Gdy słychać burzę, gdzieś w oddali, zwykle zastanawiamy się czy przejdzie bokiem, czy też nadciągnie nad nasze głowy. Tak jest w przypadku politycznej nawałnicy, która przetacza się nad Warszawą. Tu, na Kaszubach słychać echa piorunów.
W ciągu ostatnich dwóch miesięcy w przestrzeni publicznej – w różnych jej zakątkach – w Warszawie i na samym Pomorzu, pojawiły się niepokojące sygnały. Można je traktować oddzielnie, a ich nagromadzenie uważać za zbieg okoliczności.
Można też się zastanowić: czy to przypadek, że te głosy nagle zaczęły wybrzmiewać niemalże jednocześnie?
Niepokój Kaszubów
Zaczęło się od wystąpienia wojewody pomorskiego Andrzeja Drelicha (PiS), który w przemówieniu wygłaszanym z okazji dnia niepodległości stwierdził:
Warto zwłaszcza dziś przypominać każdemu z Polaków, a w szczególności każdemu z obywateli Pomorza, również temu, który nazywa siebie przedstawicielem mniejszości etnicznej i regionalistą (chodzi, rzecz jasna, o Donalda Tuska – przyp. aut.), że to terytorium nieraz było przedmiotem knowań skierowanych przeciwko jedności państwa polskiego i wobec tego naszym obowiązkiem jest utrzymywanie tutaj stałej pewności własnej przynależności narodowej.
Samorząd jest rzeczą słuszną, ale jako oddolna organizacja administracji publicznej stanowiącej część administracji państwowej, a nie jako zaczyn separatyzmu.”
Ta wypowiedź odbiła się szerokim echem na Pomorzu, wywołując szereg negatywnych komentarzy, z różnych stron. Kaszubi poczuli się zaniepokojeni.
Potem wojewoda stwierdził, że został źle zrozumiany.
Nie zmieniło to jednak faktu, że protestował marszałek województwa (PO), prezydent Gdańska (PO), prezes Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego (były senator PO) oraz znany regionalista, historyk i socjolog prof. Cezary Obracht-Prondzyński.
I żaden z nich nie wdział, choć być może przypuszczali, że to był dopiero początek…
Radny mówi gwarą
Wkrótce potem radny powiatu kościerskiego, Ignacy Kostuch (PiS), zakwestionował status języka kaszubskiego, nazywając go „gwarą”.
Kiedyś był taki kierunek, że nazywano nas Kaszubów Niemcami. Ja jestem Kaszubem. Dla mnie gwara kaszubska to jest gwara. A najpierw jestem Polakiem a później Kaszubą. W tej chwili uznano, ja nie mówię, że jest to negatywne natomiast mam tą obawę, potem może być taka sytuacja jak ze Ślązakami, że Niemcami, w związku z tym co jest, że w Europie, walka w Hiszpanii, jestem Polakiem, a potem Kaszubą.
Bardzo się cieszę, że jest, że kaszubszczyzna się pojawia, bo nas zawsze próbowano upychać, to jest super piękna sprawa, ale zawsze nadal będę uważał, że jestem Polakiem o gwarze kaszubskiej.
Słowa te – wypowiedziane w sercu Kaszub, zabrzmiały prowokacyjnie. Dlatego też niedługo trzeba było czekać na odpowiedź. Członkowie Klubu Młodych Kaszubów nagrali film i opublikowali w internecie. W ostrych słowach, wypowiadanych zresztą po kaszubsku, wezwali radnego Kostucha do przeprosin i natychmiastowego wycofania się z twierdzeń o „gwarze kaszubskiej”.
https://www.facebook.com/mlodikaszebi/videos/334644726941254/
Radny napisał sprostowanie. Zapewniając, ze jest przywiązany do kultury Kaszub, że sam jest Kaszubą, stwierdził, że został „opacznie” zrozumiany.
Ignacy Kostuch napisał w sprostowaniu:
…czuję się najpierw Polakiem a potem Kaszubą, a widząc, co aktualnie dzieje się na świecie, czy u nas w kraju, obawiam się odchodzenia od polskości. Jedność Polaków jest, moim zdaniem, ważniejsza od podkreślania odrębności.
Ignacy Kostuch nie sprecyzował, które wydarzenia na świecie i w Polsce skłoniły go do przeciwstawienia sobie dwóch idei: jedności Polaków i odrębności regionalnej. Zabierając głos w sprostowaniu wpisał się w narrację zaproponowaną 11 listopada przez wojewodę, zgodnie z którą istnieje coś w rodzaju sprzeczności między tymi wartościami. Tak, jakbyśmy mieli wybierać, co ważniejsze: jedność Polaków czy odrębność terytorialna.
