Natasza z Łukaszem wyszli w niedzielne południe na spacer. Natasza niosła w chuście swoja kilkumiesięczną córeczkę, Wiktorię, prowadziła psa. To było 7 stycznia tego roku. Rodzina mieszka tuż obok jednej z bardziej znanych atrakcji turystycznych na Kaszubach, obok „zamku” w Łapalicach.
Do lasu weszli przy tym właśnie„zamku”. Znajduje się tu parking, a na nim sporo samochodów. Ludzie zjeżdżają się z całego Pomorza i całej Polski, żeby zobaczyć dziwaczną budowlę.
Minąwszy „zamek” szli szerokim leśnym duktem prowadzącym do Zaworów i Chmielna. Wiodą tędy szlaki rowerowe i nordic walking. Doskonale znają tę drogę, to ich ulubiona trasa spacerowa. I zawsze po drodze mijają spacerowiczów z psami, z kijkami, całe rodziny, rowerzystów.
Po przejściu kilkuset metrów Natasza i Łukasz zauważyli grupę około dziesięciu mężczyzn, ubranych na zielono, z bronią myśliwską.
Gdzie będzie polowanie?
Relacjonuje Natasza:
– Mijali nas zajęci swoimi sprawami, nie zwracając się do nas z żadnym ostrzeżeniem. Zapytałam się, czy tutaj będzie polowanie. Odpowiedzieli, że tak. Powiedziałam, że jesteśmy tu z dzieckiem na spacerze, że nie wiedzieliśmy, że tu będzie polowanie. Odpowiedzieli, że jest plakat, jeden plakat. Spytałam gdzie – pokazali ręką, w stronę Zaworów, skąd szli. My zaś szliśmy z drugiej strony, od Łapalic, gdzie żadnego oznakowania nie było. Spytałam ich, gdzie konkretnie będzie polowanie. Odpowiedzieli: „no tu…” – i pokazali ręką. I powiedzieli, że nam nie wolno teraz tam chodzić. Spytałam więc, którą drogą mamy teraz wracać do domu. Dobrze znam ten las i znajdujące się tu ścieżki. I odniosłam wrażenie, że oni nie potrafili mi odpowiedzieć na to pytanie, po prostu kompletnie nie znali terenu i chyba nawet nie wiedzieli, gdzie konkretnie zaraz będą polować. Tak czy inaczej, nie dowiedziałam się od nich, gdzie dokładnie jest teren polowania, poza enigmatycznym: „tam na lewo….”.
Natasza i Łukasz zatrzymali się nie wiedząc, co począć. Myśliwi zaś poszli w stronę ich domu, co oznaczało, że wracając ze spaceru trzeba będzie przejść przez teren polowania.
Natasza sięgnęła do telefonu próbując odnaleźć w internecie informacje o polowaniu, o tym, gdzie konkretnie ma się ono odbywać. Bezskutecznie – żadnych takich informacji nie było.
Nagonka
Po chwili w lesie rozległ się dźwięk rogu. Rozpoczęła się nagonka. Wielkiego hałasu nie było, lecz nagle na drodze zaczęły pojawiać się zwierzęta.
Łukasz:
– Zobaczyliśmy przebiegające przez drogę sarny, tuż obok nas. Dostrzegliśmy też samych myśliwych, stali od nas w odległości około dwustu, metrów, na tej właśnie szerokiej drodze, na której cały czas się znajdowaliśmy, na której przed chwilą z nimi rozmawialiśmy. Rozległ się strzał. Wtedy na dobre się zlękliśmy.
Spłoszona sarna wpadła w drucianą siatkę, zaplątała się w nią i rozpaczliwe próbowała się wydostać, w końcu się jej udało.
Łukasz:
– Dlaczego nie mogli po prostu nam powiedzieć, że to będzie tutaj, że lepiej żebyśmy stąd czym prędzej sobie poszli? Dlaczego nie poczekali aż się oddalimy na bezpieczną odległość?
Jeleń. Znaleźliśmy się w środku polowania
Natasza:
– Rozległ się strzał, nie wiedzieliśmy co robić. W tym momencie zobaczyłam, że wprost na nas biegnie jeleń – byk, z porożem.
Łukasz:
– Szedł prosto na nas, dostrzegłem jego wzrok, był przerażony, z jednej strony bałem się, że stratuje Nataszę z Wiktorią w chuście, które stały centralnie przed nim na środku drogi, z drugiej, nie mogłem oprzeć się uczuciu zachwytu… To był piękny widok.
