Nie dopisała frekwencja na Dniach Powiatu Kartuskiego. Nie pierwszy raz objawia się ten problem: świecą pustkami koncerty, na których grają topowe w Polsce kapele. Dlaczego tak jest?
Zaproponuję tezę dość karkołomną. Jeśli chcemy mieć tłumy na koncertach takich zespołów, jak Varius Manx i Piersi, musimy mieć najpierw czyste jeziora.
Przypomina mi się taka sytuacja: znajomi chcieli przyjechać większą ekipą na koncert Organka i Lao Che przed dwoma laty.
– Przyjedziemy, rozbijemy namioty… – mówią.
– Jakie namioty? Gdzie rozbijecie namioty?
– Nie wiem, ty nam powiedz. No chyba macie tam w Kartuzach jakieś pole namiotowe, przecież tam u was w mieście podobno jest kilka jezior, a wokół same lasy…
Jak blisko do plaży?
Wychowałem się w Sopocie. Pamiętam to miasto z lat osiemdziesiątych. Pamiętam, jak wyglądało, gdy plaże były zamknięte, gdy woda w Zatoce nie nadawała się do kąpieli. Wspomnienia są czarno-białe albo szaro-bure, jak film Polskiej Kroniki Filmowej, który trzeba było obejrzeć zanim na kinowym ekranie pojawił się Luke Skywalker ze swoim nowym świetlnym mieczem. Potem, już w nowej rzeczywistości, gdy plaża została ponownie udostępniona, rozpoczęła się droga Sopotu do miejsca, w którym jest dzisiaj.
Znajoma ma mieszkanie w sopockiej kamienicy. W ciągu lata zwykła wynajmować je turystom, sama przenosi się w inne miejsce. Bierze tysiąc złotych za dobę. Obłożenie ma całkowite. O co pytają letnicy przed wpłaceniem pieniędzy? O to, jak daleko jest do plaży. Znajoma dopowiada, że dwieście metrów. Dla wielu to za daleko, szukają czegoś „bliżej morza”.
Siedem kilometrów
W tym roku w Sulęczynie zabrakło kąpieliska. Weszły w życie nowe przepisy, ze względu na brak dojazdu do plaży kąpielisko zamknięto. Nowe zostanie otwarte dopiero w przyszłym roku. Właścicielka gospodarstwa agroturystycznego jest wręcz zrozpaczona. Musi mówić dzwoniącym w sprawie rezerwacji turystom, że najbliższe strzeżone i zorganizowane miejsce do kąpieli znajduje się siedem kilometrów dalej. Efekt? W tym roku ma o połowę mniej turystów niż w ubiegłym.
W Kartuzach, jak wiadomo, mamy cztery jeziora. Jakże pięknie i malowniczo wyglądają Kartuzy z lotu ptaka. Przypominają takie miejscowości jak Giżycko czy Mikołajki. Jest jednak pewna – zasadnicza, różnica. W Kartuzach wszystkie cztery jeziora są zanieczyszczone. Kąpieliska nie ma już od lat. I również od lat mówi się o oczyszczeniu jezior.
W ciągu niemal trzydziestu lat nowej Polski udało się wprowadzić nasz kraj do UE i NATO, udało się oczyścić Zatokę Gdańską, nie udało zaś – kartuskich jezior.
Piękny sen
Wyobraźmy sobie, że kartuskie jeziora są czyste. Jedno kąpielisko jest nad jeziorem Karczemnym, drugie na Łabędziej Wyspie nad jeziorem Klasztornym Małym, trzecie jest położone w lesie nad jeziorem Klasztornym Dużym. Wyobraźmy sobie również kajaki, łódki – wiosłowe i małe żaglówki na wodzie. Upalny dzień. Dzieci, dorośli korzystają z kąpieli, zajadają lody, gofry… Pieniądz wlewa się do kieszeni mieszkańców szerokim strumieniem.
Bo w sprawie czystych jezior w Kartuzach wcale nie chodzi tylko o środowisko. Chodzi o duże pieniądze. Najpierw je trzeba wydać, ale z pewnością – gdy wszystko się powiedzie, wrócą one do miejskiej kasy w formie podatków, a przede wszystkim – trafią do kieszeni mieszkańców.
Można się spodziewać, że po oczyszczeniu jezior ceny nieruchomości w Kartuzach poszybują do góry. Nasze miasto ma bardzo ograniczone możliwości rozwoju przestrzennego – ze wszystkich stron jest otoczone lasami. Gdy wypełni się już ostatnia „plomba”, a stanie się to niebawem, jedynym sposobem na zamieszkanie w uroczym kurorcie, będzie kupienie lokalu na rynku wtórnym. Zresztą, żeby mieszkaniec mógł zarobić, wcale nie będzie musiał pozbywać się swojego domu. Wystarczy, że go wynajmie letnikom (jak moja sopocka znajoma), którzy zapewne zapytają o to, jak daleko jest do plaży. Zresztą możliwości zarobienia będzie znacznie więcej. Wiadomo, że każdy przechadzający się promenadą turysta trzyma w kolorowych szortach portfel wypełniony pieniędzmi do wydania od zaraz.
Znajdą się inwestorzy, powstaną restauracje, hotele, pensjonaty, bary. W takie dni jak dziś, gdy pogoda nie dopisze, Rynek będzie tętnił życiem do późnych godzin nocnych.
