Narkomanka i świerszcz za kominem. Co mają wspólnego?

Zapłodnione samiczki wolą ludzi niż swoich niedawnych partnerów. To one nas napastują. O owadzich dźwiękach, i nie tylko – opowiada Marcin Wilga

Tekst i zdjęcia: Marcin Wilga „Borsuk”

Świerszcz miał marzenie – jedno, jedyne: Chciał sobie zrobić »cyt, cyt« za kominem.
A tu, do cholery, same kaloryfery.
Marian Załucki

Zima. Cały świat przykryła puszysta śnieżna pierzynka. Ze względu na dokuczliwe zimno najczęściej przebywamy w domu. Ongiś, dla podniesienia temperatury w izbach mieszkalnych, rozniecano w piecach ogień; wówczas rozlegało się delikatne cykanie „dzikiego” lokatora – świer­szcza domowego (Acheta domesticus).

Las i łąka jeszcze milczą. Ale już niedługo… Niebawem zaczną rozbrzmiewać setkami odgłosów.

***
Dlaczego owady generują dźwięki? Po co im to brzęczenie, zgrzytanie, bzykanie, cykanie, kołatanie itd.? Badania wykazały, że najczęściej jest to zjawisko uboczne. Jednak w niektórych przypadkach ma ono charakter celowy i spełnia wówczas niezwykle istotną rolę w życiu tych zwierząt. Dotyczy to zwłaszcza okresu godowego, kiedy to osobniki różnych płci, wykorzystując wspomniane zjawisko, odnajdują się. Romantyk powie, że „muzykalne” owady mają swoją ulubioną melodię, która wiąże zakochane pary na całe życie, trwające aż… kilka tygodni. Jest w tym stwierdzeniu dużo przesady, gdyż po akcie przedłużenia gatunku obie strony przestają się sobą interesować lub nawet któraś ze stron specjalnie unika drugiej. Przykładem jest komar brzęczący (Culex pipienis). Otóż samica komara generuje przy pomocy skrzydeł falę akustyczną o częstotliwości około 500 Hz, odbieraną przez jej partnera znajdującego się w obszarze zasięgu tej fali. Samiec posiada na głównej osi każdego czułka silnie pierzaste włoski, które pełnią rolę wąskopasmowej anteny akustycznej, dopasowanej właśnie do często­tliwości 500 Hz, a narząd Johnstona odbiera sygnały z czułków i przekazuje je do układu nerwowego. Dzięki temu, z dużej odległości podąża on w kie­runku swojej wybranki. Po okresie godowym samica, słysząc brzęczenie samca (inna częstotliwość), wyraźnie unika go.

Aby doczekać się potomstwa, musi ona przed złożeniem jaj pobrać krew z organizmów ciepłokrwistych: ptaków lub ssaków; w przeciwnym wypadku jej organizm nie wytworzy płodnych jaj. Dlatego zrozumiałe staje się zjawisko napastowania ludzi przez te owady, a dokładnie przez zapłodnione samiczki.

Sprytni Japończycy, wykorzystując fakt ucieczki zapłodnionych samic komara przed swoimi partnerami, skonstruowali miniaturowe generatory dźwiękowe odstraszające je. Próbowałem kiedyś powtórzyć to doświad­czenie, ale natrętne owady nie przejmowały się moimi generowanymi dźwiękami, mimo że zmieniałem ich częstotliwość w szerokich granicach. Naśladowanie komara, jak widać, nie jest proste. Należałoby nagrać dźwięki emitowane przez samca i dokonać specjalistycznej analizy, a dopiero później próbować skonstruować takiego sztucznego „akustycznego” komara.

U owadów, w trakcie ewolucji powstały bardziej wyspecjalizowane narządy słuchu, mianowicie propiocetywne narządy chordotonalne. Mają one postać cienkiej błony bębenkowej, pobudzanej do drgań przez fale akus­tyczne. Narządy słuchu o takiej budowie, zlokalizowane na odwłoku tuż za tułowiem lub w ostatnim segmencie tułowia, posiadają tzw. motyle nocne reprezentujące miernikowce (Geometridae) i niedźwiedziówki (Arctiidae), a także szarańcza i niektóre pluskwiaki, m. in. gatunki wodne oraz cykady. Wymienione motyle za pomocą swoich receptorów dźwięku potrafią wykryć żerujące nietoperze, które posługują się echolokacją, i w porę bezpiecznie ukryć się przed nimi; co więcej – pewne ćmy same potrafią wytwarzać ultradźwięki zakłócające pole akustyczne nietoperzy, powodując tym samym ich dezorientację.

