Ta myśl wraca za każdym razem, gdy robi się zimno, mokro i wietrznie, gdy mija lato, po nim pogodna wczesna jesień, gdy listopad powoduje, że nocowanie pod namiotem – owszem jest możliwe, ale nie daje już takiej frajdy. A gdy leje i dmucha – nie daje żadnej frajdy. Tak wtedy, pojawia się ta myśl. Brzmi ona następująco:Schronisko na Kaszubach. Gdzież ono?
Dlaczego na Kaszubach nie można otworzyć schroniska? Nie agroturystyki, nie hotelu, nie ośrodka, tylko całorocznego schroniska, na wzór tych, które funkcjonują w górach?
Kiedyś już na łamach Magazynu Kaszuby zadawałem to pytanie, ale postanowiłem zadać je ponownie. Z dwóch powodów. Po pierwsze dlatego, że w ostatnim czasie – jak zauważyłem, co najmniej kilka ekip, mimo słoty, wyruszyło w las. Spali pod namiotami, w agroturystykach albo w „schronisku” w Porzeczu (dlaczego używam cudzysłowu – o tym za chwilę). Myślę więc, że temat jest nadal aktualny. Po drugie zaś – akurat się tak zdarzyło, że w różnych gronach, przy różnych okazjach temat – nie wywoływany przeze mnie, sam się pojawił. Jest więc – przynajmniej dla niektórych, ważny.
Generalnie rzecz biorąc, kwestia – w różny sposób i w różnych okolicznościach artykułowana,
brzmi następująco:
Dlaczego muszę przemierzyć całą Polskę, żeby poczuć ten specyficzny smak – przekroczyć próg, zdjąć buty, wejść do sali, która przedzielona jest barem, zamówić piwo i bigos albo racuchy, usiąść, powiedzieć „cześć” zgromadzonym, i potem dobrze się bawić z ludźmi, których widzę prawdopodobnie pierwszy i ostatni raz w życiu… Dlaczego takie rzeczy dzieją się tylko w górach? Przecież w Trójmieście i okolicach mieszkają setki albo i tysiące ludzi, którzy – podobnie jak ja, chętnie weekendowo albo nawet w tygodniu, wyskoczyliby na chwile za miasto. Nie w góry tylko na Kaszuby, żeby poczuć to COŚ – jak w górach.
Tak mówił jeden, drugi, trzeci znajomy…
Postanowiłem więc poszukać odpowiedzi na pytanie: dlaczego na Kaszubach nie ma schroniska?
Dlatego, że nie ma gór. Tylko w górach może funkcjonować schronisko.
Czyżby? Obydwa powyższe twierdzenia nie muszą być prawdziwe.
Po pierwsze: To nie jest tak, że na Kaszubach nie ma gór. Oczywiście, że nie ma takich gór jak Tatry, Karkonosze czy Beskidy w wyższych partiach. Ale Kaszuby w wielu miejscach przypominają tereny Podbeskidzia, gdzie wędruje się przez wsie, lasy i pola, gdzie wzniesienia osiągają wysokości 500 – 600 m.n.p.m. Tak, na Kaszubach spokojnie można wędrować w podobnych okolicznościach przyrody, i nie tylko przyrody…
Beskid Kaszubski – co to jest? CZYTAJ TUTAJ

Po drugie: Dlaczego mówimy, że tylko w górach może funkcjonować schronisko? Wydaje mi się, że powód – zasadniczo, jest jeden. I wcale nie chodzi o widoki, bo i w górach nie zawsze je widać ze schroniska.
Chodzi o jego dostępność.
Prawda jest taka, że każde schronisko, do którego prowadzi dopuszczona do ruchu kołowego droga, zamienia się z czasem w pensjonat i restaurację. Dlatego winno to być miejsce, do którego trzeba DOJŚĆ. I jeśli chodzi o Kaszuby – tu zaczyna rysować się problem… Bo jak tu znaleźć miejsce, do którego nie można dojechać samochodem, tylko dojść na piechotę? W górach to normalne, zaś u nas… Chyba tylko Lasy Państwowe dysponują takimi obiektami lub terenami, na których budynki takie mogłyby powstać [zielone szlabany na wjeździe do lasu] .
Jedni w trekingach, inni w klapeczkach
Tak, ale takie schronisko – do którego można tylko dojść przez błota i chaszcze, nie utrzymałoby się. Byłoby bez szans. Bo nawet w górach ogromną większość zysku przynoszą rodzinki zamawiające dwudaniowy obiad z napojami dla czterech osób. W górach jakoś jeszcze chce im się wdrapywać do schroniska (tradycja chodzenia po górach, widoki), ale na Kaszubach… Owszem, gdy będą mogli podjechać autem – to tak. Przejście np. 5 kilometrów może okazać się barierą nie do pokonania.

Schronisko na Kaszubach jest możliwe, ale powinno być przykładem kompromisu między oczekiwaniami najbardziej „wytrawnych” turystów, i tych, którzy w sandałkach i klapkach zapragną zjeść tam obiad.

