Sobótka na Kaszubach – jak przebiegała?
W poprzednich odcinkach cyklu o Nocy Świętojańskiej na Kaszubach pisaliśmy o ścinaniu kani i sabatach czarownic.
Dziś proponujemy przyjrzeć się postaci zwyczajnego mieszkańca kaszubskiej wsi.
KASZUBA MAGICZNY
Żeby to zrobić, konieczne jest uświadomienie sobie jednej prostej, choć nieoczywistej prawdy. Uchroni to od zbyt pochopnych drwin, które – z punktu widzenia człowieka współczesnego, mogą się cisnąć na usta.
Prawdę tę można zawrzeć w jednym zdaniu: tak bardzo dziś różnimy się – ze swoją współczesną, racjonalną postawą, od Kaszubów sprzed stu albo kilkuset lat, że trudno nam będzie zrozumieć świat, w którym to co magiczne, było realne i doświadczane na co dzień. Dlatego Sobótka na Kaszubach – czymkolwiek była, może być dla nas dzisiaj niezrozumiała.
ZWYCZAJNY ŚWIAT DUCHÓW I CZARÓW
Kobiety „wiedzące” istniały naprawdę. Do nich chodziło się z bólem brzucha po zioła, do nich też zwracał się ten, który chciał zamówić urok przeciwko sąsiadowi. Jeśli rzeczywiście po takim zamówieniu sąsiadowi padła krowa, to magia wkraczała do rzeczywistości wyraźnie i jakby „empirycznie”. Najlepszym dowodem myślenia magicznego, są tak licznie stawiane na Kaszubach przydrożne krzyże, tzw. Boże Męki. Stoją na skrajach skupisk ludzkich, na rozdrożach, oddzielając lasy i pola – przestrzeń duchów i złych mocy, od wsi – przestrzeni ludzkich, w ten sposób „chronionych”. Kto po Kaszubach wędruje, zna tę prawidłowość: jeśli nagle zza zakrętu wyłania się przydrożny krzyż, oznacza to, że zaraz wyłonią się zabudowania. Do dziś – wędrując po kaszubskich szlakach, nieustannie przekraczamy granice dwóch światów – jeden pełny jest duchów, czarownic i diabłów, drugi zagospodarowali sobie ludzie.
Jak napisał Piotr Schmandt w książce „Sobótka, ścinanie kani, ogień i czary na Kaszubach”: „Bez funkcjonowania owego 'drugiego’ świata, tak przecież złączonego z 'pierwszym’, i wzajemnego się ich przenikania, życie Kaszubów byłoby uboższe, pozbawione pewnego fragmentu sfery najintymniejszej duchowości, dotykającej osobistych wrażeń, lęków i niekiedy nadziei, opartej na zawierzeniu siłom funkcjonującym w nieco innym niż nasz prozaiczny, wymiarze.”
SOBÓTKA NA KASZUBACH: PALIĆ MIOTŁY, HAŁASOWAĆ
Bohater, któremu się przypatrzymy, Kaszuba mieszkający na wsi w roku, dajmy na to – 1800, dobrze wie, że wigilia nocy Świętego Jana to czas, w którym skuteczność zabiegów magicznych, również i tych odwołujących się do sił światłości, jest znaczniejsza niż w jakimkolwiek innym dniu w roku.
Z drugiej zaś – moce zła są szczególnie pobudzone i aktywne. Czarownice z diabłami będą ucztować podczas sabatów.
Dlatego mieszkaniec Kaszub od rana już wykonuje określone czynności mające uchronić go od złych czarów. Jednocześnie jest szczególnie ostrożny i uważny. Wszak w tym dniu może czyhać na niego szereg niezwyczajnych zdarzeń, o czym słyszymy w starych kaszubskich powiedzonkach:
„Jeśli wstanie rano i ujrzy konia, będzie to dla niego znak, że będzie musiał kupić… takiego samego konia.”
„Jeśli gospodarz znajdzie tego dnia grzyba na polu, będzie to znak, że przez cały rok będzie go spotykać szczęście.”
Od rana nasz dziewiętnastowieczny Kaszuba przystraja dom i obejście ziołami i gałązkami, głównie klonu. Wiadomo wszakże, że określone gatunki roślin działają na czarownice odstraszająco, takie jak: rumianek, czarny bez, ruta, bylica i liście paproci.
W tym dniu sporo jest do zrobienia, na przykład: żeby utrudnić czarownicom poruszanie się, w szczególności drogę na sabat, trzeba spalić stare miotły. Wiadomo wszakże, że na nowej miotle czarownica na sabat nie poleci.
Kaszuba nasz chodzi wokół domostwa z klekotką i z biczem. Hałasuje jednym i drugim. Te dźwięki są wyjątkowo przykre dla uszu czarownicy.
Kiedy już upewni się, że wszelkie czarownice z przestrzeni wokół domu przegonił, Kaszuba nasz spogląda w górę. Mogą się one chować w gałęziach drzew. Dlatego zwyczajowo wszystkie drzewa we wsi winny być wówczas sprawdzone i przetrząśnięte.
STROJNE KROWY
Ale nie tylko domostwo i podwórze trzeba było zabezpieczyć. Również to, co zapewniało byt – pola uprawne i zwierzęta. Czasem na pola wylewano wodę – miała moc oczyszczającą więc chroniła przed urokami plony.
Specjalne zabiegi trzeba było zastosować wobec zwierząt. Na wieczorny udój krów kobiety zabierały ze sobą poświęcone wcześniej wianki z ziół. Podczas dojenia paliły zioła i okadzały krowy, co chroniło je przed urokami.