U prostoskrzydłych długoczułkowych (Ensifera) receptor dźwięku – na­rząd tympanalny – występuje m.in. na goleniach przednich odnóży. Loka­lizowanie źródła dźwięku odbywa się przez zmianę ich położenia. Pasikoniki i świerszcze potrafią też same generować dźwięki. U wspomnianych owa­dów występują dwie przekształcone powierzchnie na przednich skrzydłach, tworzące „krawędź” i „pilnik”, które pocierane o siebie generują dźwięki. Ćwierkają przeważnie samce, u niektórych gatunków także samice tuż przed samymi godami, ale wytwarzane przez nie dźwięki są niezwykle słabe. Generowany dźwięk (jego amplituda i widmo) zależy od kilku czynników: budowy ząbków „pilnika”, wymiarów i kształtu skrzydła-rezonatora i szyb­kości przesuwania „pilnika” po „krawędzi”. Przykładowo: u niektórych świerszczy każdy tryl powstaje wskutek około 10-20 drgań błony skrzydła. Przy uderzeniu każdego ząbka o skrzydło powstaje fala akustyczna o często­tliwości 2-3 kHz, zawierająca mało częstotliwości harmonicznych (dźwięk „czysty”).
Zwykle owady generują i słyszą ultradźwięki, leżące ponad pasmem słyszalności człowieka (20 Hz-20 kHz), np. szarańcza reaguje na często­tliwości powyżej 90 kHz. Do najgłośniejszych „nadawców” należy znany przedstawiciel świerszczowatych – turkuć podjadek (Gryllotalpa gryllo­talpa), którego można usłyszeć z odległości aż 1,5 km. Jest to możliwe ze względu zarówno na dużą moc emitowanego dźwięku, jak i na jego stosun­kowo niską częstotliwość; fale o wyższych częstotliwościach, zwłaszcza ultradźwięki, są silniej tłumione w powietrzu.
Interesujące doświadczenia prowadzili na przełomie lat 60. i 70. XX wieku naukowcy francuscy, którzy skonstruowali specjalny przetwornik elektroakustyczny, tzw. jonofon, działający w oparciu o zjawisko przewo­dzenia prądu elektrycznego przez zjonizowane powietrze. Dzięki bardzo małej masie drgającego powietrza, nowy przetwornik pozwalał na emito­wanie fal akustycznych w zakresie 100 kHz i więcej. Odtwarzając przez jonofon nagrane na specjalny magnetofon sygnały akustyczne godujących samców reprezentujących nadrząd prostoskrzydłych (Orthopteroidea), bada­cze wabili ich samiczki. Wykazano, że generowane dźwięki są modulowane w amplitudzie (rytm nasilania i zaniku dźwięku). Dla każdego „ćwierka­jącego” gatunku ten rytm jest inny i pozwala bezbłędnie kojarzyć się właściwym parom. Dla ludzi jest on niesłyszalny ze względu na zbyt dużą bezwładność naszego ucha. Samiczki, słysząc sygnały akustyczne, kojarzyły je z miłosną pieśnią swojego niewidzialnego partnera, symulowanego w tym przypadku przez aparaturę badawczą.

Budowa wielkich metropolii izolujących ludzi od świata przyrody powoduje, że na co dzień mamy coraz rzadziej do czynienia z dzikimi zwierzętami. Możemy zauważyć jedynie muchę domową i pająka kątnika, rzadkością jest wymieniony wcześniej komar, biedronka, mrzyk muzealny, a jesienią złotook reprezentujący nadrząd siatkoskrzydłych (kilka egzem­plarzy zalęgło się w Katedrze Pojazdów i Maszyn Roboczych Politechniki Gdańskiej). Natomiast wiele osób narzeka na pospolicie występujące mole ubraniowe. Niekiedy na obrzeżach miast pojawiają się dziki, sarny, lisy. Nowym zjawiskiem jest ostatnio ekspansja sroki, przedstawicielki krukowatych, której obecność od kilku lat w Gdańsku poważnie przetrzebiła populację wróbla. Zastanawiam się: kogo stać w epoce komputerów i lotów kosmicznych na luksus w postaci „świerszcza za kominem”?

Obserwując owady zasiedlające Lasy Oliwskie odkryłem, że wśród tutejszych samiczek komara brzęczącego są „narkomanki”. Dowodem jest zamieszczone zdjęcie. Przedstawia ono samiczkę na kwiatostanie kruszczyka szerokolistnego (Epipactis helleborine). Storczyk ten wyrasta zwykle w mie­jscach rzadko odwiedzanych przez owady – należą do nich np. leśne ostępy; prezentowany egzemplarz wyrósł latem 1999 r. w Dolinie Zielonej, w płacie skrajnie ubogiej żyznej buczyny. Dlatego, jeśli już jakiś owad odnajdzie kwitnący kruszczyk, ten ma do zaoferowania nektar zawierający… narkotyk. Odurzony owad ma nieskoordynowane ruchy i przebywa na kwiecie dłużej, tym samym łatwiej zabiera lub zostawia tzw. pyłkowiny – przyczynia się tym samym do zapylenia rośliny (1). Biorąc pod uwagę niewielkie rozmiary ciała komara, nie jest on w stanie pomóc wymienionemu storczykowi w przedłużeniu gatunku. Ale za to, za darmo, „naćpa” się do woli.

(1) Pyłkowiny są to zawierające pyłek kwiatowy maczugowate twory, przyczepiające się za pomocą uczepków do ciała owadów: głowy lub odwłoka.

***

Marcin Wilga „Borsuk” – członek Komisji Ochrony Przyrody PTTK w Gdańsku, instruktor ochrony przyrody, zdobywca „Orlego Pióra” – nagrody przyznawanej za zasługi dla ochrony przyrody, jej poznawania i upowszechniania wiedzy przyrodniczej. Otrzymał w tym roku Stypendium Marszałka Województwa Pomorskiego dla Twórców Kultury. 

Marcin Wilga „Borsuk” jest autorem zbioru felietonów przyrodniczych pt. „Bliżej Natury. Co w trawie piszczy?”. Niniejszy felieton jest fragmentem tej książki, która ma się ukazać w tym roku.

Marcin Wilga. Fot. Brunon Wołosz
Marcin Wilga. Fot. Brunon Wołosz