Torami, na piechotę

Stoją na straży nieistniejącej linii kolejowej. W kolejce do ostatecznego zardzewienia

Linia kolejowa Kartuzy – Sierakowice – Lębork zostanie zmodernizowana i przywrócona do życia. Jak podaje Radio Gdańsk, właśnie trwają prace nad studium wykonalności tej inwestycji. Pierwsze składy ruszą, być może, w 2020 roku.

Nie ulega wątpliwości, że przejazd z Kartuz do Lęborka to będzie duża atrakcja turystyczna. Tory są położone nad brzegami jezior, wiodą przez lasy, pola i wsie. Dzisiaj, wobec braku innej możliwości, doskonale się nimi wędruje.

Jednak za kilka lat, być może, nie będzie już możliwe przejście torami z Kartuz do Sierakowic. Szlak zostanie zamknięty, ogrodzony. Rozpocznie się inwestycja, która zmieni obecną ruinę w nowoczesną, jak to sią ładnie mówi – infrastrukturę. Wraz ze zwałami cegieł i żelastwa, znikną bezpowrotnie: tajemnicze oko z Prokowa, bohaterski peron z Reskowa i skupione w oczekiwaniu kołowroty z Miechucina.

***

Ale od początku: do dworców i peronów od zawsze mam słabość.

Szczególnie do tych, które ledwo stoją opuszczone w polu albo niszczeją – monumentalnie i prowincjonalnie.

Bo dworce w powiatowych miasteczkach są za duże. Są dzisiaj puste i niepotrzebne.

Choć przecież dawniej były w sam raz. Można było, i trzeba było nawet, zagryźć setę galaretą. Dworzec w takim, dajmy na to – Grudziądzu czy Aleksandrowie Kujawskim, był miejscem ważnym, niebanalnym i często odwiedzanym.

Ryszard Milczeswki-Bruno, „Jak już, to już”, dworzec w Grudziądzu:

doszli do dworcowego bufetu, za którym kilka dziewczyn wzajemnie się podszczypywało i układało kartoniki markizów o smaku porzeczkowym. D. zamówił dwa piwa. Dziewczyna z długopisem za uchem siknęła z pipy zimnego, a potem dolała z czajnika gorącego piwa, dosypując cukru. Wzięli po łyżce z talerza i mieszając w kuflach, stanęli pod oknem poczekalni. (…) Częstują się sportami i wychodzą na peron. Pociąg za chwilę nadjechał

Edward Stachura, „Cała jaskrawość”, dworzec w Aleksandrowie Kujawskim:

Dworzec miasto Laksandrów miało prima. Cacy. Piękny, wielki, elegancki… (…) Kolejka za piwem była: jak cię mogę, czyli nie za duża, nie za mała. Czas nas nie gonił, na żaden pociąg nie musieliśmy bieżyć, więc stanęliśmy i powoli dobiliśmy do lady. Chciałem dla siebie wziąć łamane: pół porter, pół pełne jasne (…).Wzięliśmy po dużym i odeszliśmy na pulpity. (…) Dworzec, widzę, stoi: Piwozdrój normalny jak wszędzie, nie lepszy, nie gorszy, ludzie przy bufecie piją piwo z kufli standardowych, z kufli supertypowych.

Stachura kojarzy mi się z dworcami kolejowymi po dwakroć. Moje osobiste wspomnienia z małomiasteczkowych i wiejskich poczekalni nieodłącznie związane są z Kaszubami. Wielogodzinne oczekiwania na pociąg, na stercie plecaków z przytroczonymi menażkami. Gitara i wspomniany powyżej, tłuczony na strunach do znudzenia bard, z którym można było tylko w dali znikać cicho.

Dziś Linia Kartuzy – Sierakowice jest w ruinie. Ale to nie tak, że trzeba włosy rwać i urągać tym, którzy do tego stanu doprowadzili. Można próbować dostrzec dyskretny i nienachalny urok ruiny. Przywodzi on na myśl upływ czasu. Dotyczy to różnych sfer zycia. Nie ma już menażek troczonych do plecaków, wogóle nie ma plecaków ze stelażem (są za to walizki na kółeczkach). Nie ma też kursujących pociągów na linii Kartuzy – Sierakowice.

***

Prokowo. Tajemnicze „oko” z tablicy z nazwą miejscowości bacznie spogląda na każdego, kto zbliży się do tego czegoś, co kiedyś było dworcem. To nie jest tak, że ruina jest nieużytkowana. Ktoś z kilku cegłówek i deski zrobił sobie ławeczkę. Być może konstruktorem ławeczki był ten sam człowiek, który czarną farbą napisał na ścianie: „śmierć”. Ciekawe, czyją śmierć miał na myśli. Czy kogoś chciał przestraszyć?

Reskowo. Przyroda odbiera to, co kiedyś, podczas budowy peronu, jej zabrano. Peron zaś na straceńczej reducie, próbuje zachować resztki godności.

Miechucino. Znowu: zarośnięty peron. I stojące rzędem żelazne dziwnotowory. Zastygły w nikomu już niepotrzebnej pracy. Tajemniczo wystawiają ku niebu kołowroty, które niegdyś, mozolnie skrzypiąc, coś dźwigały. Teraz, pochylone, w skupieniu, stoją w kolejce do totalnego zardzewienia. Przypominają szyby naftowe na roponośnych bezdrożach Teksasu albo w okolicach Jasła. Nieopodal okaleczona tablica z nazwą miejscowości zapragnęła być niewidzialną i stała się zdecydowanie zbyt niejednoznaczna.

Ostatnia stacja: Sierakowice. Przykuwa uwagę resztka poniemieckiego napisu na toalecie dla pań.