Siedzimy na pieńkach i słuchamy. Bezbronni jak dzieci we mgle. Przed nami czarna ściana, coraz bliższe porykiwania. Jedne na wyższych tonach, inne basowe, niskie, charczące. Pan Ryszard, pracownik Kaszubskiego Parku Krajobrazowego, tłumaczy, że te przypominające stękania, wydobywają się z gardeł młodszych byków, które dopiero próbują coś wskórać w temacie prokreacji. Nie w tym roku, to w następnych – może im się uda.
Porykiwania niskie, najbardziej przerażające, to byki stare, doświadczone, te które najpewniej bronią swojego stada, zwanego chmarą, przed innymi samcami.
I jeszcze sowy: pan Ryszard mówił, że w ogólnej nerwowości wrześniowego lasu, odzywają się, gdy jeleń zaryczy w pobliżu. Nie musimy czekać długo. Do ogólnego zgiełku dołącza głos samicy puszczyka.
Jest 21.00, siedzimy tak po cichutku, jelenie ryczą coraz bliżej, aż tu nagle słyszymy kroki. Nie, to nie są kroki człowieka. Zbliża się coś dużego. Ostrożnie nas podchodzi. Serce bije mocniej. Co zrobię, jak wyjdzie przede mnie, pochyli głowę, jakby chciał nacierać? W ręku ściskam latarkę myśląc sobie, że wtedy zaświecę mu w oczy. Jeżeli zdążę.
Stąpanie jakby zamarło, tuż za najbliższymi drzewami. A teraz się oddala. Pozostaje po nim czerń nocnego lasu i odgłosy – niemilknące, z piekła rodem.
Lasy Mirachowskie, zwane niegdyś Puszczą Mirachowską. Nocą, podczas rykowiska, człowiek uświadamia sobie, jak bardzo są dzikie i tajemnicze.
Puszcza
Lasy Mirachowskie to obszar liczący ok. 6 tys. hektarów, leżący między kaszubskimi wsiami: Miechucinem, Mirachowem, Kamienicą Królewską i Sierakowicami. Znajduje się tu w sumie dziewięć rezerwatów przyrody, większość z nich została powołana dla ochrony leśnych terenów bagiennych, tzw. mszarów, a także rosnących to roślin, takich jak np. rosiczka okrągłolistna, widłak jałowcowaty, bagno zwyczajne czy wełnianeczka darniowa. Inne rezerwaty, np. „Jezioro Lubygość” mają na celu ochronę walorów krajobrazowych. W Lasach Mirachowskich znajdują się torfowiska, niektóre wyjątkowo głębokie – w rezerwacie „Staniszewskie Błoto” złoża torfu sięgają nawet do 11 metrów w głąb ziemi.
Szczególnie ciekawe i rzadkie zwierzęta, jakie można spotkać w rezerwatach w Lasach Mirachowskich to m.in. włochatka (średniej wielkości sowa), samotnik (to jeden z brodźców – ptak z rodziny bekasowatych, jego nazwa pochodzi od tego, że brodzi w wodzie w poszukiwaniu jedzenia, a służą mu do tego długie nogi) oraz gągoł (gatunek kaczki, która gniazduje w dziuplach).
Poza tym Lasy Mirachowskie są domem dla wielu innych zwierząt, typowych dla leśnych środowisk. Na przykład dla jeleni, które jak co roku we wrześniu dają o sobie znać odgłosami zmagań o samice. Ktoś, kto – tak jak my, znalazł się tutaj w środku rykowiska, nie będzie miał złudzeń. Największą wartością dawnej Mirachowskiej Puszczy, jest właśnie ten jej puszczański charakter.
– Lasy Mirachowskie są o tyle cenne, że jest to bardzo duży, zwarty kompleks leśny. Na tyle duży, że w niektórych miejscach możliwe jest obserwowanie przyrody w stanie zbliżonym do naturalnego – mówi Witold Sieciechowski, kierownik Kaszubskiego Parku Krajobrazowego, określając tym samym w merytoryczny sposób to, co dało się odczuć wtedy, w nocy, gdy siedzieliśmy na pieńkach wsłuchani w odgłosy rykowiska.
