Ścinanie kani. Zamiast puszczać wianki zetnijmy jej łeb

Ścinanie kani. Zamiast puszczać wianki zetnijmy jej łeb

Któż miałby być winien takiej sromocie – brzuchatej pannie, jak nie rude ptaszysko – synonim lenistwa, czarów, nieszczęścia i rozwiązłości

Ścinanie kani? A o co chodzi?

Zacznijmy więc od początku…

Działo się to dawno, dawno temu na kaszubskiej ziemi. Nastała susza. Spragnione zwierzęta zapytały Pana Boga, co mają robić. Potrzebowały wody. Dobry Bóg wskazał im miejsce, gdzie trzeba kopać studnię. Zwierzęta zabrały się do roboty. Jedna tylko kania nie chciała się przyłączyć do wspólnego mozołu. Siedziała sobie obok na pobliskim dębie i czekała, aż studnia zostanie wykopana.

Pan Bóg postanowił ukarać ją za lenistwo. Skazał ją na wieczne pragnienie. Dlatego dziś lata nad kaszubskimi polami, nieustannie wołając:

– Pijc, pijc!

Rzecz jasna, w dawnej kaszubskiej legendzie chodzi o dużego ptaka drapieżnego z rodziny jastrzębiowatych – kanię rudą (łac. Milvus milvus).

KANIA BYŁA KOBIETĄ

Kania dostała za swoje. Bo, wiadomo, jak leniwa, to pewnie i zdradliwa, podła, puszczalska, kłamliwa. Zasługuje na śmierć.

Ale lenistwo to wcale nie jedyna i nie najgorsza przewina rudzielca. To po prostu – posługując się jednym z cytatów filmowych – zła kobieta jest. Jej białe upierzenie na głowie same nasuwa skojarzenia z „białką”.

Kania była kiedyś kobietą. Przeobrażenie jej w pierzaste stworzenie nastąpiło w czasach kiedy Jezus ze św. Piotrem wędrowali po świecie. Strudzeni długą drogą i skwarem, wstąpili do pewnej białki by zaspokoić pragnienie orzeźwiającą wodą. Niestety, nieżyczliwa kobieta odmówiła świętym pielgrzymom nawet łyka wody ze swojej studni. Odtąd, zmieniona w kanię, cierpi z powodu niekończącego się pragnienia – pisze Piotr Schmandt [1] .

Jeśli już jesteśmy przy „złej kobiecie”, która samemu Jezusowi odmówiła kubka wody, to już krok tylko dzieli nas od czarownicy. Rzeczywiście, w kolejnej interpretacji kania jest czarownicą. Co gorsza, niebezpieczną dla dzieci – porywa je albo zsyła na nie choroby. Mówiono: „uciekajcie dzieci, bo kania na was leci” [2] .

WINNA NIECHCIANEJ CIĄŻY

Ale to jeszcze nic… Najgorsze jest to, że kania – poprzez charakterystyczne nawoływanie, namawiała porządne kaszubskie dziewczęta do złego prowadzenia się. Dowodów na to nie brakowało, podobnie jak brzemiennych panien po wioskach. Któż miałby być winien takiej sromocie – brzuchatej pannie, jak nie rude ptaszysko – synonim lenistwa, czarów, nieszczęścia i rozwiązłości.

No tak, nic dziwnego więc, że kani trzeba było się pozbyć. Zamanifestować swoje przywiązanie do wszystkiego, przeciwko czemu ptak występował od wieków, od czasów samego Jezusa. Kanię trzeba było ściąć, publicznie, obrzędowo, podczas specjalnego misterium, które na Kaszubach odbywało się najczęściej w noc świętojańską.

POGAŃSKI CHARAKTER

Zajrzyjmy do Bedekera Kaszubskiego autorstwa Róży Ostrowskiej i Izabelli Trojanowskiej [3] :

W sobótkowy zatem wieczór na Kaszubach, chętnie w miejscu wznoszącym się ponad wsią, na polanie lub na placu, odbywała się ta ceremonia w obecności mieszkańców. Wnoszono przywiązaną do żerdzi kanię, za którą postępował kat z toporem. Mówca oskarżyciel ogłaszał listę win, a sędzia wydawał wyrok. (…) Głowa obarczonej zatem nad miarę kani musiała spaść czy to w czerwieni prawdziwej krwi, czy choćby jako gliniany symbol. Żywą bowiem niegdyś kanię zastępowano z biegiem czasu kurą, wroną, wreszcie figurką ulepioną z gliny. Gdzieniegdzie (…) kanią, którą ścinano, był kwiat, najchętniej czerwona piwonia. Wieloznaczny jest więc obyczaj ścinania kani. Jej tajemne związki z kobietą, symbolika czerwieni: krwi-kwiatu, zdają się potwierdzać (…) bardzo wiekowy, pogański charakter obrzędu.

NIE TYLKO DLA ŚMIECHU

Czym w istocie było ścinanie kani? Czy była to tylko rozrywka?

Większość badaczy stoi na stanowisku, że ścinanie kani – obrzęd ten daleko wykraczał poza funkcje wspólnej zabawy.

