowanej Polski”. Faktycznie – jeśli przyjąć, że zbrodnia w Wawrze była pierwsza „na terenie okupowanej Polski”, to w zasadzie – jest to prawda. Bo Pomorze nie miało statusu terenów okupowanych. Zostało włączone do Rzeszy, to była aneksja. Idąc tym tropem dochodzimy do wniosku, że mordowano tu obywateli Rzeszy. Jednak takie stawianie sprawy jest niedopuszczalne.
Do września 1939 roku część większa część Pomorza Gdańskiego należała do Polski. Okres dwudziestolecia międzywojennego zaowocował nie tylko budową Gdyni, ale także rozwojem polskiej administracji, organizacji społecznych, edukacji – na całym terenie, który na mocy postanowień Traktatu Wersalskiego przypadł Polsce. Tworzyła się tutaj polska inteligencja. Niemcy – obserwując ten proces, tworzyli tzw. listy proskrypcyjne. Znajdowały się na nich nazwiska osób, które w jakikolwiek sposób w swojej działalności zawodowej, publicznej, opowiadały się za polskością. Listy miały posłużyć do eksterminacji… W Piaśnicy i w wielu innych miejscach na Pomorzu ginęli księża, lekarze, urzędnicy, prawnicy, działacze społeczni, właściciele ziemscy i znaczniejsi chłopi. Oni wszyscy za swoją polskość zapłacili najwyższą cenę. A było tych ludzi czterdzieści tysięcy.
Byli Polakami, z tym że… Często nosili niemieckobrzmiące nazwiska, w domu posługiwali się tylko językiem kaszubskim, w szkole uczyli się tylko niemieckiego, zaś w czasie pierwszej wojny światowej walczyli w pruskich mundurach, za co nierzadko otrzymywali odznaczenia od niemieckich władz… To wszystko dla wielu wygląda na „podejrzane” i nie do końca pasuje do obrazu polskiego bohatera. Bohatera z Kongresówki lub Galicji, którego dziadowie ginęli w powstaniu listopadowym, ojcowie w styczniowym, a on sam ruszał w Polskę z legionami Piłsudskiego.
Niestety, cały czas mamy w Polsce dominującą narrację historyczną – to narracja krakowsko-warszawska (ew. wileńsko-lwowska). Wszystko, co tam się działo, dla większości Polaków zdaje się być dzisiaj „ważniejsze”, bardziej „polskie”, bardziej godne pamięci.
Kto by tam pamiętał o jakimś Pomorzu…