Głuszce
O dawnej świetności Puszczy Mirachowskiej świadczy dziś na przykład nazwa jednego z rezerwatów: „Kurze Grzędy”. Dlaczego „kurze”? Ze względu na głuszca – ptaka przypominającego nieco koguta (z rodziny kuraków). Miejsca jego bytowania wabiły do siebie myśliwych obietnicą przygody, jaką było polowanie na tego – dziś już bardzo rzadkiego i objętego ochroną, ptaka. Samce, podczas wiosennych toków wydają charakterystyczne dźwięki przypominające odgłos uderzeń drewnianych przedmiotów. W ostatniej czwartej frazie rytualnego „śpiewu” głuszec… głuchnie. Do końca nie wiadomo, dlaczego tak się dzieje. Być może jest w tym momencie tak zaabsorbowany wabieniem wybranki swego ptasiego serca, że nie w głowie mu dbałość o własne bezpieczeństwo. Tak czy inaczej, głuchota głuszca trwa wówczas niewiele ponad sekundę.
Myśliwska „przygoda” polegała (i niestety, polega nadal – na przykład w Puszczy Białowieskiej, na terenie Białorusi) na tym, żeby zbliżać się systematycznie do tego ptaka, pokonując dzielącą odległość w ciągu tej krótkiej chwili, gdy jest on ogłuszony. Chodziło o to, żeby oddać strzał z bliskiej odległości.
Zbyt często w przeszłości oddawano takie strzały. Oficjalnie mówi się, że ptaki te „wyginęły”. Dziś pozostał po nich ślad, w postaci nazwy jednego z dziewięciu rezerwatów znajdujących się w Lasach Mirachowskich.
– Kilka lat temu w planach pojawił się temat reintrodukcji głuszca na tym terenie. Jednak przeprowadzono badania i okazało się, że Lasy Mirachowskie, choć duże, to jednak są zbyt małe dla tego pięknego ptaka. Stwierdzono, że penetracja lasu dokonywana przez człowieka, mimo wszystko jest zbyt duża – informuje Witold Sieciechowski.
Ławeczka
„Kurze grzędy”. Można – nie łamiąc przepisów i w zgodzie z ekologicznym sumieniem, dotrzeć do serca tego rezerwatu ścieżką wiodącą wzdłuż granicy obszaru chronionego. Od najbliższej asfaltówki (łączącej leśniczówkę Mirachowo z Kamienicą Królewską) zajmuje to około 15 minut.
Idąc leśnym duktem wzdłuż granicy rezerwatu, nietrudno zorientować się, dlaczego został powołany. Po lewej znajdują się mokradła. Tam jest rezerwat. Piękne, choć niedostępne. Po prawej – las bukowy. Po dziesięciu minutach spaceru, spomiędzy drzew wyłania się tafla jeziora zwanego „Wielkim”, choć w istocie jest to śródleśne, niewielkie jeziorko. Jeszcze chwila cierpliwości, i można już skręcić, w stronę pomostu, który „wyprowadza” przez bagno, do miejsca tuż przy tafli wody. Tu jest ławeczka.
W tym miejscu, w sercu dawnej puszczy, wsłuchując się w odgłosy lasu, wpatrując w taflę wody, rzeczywiście można poczuć i zrozumieć, co mają na myśli fachowcy, mówiąc o „wyjątkowym – dużym i zwartym ekosystemie leśnym”, w którym przebiegają procesy „zbliżone do naturalnych”.
Fachowcy mawiają: „ekosystem leśny”. Można go porównać do pajęczyny lub domina. W pierwszym przypadku widzimy delikatne nitki, sieć wzajemnych powiązań. Zachwycamy się nad misterną pracą stworzenia, które ją stworzyło. W drugim zaś obserwujemy tę niepokojącą zależność: upadek jednego elementu może oznaczać katastrofę również dla innych, znajdujących się obok.
