Susana Alegre Raso przybywa do nas z hiszpańskiej Galicji, a także wprost ze średniowiecza. Feminizm po kaszubsku i „Kaszëbsczé jezora”… po galicyjsku.
Susana Alegre Raso rozpromieniła swoim uśmiechem ekran komputera. Rozmowa będzie odbywała się zdalnie.
Jak trafiłaś na Kaszuby?
Do Polski przyjechałam po otrzymaniu stypendium od Ministra Spraw Zagranicznych w Hiszpanii, w celu wykonania stażu podyplomowego w Akademii Muzycznej im. Fryderyka Chopina w Warszawie. Bardzo chciałam kształcić się gdzieś w Europie Środkowej. Skończyłam staż na Akademii Muzycznej w Warszawie na kierunku wokalistyka. Po założeniu zespołu Liarman naszym marzeniem było zamieszkanie bliżej morza. W końcu wybraliśmy malowniczą wieś Sulęczyno, gdzie nareszcie mogły odbywać się próby naszego zespołu, co było dość trudne wcześniej, gdy mieszkaliśmy w bloku. Bardzo lubiłam miasto, jednak teraz nie potrzebuję tego zgiełku, wolę delektować się naturą. Tutaj jest inne tempo życia.
Trudno było się zaaklimatyzować na Kaszubach?
Och, nie! W Sulęczynie mieszka dużo ludzi z miasta, więc miejscowi są przyzwyczajeni do ludzi napływowych. Próbowałam uczyć się języka kaszubskiego, prowadziłam również w mojej miejscowości zajęcia językowe z hiszpańskiego. Mieszkańcy odbierali to bardzo pozytywnie, oni są otwarci do ludzi i życzliwi. Polacy nie są generalnie bardzo otwarci, także nie wiem jak wyglądałoby to w innej wiosce. Należę do Zrzeszenia Kaszubsko –Pomorskiego, Oddział w Sulęczynie, nagrywałam również dla telewizji hiszpańskiej program na temat Kaszub. Pokazałam w nim Kartuzy, Sulęczyno i Wdzydze, wraz z zespołem nagrywałam dla Festiwalu Muzyka Regionów w Lęborku piosenkę „Kaszëbsczé jezora” po galicyjsku.
Porozmawiajmy o kobietach. Tych z Galicji i tych z Kaszub… Różnią się od siebie?
Zauważyłam istotną różnicę dotyczącą praw kobiet i podejścia społeczeństwa do słowa „feminizm”. W Hiszpanii kobiety mają prawa, niewynikające wyłącznie z ustaw, ale są one respektowane w codziennym życiu. Ludzie o poglądach prawicowych, ci bardziej radykalni również głośno mówią o kwestii poparcia dla feminizmu. To była istotna różnica, którą na początku mojego pobytu dostrzegłam. W Polsce to słowo było bardziej tabu. W Galicji kobiety mają lepszą pozycję niż tu, na Kaszubach. Są traktowane na równi z mężczyznami, w większym stopniu niż tutaj
W obecnych czasach słowo feminizm może wzbudzać negatywne emocje, mam wrażenie, że kobiety obawiając się krytyki pod swoim adresem nie chcą otwarcie przyznać, że się z nim utożsamiają.
Dokładnie tak jest. Mieszkam już tyle lat na Kaszubach i zaobserwowałam dużo przedsiębiorczych kobiet. One głośno nie mówią, że są feministkami, ale ich życie jest „feministyczne”. Na pierwszy rzut oka tego nie widać, jednak jak się przyjrzysz, to zobaczysz w nich ten feminizm. Moim zdaniem, największym wrogiem dla kobiety jest sama kobieta… Szkoda, że my, kobiety o tym nie wiemy…
Hiszpanki wolą opiekować się rodziną, czy pracować poza domem? Bo u nas jest dużo kobiet pracujących w domu.
