Obcy samochód o zmierzchu, rozchylają się firanki, zza nich ciekawskie spojrzenia.
Zadbany dom, elektryczny dzwonek, rozpaczliwa myśl: „Co powiedzieć? Jak zacząć rozmowę?”.
– Przygotowuję materiał o…
– O kim? – dopytuje kobieta. Stoi w drzwiach. Surowe i zaniepokojone oblicze skrywa jej urodę, którą zresztą trudno dostrzec. Gospodarstwo, ciężka praca, wieś zagubiona gdzieś pomiędzy lasami.
– Maurice H. Thea H.
-A, TO…- Elżbieta ma wątpliwości, czy może na TEN temat rozmawiać. W domu są dzieci.
Dzieci pójdą oglądać telewizję, my zostaniemy w kuchni.
Żadne z nas ani razu nie użyje słów: „seks”,„prostytucja”,„burdel”.
– Najgorzej, wie pan, że zrobił mi TO krewny, mój kuzyn. Bo Kamil Z. to mój kuzyn, razem się tu we wsi wychowywaliśmy.
Wieś ma niespełna 300 mieszkańców, tu kończy się asfaltowa droga, za nią kawałek pola i dziesiątki albo i setki kilometrów boru. Za oknem, w które często spogląda Elżbieta, okna sąsiadów. Domy stoją tuż obok siebie, jakby miały być bezpieczniejsze stojąc bliżej, mniej narażone na zło, które czai się gdzieś w leśnym mroku.
– Gdyby to nie był mój krewny, to nigdy bym się nie zgodziła jechać. A tak… Mówił, że będę sprzątać. Miałam jechać z siostrą, ale zdecydowałam się sama najpierw, bo znałam trochę niemiecki. Pojechałam z nim na dziewięć dni, tak się umówiliśmy, musiałam wracać na egzamin na studia. Miałam zdać egzamin i znowu wracać do Niemiec.
Był maj 2007 roku. Jechali do miejscowości B., do pensjonatu Domina. Tam czekali na nich właściciele – Maurice H. ze swoją matką Theą.
Prokurator napisał, że Maurice H. podejrzany jest o to, że „działając wspólnie z Anną A. i Kamilem Z., w zamiarze uprawiania handlu ludźmi, przez wprowadzenie w błąd, pod pozorem załatwienia pracy w charakterze sprzątaczki w pensjonacie, zwabił Elżbietę D. w celu uprawiania prostytucji”.
– Po drodze, kiedy jechaliśmy, Anka mówiła mi, że TO robi za pieniądze, że można z TEGO nieźle żyć, że TO łatwy zarobek. Odpowiedziałam, jej że wolałabym suchy chleb gryźć, niż TO robić. Myślałam wtedy, że to jej sprawa, dorosła jest, niech ze swoim życiem robi, co chce. Do głowy mi nie przyszło, że ona TO będzie robić w tym samym miejscu, w którym ja mam pracować.
Potem policjant, podczas przesłuchania, powie Elżbiecie, że miała dużo szczęścia. Zdziwiona zapyta dlaczego.
Dlatego, że innym kobietom Kamil Z. i Maurice H. zabierali paszporty, straszyli je biciem, przetrzymywali w pensjonacie, ale przede wszystkim je szantażowali.
Wobec kuzynki Kamil Z. miał jednak opory. Może powstrzymywało go to, że wiedział, że za dziewięć dni będzie musiała wrócić do Polski?
Gdyby nie wróciła, jej matka z pewnością narobiłaby rabanu. A on, jako kuzyn, nie był dla rodziny Elżbiety anonimowy.
***
Zaczęła nerwowo od papierosów, tanich, w paczce po 25 sztuk. Przerywała, kiedy do kuchni wchodziła nastoletnia córka. Dziewczyna wzięła coś z lodówki, wyszła do pokoju obok. Elżbieta teraz opowiada, raz po raz spoglądając z niepokojem na drzwi, zza których dobiega odgłos włączonej w telewizorze bajki.