W gospodarstwie naszego Kaszuby kobiety plotły wianki. Powszechne było strojenie bydła i drobiu wstążkami lub wiankami z kwiatów polnych. Należało to uczynić przed wieczornym odprowadzeniem bydła z pola do zagrody. Przy okazji pokazać zbliżającym się – ewentualnie – czarownicom, że ten akurat inwentarz jest bezpieczny, bo gospodarz wie co i jak czynić, i potrafi się przed złym zabezpieczyć.
Przy wprowadzeniu zwierząt do obory przed zapadnięciem zmroku, trzeba było podjąć kolejne kroki w celu zabezpieczenia ich przed złymi mocami. Przed progiem rysowano trzy krzyże, kiedy krowy przekraczały próg, wymawiano głośno: „W imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”. Już w samej oborze rysowano koło na ziemi wokół krowy, w kole znak krzyża. Na bydlęcej głowie również rysowano krzyż. Oczywiście, wszystkie te rysunki były wykonywane święconą kredą.
Czasami, w niektórych wsiach, kobiety zbierały się i w swoim gronie wyruszały do lasu. Tam rozpalały ognisko. Nie było to zwykłe ognisko, a święty ogień, w którym paliły zioła odstraszające złe moce. Wypijały nieco wódki i rozpoczynały taniec. Trwało to do północy. Która z kobiet nie stawiła się do tego obrzędu, zdradzała się sama – nie chcąc przeganiać diabła, wystawiała swoją reputację na szwank i była szczególnie narażona na oskarżenia o czary.
OGIEŃ OCZYSZCZENIA
A skoro już jesteśmy przy ogniu – to on miał największą moc odstraszania wszelkich czarownic, diabłów i duchów. Często też był wykorzystywany „prewencyjnie” przez mieszkańców Kaszub w Noc Świętojańską. W wielu miejscach wystawiano na tykach smolne beczki – tak, żeby przelatujące na sabat czarownice omijały wieś szerokim łukiem.
Jednak sprowadzanie ognia do roli odstraszacza wiedźm byłoby błędem. Ogień znaczył coś więcej – był symbolem oczyszczenia.
Piotr Schmandt pisze: „Wigilia św. Jana już od wczesnego zmroku iskrzyła się tysiącami ogni, przy których zbierały się gromady ludzi na obchody pradawnego święta. Rządził nimi ogień, czczony tej nocy jak żywioł życiodajny i niszczący, ale przede wszystkim oczyszczający świat ludzi, świat żywych.”
SĄD ZBIOROWY
Zaś w Bedekerze Kaszubskim, autorstwa Róży Ostrowskiej i Izabelli Trojanowskiej – czytamy: „Starodawny, obrzędowy obyczaj sobótkowy na Kaszubach był oryginalny, odmienny niż gdzie indziej. Noc, w której mocują się dzień z nocą, dobro ze złem, kłamstwo z prawdą, ta wybrana noc była tu również nocą zbiorowego sądu. Gromadziła się nań cała osada. Nad wodą wśród lasu na wzgórzu układano trzy stosy z jałowca. Przygotowywano wieniec kwiatów i zeszłoroczną sobótkową głownię. Sobótkę prowadził starzec, najmędrszy i najczcigodniejszy. On to zapalał głownią środkowy stos z wieńcem. Ta chwila była uroczystym otwarciem obrzędu. (…)
Wówczas wszyscy wyznawali publicznie swoje winy, a ci, których pokrzywdzono, przebaczali. Sądził ogień, i to on wyznaczał pokutę. Była to noc pojednania i powszechnej zgody lub noc wyklęcia ze społeczności dla tych, co nie chcieli stanąć przed sądem.”
Ogień, który stawał się w ten sposób emanacją dobra, sił światłości, był – rzecz jasna, utrapieniem czarownic. One, co prawda, tańczyły tej nocy przy innych ogniskach z diabłami, jednak ognie rozpalane w tak czystych intencjach, jak ludzkie, musiały je drażnić. Były więc te ogniska enklawami bezpieczeństwa w tę straszną i piękną zarazem noc, gdy trwała w najlepsze Sobótka na Kaszubach.
Pięknie musiała wyglądać Sobótka na Kaszubach, gdy uczestnicy sobótkowego święta przypływali na miejsce uroczystości łodziami, paląc świętojańskie ognie. Najstarszy rybak, w świetle płonących głowni, prowadził lud wokół jeziora, odczytując fragmenty Ewangelii św. Jana.
SOBÓTKA NA KASZUBACH – CO Z ZABAWĄ?
Obrazy te, w których uczestnicy sobótkowej uroczystości w skupieniu słuchają Biblii, odmienne są od tego, z czym kojarzymy sobótkową zabawę. Bo przecież to czas radości, swawoli czy nawet moment rozwiązłości.
Przyglądając się sobótkowym obyczajom na Kaszubach, można rzec, że jedno drugiego nie wyklucza. Po uroczystej „części oficjalnej” następował czas zabawy, tańców i wróżb, jak również – wyprawy w poszukiwaniu kwiatu paproci.
Ale o tym niebawem – w kolejnym, ostatnim już odcinku cyklu poświęconego kaszubskiej Sobótce.
***
Korzystałem z:
Piotr Schmandt, „Sobótka, ścinanie kani, ogień i czary na Kaszubach”, Gdynia 2104.
Jerzy Treder, „Kaszubi. Wierzenia i twórczość. Ze słownika Sychty”, Gdańsk 2004.
Róża Ostrowska, Izabella Trojanowska, „Bedeker kaszubski”, Gdańsk 1978.