Filolog sądzi, że kwestia jest dyskutowana
Jednak nie tylko radny Kościerzyny Ignacy Kostuch jest zdania, że język kaszubski nie jest językiem. Podobne opinie wygłaszane są w Warszawie, w parlamencie. Senator Grzegorz Bierecki (PiS), Przewodniczący Komisji Budżetu i Finansów Publicznych, podczas dyskusji nad projektem obniżenia subwencji oświatowej na naukę języka kaszubskiego w szkołach, również zakwestionował status kaszubskiego jako języka. W trakcie potyczki słownej z kaszubskim senatorem Kazimierzem Kleiną (PO) stwierdził:
Chciałbym się odnieść do wypowiedzi senatora Kleiny, który mówił o dyskryminacji w związku z obniżeniem środków na naukę… kaszubskiego. Jestem z wykształcenia filologiem polskim i wiem, że kwestie czy jest to odrębny język, są dyskutowane przez językoznawców. Dlatego pozwoliłem sobie bez przymiotnika (chodzi o pominięcie słowa: „język” przy słowie „kaszubski” – przyp. aut.) powiedzieć o tym…
https://www.facebook.com/senatorkleina/videos/1664614206935829/
Pomijając kwestię, że senator Bierecki, powołując się na swoje wykształcenie filologiczne pomylił przymiotnik z rzeczownikiem – to wykazał się niewiedzą na temat statusu prawnego języka kaszubskiego.
Od dwunastu lat kwestia nie jest już dyskutowana
Przypomnijmy więc: w świetle zapisów ustawy o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz o języku regionalnym, kaszubski jest językiem regionalnym. Został za niego uznany w 2005 roku (dwanaście lat temu!), ponieważ posiada określone, specyficzne cechy, między innymi odrębną gramatykę i pisownię, a także dość bogatą literaturę i pisownię.
Przypadek?
Wydawałoby się, że wypowiedzi te są przypadkowe, że akurat tak się zdarzyło, że z jednej strony wojewoda, z drugiej radny, z trzeciej – senator, że oni wszyscy z różnych stron, niezależnie do siebie…
Mogłoby się wydawać, że nie należy się tu doszukiwać niczego poza zbiegiem okoliczności.
Jednakże staje się jasne, że wypowiedzi te mają też swoje dość realne i bolesne konsekwencje.
Ministerstwo Edukacji Narodowej od 1 stycznia zamierza obniżyć subwencję oświatową na uczniów uczących się języka regionalnego lub języków mniejszości.
W tej sprawie Prezes Zrzeszenia Kaszubsko-Pomorskiego prof. Edmund Wittbrodt skierował list do Ministra Edukacji Narodowej apelujący o zaniechanie wprowadzenia tych ograniczeń. Szacuje się, że na skutek obcięcia subwencji środki dla szkół zmniejszą się o kilkanaście milionów złotych. Uderzy to przede wszystkim w małe szkoły wiejskie w powiatach kartuskim, kościerskim, chojnickim, bytowskim, wejherowskim, puckim, lęborskim, gdańskim i słupskim.
W tej sprawie zaprotestował również marszałek województwa…
Polityczna nawałnica ominie Kaszuby?
Miejmy jednak nadzieję, że polityczna burza ominie Pomorze i Kaszuby, że słyszalne u nas pomruki będą tylko echem groźnej dla Polaków nawałnicy.
Chociaż, pisząc te słowa, zastanawiam się… I dochodzę do wniosku, że nadzieję możemy mieć, jednak osobiście sądzę, że to nadzieja złudna. Spór polityczny toczy się również w Gdańsku, a Kaszubom oberwie się w pierwszej kolejności. Niestety. Za Tuska i „dziadków w Wehrmachcie”.
Jedno pytanie pozostaje jednak aktualne – jak powinniśmy reagować słysząc te niepokojące odgłosy? Odpowiedź wydaje się oczywista: protestować. Tylko czy nasze protesty odniosą skutek? Bo jak tu protestować przeciwko sile żywiołu?
Przed nami wybory samorządowe. Być może to jest jakiś sposób na uchronienie się przed nawałnicą… Być może.
PS. Zdecydowałem się na zamieszczanie nazw partii politycznych przy nazwiskach osób wymienionych w felietonie, gdyż – niestety, w obecnej sytuacji przynależność partyjna ma doniosłe znaczenie.