Koło zamachowe
Nie do wiary? Nie mam żadnych wątpliwości, że tak będzie – o ile zostaną oczyszczone jeziora. Zmiana będzie skokowa, spektakularna i zadziwi samych mieszkańców. Jeśli ktoś nie wierzy, niech wybierze się do Giżycka czy Mikołajek. Niech wspomni Sopot sprzed dwudziestu lat.
Nawet nie trzeba być wizjonerem, żeby mieć przekonanie, że oczyszczenie jezior jest sprawą absolutnie kluczową dla miasta i powinno być priorytetem w jakimkolwiek planowaniu przyszłości Kartuz. To byłoby ogromne, bezprecedensowe koło zamachowe dla rozwoju. Kilka lat, i miasteczko nasze zmieniłoby się nie do poznania. Dla mnie to oczywiste.
Tymczasem jeziora wciąż są zanieczyszczone. Mamy już ładny dworzec, kończy się rewitalizacja Rynku i ul. Dworcowej, jest coraz ładniej… A turystów jak nie było, tak nie ma. Nawet PKM-ka niewiele pomogła.
Zastępca burmistrza, Sylwia Biankowska informuje, że miasto przystąpiło już do realizacji Programu Odnowy Kartuskich Jezior. Właśnie trwa realizacja pierwszego etapu tego programu. Odcinane są dopływy zanieczyszczeń, budowana jest kanalizacja deszczowa, zbiorniki retencyjne. To pierwsze, konieczne do spełnienia warunki, które pozwolą na kolejne działania.
Sylwia Biankowska:
– W maju ubiegłego roku gmina złożyła wniosek o dofinansowanie na realizację kolejnych – wszystkich etapów oczyszczania jezior. Chodzi o usunięcie osadów z Jeziora Karczemnego, następnie strącenie osadów z toni wodnej oraz biomanipulacja. Na przeszkodzie stoi przewidywany koszt dokończenia rekultywacji, gdyż przekracza on 50 mln zł i przewyższa możliwości Gminy. Stąd też konieczne jest ubieganie się o dofinansowanie. Przed przystąpieniem do dalszych działań, jesteśmy zatem zmuszeni oczekiwać na wyniki kolejnych etapów oceny.
Jak przekonuje Sylwia Biankowska, zgodnie z harmonogramem realizacji projektu rekultywacja powinna się zakończyć w 2023 r. (sam okres usuwania osadów: 3 lata, 2019-2021). Potem zostaną otwarte kąpieliska.
Czyli, sytuację można podsumować w ten sposób: władze zaczęły działać, ale nie mają wystarczającej ilości pieniędzy na to, żeby mogły u nas powstać kąpieliska, i wszystko, co się z nimi wiąże. Złożono więc wniosek o dofinansowanie, jak się uda uzyskać dotację, to być może już za pięć lat będziemy mogli popływać w kartuskich jeziorach.
Śmierdzący temat
Jest jeszcze jedna sprawa, z gatunku tych śmierdzących – i to w sensie dosłownym. Usuwanie osadów będzie wiązało się z tym, co eufemistycznie nazywamy „odorem”. I będzie to trwać… Trzy lata. Co prawda, władze miasta zapewniają, że usuwanie odbywać się będzie tylko wiosną i jesienią, ale i tak… Trzy jesienie i trzy wiosny upłyną nam pod znakiem fatalnych doznań. No cóż, żeby było lepiej, musi być gorzej. A ludzie (czyt. wyborcy), jak to ludzie, mogą stracić z oczu widok końcowy i zniechęcić się w połowie przedzięwzięcia.
Być może tu właśnie jest pies pogrzebany. Bo niby dlaczego przez tyle lat nie zabrano się za oczyszczanie kartuskich jezior? Być może właśnie dlatego, że sprawa jest wyjątkowo śmierdząca. Może nie opłacać się politycznie. Wszak przed mieszkańcami Kartuz trzy śmierdzące lata. Co by było, gdyby wybory samorządowe przypadły na przykład na trzeci rok spędzony w naszym, przejściowo śmierdzącym miasteczku? Kto zagłosowałby na burmistrza, który zgotował mieszkańcom taki los?
Może się udać
Tym razem jednak kalendarz wyborczy jest korzystny. Władze zostaną wyłonione jesienią tego roku na czteroletnią kadencję. Jak wszystko dobrze pójdzie, osady będą usuwane przez trzy lata – do 2021 roku. W 2022 roku latem mieszkańcy, zapomniawszy już o niedawnych odorach, ruszą wraz z turystami na kartuskie plaże. Efekt – pozytywny efekt, będzie widoczny gołym okiem. Jesienią mieszkańcy znów staną przy urnach wyborczych. Na kogo zagłosują?
Wszystko pięknie, o ile nie będzie czasowej „obsuwy”. W innym przypadku,śmiały polityczny plan może się nie udać.
No właśnie – zbliżają się wybory… Kartuzy potrzebują burmistrza odważnego, zdeterminowanego, który nie przestraszy się smrodu, i nagle – w obliczu groźby przełożenia terminów, nie cofnie się przed realizacją najważniejszego dla Kartuz projektu. Nawet jeśli miałoby go to kosztować kolejną kadencję.
Przed nami kampania wyborcza. Wsłuchajmy się w to, co na temat kartuskich jezior będą nam mieli do powiedzenia kandydaci na burmistrza.