Rosiczka
– Weźmy na przykład jezioro Wielkie w rezerwacie Kurze Grzędy – tłumaczy kierownik Kaszubskiego Parku Krajobrazowego. – Rośnie tam rosiczka, niewielka roślina, którą trudno dostrzec. Potrzebuje odpowiedniej ilości wody, specyficznego siedliska. Jeśli uznajemy, że jest chroniona, uznajemy tym samym, że chronione jest całe siedlisko. Nie możemy więc osuszać tych bagien. Bo jeśli je osuszymy, nie zostanie tam nic…
Witold Sieciechowski wspomina, że niegdyś dokonano melioracji przyległych terenów. Poziom wody się obniżył. Potem próbowano naprawić błąd, zbudować zastawki, które zatrzymałyby odpływającą wodę.
„Po co komu jakaś rosiczka?” – zapytałby rolnik, któremu zależy na tym, żeby mieć nawodnione pole.
Na to pytanie odpowiedź jest dość złożona. Trzeba uciec się do uproszczenia. Można odpowiedzieć w ten sposób: po to, żeby myszy nie niszczyły plonów, nad głowami latał bielik zwany (niepoprawnie) orłem, a w nocy pohukiwały sowy.
„Co ma piernik do wiatraka?” – zapytałby niedowiarek.
Ano ma. To, że zarówno piernik, jak i wiatrak, funkcjonują właśnie w ramach jednej pajęczyny lub domina – jak kto woli.
Wyobraźmy sobie więc, że osuszamy torfowiska, mokradła, łęgi i olsy, i w ten sposób wydajemy wyrok nie tylko na rosiczkę, ale też inne rośliny występujące w „bagiennych” rezerwatach w Lasach Mirachowskich.
Wraz z roślinami znikają owady. Ptaki też nie mają już tu czego szukać. Nie ma wody, nie ma rozkładających się w niej szczątków roślin, nie ma owadów, jednym słowem – nie ma co jeść.
Nadlatuje bielik, rozgląda się, nie widzi ani ryby ani ptaka, którym mógłby się posilić.
I tak dalej, i tak dalej…
Tymczasem z ławeczki można obserwować kaczki, perkozy, krążącego nad głową myszołowa, ważki splecione w miłosnym uścisku, podziwiać niedostępne dla ludzkiej stopy dywany roślin bagiennych. Fachowcy mówią: bioróżnorodność.
No tak, ale nie do każdego trafiają argumenty ekologów. Rolnik będzie się cieszył się że ma nawodnione pole, obfitsze plony. Do czasu… Torfowisko to magazyn wody, swoisty zbiornik retencyjny. Po jego wysuszeniu poziom wody w okolicy się obniży. Nie będzie torfowiska, nie będzie nawodnionego pola. Pozostanie zarastająca krzewami sucha łąka.
Włochatka
Pisząc o Lasach Mirachowskich nie sposób nie wspomnieć o włochatce. To taka niewielka sowa. Mówi się: gatunek „naturowy”. Oznacza to, że tam, gdzie wyjątkowo licznie występuje (często wraz z innymi rzadkimi gatunkami roślin i zwierząt) ustanawia się obszary chronione, tzw. „Natura 2000”. W stosownych dokumentach czytamy: „Liczebność (włochatki- przyp, red.) (…) kwalifikuje Lasy Mirachowskie do międzynarodowych ostoi ptaków.”
Znowu środek nocy. Ornitolodzy, obwieszeni sprzętem, ruszają w ciemny las. Poruszają się cicho, przypominają duchy. Rozstawiają statywy, na których zamontowane są mikrofony. Jest też głośnik, z którego raz po raz wydobywa się dźwięk: króciutkie, delikatne hu, hu, hu, hu.
