Decyzja o wyjeździe zapadła w Europejskim Centrum Solidarności. Zastanawiałem się, czy dziewięciolatka wykaże odrobię zainteresowania tematem. Okazało się, że córcia biegała ze słuchawkami na uszach jak urzeczona. Chłonęła wystawę. Chciała wszystko wiedzieć. Najbardziej interesowało ją, czy ja rzeczywiście pamiętam ZOMO na ulicach. Nie mieściło jej się w głowie, że ojciec może być tak stary, że pamięta takie dziwne, historyczne czasy. Pod choinką znalazła więc wydrukowane z netu bilety na Pendolino, do muzeów i rezerwację w hostelu. Wycieczka „patriotyczna”.
– Jedziemy do Warszawy! – wrzasnęła z uciechy.
Siedzimy teraz pod Pałacem Kultury, umęczeni dwudniowym zwiedzaniem. Wczoraj rano, zaraz po wyjściu z pociągu, było Muzeum Historii Żydów Polskich. Potem zrzuciliśmy garby w hostelu – i na miasto. Krakowskie Przedmieście, Nowy Świat, Łazienki Królewskie. Z powrotem autobusem. Padliśmy ze zmęczenia jak kawki. Dziś od rana – Muzeum Powstania Warszawskiego, Pałac Kultury i Nauki.
Siedzimy teraz na ławce, zaczyna lekko kropić deszcz, wcinamy kanapki.
– Tato, a ten pałac prezydenta, który mijaliśmy, to ja znam z telewizji, wiesz? – zagaja Natalka.
– Uhm – przeżuwam.
– Myślałam, że tam będzie tłum ludzi i że będą coś krzyczeć.
– Dlaczego?
– Bo w telewizji zawsze tak widziałam to miejsce.
– Ale tam jest tak tylko wtedy jak są demonstracje.
– Jakie demonstracje?
– Pewnie widziałaś w telewizji marsze smoleńskie, a ostatnio demonstracje KOD-u.
– A po co są te demonstracje?
– Jedni chcą pokazać innym, że im się coś nie podoba. I że się nawzajem nie lubią.
– A kim są jedni, a kim są drudzy? To są Polacy i to są Polacy, czy tak?
I co tu powiedzieć teraz dziewięcioletniemu dziecku, które od dwóch dni nic innego nie robi, tylko odmienia przez wszystkie przypadki słowa: „Polska”, „Polacy”, „bohaterstwo”, „ojczyzna”?
– Opowiem ci historyjkę o Indianach, dobrze?
– Jo – odpowiada dziecko. Cztery miesiące wcześniej wyprowadziliśmy się z Gdańska do Kartuz, Natalia szybko „złapała” sposób wysławiania się kaszubskich kolegów i koleżanek z klasy. Na początku, jak przyniosła do domu to „jojowanie”, śmialiśmy się z żoną, ale z czasem się przyzwyczailiśmy. Teraz sam się czasem łapię na tym, że „jojuję”. Natalia zaś zaczęła chodzić na zajęcia zespołu folklorystycznego, niedługo pojedzie do Zakopanego – jako Kaszubka, w stroju ludowym będzie promować swoją (?) kulturę wśród górali.
– To posłuchaj. Była sobie wioska indiańska, mieszkało w niej dwóch szamanów, którzy się bardzo nie lubili. Co cztery lata w tej wiosce wszyscy wojownicy wybierali jednego szamana. Ten, który uzyskał więcej głosów, zostawał głównym szamanem, a drugi musiał pogodzić się z tym, że przez cztery lata będzie tylko drugim szamanem. Mniej ważnym. W tej wiosce mieszkał też jeden taki wojownik, który wcale nie był jakimś wybitnym wojownikiem, nie był żadnym wodzem, był taki, jak wielu. Miał żonę Indiankę i dwoje małych Indianiątek.
– Jak miał na imię?
– Nie wiem… To znaczy… Miał na imię… Ostre Pióro. Słuchaj dalej. Odbyły się wybory i jeden z szamanów został wybrany głównym szamanem. Wraz ze swoimi przyjaciółmi zaczął się bardzo wyśmiewać z drugiego szamana. Tańczyli wokół nich, okadzali dymem, kropili wodą, smarowali gliną i śpiewali: „hokus pokus abrakadabra, nie jesteście z naszego plemienia”. I wytykali ich palcami, jako obcych. Ci, którzy lubili drugiego szamana szybko poczuli się obrażeni i postanowili wyprowadzić się z wioski. Zabrali swoje wigwamy i rodziny i poszli sobie i założyli własną wioskę.
– A Ostre Pióro też się wyśmiewał?
– Trochę tak, na początku… Ale nie bardzo. W sumie uważał, że to niewłaściwe tak się wyśmiewać z drugiego szamana. Ostre Pióro stał z boku. Nie tańczył i nie śpiewał, ale też nie brał w obronę drugiego szamana. Tylko patrzył.
– Dlaczego nie brał go w obronę?
– Bo nie przepadał za nim. Ale uważał, że nawet jeśli się kogoś nie lubi, to nie można tak się zachowywać. Na początku wolał tego, który został wybrany głównym szamanem. Ale z czasem coraz częściej widział, że główny szaman kłamie i oszukuje. I też się do niego zniechęcił.
– I co dalej się działo?
– Minęły cztery lata. Całe plemię, z dwóch wiosek zebrało się, żeby znowu wybrać szamana. Do wyborów stanęli obydwaj – ten, który był głównym i ten, który był drugim szamanem. I wygrał drugi szaman, który teraz został głównym. Jak tylko wygrał, zaraz zaczął robić to samo – tańczył i śpiewał wokół tych, którzy wcześniej tańczyli i śpiewali wokół niego. I też okadzał ich dymem, kropił wodą i smarował gliną, i śpiewał: „nie jesteście prawdziwymi członkami plemienia”. Zmusił do opuszczenia wioski tych, którzy wcześniej jego zmusili do tego samego.
– A Ostre Pióro, co się z nim stało?
– Nikt go już nie lubił. Bo on nigdy z nikim nie tańczył. I jedni, i drudzy nie uważali go za swojego. Musiał więc opuścić wioskę. Zabrał swój wigwam, rodzinę, i odszedł daleko, bo w żadnej z dwóch wiosek nie miał przyjaciół.
– Nie chciał ich mieć?
– Chciał, ale nie chciał brać udziału w tych tańcach. Uważał, że najlepiej będzie dla jego plemienia, jeśli on będzie uczciwy wobec samego siebie.
– Tato – w głosie Natalii wyraźna była irytacja. – Miałeś mi wytłumaczyć, po co są demonstracje przed pałacem prezydenta!
– No właśnie te demonstracje to są te tańce, to takie okadzanie dymem, kropienie wodą i smarowanie gliną.
Cisza. Natalia przeżuwa chleb z serem i myśli.
– Ale ty nie jesteś Ostre Pióro? – w jej spojrzeniu sporo jest podejrzliwości.
– Nie, no co ty… Czy ja wyglądam na indiańskiego wojownika?
– Nie, ty nie jesteś Ostre Pióro… – śmieje się dziewięciolatka. – Ty jesteś zwykłym dziennikarzem!
– Jo – odpowiedziałem i spojrzałem na zegarek. Niebawem wsiądziemy do nowiutkiego Pendolino. O północy powinniśmy być już w naszym domu na Kaszubach.