Są takie momenty, w których dostrzegamy więcej. Z osłupieniem orientujemy się, jak bardzo zaskakujący jest otaczający nas świat. To takie chwile „zwykłego” zachwytu, olśnienia. Gdy nagle i niespodziewanie przed oczami ukazuje się coś, co niby wydaje się oczywiste. Jednak jeśli jest takie oczywiste, to dlaczego – nagle i niespodziewanie, tak nas zachwyca i zaskakuje?
Niedzielny poranek, gdzieś w okolicy jeziora Połęczyńskiego na Kaszubach, piąta rano. Powrót z balu, kąpiel w jeziorze we mgle, w końcu łąka. Całkiem nagusieńka.
Tekst: Tomasz Słomczyński, zdjęcia: Edyta Słomczyńska
Żarłoczne rodzeństwo
Doskonale teraz widać, że łąka jest królestwem pająków.
Młode pająki (mówimy teraz o większości gatunków), zaraz po wykluciu, rozchodzą się we wszystkie strony. Bo w pajęczych rodzinach zwykle nie ma braterskiej i siostrzanej miłości. Nic z tych rzeczy, wręcz przeciwnie. Lepiej czym prędzej wynieść się z rodzinnego kokona niż zostać zjedzonym przez braciszka.
Wyobraźmy sobie teraz, że jesteśmy małym pajączkiem. I zależy nam na tym żeby pójść w świat. Popatrzmy na łąkę, gąszcz roślin. Ile czasu i energii zajmie nam pokonanie, dajmy na to – jednego metra? To tak, jakbyśmy chcieli przejść sobie kilka kilometrów na skuśkę przez puszczę Amazonii.
Cóż, trzeba pokombinować, żeby bardziej efektywnie się przemieszczać. Z pomocą przychodzi sama Matka Natura. Albo inaczej: ewolucja. Jak kto woli.
Nitka z tyłka
Geotropizm ujemny. Mieliście kiedyś na dłoni biedronkę? Zawsze lezie na sam czubek palca, i dopiero stamtąd rozpościera skrzydełka i odlatuje. Tak ma, taki ma kompas i nim się kieruje. To właśnie geotropizm ujemny. Pająki też go mają.
Młode pajączki, które nie zamierzają mieszkać w pobliżu żarłocznego rodzeństwa i chcą kolonizować nowe obszary, włażą na możliwie najwyższe punkty. Wspiąwszy się na sam wierzchołek źdźbła trawy, podnoszą wysoko głowotułów, jeszcze wyżej odwłok (tyłek mówiąc językiem ludu), i wypuszczają z siebie nić. Co dalej się dzieje, przedstawimy w uproszczeniu: nić wzbija się w powietrze, pociąga za sobą pajączka, który zaczyna szybować.
Niekiedy pająk wypuszcza dwie nici. Jedna pełni funkcję cumy, druga – lotni. Nie wzbija się w powietrze za byle podmuchem, czeka na pomyślne wiatry. Dopiero gdy te nadejdą, spryciarz odcina cumę… I fruuu!
Umiejętności lotnicze nie muszą wcale służyć ucieczce od niezbyt przyjaznej atmosfery w rodzinnym kokonie. Mogą również być przydatne w budowaniu sieci łownych. Pająk wzbija się w powietrze, by wylądować na sąsiedniej łodydze, a pozostawia za sobą – od miejsca startu do lądowania, cienką nić. Potem po niej wraca, zostawiając tym razem za sobą nić grubą, która posłuży za konstrukcję sieci.
Komandosi. Nostalgia
Czasem lot jest krótki, innym razem zaś pająk pokonuje w ten sposób… Kilkaset kilometrów lub więcej! Bywa, że docierają do nas pająki na przykład z południowej Europy.
Pająki były i są często pierwszymi kolonizatorami wysp, terenów niedostępnych dla innych zwierząt. Często jako pierwsi „specjalsi” lądują na terenach przekształconych przez człowieka, który wytrzebił życie zakładając umiłowaną sobie betonową pustynię.
Podróże pająków – a może nie same podróże, tylko to, co widoczne gołym okiem – poruszające się na wietrze nici pajęcze, nie raz opisywane były przez poetów, stanowiły inspiracje dla malarzy. Babie lato. „Babie”, bo nici pajęcze mogą przypominać siwe włosy staruszki.
Nici „babiego lata” są traktowane jako zwiastun jesieni. Są symbolem przemijania. Niesłusznie. Wszak służą naszym braciom mniejszym do podróży w nieznane, do znalezienia nowego miejsca do życia. Nie zwiastują przemijania, tylko służą temu, co dopiero ma nadejść.
Pułapki i podarunki
Wróćmy jednak na naszą łąkę. W porannej rosie dostrzegamy gęstwinę pajęczych nici. To daje nam wyobrażenie, jak bujne życie tkwi w gąszczu, po którym codziennie stąpamy. To właśnie to olśnienie… Chce się wypowiedzieć banalne: „Kto by pomyślał…?”.
Pokryta rosą przędza, którą można dostrzec świtaniem, nie zawsze służy do budowania sieci łownych i specyficznych pajęczych „lotni”. Pająki w swoim asortymencie mają jej różne rodzaje, które szykują na różne okazje.
Na przykład do budowy kokonu osłaniającego jaja, do budowania schronienia dla siebie albo dla swojego nasienia. Topik na przykład konstruuje łódź podwodną – rodzaj wypełnionego powietrzem „dzwonu”, który pozwala mu zanurzać się w wodzie. Gryziel zachodni, stepowy i tapetnik budują zmyślne pułapki – takie jakby „rękawy”, które umieszczają w ściółce. Ofiara nieopatrznie zbliży się do rękawa (który jest zamaskowany fragmentami ściółki), i rach-ciach, pająk wciąga ją do środka, zamyka wyjście. Teraz może w spokoju zabierać się do konsumpcji. Jest także wyjątkowy romantyk wśród pająków – darownik przedziwny (nazwa zobowiązuje). Owija przędzą swoją ofiarę, i taki właśnie zgrabny pakuneczek daruje samicy przed kopulacją.
Kołdra
Tak, wszystkie te opowieści o pająkach są fascynujące, szczególnie gdy wracają w pamięci świtaniem, podczas porannego gapienia się na puchową kołdrę pajęczej przędzy… A propos kołdry. Dochodzi szósta. Czas odstawić aparat fotograficzny i ułożyć się do snu.
Co mówi się, gdy słońce już całkiem wysoko, a człowiek dopiero kładzie się spać? Dobranoc?
***
Korzystaliśmy z: Michał Michalewicz, „Babie lato. Efemeryczne widowisko natury czy sprytny sposób na przetrwanie?”, Salamandra Magazyn Przyrodniczy, nr 1/2018 (45).