– No i przyjechaliśmy. Na początku zdziwiło mnie, że w pokoju, który mi przeznaczono, nie ma zamków. Nie mogłam się zamknąć. Następnego dnia rozpoczęłam pracę. Sprzątałam podwórko. Ale tam był syf! W tym ich domu mieszkały psy, koty, one tam robiły, to śmierdziało. Ja nie wiem, jak ci mężczyźni mogli tam przyjeżdżać TO robić. Szybko się zorientowałam, co to za dom, co tam się działo. Anka cały czas przychodziła do mnie i namawiała mnie, mówiła, że od jednego klienta będę miała 20 euro. Widziałam, jak od 10 rano do 22.00 przychodzili, często eleganccy, zajeżdżali dobrymi samochodami, wchodzili, wychodzili po godzinie. Kiedy ja tam byłam, to Anka pracowała. Ona TO z nimi robiła. I cały czas mnie nagabywała.
Elżbieta pali nerwowo. Jest kobietą około czterdziestki, ma wyraziste rysy, dopiero teraz widzę, że może się podobać.
– Raz słyszałam, jak Thea mówiła, że ze mnie mieliby dużo pieniędzy. Anka była wściekła, że odmawiałam. Chodziłam głodna. Dostawałam jeden posiłek dziennie. Wodę mogłam pić tylko z kranu. Nie miałam przy sobie ani grosza. Ciężko pracowałam, sprzątałam – wszystko mogłoby się zmienić, gdybym się zgodziła TO robić. A ja się nie godziłam. Bardzo się bałam. Przychodził do mnie Maurice, wciąż się pytał, czy się go boję. Mówiłam, że nie. A bałam się go strasznie. Obok przyjmowali klientów. Ja musiałam siedzieć w nocy w tym moim pokoiku, którego nawet nie mogłam zamknąć. Bałam się, że ktoś do mnie w nocy przyjdzie. Maurice, jakiś jego kolega, jakiś klient… Pomyli po pijaku drzwi. Albo zadecyduje, że teraz moja kolej. Spałam w dresie. W zasadzie nie spałam. Tych kilka dni to był dla mnie koszmar.
Elżbiecie zaczyna drgać podbródek, ale natychmiast się uspokaja. Jest prawdopodobnie jedyną, która nie dała się złamać spośród kilkunastu zwabionych do pensjonatu kobiet.
Ale kto jej w to uwierzy?
***
Wszystko wyszło na jaw dzięki innej zwabionej do Niemiec kobiety – Anity B.
W sierpniu 2008 roku złożyła doniesienie na policję.
Opowiedziała policjantom swoją historię: Zaraz po przekroczeniu granicy zabrali jej dowód. W pensjonacie Domina spędziła trzy miesiące. Przez ten czas nigdy samodzielnie nie opuściła budynku i posesji. Klientami byli znajomi Thei, również funkcjonariusze niemieckiej policji.
Anka wtedy mówiła: „Nie próbujcie uciekać, nie macie po co iść na policję, zobaczcie same”.
Anita pracowała od 10.00 do 22.00.
Przyjmowała kilku klientów dziennie. Pobierała od nich po 50 euro, wszystko zabierała Thea. Część z tej kwoty miała do niej wrócić – najpierw była mowa o 20 euro od klienta, potem o 15. Kiedy miała okres, Anka wpychała jej gąbkę. Kiedy chciała zadzwonić do domu, zawsze stała przy niej Anka lub Kamil, mogła tylko mówić, że „wszystko jest w porządku”. Grozili jej pobiciem, ale tego się nie bała tak, jak tego, że… Wszystkie zwabione kobiety pochodziły ze wsi i z małych miasteczek, głównie z Kaszub. Robili im zdjęcia, gdy pracowały. Gdyby się poskarżyła, ludzie we wsi dostaliby te zdjęcia. Kamil zadbałby o to, żeby wyszło na jaw, co robią w Niemczech.
Po trzech miesiącach Anita zarobiła trzy tysiące euro. Tyle zostało po odliczeniu wszystkiego, co dało się odliczyć kosztów utrzymania, prezerwatyw, pigułek antykoncepcyjnych, które wypisywał bez jakiegokolwiek badania, miejscowy lekarz – na przykład podczas zakupów, w sklepie.
Anitę odwoził do Polski Maurice. Przed granicą stwierdził, że weźmie od niej na chwilę te pieniądze, bo „dziwnie będzie wyglądało”, że ona ma tyle kasy przy sobie. Po polskiej stronie zwrócił jej 200 euro. I to było wszystko, co dostała za swoją trzymiesięczną pracę w domu publicznym. Odwrócił się na pięcie i pojechał w swoją stronę. Anita B. zamieniła euro na złotówki i wróciła pociągiem do domu. Wiedziała, że Maurice ma jej zdjęcia. Mimo to zgłosiła się na policję.
Policjanci poszli tropem wskazanym przez Anitę B. Wysłuchali kilkunastu relacji z pobytu w pensjonacie Domina. Nie wszystkie opowieści były do siebie podobne – niektóre z kobiet, po pobycie w Niemczech upodobały sobie najstarszy zawód świata.
– Zeznawały przed sądem kobiety wyuzdane, było widać, że nie miały z tym żadnego problemu. Tych było kilka. Ale nie brakowało takich, które płakały, prosiły o wyprowadzenie oskarżonych (m.in. Kamila Z.) z sali, bały się przy nich mówić. To były kobiety złamane, ciężko przeżywały to, co się stało, to był dla nich ogromny dramat i trauma – powiedział śledczy, który musi pozostać anonimowy.
***
Z akt sprawy: Maurice zazwyczaj wjeżdżał do wsi swoim lincolnem.
To musiało robić wrażenie. Kobiety często wspominają, że decydowały się na wyjazd, bo miały długi, zaciągały je w firmach oferujących pożyczki gotówkowe.
Weronika pojechała z matką.
Wcześniej kazano im zabrać „ładne rzeczy”. Weronika wzięła najlepsze ciuchy, jakie miała.
Obydwie kobiety są upośledzone umysłowo. Weronika jest częściowo ubezwłasnowolniona, jej matka – całkowicie. Jechały, rzecz jasna, do sprzątania.
Na miejscu matka usłyszała, że ma wracać do Polski, bo do pracy się nie nadaje. Jest za stara. Odwieziono ją do domu. Jej córka, Weronika została.
W aktach sprawy nie ma długich opisów. Możemy się tylko domyślać, co czuła Weronika.
Od razu Thea kazała jej założyć „ładne rzeczy”, które przywiozła z Polski. Potem się zdenerwowała i stwierdziła, że jest to „szmelc”. Kazała je zdjąć i dała jej inny strój – kusą spódniczkę, bluzkę z dekoltem. Po chwili – wszystko działo się od razu po przyjeździe – do pokoju, w którym siedziała Weronika, wszedł Niemiec. Pchnął ją na łóżko. Trzykrotnie ją zgwałcił, bez prezerwatywy.
Po wszystkim Weronika zeszła do Thei i powiedziała, że nie chce tak pracować.
– Nie ma takiej możliwości. Przyjechałaś tu, to będziesz pracować – powiedziała Niemka upośledzonej dziewczynie.
***
W listopadzie i grudniu 2009 roku następowały zatrzymania.
Z informacji Komendy Wojewódzkiej Policji w Gdańsku:
„Policjanci zatrzymali na terenie małej miejscowości w województwie pomorskim 4 osoby podejrzane o werbowanie do pracy kobiet, a następnie zmuszanie ich do prostytucji. Z ustaleń policjantów wynikało, że członkowie grupy w wieku od 27 do 41 lat oszukali kilkanaście kobiet. Kilkadziesiąt innych było zainteresowanych pracą, ale z różnych powodów nie doszło do ich wyjazdu”.
W ten sposób w ręce funkcjonariuszy wpadła polska część grupy zajmującej się werbowaniem kobiet.
Policjanci z KWP piszą: „Po tych zatrzymaniach państwo H. nie byli widywani w Polsce. Prawdopodobnie w dalszym ciągu prowadzą pensjonat Domina”.
***
Elżbieta milknie, kilkanaście minut zwierzeń nieznajomemu to i tak dużo.
Obecność dziennikarza jest śmiertelnym zagrożeniem dla jej rodziny, jej małżeństwa, jej spokoju.
– Wie pan, jaki to wstyd?
Chcę zaprotestować, przecież nie dała się złamać, powinna być z siebie dumna, jednak kobieta nie daje mi dojść do słowa.
– A myśli pan, że ktoś uwierzy, że nie dałam się złamać? – wymownie wskazuje głową za okno. – Nikt poza moją matką i siostrą nie wie o tym, że tam byłam. Nikt we wsi, nikt z rodziny, moje dzieci nie wiedzą, nie wie nawet mój mąż.
Elżbieta znowu spogląda przez okno z niepokojem. Mówi, że wciąż ze strachem wypatruje na wiejskiej drodze lincolna.
– Bardzo się boję – mówi. Nie wiem, jak tamte kobiety mogą po TYM żyć… Gdzieś tam są ich zdjęcia. Taki wstyd, takie upokorzenie… – mówi na odchodnym.
***
W marcu 2011 roku zapadły wyroki: Kamil Z. otrzymał karę ośmiu lat więzienia, jego konkubina Joanna Z.- sześć lat, Anna A. – siedem lat, kolejne trzy osoby, które „pomagały” – od roku i sześciu miesięcy do trzech lat i dwóch miesięcy pozbawienia wolności. To tylko polska część grupy wykorzystującej kobiety. Pozostaje jeszcze niemiecki „mózg” całej operacji.
Za synem i matką H., którzy są ścigani w Polsce listem gończym, wysłano Europejski Nakaz Aresztowania.
Maurice H. został zatrzymany w sierpniu 2012 roku w Amsterdamie. Proces już się zakończył, zapadł nieprawomocny wyrok – ośmiu lat pozbawienia wolności. Uzasadnienie tego wyroku liczy 300 stron.
Prostytucja w Polsce nie jest karalna. Karalne jest zmuszanie do uprawiania prostytucji. Kodeks karny: „Kto przemocą, groźbą bezprawną, podstępem lub wykorzystując stosunek zależności lub krytyczne położenie doprowadza inną osobę do uprawiania prostytucji, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10”.
Stręczycielstwo to inaczej nakłanianie do uprawiania prostytucji. Kuplerstwo to ułatwianie prostytucji, oznacza podejmowanie w celu uzyskania korzyści majątkowej wszelkich czynności, które obiektywnie są w stanie stworzyć sprzyjające warunki do uprawiania prostytucji.
Wszystkie te działania są zagrożone karą do 3 lat więzienia, a jeśli ofiarami są osoby małoletnie – do 10 lat pozbawienia wolności.
W myśl przepisów przestępcą jest taksówkarz, który podwozi klienta do agencji towarzyskiej lub prostytutkę do klienta. Przestępcą jest, kto ogłasza się w gazecie lub internecie poszukując pań do pracy. Przestępcą jest, kto wynajmuje lokal do prowadzenia agencji towarzyskiej.
– Formalnie rzecz biorąc, tak jest. Ale nie ściga się tego. To najstarszy zawód świata i wyeliminować się go nie da. Można ganiać za prostytutkami bez końca, za taksówkarzami, za burdel-mamami, a to i tak będzie funkcjonować, tylko że w podziemiu. Już lepiej seksbiznes w bardziej lub mniej formalny sposób kontrolować. Te przepisy przydają się, kiedy mamy rozbić całą siatkę handlarzy ludźmi, tak jak w tym przypadku, kiedy mamy do czynienia z bandytami, którzy te dziewczyny zmuszają. To już zupełnie inna para kaloszy. Wtedy możemy postawić przed sądem tych, którzy dziewczyny przywozili, nagabywali, wyszukiwali na wioskach – powiedział anonimowy śledczy.
***
Tekst jest fragmentem książki „Miejsca Przeklęte”, autorstwa Tomasza Słomczyńskiego, wydanej przez POLSKAPRESS Sp. z o.o. w 2015 roku.
Książkę można kupić w Księgarni Dziennika Bałtyckiego