Więc:
1. Powinno być zlokalizowane przy jednym z głównych szlaków – pieszych i rowerowych (rowerzyści to dzisiaj na Kaszubach główna „siła” turystyczna, to oni są bywalcami szlaków, w znacznie większym stopniu niż piechurzy).
2. Powinno być zlokalizowane w miejscu atrakcyjnym widokowo, urokliwym (mam na myśli uroki i widoki „kaszubskie” – czyli lasy i jeziora).
3. Powinno być oddalone od parkingu o jakieś 300-500 metrów. Chodzi o to, żeby samochodów nie było słychać i widać (inaczej zrobi się mega-parking), ale żeby istniała możliwość dotarcia do niego w klapkach i sandałkach. Ale musi też do niego prowadzić atrakcyjny szlak pieszy i rowerowy – na pewno inny niż szosa dla samochodów.
4. Powinno być całodobowe i całoroczne – jak w górach. Jedynym rozwiązaniem jest, że ktoś – gospodarz, by tam mieszkał. Ideą schroniska w górach jest to, że nigdy nie odmawia się w nim noclegu. Kawałek podłogi znajdzie się zawsze. I tu powinno być podobnie. Dla celów komercyjnych mogłoby być do wynajęcia. Ale zawsze – dla zasady, jedna sala, kilkuosobowa, powinna być dla turystów indywidualnych. A wynajmujący musiałby się liczyć z tym, że w schronisku nie będzie sam.
5. Powinno łączyć w sobie funkcje noclegowe i restauracyjne. Zazwyczaj w schronisku serwowane są dwa, trzy dania przyrządzane na miejscu – i zazwyczaj są to frykasy, dla których wielu ludzi przyjeżdża do danego miejsca. Powinno być serwowane piwo. W menu nie można zapominać o dzieciach – to one mogą protestować przed wycieczką lub przeciwnie, zachęcać do niej rodziców.
Rodzi się w tym miejscu pytanie: czym więc będzie się różniło to wszystko od zwyczajnej restauracji? Ano tym, że turysta będzie miał święte prawo wyciągnąć swój własny prowiant i go spożywać, siedzieć za ławą nawet cały dzień przy jednej herbacie i czytać sobie książkę, że będzie miał dostęp do wrzątku za darmo. Coś, co w restauracji jest nie do pomyślenia. W niektórych schroniskach jest tak, że są dwie sale: dla kupujących posiłki i dla przyrządzających je samodzielnie. Cóż, nie bardzo mi się to podoba, ale rozumiem, że tak jest lepiej z biznesowego punktu wiedzenia. Byle tylko niekupujący nie czuli się klientami gorszego gatunku (jeden mały stolik w korytarzu).
6. Powinno stawać się MIEJSCEM. Budować swoją własną historię. Przyciągać klimatem. Z czasem powinno być kojarzone z koncertami poezji śpiewanej, piosenki studenckiej, turystycznej. Modne są obecnie w schroniskach pokazy slajdów z dalekich wypraw, tzw. slajdowiska. Im więcej takich imprez, tym lepiej.
Dlaczego na Kaszubach nie ma schroniska?
Jest jeszcze jedna odpowiedź na to pytanie, z która się spotkałem: bo na nizinach nie ma tylu amatorów schroniskowo-turystycznych przeżyć, jak w górach. A nawet jeśli są, to i tak zawsze będą woleli pojechać w góry. Frekwencja nie byłaby wystarczająca do tego, żeby mogło się to opłacić.
Nie zgadzam się. Być może jestem naiwnym wariatem, ale myślę, że gdyby były spełnione warunki (powyżej), to w ciągu kilku miesięcy wieść rozeszłaby się po Trójmieście (i nie tylko). I rozśpiewanych włóczęgów z gitarami, pieszych i rowerowych, harcerzy, survivalowców, różnych poetów i ekologów, sportowców-długodystansowców, a także wyczynowców, i innych tym podobnych, spragnionych piwka, ogniska i odrobiny oddechu, wszystkich NAS byłoby tam całkiem sporo.
Kto mógłby podjąć się realizacji takiego zadania? W górach funkcjonują schroniska prywatne lub PTTK.
Czy nasz pomorski PTTK mógłby podjąć się takiego zadania? A może inna organizacja mogłaby to zrobić?

Post Scriptum
Jest na Kaszubach obiekt, który nazywa się „schronisko”. Chodzi o „Schronisko” Łowców Przygód w Porzeczu. Jednak – z całym szacunkiem dla właścicieli owego przybytku, nie jest on przystosowany do turystyki indywidualnej. Dzwoniąc, żeby zapytać o nocleg można usłyszeć: dzisiaj nie da rady, schronisko jest wynajęte w całości. Prawda jest taka, że organizowane są tu zimowiska, biwaki, letnie obozy – i głównie uczestnikom tych zajęć (skądinąd bardzo ciekawych) służy owo „schronisko”.
Nie, to nie jest zarzut wobec właścicieli. Taki model funkcjonowania wybrali – i to ich rzecz, i ich prawo. Robią bardzo fajne rzeczy – aktywny wypoczynek dla dzieci i młodzieży. Chwała im za to. Jednak – jak dla mnie, nijak ma się „schronisko” w Porzeczu do schronisk, które znam z Beskidów, Gorców czy Bieszczad.