Za czasów komuny kobiety w Polsce pracowały. Tramwaje prowadziły! A w Hiszpanii kobiety z pokolenia mojej mamy nie pracowały. Obecnie wygląda to tak, że jest kryzys na świecie i w Hiszpanii pracuje ten, kto ma pracę. Jednak zdecydowanie jest większe partnerstwo niż tutaj.
Co skłoniło Ciebie do kandydowania do Parlamentu Europejskiego w 2014 roku? Byłaś pierwszą kobietą z województwa pomorskiego.
Nie miałam wcześniej związku z polityką, jednak startując w wyborach chciałam pokazać ludziom, że Europa jest bliżej niż oni sami myślą. Dzięki otwartości i Unii Europejskiej miałam możliwość uczyć się na polskiej uczelni, to był wyraz wdzięczności. Angażując się w Parlamencie Europejskim chciałam podziękować za szansę, jaką dostałam. Mój tata był bardzo dumny z mojego zaangażowania. Pomimo tego, że często dzieliły nas różne poglądy to obydwoje zgadzaliśmy się z faktem, że należy otwierać się na nowe możliwości, robić coś dla innych pokoleń.
Zmieńmy temat. Zespół, w którym grasz i śpiewasz, „Liarman”, gra muzykę ze średniowiecznej Europy oraz autorskie kompozycje połączone z folkiem, rockiem oraz dawną muzyką. Gdzie głównie występujecie na koncertach?
Gramy koncerty na wielu imprezach i festiwalach muzyki kameralnej i imprezy historyczne, szczególnie średniowieczne. Bractwa rycerskie organizują często tego typu wydarzenia. Mamy swoich fanów i jesteśmy im wdzięczni, że przychodzą nas posłuchać.
Zapraszacie słuchaczy do podróży w czasie. Wasze stroje, instrumenty tworzą szczególną atmosferę. Przekazujecie historię.
Tak, zdecydowanie o to nam chodzi. Chcemy przekazać klimat minionych lat, ale również dostarczyć słuchaczom wiedzy historycznej.
Czy macie w Galicji swój regionalny taniec?
Każdy region ma inny folk, ale nie każda osoba tańczy. Na północy Hiszpanii narodowym tańcem jest muineira. To muzyka celtycka. Spódnice w naszym ludowym stroju są podobne do spódnic kaszubskich.
Uczysz języka hiszpańskiego na Kaszubach.
Czasem słyszę od swoich uczniów, że inni zadają im pytanie, „ale, po co ty się uczysz języka?”. Takie pytania pojawiają się jeszcze w mniejszych miejscowościach, w tych większych już nie.
Jak pytasz swoich uczniów, dlaczego chcą się uczyć języka hiszpańskiego, to, jaka najczęściej pada odpowiedź?
Niektórzy uczą się, bo muszą – w ramach zajęć szkolnych. Ale inni robią to z własnego wyboru. Mam ucznia, który chce zostać stewardem, mam również uczennicę, która chce zostać pilotem. Jednak rzadko jest tak, że ktoś jest tak bardzo zdeterminowany.
Poczekaj, powiedziałaś, że ona pilotem, a on stewardem… Kiedyś ze stewardesą głównie kojarzyłaby się kobieta, a z pilotem mężczyzna.
No i super! Dokładnie tak, ja również to zauważyłam.
Jeśli miałabyś polecić swoim znajomym miejsce na Kaszubach, co by to było?
Zamek w Bytowie, kolegiata w Kartuzach, jeziora, natura, takie miejscowości jak Ostrzyce, Chmielno oraz koniecznie powinni zjeść pyszne wędzone rybki.
Co sprawia ci największą radość w życiu?
Koncerty. Już nie mogę się doczekać, kiedy ponownie zagramy.
Czyli muzyka w duszy gra?
Tak. Ona daje mi uczucie szczęścia.
Twoja ulubiona potrawa kaszubska?
Uwielbiam rybę w occie oraz wędzoną sielawę.