Trwa inwentaryzacja włochatki w Lasach Mirachowskich. Wabione są niewidoczne w ciemności ptaki – tak, żeby odezwały się, dały znać o swojej obecności. Sprawdzane są budki lęgowe, specjalnie dla tego ptaka tu zawieszone.
– Włochatka gnieździ się dziuplach, m.in. w świerkach – tłumaczy Witold Sieciechowski. – Część świerków obumiera, z takich czy innych powodów. Często są wtedy wycinane przez leśników. Tymczasem dziuple znajdują się w takich właśnie obumarłych drzewach. Leśnicy mają swoje przepisy, dokumenty, zgodnie z którymi powinni takie drzewa wycinać. Ale czy rzeczywiście należy to robić? My chcielibyśmy trochę wstrzymać takie wycinki. Co prawda, zawieszamy budki lęgowe, i czasem sowy je zajmują. Ale jak mają do wyboru: budki albo dziuple naturalne, zawsze wybiorą te naturalne.
„A po co komu włochatka?”- zapyta zwolennik „czystego” lasu, w którym wygodnie się spaceruje i zbiera grzyby, bo nie ma rozkładającego się w ściółce martwego drewna.
No właśnie – po co… O to, w którym miejscu pajęczyny albo domina znajduje się włochatka, mówi Sławomir Rubacha, prezes Stowarzyszenia Ochrony Sów:
– Każda sowa, również włochatka, reguluje nadwyżki zwierząt roślinożernych, ziarnojadów. Głównym pokarmem włochatki są gryzonie, norniki: nornik bury, nornik północny, jak też nornice czy myszarki leśne. Gdybyśmy sobie wyobrazili, że w środowisku braknie sów, to konsekwencją tego mogłoby być rozplenienie się tych gryzoni, na czym cierpiałyby drzewostany i uprawy rolne.
To jednak nie jest tak, że sowy są tylko egzekutorami. One też muszą się mieć na baczności.
– Same stanowią pokarm dla innych drapieżników. Większe sowy, takie jak puszczyki, zjadają te mniejsze, np. włochatki. Włochatka może zostać również upolowana przez jastrzębia, krogulca. Jeśli zaś chodzi o lęgi – jaja włochatki mogą zostać zjedzone przez kuny – tłumaczy Sławomir Rubacha.
Pajęczyna jest bardziej skomplikowana, niż mogłoby się to wydawać na pierwszy rzut oka. Bo dla włochatki ważne są również dzięcioły i ich korniki. To dzięki nim powstają dziuple. Leśni drwale wykuwają otwory w poszukiwaniu owadów. Tymczasem korniki, jak wiadomo – są z punktu widzenia gospodarki leśnej, szkodnikami. Tymczasem… Jak zabraknie korników, nie będzie dzięciołów, nie będzie dziupli, nie będzie sów… I tak dalej.
Ponownie na myśl przychodzą kostki domina, równiutko poustawiane obok siebie.
Człowiek
Długo jeszcze można by opisywać zależności funkcjonujące w lesie. W większości lasów na Pomorzu człowiek już wkroczył między kostki domina. Dziś reguluje, poprawia, naprawia albo „minimalizuje skutki”. Lasy Mirachowskie tym odróżniają się od innych, że są w nich jeszcze miejsca, w których człowiek nie zdążył wszystkiego pozmieniać. Nie trzeba tam wiele poprawiać.
Więcej o Lasach Mirachowskich i o znajdujących się tam rezerwatach przeczytasz na stronie internetowej Kaszubskiego Parku Krajobrazowego www.kpk.org.pl.
***
Zbierasz grzyby? Przeczytaj artykuł: Borowik czy szatan? Szatana u nas nie ma
***
Artykuł dofinansowany ze środków Wojewódzkiego Funduszu Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Gdańsku.
Artykuł ukazał się w czasopismach, m.in.:
Express Powiatu Wejherowskiego