Natasza:
– Znaleźliśmy się w środku polowania. Nie wiedziałam, co zrobić… Może to niemądre, ale przez głowę mi przemknęło, że przecież myśliwi będą chcieli w niego strzelać, i że mogą w ten sposób przypadkowo trafić w nas… Kucnęłam więc na środku drogi, zasłoniłam sobą Weronikę… A byk w pełnym pędzie zbliżył się do nas na kilka metrów i gwałtownie skręcił, i pomknął w las.
Przerwane polowanie
Łukasz:
– Widziałem kiedyś szarżującą watahę dzików. Spłoszone przemknęły metr ode mnie, zupełnie nie zważając na moją obecność. Co by było, gdyby zamiast jelenia w zaroślach kryły się dziki, i taka wataha ruszyłaby na nas w ucieczce przed nagonką…? Postanowiłem, że muszę przerwać to polowanie, że to nie może być tak, że tuż obok nas padają strzały, szarżują na nas zwierzęta, a my tu z dzieckiem… Zakrzyknęliśmy, że chcemy wracać tą drogą. Myśliwy, który na niej stał, pierwszy ze szpaleru od naszej strony, krzyknął, że nie, że nam nie wolno, że mamy zawrócić. Problem jednak w tym, że nie bardzo mieliśmy jak i gdzie zawrócić, kilkukilometrowa wycieczka dookoła z małym dzieckiem – to byłby wtedy problem. Nie zamierzałem więc zawracać. Dalej szliśmy środkiem drogi w kierunku myśliwych, dobrze widoczni. Widząc to jeden z nich dał znak ręką swoim kolegom, którzy opuścili broń czekając aż przejdziemy.
Natasza:
– Gdy już minęliśmy myśliwych zauważyliśmy ludzi na rowerach oraz grupę około dziesięciu osób z kijkami do nordic walkingu, w różnym wieku, od dzieci po seniorów. Szli w stronę polowania. Ostrzegaliśmy ich, nie chcieli wierzyć, że tam jest polowanie. Na tak uczęszczanej drodze, na oznakowanych szlakach, w niedzielę w południe… Myśleli, że strzały to petardy, że ktoś w lesie hałasuje fajerwerkami.
Trzeba się bać?
Od tamtego zdarzenia minęły już trzy tygodnie, emocje opadły. Wiktoria na rękach mamy bacznie obserwuje przybysza, który robi zdjęcia, a jej rodzice przyznają, że tu nie chodzi o to, że polowania są złe, że myśliwi zabijają zwierzęta… Można to akceptować lub nie. W tym przypadku jednak chodzi o coś innego – o to, że coś jednak nie jest w porządku w takim zachowaniu.
Natasza i Łukasz są miłośnikami lasu, wiele razy nocowali w lesie, włóczyli się po bezdrożach. Lubią bawić się w coś, co nosi miano bushcraftu, a polega to na tym, że raczej omija się uczęszczane drogi, człowiek zaszywa się w lesie i uczy sztuki przetrwania.
– Co by było, gdyby nie było mnie na drodze, tylko w zagajniku, na który szła nagonka? Bardzo często chodzę tam z psem, gdy nie jestem z dzieckiem, schodzę z dróg leśnych i spaceruję na przełaj. Mam się teraz bać tamtędy chodzić, bo spotkam kogoś, kto może mnie zastrzelić? – pyta retorycznie Łukasz.
Pytania
Zresztą pytań jest więcej: czy to jest w porządku, że w niedzielę w południe, bez żadnego ostrzeżenia, bez oznakowania terenu, przychodzą myśliwi, stają na środku drogi – na szlaku rowerowym, pieszym, wyciągają broń i zaczynają strzelać, a wszyscy wokół muszą uciekać? Czy to jest w porządku, że strzelają, gdy w zasięgu strzału są przechodnie, rodziny na spacerze, wycieczka amatorów nordic walkingu, w tym dzieci?
Z prośbą o komentarz w tej sprawie zwróciliśmy się do Polskiego Związku Łowieckiego.
Do tematu wrócimy…
[PS. Czytelnika może zastanawiać, dlaczego dopiero po trzech tygodniach od tego zdarzenia Natasza z Łukaszem sprawę upubliczniają. Wyjaśnienie jest dość proste – informację o zdarzeniu znaleźliśmy we wpisie Nataszy na Facebooku pod artykułem o głośnym spotkaniu myśliwych z Igorem Traczem – mistrzem świata w wyścigach psich zaprzęgów. Wtedy dopiero zwróciliśmy się do Nataszy z prośbą o rozmowę na ten temat. To nie Natasza zwróciła się z ta sprawą do mediów, to my poprosiliśmy rodzinę z Łapalic o relację.]
CZYTAJ RÓWNIEŻ: