Niedzielny słoneczny poranek 12 czerwca – o 9.00 spod Muzeum Kaszubskiego w Kartuzach po raz pierwszy wyrusza Peleton Zachodni (Kartuzy-Żukowo-Banino) XX Wielkiego Przejazdu Rowerowego. Na miejscu zbiórki 15 minut przed startem udaje mi się zliczyć ok 50 rowerzystów, ale cały czas nadjeżdżają kolejni cykliści. Niektórzy przybywają w pojedynkę, inni w parach albo w większych grupach. Wśród uczestników dostrzegam kilkoro dzieci, najmłodsze ma cztery lata, ale nie wyrusza w trasę. Ale siedmioletnia Matylda postanowiła samodzielnie przemierzać wytyczoną drogę. Przyjechała z tatą.
– Wyciągnąłeś tak wcześnie córkę na niedzielną wycieczkę rowerową? – pytam tatę Matyldy.
– Dziś nad ranem wróciłem z pracy i uwierz mi, miałem inne plany. To Mati wyciągnęła mnie.
– Chcecie dojechać do Sopotu?
– Jedziemy tak długo, aż starczy nam sił. Jeśli opadną tuż za zakrętem – kończymy, a jeśli nie, to jedziemy dalej. W razie czego w Żukowie czeka na nas wujek ze śniadaniem, a mama jest w stałym kontakcie i w każdej chwili po nas podjedzie autem – odpowiada zorganizowany ojciec.
Nagle zostajemy zwołani do wysłuchania kilku ważnych organizacyjnych spraw. Organizatorzy przejazdu peletonu, członkowie grupy Rowerowe Kaszuby przekazują nam zasady jazdy w peletonie i rozwiewają wszelkie wątpliwości natury organizacyjnej. Jeszcze wspólna fota na tle Muzeum Kaszubskiego i w drogę! Wyruszamy w stronę Żukowa w asyście policji i karetki pogotowia. Jest nas około 70 osób!
Jedziemy pełni entuzjazmu, podekscytowani, że choć raz my możemy zaskoczyć kierowców samochodów naszą ilością. Do tego stopnia, że znacznie zwalniają, czasem zatrzymują się i ze zdumienia przecierają oczy. Niektórzy machają do nas, biją brawo na znak poparcia! To bardzo ważne, żebyśmy szanowali i dbali o siebie nawzajem korzystając z naszych wspólnych dróg.
Dojeżdżamy do stacji paliw w Dzierżążnie – tam podczas krótkiej przerwy, by przepuścić sfrustrowanych kierowców, jadących za peletonem, zwracam uwagę na wesołą parę. Śmieją się, coś poprawiają przy rowerze. Okazuje się, że jednemu z uczestników Przejazdu odpadł jeden z pedałów i próbuje coś z tym fantem zrobić. Niewiele się daje, bo już ruszamy. Nieco skrzywiony, bo z nienaturalnym ułożeniem stopy na pedale, radośnie wyrusza w drogę.
– Chyba będzie ciężko dojechać do Żukowa – stwierdzam.
– Do Żukowa? Ja chcę dojechać do Sopotu a potem do Gdyni! – odpowiada z uśmiechem dzielny cyklista.
– Przyjechaliśmy specjalnie wcześnie rano PKM-ką z Gdyni do Kartuz, by wziąć udział w przejeździe, także nie ma innej opcji, musimy wrócić do domu – dopowiada towarzyszka pechowego rowerzysty.
Droga nie jest monotonna – na szczęście częściej jest z górki niż pod górkę, dlatego dość szybko i sprawnie, i w pełnym komplecie, a nawet w większym, bo po drodze dołączali się do nas kolejni miłośnicy dwóch kółek, dojeżdżamy do Żukowa. Tam również na stacji paliw łączymy się z kolejną sporą grupą cyklistów, w której widzę wiele rodzin z dziećmi. Maluchy siedzą dzielnie w fotelikach lub w przyczepkach.
Matylda z tatą oraz dzielny pan bez pedała przy rowerze, ale z flagą polski na plecach, jadą dalej. Dla mnie Żukowo staje się – niestety, metą w tegorocznym Wielkim Przejeździe Rowerowym. Obowiązki rodzicielskie wzywają, ale niezmiernie się cieszę, że choć w tak symboliczny sposób mogłam osobiście zamanifestować potrzebę budowy dróg rowerowych w Kartuzach, które są tak potrzebne. Jako osoba dojeżdżająca rowerem do pracy odczuwam to na co dzień. Zdaję sobie sprawę, że mój pojedynczy głos niewiele zdziała, ale tak duża ilość uczestników rowerowego przejazdu daje nadzieję na zmianę. Razem możemy więcej!
Na koniec dodam, że wracając z Żukowa PKM-ą do Kartuz nie mogłam wsiąść z rowerem do pociągu, gdyż tak wielu turystów z Trójmiasta jechało z rowerami na Kaszubskie szlaki.
***
Jak czytamy na stronie organizatorów, Grupy Rowerowe Kaszuby:
…na miejscu zbiórki pojawiło się ponad 60 rowerzystów, zarządziliśmy krótka odprawę dla wszystkich i w asyście policji oraz obstawy medycznej ruszyliśmy. W czasie trwania przejazdu oprócz punktów spotkań, ludzie dołączali do nas w każdym możliwym miejscu, po drodze i tak do Banina dotarliśmy już w 180 osób. Gdy opuszczaliśmy powiat kartuski było już nas ponad 250 rowerzystów, ile dołączyło zanim dojechaliśmy do Gdańska, nie wiem, ale końca nie było widać.
Trójmiasto na jeden dzień siało się stolicą miłośników dwóch kółek. Ponad 15 tysięcy rowerzystów przejechało ulicami miast by spotkać się na Sopockich Błoniach.