Po pierwsze – jako element sięgającej czasów przedchrześcijańskich magii związanej z kultem płodności i wegetacji, ścinanie kani było również momentem inicjacji młodych pasterzy. Najczęściej to oni brali udział w przedstawieniu odgrywając określone przez tradycje role, a gdy ptak padał nieżywy, wręczali swoim wybrankom ozdobione wstążkami czapki. Przyjęcie czapki oznaczało zgodę na taniec (tylko taniec?) do rana, odrzucenie jej – wiadomo… Tak czy inaczej młodzi mężczyźni tej nocy po raz pierwszy dopuszczani byli do zabaw – jak dorośli.

Różni badacze szukali kolejnych sensów obrzędu: ścinanie kani miało być formą krytyki społecznej albo reliktem prawa zwyczajowego czy świadomości moralnej.

Pod koniec drugiej połowy dziewiętnastego wieku zaobserwowano gwałtowne wygasanie zwyczaju– pisał Jerzy Samp [4] . W Bedekerze Kaszubskim zaś czytamy, żejeszcze na początku naszego stulecia (tj. XX wieku – red.) na Kępie Swarzewskiej, Oksywskiej i Puckiej wystawiano po wsiach w wigilię św. Jana widowisko zwane od pradziadów „ścinaniem kani”[5] .

W kilku literackich adaptacjach ścinanie kani (w większym lub mniejszym stopniu opartych o rzeczywiście odbywające się na kaszubskich wsiach ceremonie) to między innymi barwne korowody, odgrywane przedstawienia.

REMUS

Zobaczyłem idący od wsi długi rząd dziewcząt i chłopców, za którym bezładną gromadą szli starsi i dzieci. Na przodzie chłopiec niósł zielone drzewo umajone wieńcami i kwiatami. Za nim z wielką dostojnością postępował książę ubrany w biały płaszcz i trójgraniastą koronę. Potem szedł kat, o strasznym wyglądzie, przyodziany w czerwień, z okrytą twarzą, a w okryciu były dwie dziury na oczy. Niósł on wielki goły miecz. Obok niego kroczył poważnie czarno ubrany sędzia, a za nimi cały rząd dziwnie wystrojonych postaci.

Podeszli pod górę na szeroki plac, na którym na środku stał słup wbity w ziemię, długi na łokieć i okręcony wieńcami. Ustawili się wokół niego i zaśpiewali. Kiedy skończyli, wystąpił kat z błyszczącym mieczem i wymierzył trzydzieści kroków wzdłuż i w szerz. Wszyscy się przed nim rozstępowali (…) – to fragment powieści Aleksandra Majkowskiego „Życie i przygody Remusa” [6] . Tytułowy bohater ogląda widowisko w towarzystwie starej Julki – wieszczki, która tłumaczy:

– To, co widzisz, jest jak starodawny obraz, z którego barwy spłukał deszcz i wypaliło słońce. Przed wielu wiekami ten obraz jaśniał w pełnym blasku wielkiego i świętego obrzędu i rozstrzygały się na nim wielkie sprawy. Teraz oni tam w dole będą sądzić swoje małe sprawy, a za swoje grzechy zetną kanię.

Dziś powiedzielibyśmy, że były to bardzo widowiskowe (na przykład z punktu widzenia turysty) wydarzenia, o ogromnym potencjale promocyjnym. Potencjale jak dotąd słabo wykorzystywanym.

NIECH PTASIE ŁBY SPADAJĄ, JAK KASZUBY DŁUGIE I SZEROKIE

Ścinanie kani mogliśmy obejrzeć w Muzeum – Kaszubskim Parku Etnograficznym im. Teodory i Izydora Gulgowskich we Wdzydzach Kiszewskich (na zdjęciach powyżej) – miało to miejsce 4 czerwca, z okazji Zielonych Świątek.

W tym roku Muzeum Kaszubskie w Kartuzach zapowiada, że publicznie pozbawi głowy ptaka podczas imprezy, która rozpocznie się na rynku w Kartuzach, następnie przeniesie się pod siedzibę muzeum (23 czerwca 2017).

Życzymy sobie, by takich imprez było jak najwięcej. By w czerwcu na całych Kaszubach ścinano kanie.

***

Ścinanie kani to nie jedyny specjał kaszubski, serwowany niegdyś w noc św. Jana. To także palenie ognisk odstraszających złe moce, sabaty czarownic, poszukiwanie kwiatu paproci, publiczne ekspiacje… O tym wszystkim w Magazynie Kaszuby już wkrótce.

***

PS. Autor niniejszego artykułu zdaje sobie sprawę, że kania jest ptakiem chronionym, pięknym i na pewno nie jest jego intencją, żeby zadawać jej cierpienie. Uważa, że w zupełności wystarczyłaby szmaciana lalka.

Źródła cytatów:

[1] Piotr Schmandt,Sobótka, ścinanie kani, ogień i czary na Kaszubach, Wydawnictwo Region, Gdynia 2014.

[2] jw.

[3] Róża Ostrowska, Izabella Trojanowska,Bedeker Kaszubski, Wydawnictwo Morskie, 1978.

[4] Jerzy Samp,Droga na sabat, Wydawnictwo Morskie, 1981.

[5] Róża Ostrowska, Izabella Trojanowska… jw.

[6] Aleksander Majkowski,Życie i przygody Remusa, Oficyna Czec & Wydawnictwo Relgion, 2009.